sobota, 20 czerwca 2020

Z mojej płytoteki: Joy Division - Soul and Heart, japoński bootleg, który ukazał się w 200 kopiach

Dzisiaj kolejny bootleg Joy Division, który jest nie lada rarytasem. Ukazał się na niebieskim winylu w 200 kopiach (są też wersje w innych kolorach), a nazywa się Soul and Heart, czyli posiada odwróconą nazwę w stosunku do oficjalnego pośmiertnego boxsetu Heart and Soul. I tak na prawdę zawiera nagrania właśnie z niego.


Zakupiłem go zaraz po tym jak się ukazał w roku 2002. 

Szata graficzna poświęcona jest Ianowi Curtisowi, uwagę zwraca ogromne zdjęcie nagrobka (z pierwszą, jak wiadomo skradzioną wersją tablicy) nagrobek znajduje się też na krążku. Winyl jest w kolorze niebieskim.



Po drugiej stronie koperty teksty piosenek. Mamy na tym krążku ich w sumie 12, ale za to w bardzo zaskakujących wersjach. Insight, Glass, Transmission i Ice Age ze strony A pochodzą z sesji nagraniowej  z 4.03.1979 roku z Eden Studio w Londynie (na okładce jest błąd - sesja miała miejsce w roku 1979 a nie 1978). Peter Hook opisuje ją w swojej książce: 4.03.1979 - sesja nagraniowa dla Generic Records, miejsce: Eden Studios w Londynie, producent: Martin Rushent, nagrane utwory: Glass, Transmission, Ice Age, Insight, Digital. 


Otwierający płytę Insight przypomina wersję z sesji dla Johna Peela (pisaliśmy o niej TUTAJ). Jest bardziej surowa niż znamy z Unknown Pleasures. Za to wokal Iana Curtisa jest dojrzalszy, pełniejszy. Wersja Glass to inna, zwłaszcza wokalnie, wersja, niż znana ze Still. Inaczej grają też gitary. Natomiast bardziej wyrazista jest perkusja, bowiem ta klaszcząca ze Still nie jest dobrym wyborem. Tekst jeż także zmieniony, ale to u Iana Curtisa zdarzało się wielokrotnie. Transmission jest doskonałe, wolniejsze, niż znamy w wersji Hannetta. Wokal też brzmi dojrzalej. Na koniec z tej sesji Ice Age, utrzymane w podobnym stylu jak poprzednie piosenki. Kolejne dwa utwory z tej strony bootlegu zostały zrealizowane podczas sesji Transmission w Central Sound Studios w Manchesterze. Miała ona miejsce dokładnie 1.07.1979 roku a Peter Hook wspomina ją tak: Pierwsza sesja nagraniowa do singla Transmission w Central Studios w Manchesterze. Producent: Martin Hannett. Lista nagranych utworów: Transmission, Novelty, Dead Souls, Something Must Break. Bardzo przyjemna sesja, o dziwo, Martin był uprzejmy i pomocny.

 
Znowu na bootlegu widnieje nieprawidłowy rok wydania. Dead Souls w tej wersji zapewne brzmi bardziej surowo, niż na Still. Wokal Curtisa jest miejscami mniej melodyjny, wokalista zmienia tutaj również warstwę tekstową, w stosunku do znanej z oficjalnego wydawnictwa. Zupełnym odlotem natomiast, i wielkim rarytasem dla fanów, jest wersja Something Must Break. Ten jeden z najlepszych utworów zespołu, w wersji ze Still brzmi jednak bez porównania lepiej. Widać jak Hannett potrafił nadać gitarze odpowiednie brzmienie i zsynchronizować ją brzmieniowo z wokalem. W tej wersji jednak nie jest tak dobrze, ale warto odnotować, że poszukiwał i znalazł odpowiednie tonacje... Szkoda że dopiero po śmierci Iana Curtisa...


Na stronie B mamy 4 piosenki z sesji Picadilly Radio - nagranej w Pennine Sound Studios w Oldham 4.06.1979 roku. Peter Hook wspomina: Joy Division biorą udział w sesji nagraniowej dla Picadilly Radio, producentem jest Stuart James, nagrane piosenki: These Days, Candidate, The Only Mistake, Chance (Atmosphere), Atrocity Exhibition.  

Cztery z tych piosenek mamy na albumie. These Days jest dość zbliżony do wersji Hannetta, poza dziwnymi chórkami przed refrenem (w sumie dobrze, że nie ma ich na oficjalnej wersji). Nie ma też syntezatora co czyni tą wersję znacznie uboższą. Candidate - no cóż, przyszło nam się zmierzyć z klasykiem z debiutu zespołu. I jednak nie. Ten styl podwójnego wokalu nie przemawia do mnie. O ile w warstwie muzycznej jest OK, to wokalnie realizator poszedł w stronę śpiewu przy ognisku. Jednak Martin Hannett potrafił odczytywać przekaz zespołu...


Za to The Only Mistake brzmi zupełnie przyzwoicie, i w tej wersji jest jak najbardziej do zaakceptowania, może poza pewnymi fragmentami wokalnymi. Chance (Atmosphere) za to zdecydowanie nie (metamorfozę tej piosenki opisywaliśmy TUTAJ, a o samej piosence pisaliśmy TUTAJ). Hannett geniuszem był i basta. 

Wydawnictwo kończą dwie piosenki z prób, mimo że oficjalna wersja mówi o nagraniu ich w Graveyard Studios w Preswitch. Dzisiaj wiemy, że próby te miały miejsce w TJ Davidson Studios 14.05.1980 roku. Możemy kolejny raz przekonać się, co New Order zrobiło z Ceremony, oraz poznać kawałek (na poniższej playliście umieściliśmy pełną wersję) ostatniej piosenki, jaką pożegnał się z nami Ian Curtis - In A Lonely Place (pisaliśmy o tej piosence TUTAJ).

Wkrótce przedstawimy kolejne bootlegi zespołu, i jeśli chcecie je poznać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
                    
Joy Division - Soul and Heart - bootleg, Redsunmusic, Japan, 2002. Strona A - 4.03.1979 - sesja nagraniowa dla Generic Records, miejsce: Eden Studios w Londynie, producent: Martin Rushent: Insight, Glass, Transmission, Ice Age, sesja nagraniowa do singla Transmission w Central Studios w Manchesterze 1.07.1979, producent: Martin Hannett: Dead Souls, Something Must Break. Strona B: Picadilly Radio Sessions, Pennine Sound Studios, Oldham 4.06.1979, producent: Stuart James: These Days, Candidate, The Only Mistake, Chance (Atmosphere), nagrania z prób w TJ Studios (14.05.1980): Ceremony, In a Lonely Place.

   

piątek, 19 czerwca 2020

Ian Curtis, Sarah Kane, Sylvia Plath, Roman Sidorov, Tim Bergling, Mark Linkous: bunt do szaleństwa

Inność, bunt aż do szaleństwa to częste cechy, stany romantycznych bohaterów. Skłóceni ze światem, rozdarci wewnętrznie, nadwrażliwi i samotni ludzie żyli krótko lecz intensywnie...  Podobnie jak i wielkie gwiazdy new wave i post-punk: Ian Curtis, Kurt Cobain (TUTAJ), Roman Sidorov (TUTAJ), Mark Linkous (TUTAJ), Tim Bergling (TUTAJ)  a także pisarki Sylvia Plath (TUTAJ), czy Sarah Kane (TUTAJ)...
 
Czy to nie dziwne, że subkultura punkowa, tak odrzucająca wszelkie autorytety, fascynowała się szaleństwem? Wbrew okolicznościom, paradoksalnie, szaleniec - i to po obu stronach żelaznej kurtyny - uważany był za osobę postępującą tym bardziej racjonalnie, im mocniej absurdalna wydawała się rzeczywistość. I skoro system społeczny był opresyjny, to każdy, kto do niego w naturalny sposób nie pasował, a właśnie wariaci wyjątkowo nie współgrali z ogólnymi normami, stawał się przez swoje niedostosowanie wolny. Wkraczający w dorosłe życie młodzi ludzie boleśnie odczuwali brak perspektyw i hipokryzję, rozpad więzi, atrofię wartości, rozczarowanie...

Dlatego punk na samym początku nie był stylem muzycznym czy subkulturą, lecz sztuką (o tym pisaliśmy TUTAJ), w której głównym dziełem było życie jednostki, formowane przez siebie i dla siebie. I stąd w Wielkiej Brytanii wzięła się fala rocka, która wyszła z collegeów i rozlała się na ulice robotniczych przedmieść. W Polsce natomiast korzenie subkultury rockowej lat 70 i 80 wywodzą się z warszawskich szkół artystycznych, z kręgów sytej bohemy i krańcowo różnych od nich środowisk małomiasteczkowych subkultur, znacznie bardziej surowych i prostych, gdzie także pojawił się mit szaleńca.

 
Punkowcy w PRL nieraz wyrabiali sobie tak zwane żółte papiery, czyli zaświadczenia od psychiatry potwierdzające zaburzenia psychiczne. Powody były dość prozaiczne (chęć uniknięcia służby wojskowej), ale wielu trafiało do szpitali psychiatrycznych czy na obozy psychoterapeutyczne, gdzie symulanci mieszali się z ludźmi faktycznie chorymi.

Idzie wariat ulicą wytykany palcami
Śmieją się ludzie nie wiadomo z czego
Dziwne ma spodnie dziwne ma włosy
Śmieszy to ogromnie szare roboty
Słychać wszędzie idiotyczne śmiechy
Nietolerancja jest cechą głupców
Głupota jest mądrością czy mądrość jest głupotą?


Powyższa piosenka toruńskiego zespołu Rejestracja, założonego w 1980 roku, doskonale wyraża tę inność, od której przedstawiciele kultury punk nie uciekali.  Można ją uznać nawet za swoisty manifest. Według niej to szarość, przeciętność jest złem, od którego trzeba się bronić wszelkimi sposobami, nawet wejściem w szaleństwo… Ten sposób widzenia świata przybliża punka do romantycznego poety, którego ucieleśnieniem stał się Lord George Byron, żyjący krótko, za to intensywnie. Tak było zarówno dwieście lat temu jak i kilkadziesiąt. 

A teraz? Trudno orzec, czy w dzisiejszym świecie życie z piętnem wariata daje wolność. Problemy psychiczne stały się tak powszechnym zjawiskiem, któremu podlegają nawet dzieci, że przestały być czymś oryginalnym a przez to gwarantującym inność…

Do problemu wyobcowania i inności jeszcze nie raz będziemy wracać, dlatego, jeśli czasem tak się czujecie, czytajcie nas… 

Codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 18 czerwca 2020

Erotyk Iana Curtisa, wokalisty Joy Division, dla żony: o co w nim chodziło?

I wish I were a Warhol silkscreen
Hanging on the wall
Or little Joe or maybe Lou
I'd love to be them all
All New York City's broken hearts
And secrets would be mine
I'd put you on a movie reel
And that would be just fine.


Słowa te napisał Ian Curtis w 1973 roku, na kartce, którą wręczył Deborah Woodruff z okazji Walentynek. Jest to wiersz, a w dokładnie erotyk, w którym są jednak niezrozumiałe, na pierwszy rzut oka, odniesienia, wymagające wyjaśnień. Jaki to sitodruk mógł wisieć na ścianie w pokoju Deborah, z którym Ian zamieniłby się miejscami? Kim byli mały Joe i Lou? I o co chodzi z tym Nowym Yorkiem?

Zacznijmy od początku. Sitodrukami Warhola były popularne i doskonale znane na Zachodzie ekrany zawieszane na ścianach, z naniesionymi nań techniką sitodruku obrazami. Ten sposób umasowienia sztuki stosowany był przez Andyego Warhola od 1962 r. Skąd taki twórczy pomysł? On sam go wyjaśnił następująco: Powodem dla którego maluję w ten sposób jest to, że chcę być maszyną. Temu właśnie miał służyć cały proces, za pomocą którego wszystkie znane prace Warhola, w tym wielokrotności twarzy Marlin Monroe czy zupa Campbell mogła znaleźć się w dowolnym miejscu, w każdym domu na świecie.

Malarz przeprowadził się do Nowego Jorku z Pittsburgha (stąd ten Nowy York w wierszu Curtisa). Gdzie po tym, gdy odniósł komercyjny sukces, postanowił rozszerzyć swoją działalność. Najpierw swoje studio malarskie nazwał Fabryką (Factory) - wyobrażając sobie, że jest to nowy rodzaj fabryki, która stale produkuje sztukę, film i muzykę (głównie w wydaniu Velvet Underground), zamiast produktów jednorazowego użytku kojarzonych zwykle z tą nazwą. Niejako w nawiązaniu do Warhola Alan Erasmus także użył nazwy fabryka po tym, gdy zobaczył tablicę na jednym z zamkniętych zakładów przemysłowych w swoim mieście: fabryka zamknięta. On z kolei chciał zbudować fabrykę, która była otwarta, ale również był świadomy tego co zrobił Warhol. Erasmus, Wilson i Savage jednak także nie byli w tym pierwsi,  na dwa lata przed nim zespół Throbbing Gristle zamierzał także nazwać swoją wytwórnię Factory  i to w nawiązaniu do Warhola, lecz ostatecznie muzycy odrzucili ten pomysł, uważając go za zbyt wtórny. Zamiast tego założyli Industrial Records.

W każdym razie to Warhol ze swoją Factory był pierwszy. Produkował w niej swoje sitodruki i kręcił filmy oraz robił zdjęcia. Działo się tam zresztą znacznie więcej… Studio stało się także azylem dla cokolwiek dziwnych ludzi, transwestytów oraz innych mniejszości seksualnych. 

Jedną z osób, które Warhol wprowadził w świat swojej sztuki był Joe Dallesandro, znany także jako Little Joe – model, aktor i symbol seksu lat 70. Swoją karierę rozpoczął od pozowania nago dla Warhola w 1967 r. Wkrótce został obsadzony przez malarza w filmie Flesh, gdzie także nago wystąpił w kilku scenach. Film stał się bardzo popularny i co za tym idzie, także Dallesandro stał się niezwykle znany. Potem grał w kilku innych filmach Warhola, takich jak Heat (1972) i Frankenstein (1974). W kolejnym dziesięcioleciu porzucił Factory i występował w filmach kręconych we Francji, Włoszech i Stanach Zjednoczonych.

Poniżej zdjęcie małego Joe z Andym Warholem:

Natomiast Lou to oczywiście Lou Reed, muzyk, autor tekstów oraz wokalista Velvet Underground, grupy kierowanej przez pewien czas przez Warhola. The Velvet Underground to był po prostu zespół organicznie powiązany z The Factory. Solowa piosenka Lou Reeda Walk on the Wild Side wymienia osoby, które spotkał w Factory, takie jak Candy Darling, Joe Dallesandro, Jackie Curtis i Holly Woodlawn...



Lou Reed był obok Davida Bowie i Iggy Popa jednym z najbardziej ulubionych piosenkarzy Iana Curtisa, toteż wymienił go w swojej walentynce… Popatrzmy na wspólne zdjęcie Lou Reeda i Andyego Warhola:

Wiemy więc już wszystko, oprócz tego, jaki konkretnie sitodruk wisiał na ścianie w pokoju Deborah. Czy ma to jednak jakieś znaczenie? Oczywiście, że ma, lecz skoro nie ma ani tego pokoju, ani obrazu, musimy w tym miejscu skończyć nasze dociekania i resztę oddać naszej wyobraźni...


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

środa, 17 czerwca 2020

Z mojej płytoteki: Mike Oldfield - Crises - winyl ze specjalnym dodatkiem

Akurat w przypadku Mikea Oldfielda udało nam się utrzymać chronologię. Pisaliśmy bowiem już o jego 11 albumie Five Miles Out z 1982 roku (TUTAJ), a dzisiaj pora na Crises z roku 1983, album chyba mniej komercyjny. Wkrótce dopełnimy kolekcję najciekawszych płyt Oldfielda i omówimy też trzynasta płytę, czyli Discovery z 1984 roku. Na koniec pewnie chronologie zaburzymy, bowiem w kolekcji jest doskonały Ommadown, wszystko jednak zależy od czasu i nastroju.  

Zacznijmy od klimatycznej okładki... Człowiek nad brzegiem rzeki, pod księżycem, wpatruje się w jej bieg. Niemniej mimo tego spokojnego klimatu, ze środka wyrasta gigantyczny wieżowiec, który zaburza ten spokojny krajobraz. Czyżby to zaburzenie było powodem braku zaznania spokoju, mimo tak sprzyjających warunków przyrody? Czyżby z tego wieżowca, który jest domem, a może miejscem pracy bohatera, brały się przyczyny tytułowych kryzysów? Kto wie?



Suita Crises, która wypełnia pierwszą stronę albumu to znakomity utwór z ciekawymi motywami typowej dla Oldfielda gitary i dynamicznymi zmianami rytmu... Na prawdę choćby dla tej suity warto posiadać omawiamy dziś album. Po pewnym czasie pora też na wokale, na albumie udzielają się Maggie Reilly, Jon Anderson (tak tak ten właśnie z Yes i od Vangelisa - opisany TUTAJ) i Roger Chapman. I być może niekomercyjność tej suity jest tak duża, by choć trochę przyćmić zupełnie niepotrzebną komercję piosenki otwierającej stronę B płyty - Moonlight Shadow... Cóż, the Cure mieli swoje Spiders Lullaby, czy Friday I'm in Love, Joy Division swoje LWTUA, to i Oldfieldowi wolno... I tak jest lepiej, niż o Baście co miała fajny biust.. Tyle na temat tej piosenki.

A później już do końca jest świetnie. In High Places piosenka o lotach bardzo, bardzo wysoko, nico przypomina klimat Five Miles Out. A może to odrzut z tamtego albumu? I tak brzmi doskonale, zwłaszcza z charakterystycznym głosem Jona Andersona

Po nim pora na absolutny megahit i najlepszy utwór Oldfielda jaki wykonał z wokalem. To  Foreign Affair, łamacz serc na dyskotekach lat 80-tych... 

Zagraniczny romans
Wybierz się w lot
Na tropikalną plaże,
Na wyspę do zdobycia
Nowe terytorium
Na osobistą historię
Zalew la Mere
Zagraniczny romans
Dryfujący i wolny
Na mistycznym morzu
Emocje na życzenie
Kropla w oceanie
Cisza w powietrzu
Możesz poczuć się wszędzie
W chłodnym półmroku
W tropikalną noc
Unosząc się
Zagraniczny romans
Magiczny eliksir,
świetna podróż
Sen, modlitwa.
 


Po nim instrumentalny i nieco w stylu flamenco Taurus, aby całość zakończył Chapman ze swoim Shadow on the Wall. Mówiąc krótko, ona traktuje go jak cień na ścianie, jak głupca i przegranego, jak cień na ścianie... 

Być może stąd te wszystkie kryzysy???

I jeszcze bonu w środku - plakat reklamujący dotychczasowe płyty artysty, niestety w języku niemieckim...   



 



Tyle na dzisiaj, może pora utopić wieżowiec w rzece zapomnienia? 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

Mike Oldfield: Crises, Virgin, 1983, producenci: Mike Oldfield, Simon Phillips, tracklista: Crises, Moonlight Shadow, In High Places, Foreign Affair, Taurus, Shadow on the Wall

wtorek, 16 czerwca 2020

Alex Roulette: niesamowite obrazy jak z Photoshopa

Alex Roulette (ur. 1986 r.) to amerykański artysta, który niedawno pojawił się na światowej scenie ze swoimi hiperrealistycznymi obrazami olejnymi. Chcemy jeszcze raz podkreślić - namalowanymi obrazami. Jego prace, mimo, że tak wyglądają, nie są zdjęciami.  

To zadziwiające, że w epoce Photoshopa i innych graficznych programów komputerowych Roulette posługując się tradycyjną techniką malarską, a dokładnie farbami olejnymi na płótnie, tworzy własną wizję amerykańskiej rzeczywistości. I znów jest w tym oryginalny, bo rejestruje świat spoza głównych stron mainstreamowych mediów. Widzimy u niego otwarte przestrzenie przedmieść, zaludnione czasem przez postacie czasem uchwycone w sytuacji z pogranicza prawdy i surrealistycznej fikcji...





To widoczne zamiłowanie do prowincji (w dobrym tego słowa znaczeniu) przesyca jego obrazy atmosferą subtelnych, mglistych wspomnień z dzieciństwa. Utrwalone scenki wyglądają tak, jakby autor wyciął je z własnej podświadomości i rzucił nam przed oczy abyśmy również poczuli tę nostalgię, której on doświadcza. Że tak jest, świadczy o tym opis jego działań twórczych: Każdą nową pracę zaczynam od zebrania dużej ilości materiałów źródłowych. Starannie fotografuję teren i kolekcjonuję znalezione zdjęcia, a wśród nich zabytkowe pocztówki. Konstruując obraz, używam kombinacji tych referencyjnych obrazów, aby stworzyć narrację, która niesie w sobie emocje pamięci. Powstałe obrazy są zarówno realistyczne, jak i niesamowite, bo przypominają niektóre przeszłe, wyidealizowane wakacje, tak aby poczuć tęsknotę za przeszłymi doświadczeniami (LINK).

Z takim nastawieniem do rzeczywistości, Alex Roulette pokazuje nam zatem obraz tego co jest niewidoczne, wyimaginowane lub skryte w pamięci. Po prostu dziwne. Może dlatego jego obrazy - mimo pewnej sielankowości - kryją w sobie mrok i tajemnicę? Jakby na skraju płótna czaiło się coś, co zaraz ogarnie cały obraz i zmieni jego sens.









Niektórzy krytycy tę nieuchwytną, mentalną ciemność psychologizują. Piszą o malarzu, który rejestruje rozterki okresu dojrzewania, wewnętrzne przemiany ukazane z punktu widzenia człowieka młodego. Czy jest to jedynie nadinterpretacja, czy proste wyjaśnienie dziwności, która emanuje z płócien malarza? Sam autor zdaje się potwierdzać te przypuszczenia, mówiąc w jednym z wywiadów: Fikcyjne sceny przedstawione na obrazach składają nieliniowe narracje według perspektywy młodzieńczej. Koncentruję się na okresie dojrzewania, ponieważ jest to czas pełen silnego pragnienia, ciekawości i odkrywania, w jaki sposób nawiązać kontakt ze światem.

Roulette już dawno wyszedł z wieku młodzieńczego, jest dojrzałym artystą, świadomie wykorzystującym malarskie umiejętności i zdobytą wiedzę. Urodzony w Columbus w stanie Ohio, a obecnie mieszkający w Nowym Jorku, otrzymał tytuł BFA w dziedzinie malarstwa i grafiki w Maryland College Institute of Art w 2009 roku. Wydaje się być spełnionym i docenianym twórcą. Otrzymał liczne stypendia i nagrody, a jego prace wystawiane są w instytucjach publicznych i prestiżowych galeriach w Nowym Jorku, Waszyngtonie, Santa Fe, Baltimore i Cincinnati... Skąd zatem ten cień grozy, którym podszyte są jego prace? Jakby scenki poprzedzały coś co za chwile wydarzy się, coś nieodwracalnie tragicznego?


Prezentowane obrazy pochodzą ze strony artysty (TUTAJ).


My wkrótce znowu napiszemy o jakimś ciekawym artyście, jeśli chcecie go poznać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 15 czerwca 2020

Isolations news 93: Natalie Curtis wystawia, Stranglers koncertują, Rush wznawia, Antipole testuje, Radiohead i Pearl Jam streamingują, a Gilmour wydaje płytę solową


Nowe informacje od Natalie Curtis - córki wokalisty Joy Division, o której losach pisaliśmy TUTAJ: w końcu została otwarta odwołana z powodu COVID-19 paryska wystawa, w której wzięła udział (LINK) dokładnie w Galerie Arnaud Lefebvre, 10 rue des Beaux-Arts. Chętni mogli nawet zakupić jej prace. Artystka zaprezentowała tam zdjęcia zatytułowane Black Pool LINK  - trzeba się było jednak pospieszyć, wystawa trwała tylko do 14 czerwca. 

Ci, którzy nie zdążyli, mogą obejrzeć jej dzieło za pośrednictwem naszego bloga TUTAJ


W temacie: Malcolm Strorer przeprowadził wywiad z Natalie, można go przeczytać TUTAJ. Swoją drogą, zaczyna się od przypomnienia, czyją jest córką... 

My jednak uważamy, że najlepiej wspomniała ojca sama - co opisaliśmy TUTAJ.

Jeśli mówimy o tych co odeszli, to the Stranglers planują zakończyć trasę po UK celem uczczenia pamięci po zmarłym niedawno keyboardzićie zespołu - Dave Greenfieldzie (pisaliśmy o nim TUTAJ). Wydadzą też nowy album. Więcej TUTAJ.



Mimo śmierci perkusisty zespołu Neila Pearta (TUTAJ), ruszyła przedsprzedaż podwójnego albumu Rush (TUTAJ) z zapisem trasy koncertowej w 1980 r. Oczywiście jak zwykle - jest to limitowana edycja. I podobno wyjątkowo wydana, bo płyty są zapakowane w okładkę, na której wydrukowano przesłanie zespołu. Poza tym grupa udostępniła nowy konceptualny teledysk do ich piosenki The Spirit of Radio:
 

Wstyd nam, że jeszcze nie napisaliśmy o dwóch znakomitych albumach zespołu z tamtego okresu, mowa o Permanent Waves i Chemispheres, które mamy w kolekcji. 


Napiszemy niedługo.
   
Teraz pora na żywych - wytwórnia w której wydaje swoje płyty zespół Antipole, Young & Cold Records sprzedaje na aukcji testowe wydania płyt w celu wsparcia ruchu Black Lives Matter... Wśród propozycji jest ostatni album Antipole, Radial Glare

Więcej TUTAJ. A nasz wywiad z Antipole jest TUTAJ.


13 czerwca miał rozpocząć się pierwszy białoruski festiwal zespołów punk, oczywiście online (TUTAJ). Wystąpić miały zespoły z Polski, USA i Rosji. Szczegółów, zapowiadanych linków nie było i nie ma. Jest za to plakat (TUTAJ).

Dziwna sprawa, wygląda na to, że wirtualny festiwal przeszedł do nadwirtualu... 

A tam jest tylko wieczna anihilacja...



Radiohead streaminguje kolejny koncert na swoim kanale, tym razem z roku 2018 z Brazylii. Więcej TUTAJ.

Pearl Jam za to przesyła strumieniowo nieocenzurowaną wersję swojego kultowego teledysku Jeremy


Utwór pochodzi z przebojowego albumu zespołu Ten z 1991 roku.


David Gilmour z Pink Floyd ma wydać pod koniec miesiąca nowy singiel zatytułowany Yes I Have Ghosts. Będzie to pierwsza nowa piosenka gitarzysty od pięciu lat. Więcej TUTAJ

Swoją drogą, musimy więcej pisać o Pink Floyd

Zrobimy to wkrótce, więc jeśli chcecie o tym poczytać - czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 14 czerwca 2020

O przyjaźni między Martinem Hannettem a Johnem Cooper Clarke: Kto zabił Martina Hannetta? - streszczenie książki Colina Sharpa cz.5

Jakiś czas temu zaczęliśmy na naszym blogu streszczać książkę Colina Sharpa o wielkim realizatorze nagrań i twórcy Manchester Sound, Martinie Hannettcie. Pierwsza część opisu dostępna jest TUTAJ, druga natomiast TUTAJ, a trzecia TUTAJ.

Dzisiaj kolej na garść faktów, przedstawioną przez Colina Sharpa w rozdziale 5, a ten rozpoczyna się od historii znajomości Martina z Johnem Coper Clarke (warto zobaczyć TUTAJ). To Tosh Ryan spotkał barda z Salford zupełnym przypadkiem na ulicy. Ten z nieznanych bliżej przyczyn, ubrany był w kostium królika. Opisał to doświadczenie w tekście piosenki Post War Glamour Girl. Poniżej przytaczamy ten fragment tekstu:

The section of the populace
They call the clientele
The moguls of metropolis
Defenestrate themselves
In the clothes of a rabbit
You develop a twitch
One of the little sisters of the rich
Amorous cameras clamour and click
Her rosary beads are really bones
Rebel rebel they bug your phone
The post war glamour girl's never alone

 
Później Martin, który grał na jednym z koncertów w Manchesterze z Greasy Bear, napotkał Clarke gdy ten recytował swoje wiersze. Na scenie był tylko on i mikrofon... Calarke wspierał koncerty takich tuz jak Buzzcocks i Joy Division (o czym pisaliśmy). 

Południowcy go nie akceptowali z powodu północnego poczucia humoru. Clarke był już wtedy dość znany i miał grupkę swoich fanów. Był niezłym odlotowcem, opowiadał historię swoich narodzin w którą uwikłane były króliki giganty i UFO i twierdził, że urodził się w porodzie pozamacicznym (sic!). Żył wtedy w jednym domu z innym poetą i z masą kotów. 

Kiedy się zaprzyjaźnili z Martinem lubili wspólnie wymyślać historie o Clarke zwykle w kuchni Hannetta. Mieli obaj surrealistyczne poczucie humoru i głęboką akceptację dla absurdu. 

Ich pierwsza współpraca na polu muzycznym dotyczyła epki Innocents.

 

Martin użył tutaj roztrojonych gitar i zdekonstruowanego automatu perkusyjnego, basu i dziwnych odgłosów. Brzmi to jakby było dźwiękowo niepoprawne, ale to był wtedy znak rozpoznawczy Hannetta, na wszystkich jego produkcjach. Martin wtedy też podczas nagrywania nagrywał osobno wszystkie instrumenty, co również stało się jego domeną. 

Pierwszy album, jaki nagrali wspólnie, nazywał się Disguise in Love z 1978 roku. Stało się to projektem - kompromisem, między tekstami Johna, a muzycznymi eksperymentami Hannetta i Hopkinsa. Martin wraz z Invisible Girls najbardziej udzielał się w utworze Beasley Street, w którym John śpiewa o ulicach Manchesteru i UK w roku 1978. Na poniższym klipie widzimy Martina (siedzi i gra na basie) i Vini Reilly, który gra na gitarze, obaj wtedy udzielali się w the Invisible Girls.

 

Ta piosenka lepiej niż wiele innych oddaje smak, zapach i klimat północnego Manchesteru pod koniec lat 70-tych. Warto przytoczyć tekst:

Far from crazy pavements
The taste of silver spoons
A clinical arrangement
On a dirty afternoon
Where the fecal germs of Mr Freud
Are rendered obsolete
The legal term is "null and void"
In the case of Beasley Street
In the cheap seats where murder breeds
Somebody is out of breath
Sleep is a luxury they don't need
A sneak preview of death
Belladonna is your flower
Manslaughter your meat
Spend a year in a couple of hours
On the edge of Beasley Street
Where the action isn't
That's where it is
State your position
Vacancies exist
In an X-certificate exercise
Ex-servicemen excrete
Keith Joseph smiles and a baby dies
In a box on Beasley Street
From the boarding-houses and the bedsits
Full of accidents and fleas
Somebody gets it
Where the missing persons freeze
Wearing dead men's overcoats
You can't see their feet
A riff joint shuts, opens up
Right down on Beasley Street
Cars collide, colours clash
Disaster-movie stuff
For a man with a Fu Manchu moustache
Revenge is not enough
There's a dead canary on a swivel seat
There's a rainbow in the road
Meanwhile on Beasley Street
Silence is the code
Hot beneath the collar
An inspector calls
Where the perishing stink of squalor
Impregnates the walls
The rats have all got rickets
They spit through broken teeth
The name of the game is not cricket
Caught out on Beasley Street
The hipster and his hired hat
Drive a borrowed car
Yellow socks and a pink cravat
Nothing, la-dee-dah
OAP, mother-to-be
Watch the three-piece suite
When shit-stoppered drains
And crocodile skis
Are seen on Beasley Street
The kingdom of the blind
A one-eyed man is king
Beauty problems are redefined
The doorbells do not ring
A lightbulb bursts like a blister
The only form of heat
Here a fellow sells his sister
Down the river on Beasley Street
The boys are on the wagon
The girls are on the shelf
Their common problem is
That they're not someone else
The dirt blows out
The dust blows in
You can't keep it neat
It's a fully furnished dustbin
Sixteen Beasley Street
Vince the ageing savage
Betrays no kind of life
But the smell of yesterday's cabbage
And the ghost of last year's wife
Through a constant haze
Of deodorant sprays
He says retreat
Alsations dog the dirty days
Down the middle of Beasley Street
People turn to poison
Quick as lager turns to piss
Sweethearts are physically sick
Every time they kiss
It's a sociologist's paradise
Each day repeats
On easy, cheesy, greasy, queasy
Beastly Beasley Street
Eyes dead as vicious fish
Look around for laughs
If I could have just one wish
I would be a photograph
On a permanent Monday morning
Get lost or fall asleep
When the yellow cats are yawning
Around the back of Beasley Street

Martin i John pozostawali przyjaciółmi przez wiele lat, mieli takie samo poczucie humoru i podobne zainteresowania literaturą o bardzo szerokich horyzontach, od komiksów the Beano do książek Einsteina.

Wkrótce kolejna garść faktów z książki Colina Sharpa, jeśli chcecie je poznać - czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.