Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frida Kahlo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frida Kahlo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 stycznia 2020

Zdjęcia, które powstały z naśladownictwa malarstwem: inny wymiar sztuki

Żadna forma sztuki nie istnieje w izolacji. Od kina po fotografię i modę - każda z dziedzin sztuk plastycznych zapożycza od siebie nawzajem. To dzielenie się doświadczeniami i inspirowanie jest naturalne. I często na styku różnych rodzajów działań artystycznych dzieją się najciekawsze rzeczy, powstają najbardziej wartościowe obrazy.

Dla przykładu, proponujemy naszym czytelnikom spojrzeć na zdjęcia, które powstały z naśladownictwa malarstwa. Aparat posłużył tu do reinterpretacji klasycznych dzieł, bardzo znanych, które nabrały przez to nowego życia w innym wymiarze.

A zatem po kolei:

Ofelia namalowana przez brytyjskiego malarza Sir Johna Everetta Millaisa zgodnie z fabułą   Hamleta Williama Szekspira, z wdziękiem płynie rzeką tuż przed tym, gdy tonie. Obraz swego czasu wzbudził skandal a przynajmniej wywołał mocne emocje. Nawiązał do nich Gregory Crewdson, który stworzył równie hipnotyzujące dzieło, lecz filmowe. Dziesiątki lat później, w 2012 roku kręcąc dokument o życiu w małym miasteczku w USA zatytułowany Brief Encounters, wykorzystał w jednym z kadrów obraz Millaisa (tutaj trailer  LINK).
Edward Hopper, powszechnie uznawany za najważniejszego malarza realistów Ameryki w  XX wieku, o którym pisaliśmy wielokrotnie TUTAJ  zajmuje obecnie szczególne miejsce w umysłach wielu fotografów.  Zauroczony nim Richard Tuschman stworzył cykl zdjęć o nazwie Hopper Meditations. Każdy z kadrów powstał w wyniku cyfrowego połączenia prawdziwego modela z dioramą wielkości domku dla lalek.
Narodziny Wenus to dzieło włoskiego malarza Sandro Botticellego i jeden z symboli epoki renesansu.  Wyobrażenie bogini miłości na wieki stało się kanonem kobiecej urody i doczekało się licznych naśladownictw. Wśród nich jest wizja fotografa Giuseppe Gradella. Portret jest częścią jego serii zdjęć Italian Renaissance, które opublikował w 2018 r.
Rene Magritte (pisaliśmy o nim TUTAJ)  i zadawane przez niego egzystencjalne pytania, w charakterystycznym, niezwykle minimalistycznym stylu, stały się wzorcem dla wielu fotografów. Jednym z nich jest Logan Zillmer co widać szczególnie na wykonanej przez niego fotografii zatytułowanej Looking for Sun, która bardzo przypomina popularny obraz Magritte'a p.t. Golconda na którym niczym deszcz z nieba spływają mężczyźni w melonikach. Bohaterowie Zillmera za to wstępują do nieba, szukając w nim drugiej strony. A może zostawionych tam meloników?

Flaming June to tytuł arcydzieła Sir Frederica Leightona, które powstało w 1895 roku. Przedstawia młodą kobietę, która śpi obok trującego kwiatu oleandra, co ma podkreślić delikatny związek między snem a śmiercią a może sugerować ostateczność sceny? Wzorując się na nim Annie Leibovitz zrobiła zdjęcie Jessice Chastain (aktorki dwukrotnie nominowanej do Oscara), które ozdobiło okładkę Vogue. Jednak aktora na nim ani myśli spać…

Malarz Egon Schiele, odnosząca sukcesy amerykańska aktorka Julianne Moore i znany niemiecki fotograf Peter Lindbergh specjalizujący się w zdjęciach pokazów mody - to połączenie zaowocowało pastiszem obrazu Seated Woman with Bent Knee.
Frida Kahlo, o której pisaliśmy TUTAJ stała się inspiracją dla szwedzkiego fotografa Fredrika Wannerstedta. Podczas jednej z sesji domu mody odtworzył jeden z najsłynniejszych autoportretów Fridy Kahlo, utrzymanym w równie jaskrawych barwach.

Przytoczone przykłady są hołdem składanym przez współczesnych starym, uznanym twórcom. A jednocześnie wzbogacają tamte dawne dzieła o emocje współczesnych ludzi. Warto samemu spróbować czegoś podobnego, choć na początek odradzamy pastisz Bitwy pod Grunwaldem czy Panoramy Racławickiej. Warto zacząć od czegoś skromniejszego lecz budzącego także mocne uczucia. Wzorowanie się na wielkich artystach może doprowadzić do stworzenia własnych, oszałamiających prac. A przynajmniej oryginalnych. Bo wystarczy trochę wyobraźni, tak jak tutaj:

Autorem powyższego zdjęcia jest jeden z uczniów średniej szkoły w Radomsku (LINK). Oczywiście wszyscy poznajemy pierwowzór upozowania modelki na zdjęciu – jest to słynna Dama z gronostajem Leonarda da Vinci.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie...

czwartek, 3 stycznia 2019

Frida Kahlo: komunistka, ateistka, feministka i dlatego bohaterka mainstreamowych mediów. Dla nas jednak cierpiąca artystka

Poprzedni rok 2018 można uznać za rok Fridy Kahlo. Ponownie odkrytą kilka lat temu meksykańską malarką zachłysnęli się designerzy i dyktatorzy mody. Uroda tej kalekiej, drobnej kobiety odzianej w jaskrawe stroje inspirowane folklorem meksykańskim, doskonale wpasowała się w światowe trendy. To dzięki tej modzie kobiety od Chin po Los Angeles zrezygnowały z cieniutkich brwi i zaczęły obnosić się z szerokimi, gęstymi, a koncerny kosmetyczne dzięki temu mogły wypuścić nową linię kosmetyków na pielęgnację brwi, porost i ich przyciemnianie. W dodatku Frida była biseksualna, przeszła wiele aborcji (nie mogła z racji choroby donosić żadnego dziecka) i miała komunistyczne poglądy (romansowała z Lwem Trockim, malowała portrety Stalina itd). Musicie przyznać, że stała się idealnym materiałem na bohaterkę postępowych mediów.

Mniej interesujące są dla ogółu te fragmenty jej życia, które mówią o nieustającym cierpieniu: fizycznym - spowodowanym przez wielorakie urazy w następstwie przebytej choroby polio a potem wypadku tramwajowego, i psychicznym - wywołanym przez skutki tej kraksy. A wszystko to znalazło odbicie w jej twórczości.

Była swoistego rodzaju bohaterką, jak każdy niesprawny człowiek, dla którego wyjście poza własne ograniczenia to prawdziwy heroizm. Namalowała ponad 40 własnych portretów. Gwoli prawdy większość z nich powstała z pobudek terapeutycznych. Pozwoliły ogarnąć artystce to, co działo się w jej umyśle i sercu. Trzeba przyznać, że malarka była szczera wobec siebie: malowała się naga, na szpitalnym łóżku, z mężem, z kochankami, a jej wizerunkom towarzyszą malowane komentarze odnoszące się do konkretnych sytuacji. Szczególnie dużo obrazów wywołały poronienia i przebyte aborcje. Frida bardzo chciała urodzić mężowi dziecko, lecz z racji przebytych złamań miednicy lekarze odradzali jej ciąże. Nie będziemy tu opisywać zawiłości jej życiorysu (jest opisany TUTAJ), romansów, rozwodu i ponownego ślubu z mężem, kolejnych terapii i okresów depresji. A także coraz gorszego zdrowia, operacji i amputacji. Nas interesują jej obrazy. Widać na nich ból towarzyszący jej istnieniu: na przykład wymuszone karmienie i odpoczynek w łóżku nakazany przez lekarza:
W jednym z portretów przedstawiła się w koronie cierniowej zaciskanej przez siedzącą na jej ramieniu małpkę, symbolizującą grzech i cielesność. Ponad głową unoszą się motyle, symbol odrodzenia i zmiany na lepsze a na szyi ma amulet z martwego kolibra symbolizującego uwięzienie duszy:
a także w różnych momentach emocji, w chwilach gdy czuła złamany kręgosłup, gdy w wannie wspominała swoje przebyte choroby, gdy czuła się niczym bogini ziemia wypuszczająca nowe pędy...



Jej twórczość za życia była doceniana, artystka miała kilka wystaw, w tym w  Nowym Jorku i Paryżu, którym była zniesmaczona i tak opisała jego elity w jednym z listów do Nicolasa Murraya, kochanka i malarza: (…) jestem tak chora i zmęczona całą tą aferą, że postanowiłam wysłać wszystkich do diabła i uciekać z tego gnijącego Paryża, zanim ocipieję do reszty. Nie masz pojęcia jakimi dziwkami są ci ludzie. Rzygać mi się chce, jak o nich myślę. Są tak cholernie „intelektualni” i zepsuci, że nie mogę ich znieść. To naprawdę za dużo, jak dla mnie. Wolałabym raczej siedzieć na podłodze marketu w Toluca i sprzedawać tortille, niż mieć cokolwiek wspólnego z tymi „artystycznymi” dziwkami z Paryża. Godzinami przesiadują w „cafes” grzejąc swoje cenne dupy i nieprzerwanie gadając o „kulturze”, „sztuce”, „rewolucji” i tak dalej, i byle do przodu, myśląc, że są bogami tego świata, śniąc o najbardziej nierealnych bzdurach i zatruwając powietrze teoriami – teoriami, które nigdy nie wejdą w życie. Następnego ranka – nie ma odrobiny żarcia w ich domach, bo żaden z nich nie pracuje i żyją jak pasożyty z bandą swoich dziwek, które uwielbiają ich „artystyczny geniusz”. (…) Warto było przyjechać tu jedynie po to, żeby zobaczyć jak gnije Europa i dlaczego wszyscy ci ludzie są przyczyną Hitlerów i Mussolinich. Jakie to aktualne… 

Artystka zmarła w dzień po swoich 47 urodzinach. Podejrzewa się, że mogła popełnić samobójstwo bo w opakowaniu leków przeciwbólowych brakowało kilkunastu dawek. Ostatni wpis w jej dzienniku brzmi: Mam nadzieję na radosne odejście i mam nadzieję, że nigdy nie wrócę. Osiem dni przed śmiercią skończyła obraz, na którym pyszni się sterta arbuzów.  Owoc ten jest częstym tematem w sztuce meksykańskiej. Jest symbolem odnoszącym się do w święta Dia de los Muertos (Dzień żywych trupów), kiedy powszechnie przedstawia arbuzy zjadane przez zmarłych lub pokazywane w ścisłym związku ze zmarłymi. Napis na obrazie Fridy brzmi VIVA LA VIDA - Coyoacán 1954 Mexico, czyli Niech żyje życie. Stał się on inspiracją trasy koncertowej, utworu i albumu Chrisa Martina i jego zespołu Coldplay.

Mamy rok 2019. Kto znajdzie się na kolejnych sztandarach mainstreamowych mediów?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.