We wtorek 8 sierpnia dowiedzieliśmy się, że zmarł Jamie McGregor Reid, człowiek, który stworzył estetykę punka, podnosząc do rangi sztuki plastykę określaną mianem zrób to sam (DYI). Był osobą, która nie przeszła przez życie niezauważona. John Merchant, marszand jego prac, opisał go jako artystę, bałwochwalcę, anarchistę, punka, hipisa, buntownika i romantyka (LINK).
W zasadzie Reid nie miał wyboru. Musiał być wierny swoim koneksjom rodzinnym, a nawet jeśli w młodości nie buntowałby się, jego poglądy determinowała rodzina: rodzice, którzy byli socjalistami i brali udział w protestach społecznych oraz starszy brat, zaangażowany w ruchy opowiadające się za rozbrojeniem. Młody Jamie dorastał zatem na przedmieściach Croydon, patrząc na rodziców, aktywnie wspierających druidyzm i biorących udział udział w marszu Aldermaston przeciwko lokalizacji broni nuklearnej na terenie Wielkiej Brytanii. Wujek Reida, George Watson MacGregor Reid, był jednym z pierwszych członków organizacji druidów, która w Stonehenge urządzała protesty podczas przesilenia wiosenno-jesiennego. Ale wróćmy do Jamiego:
W maju 1968 roku Reid i jego kolega z college'u Malcolm McLaren fascynowali się wydarzeniami w Paryżu oraz hasłami Międzynarodówki Sytuacjonistycznej (zresztą nie byli jedyni – innym zwolennikiem sytuacjonizmu był przecież Anthony Wilson, o czym pisaliśmy TUTAJ). Reid i McLaren wybrali się więc do Paryża i próbowali przedostać się na lewy brzeg Sekwany gdzie trwały zamieszki, ale znaleźli się w stolicy Francji za późno i zastali tylko ślady po akcjach w postaci graffiti. Reid jednak tak przejął się tymi wydarzeniami, że stał się współzałożycielem niezależnej, agitacyjnej grupy prasowej o nazwie Suburban Press.
Projektował grafiki zdobiące okładki do wydawnictw punkowych zespołów, przed wszystkim dla Sex Pistols – wykonał dla nich najbardziej znaną punkową okładkę. Była to obwoluta do singla God Save the Queen, ze zdjęciem królowej Elżbiety II z agrafką w nosie i literami naklejonymi na flagę.
Potem przyszły lata 80. Punk wypalił się a Reid przeniósł się do Paryża. Tam bez grosza przy duszy przekonał Polydor France do kupna tekstów jego piosenek, a raczej tekstów do tradycyjnych irlandzkich rebelianckich ballad. W 1981 roku powrócił jednak do Brixton i zaczął znów zajmować się grafiką oraz nad obrazami, podejmując tym razem współpracę z Malcolmem Garrettem w Assorted Images w Shoreditch. Dostał swoje biuro i zupełnie nowe narzędzie, kolorową kserokopiarkę, na której zaczął kopiować, robić kolaże, wyrywać i wklejać, otrzymując zlecenia od różnych grup muzyków, grających dla zespołów punkowych i post-punkowych, takich jak The Clash, The Slits, The Damned, The Jam, Siouxsie and the Banshees, Public Image Ltd., The Exploited i Crass. Współpracował także z McLarenem przy różnych innych projektach, takich jak seria odzieży dla jego sklepu SEX oraz film zatytułowany The Great Rock 'n' Roll Swindle. Reid wyprodukował także grafikę dla zespołu Afro Celt Sound System.
Pod koniec lat 80. Reid został uznany za ważnego artystę współczesnego. Jego największym projektem artystycznych z tamtego czasu był wystrój The Strongroom Studios, ze studiami nagraniowymi. Potem przez całe lata 90. Reid był bardzo zaangażowany w ruchy protestacyjne – No Clause 28, Greenpeace, na rzecz Anti-Poll Tax Alliance, przeciwko Criminal Justice Bill, przeciwko English Heritage… Wtedy przeniósł się też do Liverpoolu na stałe.
Był typem samotnika, indywidualistą, który jednak podejmował współpracę z wieloma osobami i instytucjami. W Liverpool’u zanurzył się w lokalnej scenie artystycznej, zwłaszcza w działaniach grupy Visual Stress, z którą współpracował przy akcjach ulicznych i paradach, których głównym celem było wymazanie z pamięci publicznej udziału miasta w niesławnym procederze handlu niewolnikami. Z tego czasu datują się także jego podróże do Nowego Jorku Japonii, Irlandii i Grecji.
Współpracował także z historykiem punka, Jonem Savage'em, nad jego książką Up They Rise: The Incomplete Works of Jamie Reid, opublikowaną w 1987 roku. Po raz pierwszy spotkałem Jamiego pod koniec 1978 roku — opowiadał o tym Savage - Pamiętam, jak szedłem po schodach do jego domu, a tam były te kufry pełne grafik Sex Pistols. Robiło niezatarte wrażenie – to było jak znalezienie garnka złota na końcu tęczy. To było coś bardzo ważnego, co należało zachować.
Po 2000 roku Reid nadal malował i rysował, tworząc ogromne formy plastyczne używane podczas rytuałów druidów. Często korzystał z elementów stworzonego przez siebie języka wizualnego, nawiązał współpracę, tym razem z drukarzem Steve'em Lowe'em, bo odkrył że jego twórczość może zostać wydana drukiem. W 2009 roku wykonywał projekty dla japońskiego dyktatora mody Rei Kawakubo, a od 2010 roku wzmógł swoje zaangażowanie w głośne wtedy akcje protestacyjne, takie jak Occupy, Pussy Riot i Extinction Rebellion.
A teraz, w ostatnich czasach, paradoksalnie to co robił Reid przestało szokować. Artysta wbił się w nurt mainsteamowych w gruncie rzeczy działań, w akcje na rzecz ochrony środowiska i przeciwdziałania ocieplenia klimatu. Tak więc stał się częścią potężnego przedsięwzięcia społecznego w Toxteth, zwanego Florence Institute. W pewnym sensie jest to przestrzeń artystyczna, ale i miejsce oferujące posiłki i noclegi dla migrantów. Akces Jamie Reida w działania, których celem były takie zmiany w życiu społeczeństw aby zahamować efekt cieplarniany na ziemi wynikał z jego najgłębszych poglądów. Artysta pozostawał pod przemożnym wpływem bardzo różnorodnych tradycji duchowych, takich jak buddyzm, hinduizm, pogaństwo celtyckie i szamanizm. Szczególnie neopogański ruch druidów był mu bliski… Możemy więc dedykować mu myśl, jaką w usta Eru (Drzewca), czyli pasterza drzew włożył JJR Tolkien: Świat się zmienił, lecz pozostaje jeszcze gdzieniegdzie wierny.
Miejmy nadzieję że tak już pozostanie.
RIP Jamie Mac Gregor Reid. Artysta pozostawił córkę Rowenę i wnuczkę Rose (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy na naszym blogu omawianie specjalnego wznowienia albumu Revolver zespołu the Beatles (TUTAJ) streszczeniem wstępu Paula McCartneya. Następnie streściliśmy relację Gilesa Martina (TUTAJ) - współrealizatora nagrań, a fenomen albumu omawiał raper Questlove (TUTAJ). Opisaliśmy też historię zastosowania sitaru (TUTAJ) i jak powstawały efekty specjalne (TUTAJ), oraz zaczęliśmy omawiać rozdział zatytułowany Track by Track, w tym historię powstania piosenki Taxman (LINK), Elanor Rigby (LINK), I'm Only Sleeping (LINK), Love You To (LINK), Here, There and Everywhere (LINK), Yellow Submarine (LINK), She Said She Said(TUTAJ), Good Day Sunshine (LINK), And Your Bird Can Sing (TUTAJ), For No One (LINK), Doctor Robert (TUTAJ), I Want To Tell You (LINK), Got To Get You Into My Life (TUTAJ), Tomorrow Never Knows (TUTAJ), (TUTAJ), Peperback Writer (TUTAJ) i Rain (TUTAJ).
Dzisiaj opis powstania projektu niesamowitej okładki albumu, autorstwa Klausa Voormanna. Ten w październiku 1960 spacerował po ulicy St. Pauli w Hamburgu i nagle usłyszał wrzaski pod swoimi nogami. Te dobiegały z piwnicy, gdzie mieścił się klub Keiserkeller. Wszedł do środka i zobaczył zespół z LiverpooluRory Storm and the Hurricanes z Ringo na perkusji, a po nim Beatlesów z Pete Bestem na perkusji i Stuartem Sutcliffem na basie. Bardzo go to zainteresowało, nigdy wcześniej nie słyszał na żywo, kapeli grającej rock and rolla. Wyglądali bardzo dziwnie w kurtkach i przeciwsłonecznych okularach, podszedł do Johna i pokazał mu okładkę płyty jaką namalował. Ten jednak kazał mu pogadać z Stuartem - jedynym artystą w zespole.
Po 6 latach Lennon zaprosił Klausa do narysowania okładki Revolver. Zanim tak się stało Klaus cały czas kręcił się w otoczeniu zespołu, mieszkał w Londynie w jednym mieszkaniu z Georgem i Ringo, odkupił też bas Stu kiedy ten odszedł z zespołu żeby studiować sztuki w Hamburgu. Nigdy nie planował jednak życia z grania, choć grał w kilku kapelach, w tym w Manfred Mann.
Poprzednie albumy zespołu posiadały okładki w postaci zdjęć, w tym znanego fotografa Roberta Freemana. Najciekawsze było foto na With The Beatles z twarzami w półcieniu.
Freeman wtedy chciał użyć jakiegoś rewolucyjnego zdjęcia, tak też wiele z nich odrzucił (są one zaprezentowane w deluxe edition). Klaus natomiast inspirował się pracami artystki Aubrey Beardsley, której prace sprzed 70 lat przeżywały w tamtym czasie renesans.
Artystka została umieszczona później na okładce Peppera, obok Stu. Później wiele razy pokazywano okładkę Revolver jako albumu, który inspirowany był jej sztuką. Zatem tym inspirował się Klaus, ale dodatkowo portrety Beatlesów namalowane zostały w stylu pomnika z Mount Rushmore.
Okładka zdobyła nagrodę Grammy co otworzyło Klausowi drogę do innych projektów, jak choćby okładki płyt Bee Gees, Jackie Lomax czy Wet Wet Wet. Beatlesom stworzył jeszcze okładki Anthology, oraz okładkę singla HarrisonaWhen We Was Fab, nawiązującą do Revolver.
Jako emeryt udzielał się też muzycznie między innymi na płytach solowych Ringo i George'a.
Warto dodać, że można zakupić książkę w której jest dokładnie opisana cała historia okładki. Klaus reklamuje ją tak:
Dodatkowo w deluxe edition umieszczono ogromną ilość ilustracji które miały być wykorzystane na okładce. Zrobiono z nich swoisty, imponujących rozmiarów komiks.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Salvador Dalí (pisaliśmy o nim wielokrotnie TUTAJ) zawsze budził kontrowersje. Surrealistom nigdy nie podobała się jego bezwstydność, z jaką publicznie demonstrował swoje emocje, czy zamiłowanie do pieniędzy. Ale obraz z Hitlerem pokazany na wystawie w roku 1939, roku rozpoczęcia wojny, wstrząsnął grupą kierowaną przez André Bretona. Artyści wyrzucili Dalego ze swoich szeregów.
Ale czy rzeczywiście kontrowersyjny obraz gloryfikuje Hitlera? Bo co na nim widzimy: topniejący telefon z przeciętym kablem, uniemożliwiający wszelką komunikację i zwisający z delikatnej gałązki oliwnej (przypuszczamy, że symbolizującej pokój). Urządzenie topi się jak ser camembert nad prawie pustym talerzem z zaledwie kilkoma fasolkami i dokumentem ze zdjęciem Adolfa Hitlera. Widzimy jeszcze kilka innych elementów, takich jak nietoperze (które przerażały Dalego w dzieciństwie), zamknięty parasol i zachmurzone niebo, zwiastujące nadchodzące ciężkie czasy.
W jaki sposób można interpretować te wszystkie namalowane elementy? Hitler miał pierwszą armię, która zaczęła masowo używać czołgów, ale szybkość czołgów nie byłaby możliwa bez szybszej transmisji radiowej i telefonicznej. Talerz jest pusty, bo cóż to jest kilka ziaren... Mogą być one aluzją do głodującej Hiszpanii i szerzej Europy, obecność nietoperza będącego symbolem wampiryzmu nie trzeba wyjaśniać: wampir wysysa krew pojedynczej ofiary, wojna wysysa krew z całych krajów. W tle ludzie stojący nad morzem (prawdopodobnie jest to Cadaques) mogą być odniesieniem do wszystkich tych, którzy zostali zmuszeni podczas wojny do emigracji i opuścili Hiszpanię oraz Europę. Telefon i parasol to także symbole mieszczańskiej klasy średniej, tak samo jak jak kobieta po prawej stronie, częściowo schowana za parasolem. Mieszczaństwo a w zasadzie burżuazja czyli bogate mieszczaństwo było jednym z głównych zwolenników Hitlera, bez poparcia tej warstwy społecznej niemiecki dyktator nie przejąłby władzy w swoim kraju. A woda kapiąca z telefonu to bardziej łza niż deszcz…
Ale reasumując, cóż zatem mamy, jaki obraz wyłania się z tych wszystkich znaczeń? Malowidło Dalego jest raczej skróconą kroniką lat 30., sekretnym pamiętnikiem koszmarów ukrytych za nagłówkami gazet. Rozbity telefon przypomina bezskuteczne rozmowy polityków i jałowość dyplomacji na odległość, obrazuje niepokój przed najnowszymi szokującymi wiadomościami, strach przed wojną. Parasol, który równie dobrze mógłby należeć do premiera Neville'a Chamberlaina, wisi bezsilnie w powietrzu i jest tak bezbarwny jak ponury, siny krajobraz, rozciągający się w głębi płótna.
I jest jeszcze wydarty kawałek papieru z wizerunkiem Hitlera, jakby strzępek gazety. I mimo, że jest on niewielki, to właśnie on jest centralnym punktem kompozycji, skupiającym spojrzenia. Twarz Hitlera staje się symbolem, przestaje być już portretem człowieka. I mimo, że w 1939 roku Dali nie mógł nawet w najokropniejszych koszmarach przewidywać tego, co będzie działo się w Europie, podświadomie zilustrował w swojej kompozycji zło w czystej postaci.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Książka Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records, wydana została przez wydawnictwo Virgin Books w roku 1996. W moim posiadaniu jest wznowienie z roku 2002.
Streszczenie pierwszego rozdziału pojawiło się TUTAJ, drugiego TUTAJ, fragment trzeciego TUTAJ, kolejny TUTAJ a ostatni fragment rozdziału trzeciego pt. The Wythenshave Connection (TUTAJ). Streszczenie rozdziału czwartego pt. From Safety To Where? o dzieciństwie i młodości członków grupy opisaliśmy TUTAJ. Kolejny post TUTAJ dotyczył debiutów the Dammned i the Clash, oraz rozmowy miedzy Ianem Curtisem a Pete Shelly z Buzzcocks.
Dzisiejsza część poświęcona jest scenie punk Manchesteru, na której wyłania się wiele ciekawych zespołów w tym Stiff Kittens - jeden z pierwszych zespołów Iana Curtisa.
Jednak najważniejszym zespołem punk w tamtym czasie pozostaje the Buzzcocks, a jest tak nie tylko z powodu ciekawych piosenek, odstających stylistycznie od typowego punka, ale też dzięki wydanemu przez nich singlowi Spiral Scratch, którego realizatorem jest Martin Zero Hannett. Nagrane wtedy piosenki Breakdown, Time's Up, Boredom i Friends of Mine stają się klasykami punka.
Wyróżniają się znakomitymi wokalami Devoto. Zdaniem autora, Spiral Scratch wyróżniał się nie tylko faktem, że to jedna z najważniejszych płyt punka, ale też tym, że w zasadzie to próba odejścia od punk rocka w kierunku muzyki bardziej tanecznej. Tutaj na uwagę zwraca pionierski sposób pracy Hannetta, który już wtedy nagrywał każdy instrument osobno a później to miksował.
Płytę pakowano ręcznie w okładki w domu Richarda Boona w Salford, a okładka zawierała zrobione przez niego Polaroidem zdjęcie zespołu. Całe przedsięwzięcie było pierwszym dokonaniem nowej wytwórni Boonathe Hormones (pisaliśmy o niej TUTAJ) i obrazem postkultury DIY. Singla miał w swojej kolekcji Ian Curtis z Joy Division, stał koło jego płyt Led Zeppelin, czy singli reggae. Zespół był dla niego ważny, ale nie tylko oni, ważny był też Martin Hannett - najważniejszy producent wszechczasów, i nie tylko producent bo również animator.
Ten prowadził wtedy z Susannah O'Hara biuro Music Force, usytuowane w sercu Manchesteru w bloku na Oxford Road. Wewnątrz panował nieporządek. Papierosy były poukładane w piramidy przy popielniczkach, na podłodze walały się puszki piwa, a w środku siedział Hannett rozmawiając zwykle przez telefon i paląc papierosa, lub coś innego. Pod biurem była siedziba New Manchester Review, publikującego recenzje z koncertów Buzzcocks czy Slaughter and the Dogs, w gazecie pisał między innymi Paul Morley.
W tamtym czasie do wartościowych kapel należeli the Fall, i zdaniem Middlesa, zespół stworzył podwaliny punkowego nurtu trash, reprezentowanego przez takie kapele jak GBH czy Discharge. Ciekawe były też problemy poruszane przez the Fall w tekstach, np. choroby psychiczne.
W tamtym czasie w Sounds pojawiały się artykuły o interesujących młodych wykonawcach sceny UK, między innymi Jon Savage pisał o Siouxsie Siouxs, the Slits, John Coper Clarke'u, the Worst. Ci ostatni uważani byli za klasycznych reprezentantów sceny punk Manchesteru. Zasłynęli koncertem podczas którego zaatakowali swojego młodego, 16-letniego wówczas basistę Dave'a. Przyszpilili go do podłogi o obcięli mu włosy, tak że powstały kolce. Wszystko oczywiście było inscenizacją, ale wzbudziło aplauz np. Morleya.
Następny podrozdział opisuje środowisko dziennikarzy muzycznych miasta. Tutaj najciekawszy jest fragment, w którym opisano konflikt między Morleyem a zespołem the Drones. Ci ostatni zasłynęli niezbyt wygórowanymi rymami piosenek, a Morley ich lansował. Do konfliktu doszło podczas wywiadu między dziennikarzem a Gusem Gangrene, gitarzystą zespołu.
Dziennikarz zapytał czy słyszeli o nowym odkryciu Richarda Boona - obiecującej grupie Stiff Kittens. Wtedy gitarzysta odpowiedział że chodzili za nim, żeby być ich supportem, ale ich spławili, bo nic nie umieli. Padł komentarz, że dzisiejsze kapele punkowe chcą występować po pięciu minutach prób. Jakimś cudem nie zdenerwował swoim przytykiem zaczepiającego go Iana Curtisa. Ten skomentował to później:
Myślałem że będę mógł łatwo sobie schlebić. Byłem naiwny. Naiwny i groźny. Nie miałem wtedy poczucia czym jest wartość zespołu. Nie wiedziałem, czy jakiś zespół jest dobry czy nie, a oni byli na scenie i występowali. Myślałem że to nie jest niczym trudnym. Nasze kawałki nie brzmiały źle na próbach, a ja cały czas pisałem teksty. Robiłem małe notatki tu i tam. Zapisywałem bity z programów TV, wszystko co mnie poruszało. Uczyłem się i uczyłem jak pisać, myślę że w o wiele bardziej zaawansowany sposób niż the Drones i im podobni. Patrząc na nich zrozumiałem że Johny Rotten był zjawiskiem jednorazowym... i że to nie byłoby dla nas trudne.
Nazwa Stiff Kittens wzięła się od pomysłu Richarda Boona, rozważano też Gdansk i Pogrom.
Jak widać książka przynosi wiele nieznanych dotąd faktów. Ciekawym jest ostatni fragment o nazwie Gdansk. Stawia to bowiem pod znakiem zapytania twierdzenie, że nazwa Warsaw wzięła się od piosenki Bowiego z albumu Low. Bowie bowiem o Gdansku nigdy nie śpiewał.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Herbert von Reyl-Hanisch (1889 - 1937) jest jednym z tych malarzy, których kariera zawodowa trwała krótko, w jego przypadku zaledwie 15 lat a mimo to jest kompletna. Artysta żył w czasach obfitujących w trudne wydarzenia. Urodził się w rodzinie cesarskiego oficera w Bregenz w Austrii, więc skazany był na ciągłe przeprowadzki po obszarze państwa austro-węgierskiego. W dzieciństwie mieszkał więc w różnych miastach garnizonowych monarchii, w Pradze, Krakowie i Wiener Neustadt.
Ze względu na pochodzenie i wychowanie Herbert był tak przywiązany do monarchii austro-węgierskiej, że w wieku 18 lat Reyl-Hanisch wstąpił do artylerii konnej, skąd wkrótce został relegowany z powodu choroby krwotocznej. Zwolniony ze służby wojskowej Reyl-Hanisch obracał się w kręgu arystokratycznych przyjaciół, którzy pomogli mu, po ukończeniu Państwowej Wyższej Szkoły Rzemiosł Artystycznych w Wiedniu, zostać niezależnym artystą i zarabiać na życie portretami. Wkrótce 1923 roku ożenił się z bakteriologiem, Marianne Nohl z Fryburga, z którą wielokrotnie odbywał dalekie podróże do Włoch. W 1923 roku Reyl-Hanisch wziął udział w swojej pierwszej, a odbywającej się co roku wystawie Secesji Wiedeńskiej, w której regularnie brał udział przez kilka następnych lat. I zaprzyjaźnił z Franzem Sedlackiem, twórcą nurtu New Objective.
Od początku lat 30. wystawiał swoje prace także w Niemczech, przez co jego popularność wzrastała, głównie dzięki ilustracjom zamieszczanych w niemieckich czasopismach.
W 1934 przeniósł się do Bregencji, gdzie nadal otrzymywał intratne zamówienia na portrety. W 1936 roku na Wystawie Olimpijskiej w Berlinie zaprezentował portret swojego siostrzeńca Bernharda MattaDer Jugendmeister, po czym zdjęcie tego obrazu opublikowano jako podobiznę idealnego niemieckiego młodzieńca w formie Reichspostkarte. W 1937 roku spędził ostatnie wakacje z żoną w Portofino, zanim zmarł z powodu ciężkiego krwotoku…
Pozostawione przez niego obrazy ukazują kompozycje charakterystyczne dla stylu New Objective wzbogaconego o motywy bliskie realizmowi magicznemu. Artysta oprócz portretów chętnie malował krajobrazy, z tym, że nie chodziło mu w nich o rejestrację piękna natury a raczej o ukazanie emocji jakie mogą wzbudzić, tzw. krajobrazy duszy. Sam tak to opisywał: Tylko wrażenie zmysłowe może nas poruszyć podobnie jak muzyka: widok krajobrazu, patrzenie na przyrodę. Budzi w nas nastroje silniejsze niż najlepsza sztuka czy słowo poetyckie, bo tak jak muzyka sięga do naszych najbardziej pierwotnych, nieświadomych i wewnętrznych głębin naszego jestestwa.
Na szczęście dla niego Herbert Reyl-Hanisch nigdy nie musiał analizować emocji, jakie wywołały czyny niemieckich wojsk podczas wojny… Bo mimo, że nie prezentował swoich poglądów politycznych, sprawy jego kraju były mu bardzo bliskie… A tak, można spokojnie cieszyć się obrazami tego nieco zapomnianego twórcy.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Przysługi czasem zmieniają bieg rzeczy. Teraz tak też może być: Vinyl Revival Records w Hilton St Manchester, należący do Colina White'a i usytuowany w bardzo prestiżowym miejscu w Manchesterze - nieodpłatnie, z życzliwości, na prośbę Anthony'ego Davidsona - zamieścił na swojej witrynie plakaty zapraszające na premierę sztuki o Joy Division New Dawn Fades. I to zamieścił ich całą serię bo jak stwierdził - jeden plakat nie będzie zauważony (LINK).
Pozostańmy w Manchesterze, przynajmniej muzycznie. Modernistyczny
kościół w Harlow z okładki albumu Chemical Brothers Brothers pt. Gonna Work
It Out (1998) uzyskał status zabytku chronionego prawem.
Rzymskokatolicki kościół został zaprojektowany przez Gerarda Goalena,
brytyjskiego architekta specjalizującego się w architekturze sakralnej.
zniesiony w 1960 roku odznacza się innowacyjną konstrukcją, gdzie 60%
ścian zajmują ogromne okna witrażowe (LINK).
Inna religia, inne obyczaje. W
AfganistanieTalibowie spalili instrumenty muzyczne, twierdząc, że
muzyka powoduje zepsucie moralne. Sprzęt muzyczny wart tysiące dolarów
spłonął zatem na wielkim stosie w zachodniej prowincji Herat. Od
przejęcia władzy w 2021 roku talibowie nałożyli liczne ograniczenia,
m.in. na publiczne odtwarzanie muzyki (LINK).
W samolocie stewardessa mówi do Taliba: - Może drinka? - Nie, dziękuję, za chwilę będę prowadził.
W klimatach destrukcji, tym razem nie instrumentów tylko wizerunku. Premier
Włoch Giorgia Meloni pozwała frontmana Placebo, Briana Molko,
oskarżając go o zniesławienie po tym, jak publicznie nazwał ją rasistką i faszystką. Miało to miejsce w lipcu, podczas występu w
ramach festiwalu Sounic Park w Turynie (LINK). Można to zobaczyć TUTAJ.
Zawsze to działa tak samo. Jak się nie ma już niczego ciekawego do zaprezentowania muzycznie to się wyzywa, obraża, drze Biblię albo wznieca inne skandale. Żal patrzeć... Molko wyraźnie ostatnio gorzej dysponowany...
W temacie niedyspozycji nieco innej natury...
Z pamiętnika emeryta:
Skleroza i s@@czka to straszna kombinacja. Biegniesz, ale nie wiesz dokąd...
To może do domu mody? W
ramach kolekcji The Vintage dom Saint Laurent oferuje gadżety w
stylu grunge i sprzedaje używane T-shirty Nirvany po cenach, od których
wielbiciel staroci Kurt Cobain przewróciłby się w grobie. Niedawno na
przykład sprzedano tam koszulkę z projektem okładki albumu Incesticide
za 3295 funtów (4200 dolarów), a ostatnio witryna oferuje koszulkę z
grafiką z okładki In Utero za 2690 USD (2106 GBP) oraz klasyczną
koszulkę za
okazyjną - w porównaniu - cenę 1390 USD (1089
GBP) (LINK).
Za to inny dom
aukcyjny - Sotheby's prezentuje wystawę przedmiotów związanych z Freddie
Mercury: ekspozycja A World of His Own rozpoczęła się 4 sierpnia i
potrwa miesiąc, do 5 września. Wejście na nią jest całkowicie bezpłatne,
bo impreza zapowiada wielką aukcję która rozpocznie się we wrześniu.
Będzie można na niej kupić w zasadzie wszystko: dzieła sztuki, odzież,
instrumenty muzyczne, dokumenty osobiste i fotografie, meble i klejnoty,
gromadzone przez muzyka przez pięćdziesiąt lat. Przedmioty znajdowały
się kiedyś w domu Mercury'ego w Kensington, Garden Lodge, i zostały
przekazane przez muzyka Mary Austin, jednej z najbliższych przyjaciółek
piosenkarza, która teraz zdecydowała się wystawić wszystko na sprzedaż (LINK).
Fajna przyjaciółka, nie ma co...
Wieczorem mąż wchodzi do domu i zastaje żonę z kochankiem w łóżku. No więc wyjmuje rewolwer i zabija delikwenta. Na co żona pretensjonalnym głosem odpowiada: - Widzisz, widzisz co ty robisz?! A potem się dziwisz, że nie mamy przyjaciół.
Dalej w temacie tych, których nie ma już wśród nas. W wieku 75 lat zmarł John Gosling, który grał na klawiszach w zespole The Kinks w latach 1970-78 (LINK).
Nie ma już wśród nas też innej gwiazdy, której zgon nakręcił falę popularności. Po śmierci Sinéad O'Connor
liczba strumieniowych pobrań jej utworów wzrosła o 2885 procent. I to tylko w
USA, bo jeszcze nie zliczono danych z Wielkiej Brytanii i innych krajów
Europy (LINK).
Nagrała jeden dobry album, to i tak więcej niż the Kinks...
Za to ten artysta nagrał ich o wiele więcej. Olive
Tree to ósmy singiel Petera Gabriela z jego nadchodzącego albumu i/o.
Każdy utwór z płyty udostępniany jest podczas pełni księżyca, w sierpniu
będzie jeszcze jedna pełnia a więc za jakiś czas usłyszymy dziewiątą
piosenkę.
Do księżyca wyją wilki. Syn
Nicolasa Cage'a, Wes Cage, ujawnił szczegóły dotyczące nowego solowego
singla zatytułowanego The Wolf, który będzie można usłyszeć 27
października. Muzyk wcześniej był frotmanem kalifornijskiego black
metalowego zespołu Eyes Of Noctum, a karierę solową rozpoczął w 2014
roku (LINK). Trailer powyżej.
- Witaj Czerwony Kapturku. - mówi wilk. - Pierożków Ci z babcią przyniosłem. - Oj dziękuję, jakie pyszne! A z czym one są? - Przecież powiedziałem, że z babcią
Skoro było o babci to teraz o dziadkach. Odnowiony
skład Pantery w zeszłym tygodniu rozpoczął długo oczekiwaną trasę
koncertową - pierwszą od 22 lat - po Ameryce Północnej koncertem w
Pensylwanii.
Koncertów ciąg dalszy. W Gdańsku w Klubie Żak (ul. Grunwaldzka 195/197) 6 października odbędzie się koncert zespołu NANGA. Bilety TUTAJ. Z Magdą rozmawialiśmy TUTAJ.
Zanim zakończmy pozytywnie te newsy najpierw wakacyjne ostrzeżenie dla pań - uważajcie na obiecujących rudych karłów...
Nie może też zabraknąć pozytywnego newsa ze świata nauki, pokazującego że naukowcy
muszą być gotowi na każde poświęcenie. Istnieje projekt, w którym łaskoczą
szczury. A to po to, aby zidentyfikować część mózgu odpowiedzialną za
śmiech i zabawę. Łaskotanie gryzoni po brzuszkach pozwoliło na
umiejscowienie ośrodka odpowiedzialnego za śmiech w ich płacie
śródmózgowym. A teraz zespół badaczy ma zamiar łaskotać inne zwierzęta
aby potwierdzić obecne rezultaty... (LINK).
Ale nie wszystkie uniwersytety łaskoczą szczury. Jedna z polskich uczelni ogłosiła właśnie nabór na wakacyjne warsztaty/ szkolenia dla kobiet.
OFERTA SZKOLEŃ DLA PAŃ Oferujemy następujące kursy dla kobiet:
1. Ostateczna Granica fizyczno - psychicznych możliwości Kobiety, czyli kurs Ciszy. 2. Nieznane Strony Bankowości: Posiadanie Oszczędności. 3. Zarządzanie Mężczyzną: Prace Domowe Mogą Poczekać Do Zakończenia Meczu. 4. Etyka łazienkowa: I: Mężczyzna Również Potrzebuje Miejsca w Szafce. II: Jego Maszynka do Golenia Jest Jego. 5. Umiejętności Komunikacyjne: I: Myślenie Przed Mówieniem. II: Osiąganie Celu Bez Beczenia. 6. Bezpieczne Prowadzenie Samochodu: Umiejętność, którą możesz nabyć. 7. Kurs przyjmowania Komplementów: z Wdzięcznością. 8.Kurs Stroju Klasycznego: Noszenie tego, co już masz. 9.Kurs zjawisk atmosferycznych: Kurz jest Zjawiskiem Nieszkodliwym.
To oczywiście głupie żarty, bowiem kobiety dbają o mężczyzn, o ich rozwój intelektualny, wyszukany image, za co stają się dla nich natchnieniem. Oto dowód: pod obrazem René Magritte'a: La Cinquième Saison, namalowanym w 1943 roku, a obecnie przechowywanym w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych Belgii, został znaleziony inny obraz. Jest to portret kobiety, prawdopodobnie żony artysty (i muzy!). Dzieło odkryto podczas nieinwazyjnych badań jakim były oględziny płótna w podczerwieni. Dlaczego obraz zamalowano, nie wiadomo. Przypuszcza się, że dla ponownego wykorzystania płótna z powodu trudności finansowych (LINK). A może z powodu rozwodu, lub znalezienia innej muzy?
Podobno zaproponowała artyście spanie w osobnych łózkach...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Wśród spadkobierców Joy Division wymienia się m.in. brytyjski Editors (pisaliśmy o nich TUTAJ), inni natomiast uważają, że z powodu podobieństwa głosu, bardziej zbliżają się do stylu Joy Division muzycy z rosyjskiej Motoramy (TUTAJ). My natomiast widzimy kontynuację zupełnie gdzie indziej. Naszym zdaniem prezentowany dziś drugi album amerykańskiego zespołu Interpol, to najlepsze rozwinięcie tego co rozpoczął Ian Curtis z kolegami. Ich doskonały debiut z 2002 roku opisaliśmy wcześniej TUTAJ. Dwa lata później wydają Antics. To już prawie 20 lat... Antics okazuje się równie dobry, być może chwilami nawet lepszy od debiutu i... Właśnie, i po nim zespól powinien zakończyć przygodę z muzyką. Podobnie jak Joy Division zakończyli ją po wydaniu dwóch długogrających albumów.
Antics jest dziełem kompletnym. Wszystko, począwszy od szaty graficznej, promocji, znakomitej muzyki, jest tutaj doskonałe. Nie ma ślepego naśladownictwa, jest głęboka inspiracja. Co ciekawe, nie poszli w kierunku Closer, bardziej skupili się na gitarowym brzmieniu, nastrojowych nostalgicznych piosenkach, które mimo upływu lat brzmią znakomicie.
Na stronie wytwórni w której wydali obie płyty podkreślono (TUTAJ), że to co wyraźnie się zmieniło, w porównaniu z debiutem, to zakres dźwięków, emocji i postaci występujących w muzyce zespołu. Po dwóch latach pozornie niekończących się tras koncertowych kwartet powrócił na początku 2004 roku do Tarquin Studios Petera Katisa w Bridgeport w stanie Connecticut, aby nagrać swój drugi album.
Wokalista zespołu mówi o swoich partiach na tym albumie: Mój wokal jest wyższy, bardziej melodyjny, mniej monotonny. O tekstach mówi: W przypadku Bright Lights chciałem by moje wokale brzmiały wyobcowanie, sugerowały stan napięcia i desperacji. Tym razem piosenki są bardziej wyraziste i niosą więcej nadziei.
W wywiadzie dla NME (TUTAJ) muzycy opowiadają o swoim odrzuceniu i braku zainteresowania wytworni płytowych ich muzyką. Rozwiewają wątpliwości na temat plotki, iż rzekomo odrzucili aplikację samego Petera Hooka, który chciał u nich grać na basie. O płycie Antics mówią, że wewnątrz okładki umieścili tytuły 4 piosenek napisanych językiem Morse'a. Banks stwierdza: Kiedy myślę o Antics, myślę bardziej o byciu w studiu i nagrywaniu albumu w tym samym czasie, gdy pracowaliśmy nad grafiką. Byliśmy tak zajęci, że to odbywało się równocześnie. Pamiętam, kiedy pojawił się pomysł alfabetu Morse'a i dyskutowaliśmy, co powinniśmy zawrzeć na okładce, chcieliśmy mieć coś bardzo minimalistycznego.
Rzeczywiście minimalistyczna szata graficzna idealnie współgra z muzyką. Piosenek jest 10. Zaczyna się od spokojnego Next Exit. Banks śpiewa:
We ain't goin' to the town We're goin' to the city Gonna track this shit around And make this place a heart To be a part of
W jednym z wywiadów powiedzieli, że to piosenka która powstała na pierwszy album, ale tam się nie zmieściła. Opowiada o miłości między chłopakiem i uzależnioną od narkotyków dziewczyną. Po nim kończy się zabawa i zaczyna poważne granie. Bowiem pora na znakomity Evil do którego nagrano ciekawy teledysk. To pierwsza piosenka którą napisali na Antics. Świetnie potęgowane napięcie to jej znak charakterystyczny:
NARC zdaniem Banksa jest najlepszą piosenką na płycie, choć dość obskurną. Lubię eksplorować tematy, a następnie transponować je przez filtr – w tym przypadku chodzi o insynuacje zmuszania kogoś do zrobienia czegoś na siłę. To bardzo psychodeliczny utwór, ale posiada świetne nostalgiczne momenty. Chyba rzeczywiście najlepsza piosenka albumu, choć niemal wszystkie są równie dobre.W Take You on a Cruise znowu mamy podobne klimaty. Jest jakaś wielka nostalgia bijąca z tej piosenki.Dlatego zapewne, że to utwór o swoistego rodzaju mezaliansie. Banks mówi: To tandetna historia o uwodzeniu: o facecie, który jest światowy i bardzo dobrze wykształcony, ale próbuje przespać się z kelnerką. Slow Hands - nieco słabszy moment albumu. Nieco, choć muzycznie wybudzamy się ze spokojnych klimatów. Przypomina PDA z debiutu. Banks wspomina: Slow Hands to piosenka o relacji. Pomimo tego, że jest to pierwszy singiel z albumu, nie postrzegam tego jako deklaracji i intencji zawartych na płycie. Nie jesteśmy typem zespołu, który szuka złotego singla, a potem sprzedaje ludziom sześć gównianych piosenek na podstawie powodzenia tej jednej dobrej. Każda piosenka na albumie jest tak dobra jak Slow Hands.
Not Even Jail znowu wrzuca nas w nostalgiczne klimaty. Sens tej piosenki jest bardzo skomplikowany. Miałem wiele bezpłatnych sesji asocjacyjnych, podczas których siadałem z taśmą z muzyką i zapisywałem wszystko, co przychodziło mi do głowy. Trzymanie się czystej inspiracji do samego końca było dobrą rzeczą. Ograniczasz znaczenie, gdy za bardzo je udoskonalasz...
Public Pervert zawiera najwięcej nawiązań do Joy Division, zwłaszcza pod koniec gdzie wręcz słyszymy gitary z Something Must Break. Świetny utwór ze znakomitym tekstem:
Czas jest moim naczyniem,
Potem uczę się kochać Możliwe, że to moja droga powrotna do morza Latanie, metal, obracanie się powyżej To tylko moje sposoby, by być widocznym
Banks mówi: Tytuł nie ma nic wspólnego z piosenką. Chodzi o parę, która jest świetlnymi ciałami lecącymi w przestrzeni i przemieszczającymi się z fizycznej ziemskiej równiny w kosmos...
C'mere to największy hit płyty. Również z klipem:
Banks opowiada: To zblazowana piosenka o miłości – bardzo gorzka. Nie ukrywam, że skłaniam się ku tym samym motywom towarzyszącym związkom: odległości i bliskości, pożądania i tęsknoty. To mnie najbardziej inspiruje.
Pozostały jeszcze dwa utwory: Length of Love i A Time to Be So Small. O pierwszym Banks mówi: Nigdy nie powiem, o czym jest ta piosenka – nigdy nie powiem. To obrzydliwość dla języka angielskiego, ale dla mnie ma bardzo specyficzne znaczenie.
Druga to bardzo dobre zakończenie płyty. I Banks po raz ostatni dziś: To piosenka o związkach rodzinnych. Obserwatorzy, którzy prowadzą narrację, to stworzenia wodne pod łodzią, obserwujące rozgrywający się dramat między ojcem a synem. Prawdopodobnie pierwsza piosenka napisana z punktu widzenia skorupiaka.
Warto dodać, że oryginalne demo (zamieszczone w reedycji Turn on the Bright Lights z okazji 10. rocznicy) zawierało fragment z książki Georgesa Bataille'a Literature and Evil, przetłumaczonej przez Alastaira Hamiltona. Nie jest jasne, dlaczego wybrano ten fragment ani jakie znaczenie może mieć dla utworu.
Pozostaje życzyć zespołowi, żeby kiedyś choć jeszcze raz zbliżył się do poziomu muzyki z Antics. Rankingi bowiem zarówno Antics jak i ich debiut umieszczają na szczytach... (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Interpol, Antics, producent: Peter Katis i Interpol, Matador 2004, tracklista: Next
Exit, Evil, NARC, Take You on a Cruise, Slow Hands, Not Even Jail,
Public Pervert, C'mere, Length of Love, A Time to Be So Small.