Memento Mori, vanitas, śmiertelność. Śmierć jest jednym z najbardziej wszechobecnych tematów w historii sztuki. Wiele dzieł sztuki celebruje życie pozagrobowe ukazując dusze trafiające do nieba lub piekła, jednak najczęściej śmierć jest przywoływana jako ponure przypomnienie źle przeżytych dni i motyw przekonujący widza do dobrego życia, póki jeszcze można je wieść… Każda kultura ma rytuały związane ze śmiercią, pojawiające się w dziełach sztuki pod postacią symboli i alegorii. Klepsydry i zwiędłe kwiaty dla Holendrów, kukułka w Japonii, Totenkopf w Niemczech, a od średniowiecza szkielety.
Artyści barokowi, tacy jak Caravaggio wnieśli dramatyczną intensywność do tematu śmierci, wykorzystując światłocień (kontrast światła i ciemności), aby zintensyfikować emocjonalny wydźwięk swoich dzieł. Dawid z głową Goliata (1610) Caravaggia jest przykładem nowego ujęcia tematu śmierci. Malarz pokazał przemoc i śmiertelność z surowym, niemal teatralnym realizmem. Ukazana dekapitacja nie tylko podkreśla aspekt fizyczności tego konkretnego wydarzenia, ale także eksploruje nowe treści: obrazuje zwycięstwo, stratę i sprawiedliwość.
W XIX wieku ruch romantyczny zaczął przedstawiać śmierć nie tylko jako fizyczny koniec, ale jako wzniosłą i tajemniczą siłę. Artyści tacy jak Caspar David Friedrich badali śmierć w kontekście natury, tworząc dzieła takie jak Opactwo w dębowym lesie (1809-1810), przedstawiające opustoszałe krajobrazy, w których ruiny i nagie drzewa symbolizują rozkład i nietrwałość życia (pisaliśmy o tym TUTAJ). W takich dziełach śmierć jest ukazana nie jako brutalna siła, ale jako część naturalnego cyklu istnienia.
Nie epatujemy naszych czytelników krwawymi obrazami śmierci, gdzie malarze z lubością ukazują rozczłonkowane ciała, jak choćby u Théodore'a Géricaulta. Znacznie ciekawsze podejście do tematu prezentują artyści symbolistyczni, w tym Gustave Moreau i Odilon Redon, pokazywali śmierć poprzez alegorię i zjawiska nadprzyrodzone. Ich prace często zajmowały się samym momentem przejścia z życia do śmierci, przedstawiając je jako mistyczne, oniryczne doświadczenie. Na przykładzie Orfeusza (1865) Moreau w którym grająca dziewczyna trzyma odciętą głowę mitycznego muzyka w ramionach, artysta wyraża nie tylko śmierć, ale i artystyczną transcendencję. To abstrakcyjne, symboliczne podejście do śmierci ostro kontrastuje z dosłownymi przedstawieniami śmierci z wcześniejszych okresów.
Jakie wnioski płyną z tego bardzo pobieżnego oglądu twórczości artystycznej? Śmierć może być przerażającym snem niczym w Koszmarze Henry'ego Fuseliego, gdzie inkub ląduje na brzuchu śpiącej kobiety (o czym pisaliśmy TUTAJ) jak i poetyckim, naturalnym aspektem życia, przerażającym i fascynującym jak Wielka fala Hokusaia.
Bo niewątpliwie, śmierć jest ostatecznie czymś niezwykle osobistym, czymś, co jest wszędzie i zawsze. I podobnie jak na ostatnim obrazie Vincenta Van Gogha Pole pszenicy z krukami jest jednocześnie pogodna i straszna.
Przez całą historię sztuka pokazująca śmierć pozwalała ludzkości przetrwać trudne chwile i uporać się z tajemnicą śmiertelności. Niezależnie od tego, czy jest to uroczysta refleksja nad życiem pozagrobowym, pamiątka ulotnej natury życia, czy też surowe przypomnienie przemocy i cierpienia, śmierć w sztuce odnosi się do uniwersalnej kondycji ludzkiej, budując most nad przepaścią między tym, co fizyczne i duchowe, a tym, co rzeczywiste i nieznane.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Boże miłosierny, z tronu Twojej chwały wejrzyj na biedne dusze w czyśćcu cierpiące. Wejrzyj na ich karanie i męki, jakie ponoszą, na łzy, które przed Tobą wylewają. Usłysz ich błagania i jęki, którymi wołają do Ciebie o miłosierdzie. Zmiłuj się nad nimi i odpuść im grzechy. Wspomnij, najłaskawszy Ojcze, na Mękę, którą Twój Syn podjął dla nich. Wspomnij na Krew Przenajświętszą, którą za nich wylał. Wspomnij na gorzką śmierć Jego, którą dla nich podjął i zmiłuj się nad nimi. Za wszystkie ich przewinienia, których się kiedykolwiek dopuściły, ofiaruję Ci przenajświętsze życie i wszystkie czyny Twego najmilszego Syna. Za zaniedbania popełnione w Twojej świętej służbie ofiaruję Ci Jego gorące pragnienia. Za opuszczenie dobrych i zbawiennych spraw ofiaruję Ci nieskończone zasługi Twego Syna. Za wszystkie krzywdy, jakich od nich doznałeś, ofiaruję Ci wszystko, co Ci kiedykolwiek miłego świadczyły. Na koniec za wszystkie męki, które słusznie muszą cierpieć, ofiaruję Ci wszystkie pokuty, posty, czuwania, modlitwy, prace, boleści, krew i rany, mękę i śmierć niewinną, którą z najgorętszej miłości cierpiał za nas najmilszy Twój Syn. Błagam Cię, abyś raczył przyjąć te ukochane dusze do rajskiej szczęśliwości, aby Cię tam wielbiły na wieki.Amen.
Procession moves on, the shouting is over Praise to the glory of loved ones now gone Talking aloud as they sit round their tables Scattering flowers washed down by the rain Stood by the gate at the foot of the garden Watching them pass like clouds in the sky Try to cry out in the heat of the moment Possessed by a fury that burns from inside Cry like a child, though these years make me older With children my time is so wastefully spent A burden to keep, though their inner communion Accept like a curse an unlucky deal Played by the gate at the foot of the garden My view stretches out from the fence to the wall No words could explain, no actions determine Just watching the trees and the leaves as they fall
/Ian Curtis, The Eternal, Closer/
Kto interesuje się tekstami Iana Curtisa zapewne zna powszechną interpretację powyższego tekstu. Ponoć Curtis przechodził w drodze do pracy koło ogrodu, gdzie miał okazję obserwować chłopca z zespołem Downa, i to właśnie z jego perspektywy napisana jest piosenka. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie owa procesja, która nijak ma się do tej narracji.
Kto śledził losy wokalisty Joy Division ten wie, że zaczytywał się w Biblii, miał w niej pooznaczane fragmenty, na brzegach zakreślał notatki, w swoich tekstach wspominał Boga. Przemycał też w tytułach wątki naszej religii, jak choćby w Passover. Można postawić tezę, że the Eternal - czyli Wieczny, może być obserwacją z punktu widzenia duszy kogoś, kto już odszedł, i tak jak nieraz się wspomina, kogo dusza błąka się między niebem a ziemią (może to dusza potępiona, jak z powyższej modlitwy). Opadające liście kojarzą się z dzisiejszym świętem, być może Curtis napisał ten tekst pod wpływem wizyty na cmentarzu. Bernard Sumner wspomina, że często przechodzili przez cmentarz, spacerowali po nim, a pod koniec życia nawet uświadamiał Curtisowi, że gdyby jego próba samobójcza doszła do skutku, to by tutaj teraz leżał. Na Ianie jednak nie robiło to wrażenia, pomrukiwał tylko coś pod nosem.
Zatem najpierw przechodzi procesja, ludzie milkną pod powagą chwili, popadają w stan zadumy nad tymi, których już nie ma, a których kochali. Później przychodzi żałoba, czas rozmów i wspomnień przy stołach, czas kiedy deszcz opłukuje świeżo ścięte kwiaty na cmentarzach i w miejscach spotkań... A dusza narratora, widzi to wszystko, stoi przy wejściu ogrodu (może rajskiego), ale jest potępiona, nie może się tam dostać. Widzi tylko, jak teraz oni, jego bliscy szykują się do odejścia, przemijają niczym chmury na niebie i liście które spadają. To sprawia jej ból, jednak tylko duchowy, nie może przecież krzyczeć, dusza może jedynie zapłakać niczym dziecko, i wspominać swoje stracone dzieciństwo.... Może z perspektywy własnej nieśmiertelności tym dzieciństwem było jej całe młode życie, dusza jest przecież nieśmiertelna więc mogło minąć już wiele lat, nawet wiele więcej, niż gdy była w ciele...
Tak upływa czas a ona tkwi wciąż w tym samym miejscu i widzi, że opadają kolejne liście i odchodzą kolejni ludzie. Jednak jako dusza potępiona, nigdy się z nimi nie spotka i jest to dla niej całkiem nie do wytrzymania.
Pamiętajmy o wszystkich tych, którzy być może dziś patrzą na nas i smucą się, że każda godzina zbliża nas do śmierci. Ale pamiętajmy, że też do wieczności.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Grzech. Pojęcie wypierane we współczesnym świecie na margines. Może tym bardziej cenna jest inicjatywa Bonnefantenmuseum w Maastricht, gdzie w ostatnim tygodniu otwarto wystawę Wahrhaft Böse: Die Sieben Todsünden im Bild (Namacalne zło: Obraz siedmiu grzechów głównych), która nas zabierze do świata pychy, lenistwa, obżarstwa, zazdrości, gniewu, pożądania i chciwości. Dzieła malarskie i grafiki na niej prezentowane oferują wgląd w moralne i artystyczne realizacje z okresu od 1480 do 1620 roku, konfrontując je tym, co uznaje się za dobre i złe w naszych czasach. W ich obecności widz zmuszany jest niemal do odpowiedzi na pytanie zadawane przez indywidualne sumienie, co jest dobre, a co złe?
Muzeum prezentuje przede wszystkim serię grafik Bruegla Siedem grzechów głównych, zestawiając je z obrazami na podobny temat powstałymi wcześniej i później. Warto przy tym zauważyć, że praca Bruegla powstała w równie niepewnych i burzliwych czasach, co dzisiejsze. Wystawa bada więc paralele między pełnymi niepokoju latami, w których żył Bruegl, a naszymi, które także charakteryzują się kryzysami politycznymi, wojnami, epidemiami, najazdami ekstremistów religijnych z Afryki oraz prześladowaniem chrześcijan. Podczas tej narzucającej się refleksji odwiedzający są zapraszani do zastanowienia się i zdefiniowania swoich grzechów oraz wskazania które z nich są śmiertelne...
W XVI wieku łatwiej było o takie przemyślenia, ponieważ grzechy były przedstawiane częściej i w większej różnorodności niż kiedykolwiek wcześniej – pokazywano ich personifikacje, symbole, alegorie a nawet wzorce zachowań, które są rozpoznawalne do dziś. W centrum wystawy ustawiono więc słynny cykl graficzny Siedmiu grzechów głównych Pietera Bruegla Starszego z 1558 roku a także inne prace wypożyczone z Holandii i innych krajów, obejmujące nie tylko obrazy i grafiki ale również iluminowane rękopisy, drukowane książki a nawet witraże, ukazują wizualizację zła z XVI wieku. Ogólnie zgromadzono na niej ponad 80 dzieł sztuki z ponad 20 kolekcji krajowych i międzynarodowych, w tym z Germanisches Nationalmuseum w Norymberdze, Fundacji Phoebus w Antwerpii, Musée du Louvre w Paryżu, Statens Museum for Kunst w Kopenhadze, Fundacji Breslau w Nowym Jorku i Rijksmuseum w Amsterdamie.
Podczas otwarcia wystawy zaprezentowano krótką inscenizację: siedmiu mówców, w tym aktor i magik Ramsey Nasr oraz piosenkarka i autorka tekstów Froukje, w wygłaszanych tekstach, zastanawiali się nad obecnością grzechów głównych we współczesnym świecie. Ekspozycja, która będzie dostępna do 12 stycznia przyszłego roku, jest nie tylko refleksją nad historią społeczeństw, ale także zaproszeniem do zastanowienia się nad istotą ponadczasowej natury ludzkich pokus i wewnętrznych napięć, które istniały wtedy i są obecne teraz. Podajemy link do krótkiego przewodnika po wystawie (LINK) oraz do informacji o biletach i innych praktycznych aspektach zwiedzania na stronie Muzeum (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ), rodzinne wycieczki (TUTAJ) i pierwsze single w kolekcji Stephena (TUTAJ). W następnym wpisie przedstawiliśmy pierwsze instrumenty z kolekcji Stephena i opisaliśmy jego fascynację the Beatles, jak i amerykańską TV (TUTAJ). W kolejnym (TUTAJ) męczarnie na kursie tańca i fascynację obserwatorium Jordell Bank, oraz kompletnie inne, niż rodziców, zainteresowania kinowe. W kolejnym (TUTAJ) lekcje gry na klarnecie i pierwsze zakupy płytowe. W kolejnym (TUTAJ) pierwsze koncerty i fascynację DavidemBowie wybór roli w zespole jako perkusista (LINK). W tej części (LINK) przedstawiliśmy pierwsze eksperymenty kolegów z LSD, epizod ze studiami i przeprowadzkę do nowego domu. TUTAJ opisaliśmy pierwszych idoli gry na perkusji i zakup instrumentu, a także pierwsze lekcje Stephena gry na nim, a TUTAJ perypetie związane ze zmianą szkoły. Wzrastające zainteresowania winylami i rozbudowę zestawu perkusyjnego opisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Pierwsze nagrania zespołu Stephena w Strawberry Studios opisaliśmy TUTAJ. Późniejszy wpis za to (TUTAJ) przedstawiał narodziny punk rocka w UK wg. Morrisa. Natomiast narodziny Warsaw opisaliśmy TUTAJ, a ich pierwsze próby i występy TUTAJ. W TYM wątku opisaliśmy pierwsze poważne koncerty Warsaw i ich pierwszy bis. Natomiast TUTAJ incydent w Electric Circus.
Najważniejszy w piosence zdaniem Morrisa był riff. Ian lub Bernard zwykle zadawali pytanie, jakiego utworu chcą. Odpowiedź padała że tanecznego i szybkiego, wtedy zwracali się do Stephena o rytm. Otoczony bębnami i sprzętami pozostawał w tyle zespołu, co lubił, bo nie chciał pchać się na przód. Odkryli wtedy studio TJ Davidsona przy Little Peter Street gdzie próbowali. Budynek był zimny, czuli się jak w lodówce. Przerwy między piosenkami spędzali na siadaniu na elektrycznych grzejnikach celem ogrzania się. Puszki po napojach służyły jako pojemniki do zbierania moczu. Wtedy niewiele rozmawiali o swoich emocjach, bardziej o zespołach i muzyce, czasem kłócili się o to kto ma grać głośniej. Z perspektywy czasu wydaje się, że mieli problem komunikacyjny.
Ian wtedy chodził w spodniach ze skóry a la Jim Morrison. Hooky nosił kowbojskie buty, które zamienił z czasem na wojskowe. Stephen ubierał się najbardziej elegancko. W tamtym czasie słuchał The Eagles, Bryana Ferry, Johna Cale i płyty Paris 1919. Myślał o dziewczynie, ale na pierwszym miejscu stawiał zespół, nie chciał żyć jak inni: żona, dzieci, dom, picie w weekendy. Poznał dziewczynę Stephanie, która interesowała się tym, o czym jej opowiadał. Kiedyś zadzwoniła do niego w środku nocy, wyrzucili ją z domu i nie miała gdzie spać. On był po piwie, wiec nie mógł pojechać, ale poprosił swoją matkę. Znaleźli ją płaczącą w budce telefonicznej, rodzice wyrzucili ją z domu. Matka proponowała zadzwonić na policję, ale Stephen nie zgodził się i zabrali dziewczynę ze sobą. Na drugi dzień cała sytuacja magicznie zniknęła, dziewczyna zadzwoniła do domu i wszystko okazało się wielką pomyłką. Jego ojciec podsumował jej zachowanie jako dziwne. Takie sytuacje miały miejsce kilka razy, dzwoniła, że jest w jakimś innym mieście i nie wie gdzie, że ktoś za nią idzie i może ją zgwałcić.
13.10.1977 wszystko się wyjaśniło, kiedy wiózł Iana i ją na koncert do Rafters, a ona dziwnie się zachowywała. Okazało się, że ma w połowie wypitą butelkę likieru w torebce. Ian poczęstował ją piwem Breaker, mieli czteropak jako rozgrzewka przed występem. Ian sam też wypił, piwo dodawało mu wigoru, za to Stephanie się upiła. Kiedy rozkładał sprzęt dziewczyna Hookyego Iris powiedziała mu, że Stephenie zamknęła się w damskiej toalecie i jest jej niedobrze. Finalnie Stephen zaprowadził ją do samochodu i wręczył paczkę foliową obiecując że pojawi się sprawdzić sytuację. The Yachts z którymi grali wtedy koncert, byli bardzo dobrym zespołem, John Peel puszczał chętnie ich singiel.
Wtedy Stephen zerwał z nią, a ona przyjęła to bardzo źle, nawet próbowała kilka razy popełnić samobójstwo. Wszystko to wpędziło go w depresję, musiał iść na leczenie asntydepresantami. Niestety te mu nie pomagały, nie czyniły go szczęśliwym. Stephanie nie opuściła go łatwo, rzucała się pod jego samochód, czaiła się przy domu. W końcu wyprowadziła się do Londynu a później do Paryża.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
W sferze polityki wiele osób i źródeł twierdzi, że są jedynymi arbitrami prawdy. Ta książka ma być i jest raportem całkowicie opartym na faktach, opartym na wypowiedziach, oświadczeniach i działaniach Harris przez całe jej życie publiczne. Po miesiącach szczegółowych badań analizujących 20-letnią karierę Kamali Harris, która pełniła wiele funkcji publicznych, ta książka stanowi najbardziej kompleksowy raport do tej pory, szczegółowo opisujący wiele powodów, dla których Kamala Harris może być godna Twojego wsparcia. Tak współautor książki o Kamali Harris, Jason Dudash, promował swoją publikację na jej temat. Michael Boles, drugi z autorów jest twórcą jej okładki.
Zainteresowanych nie brakowało. Publikację można było kupić w przedsprzedaży, a w dniu premiery, 17 października także jej wersję cyfrową. Podajmy jeszcze tytuł książki - The Achievements of Kamala Harris (Osiągnięcia Kamali Harris) - która zgodnie z ofertą przedstawia osiągnięcia Kamali i motywuje czytelnika do przedstawienia powodów, dla których Kamala Harris idealnie nadaje się na kandydatkę na prezydenta (LINK).
I nadszedł dzień, w którym pierwsi czytelnicy wzięli książkę do ręki. Seria opinii udostępnionych przez użytkownika X pokazuje czytelników zachwycających się książką, nazywających ją imponującą i pouczającą, emocjonalnie oddziałującą, z bogactwem informacji itd. Na Amazonie w opiniach przeważają pozytywne recenzje. A na X czytelnicy pokazują treść publikacji (TUTAJ i TUTAJ).
Bo po otworzeniu książki, za spisem treści nie ma NIC. A jeśli mamy być dokładni jest 191 pustych, białych stron, wyśmiewających dokonania obecnej wiceprezydentki USA. Książka szybko stała się bestsellerem na Amazonie i otrzymała liczne, pięciogwiazdkowe recenzje za wyjątkowe, satyryczne podejście do tematu.
Żart? Zabieg PR-owy? Na pewno tak jest. W każdym razie zwolennicy Donalda Trumpa i ludzie obdarzeni poczuciem humoru są zachwyceni.
Kim jest Jason Dudash, współautor książki The Achievements of Kamala Harris? Bo człowiek ten istnieje, jest jak najbardziej realną osobą. Otóż pochodzi z Aumsville w stanie Oregon. Z wykształcenia jest psychologiem sądowym (ma tytuł licencjata), ukończył wydział spraw karnych na Corban University. W 2018 roku został członkiem Freedom Foundation i zaczął pracować w dziale marketingowym outreach. W 2024 roku awansował w firmie na stanowisko West Coast Director. Na tym stanowisku odpowiada za zarządzanie rozwojem strategicznym organizacji. Dudash zajmował się także kampaniami dla legislatyw stanowych i pracował w legislaturze Oregonu przed dołączeniem do Freedom Foundation. Przez pewien czas działał również jako konsultant w sektorze prywatnym, gdzie zdobył szereg umiejętności, które pomogły mu na obecnym stanowisku.
Czy sztab Harris wytoczy proces Jason Dudashowi? Raczej nie, bo w ten sposób nagłośniłby jeszcze bardziej i nadał satyrycznej książce jeszcze większe znaczenie. Czy książka wpłynie na efekt kampanii prezydenckiej w USA? O tym przekonamy się po 5 listopada…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Cruel World, festiwal muzyczny z gatunku nowej fali i rocka alternatywnego z lat 80., ogłosił skład na 2025 r., na czele z New Order i Nick Cave & The Bad Seeds jako gwiazdami. Jednodniowy festiwal odbędzie się w sobotę 17 maja 2025 r. w Brookside w The Rose Bowl w Pasadenie w Kalifornii. Zaprezentują się na nim również DEVO, Garbage, Madness, The Go-Go's, OMD, She Wants Revenge, Buzzcocks, Stereo MC's, Chelsea Wolfe, Nation of Language i Alison Moyet. Ponadto Ian Astbury i Billy Duffy z The Cult wystąpią jako Death Cult, grając swoje wczesne utwory, a pierwotny skład Til Tuesday zejdzie się i da pierwszy wspólny występ od 35 lat (LINK).
Skoro zaczęliśmy od koncertów - zespół Tool ogłosił Live in the Sand, swój własny festiwal, który odbędzie się w przyszłym roku w Punta Cana na Dominikanie w dniach 7–9 marca 2025 r. W programie wystąpią: Primus, Mastodon, Coheed and Cambria, Eagles of Death Metal, King's X, Fishbone, Wheel, CKY i Moon Walker. Sprzedaż biletów w dniach 29 i 30 października TUTAJ.
Za to Thom Yorke podczas
swojego solowego występu w Auckland w Nowej Zelandii, który odbył się 25 października, zagrał kilka coverów zespołu Radiohead, w tym
All I Need i Kid A. Muzyk obecnie odbywa solową trasę koncertową po
Australii i Azji, grając utwory z czasów, gdy był członkiem Radiohead,
The Smile i Atoms For Peace, a także ze swojej solowej dyskografii.
Inna wielka brytyjska gwiazda - Kate Bush ujawniła
plany dotyczące chęci tworzenia nowej muzyki: Bardzo chcę zacząć pracę
nad nowym albumem. Te rewelacje wiemy z wywiadu, jaki piosenkarka
udzieliła dla programu Today w BBC Radio 4 przed premierą Little Shrew,
nowego krótkometrażowego filmu, którego jest autorką scenariusza i
reżyserem. Jest to czarno-biała, czterominutowa animacja, która powstała
do utworu Snowflake z 2011 roku i ma na celu zebranie pieniędzy oraz
zwiększenie świadomości na temat organizacji charytatywnej War Child. Więcej informacji o
wywiadzie TUTAJ.
Za to nie nagra już nic basista legendarnej grupy. W wieku 84 lat zmarł Phil Lesh, współzałożyciel Grateful Dead. Zaledwie dwa dni przed jego śmiercią Grateful Dead zostali nazwani Persons of the Year przez organizację charytatywną MusiCares. Oczekuje się, że ceremonia otrzymania tytułu będzie początkiem obchodów 60. rocznicy istnienia grupy (LINK).
Być może Lesh by żył gdyby korzystał z nowych wynalazków. Służba
zdrowia otrzymała właśnie nowe narzędzie badawcze. Teksańska firma
informatyczna opracowała kamerę wraz z programem sztucznej inteligencji
do... zamontowania w muszli klozetowej. Ma robić zdjęcia po każdym
dłuższym siedzeniu na sedesie. Urządzenie nazywa się Throne. Według
reklamy, jest to pierwsze w swoim rodzaju rozwiązanie zdrowotne, dzięki
któremu możesz monitorować stan zdrowia jelit i nawodnienie organizmu,
nie wychodząc z domu (LINK).
Siedzi facet na sedesie a z sufitu spuszcza się na nitce mały pajączek i mówi do niego: - Cześć masz klej? - Nie mam - odpowiada facet. - No to cześć - i wraca na górę. Drugiego dnia siedzi facet na sedesie, spuszcza się mały pajączek: - Cześć masz klej? - Nie. - No to cześć. Na trzeci dzień facet kupił klej, żeby dowiedzieć się po co jest on pająkowi potrzebny. Siedzi na sedesie, spuszcza się pajączek i pyta: - Cześć masz klej? - Mam - No to cześć!
Bliski spotkania z Leshem był 46-letni
Rosjanin, który został niedawno uratowany od śmierci po 67 dniach dryfowania na pontonie
po lodowatych wodach rosyjskiego Dalekiego Wschodu. W sierpniu Michaił
Piczugin, jego 49-letni brat Siergiej i 15-letni bratanek Ilja wyruszyli
na wyspę Sachalin z dalekiego wschodniego regionu Chabarowska na
pontonie. Kilka dni później ich rodziny ogłosiły ich zaginięcie i służby
wszczęły akcję poszukiwawczo-ratunkową przy użyciu samolotów i
śmigłowców. Wszystkie próby zlokalizowania pontonu zakończyły się
niepowodzeniem, a z każdym dniem nadzieje na znalezienie któregokolwiek z
trzech mężczyzn żywych malały. We wrześniu szanse na znalezienie
pontonu spadły do zera, ale w poniedziałek 14 października ponton został
zauważony na Morzu Ochockim, około 1000 km od miejsca, w którym
wyruszył 67 dni wcześniej. Cudem jeden z trzech mężczyzn nadal żył. Dwaj
pozostali niestety zginęli wcześniej, wpadli do lodowatego morza i
zmarli z wychłodzenia. Ocalały Michaił Piczugin przeżył dzięki zapasowi
makaronu, suszonemu grochowi i wodzie... (LINK).
Jakie jest ostatnie słowo informatyka na łożu śmierci? - LOGOUT.
Jeszcze o zmarłych. Kav
Sandu z Blitz Vega w udzielonym wywiadzie opowiedział o swoim nowym
albumie, który nagrał wraz z nieżyjącym już basistą The Smiths, Andym
Rourke'iem, oraz o tym, jak złożył mu wzruszającą obietnicę
kontynuowania działalności zespołu po jego śmierci. Rourke zmarł w
zeszłym roku na raka trzustki. Po rozpadzie The Smiths grał z Sinead
O'Connor, The Pretenders, Badly Drawn Boy i Ianem Brownem, a także
założył zespół DARK z Dolores O'Riordan, piosenkarką The Cranberries,
który zakończył działalność po jej śmierci w 2018 roku. Natomiast
pochodzący z Leicester Sandhu był frontmanem zespołu Weave z lat 2000,
którego menedżerem był były basista Oasis, Guigsy. Następnie, od 2004
r., przez cztery lata współpracował z Happy Mondays. Zanim w 2016 r.
powstał zespół Bltiz Vega, tworzył solo pod pseudonimem Kav. Cały wywiad
jest TUTAJ.
Natomiast mylili się ci, którzy głosili, że dokonała żywota legenda nowej fali Blondie. Współzałożyciel, gitarzysta i fotograf Blondie, Chris Stein, udostępnił na swoim oficjalnym koncie na Instagramie czarno-białe zdjęcie frontmanki Debbie Harry siedzącej w studiu. Podpis pod zdjęciem brzmiał: Nowy album Blondie w przyszłym roku, potwierdzając, że legendarna grupa new wave wyda nową płytę w 2025 roku. Ostatnią był Pollinator w 2017 roku (LINK).
Nowy album wyda też inne brytyjska legenda. Manic Street Preachers udostępniają singiel Hiding In Plain Sight i zapowiadają nowy album Critical Thinking. Zespół ogłosił również program trasy koncertowej po Wielkiej Brytanii w 2025 r.
Kończymy dwoma newsami ze świata naukowych innowacji. Pizza z dodatkiem kokainy? Niemiecka policja zrobiła niespodziewany nalot na pizzerię Düsseldorfie, w zachodnich Niemczech z powodu najlepiej sprzedającego się specjalnego zamówienia. Chodziło o pizzę nr 40 w oferowanym menu, która zawierała kokainę. Nie wiadomo, jaka była cena za te specjalne zamówienie, które cieszyło się ogromną popularnością. Na zapleczu Policja znalazła 1,6 kg kokainy, 40 g marihuany i 268 000 € w gotówce. 36-letni menedżer został zatrzymany na kilka dni (LINK).
Nie dziwi nic, skoro w Niemczech pierwszym wierszykiem jakiego uczą się dzieci jest:
Mam trzy latka, trzy i pół, pale trawkę bo mam dół, a że mama mnie nie kocha, to pociągam se do nocha, żeby lepsza była faska, czasem zapierdzielę kwaska.
Podobno Kopernik nie tylko była kobietą, ale i Niemcem. Podobno to, że UFO istnieje jest już potwierdzoną prawdą. Co więcej, obcy przekazali rządowi USA jakąś ważną informację. Czemu nie jest podawana do publicznej wiadomości? Według opinii znawców tematu jest zbyt straszna. Ale chyba nie aż tak bardzo, skoro przyjmują oni, że jednak będzie ujawniona i to wkrótce: zaraz po wyborach prezydenckich w listopadzie (LINK).
My już ją poznaliśmy. Olaf Scholz ma 5 braci.
Idzie syryjski uchodźca po Niemczech, podchodzi do napotkanego przechodnia i mówi: - Dziękuję za przyjęcie do kraju. - Nie ma za co, jestem Turkiem - odpowiada przechodzień. Syryjczyk idzie dalej, podchodzi do następnego człowieka i mówi: - Dziękuję za przyjęcie do kraju. - Nie ma za co, jestem Pakistańczykiem - odpowiada przechodzień. Syryjczyk idzie dalej i próbuje kolejny raz: - Dziękuję za przyjęcie do kraju. - Nie ma za co, jestem Romem - odpowiada przechodzień. Syryjczyk na to: - Hmm... to gdzie są Niemcy? Rom patrzy na zegarek i odpowiada: - O tej porze w pracy.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Ponieważ dawno nie pisaliśmy o rodzimych kapelach, dzisiaj kilka słów o dwóch albumach poznańskiego zespołu Lombard, z początków kariery.
Najpierw widziałem ich w małym Domu Kultury, w pierwszym składzie z dwoma wokalistkami. Mimo tego, że mieszkałem w małym mieście, obrotny dyrektor potrafił ściągać do nas najlepsze kapele z kraju, dodatkowo, pytał nas czego chcemy posłuchać.
Koncert był bardzo dobry, choć na małej sali było nieco tłoczno. Było też tłoczno po stronie zespołu, a wokalistki (zapowiadane przez Grzegorza Stróżniaka) wymieniały się, niektóre piosenki śpiewały razem, widać było że Wanda Kwietniewska jest bardziej energetyczna (potrafiła wyskakiwać zza kulis niczym piłka) a Małgorzata Ostrowska kojarzyła się ze spokojniejszym repertuarem.
Zagrali wszystko z debiutu, a ja pokochałem coś zgoła innego, niż to co wtedy już było hitami. Dla mnie oczywiście cała płyta Śmierć Dyskotece to klasyk, natomiast arcymistrzostwem są piosenki śpiewane przez Grzegorza Stróżniaka.
O ile Diamentowa Kula jest nieco eksperymentalna, to Rdza (obie piosenki z tekstem Marka Dutkiewicza) to w mojej ocenie arcydzieło i z tamtego okresu, najlepszy utwór zespołu. Żeby w 1983 roku tak śpiewać o samotności, to trzeba było być bardzo dojrzałym artystą. I to wyglądało dokładnie tak:
Pamiętam jeszcze, że na koniec (na bis) zagrali Gwiazdy Rock and Rolla - utwór kończący debiutancki album, i koncert. Cały zespół na scenie i obie wokalistki (na klipie poniżej już tylko jedna):
Odejście Wandy Kwietniewskiej i powstanie zespołu Wanda i Banda to zupełnie inna historia (też widziałem ich na żywo), natomiast w tamtym czasie Lombard wydaje też płytę live nagraną w Sali Filharmonii Szczecińskiej, 21.11.1982 roku. Wtedy już bez Kwietniewskiej widziałem ich po raz drugi.
Ten drugi koncert, a zwłaszcza piosenka Bye Bye Jimi poświęcona pamięci Hendrixa uświadomiły mi, jak wielkim gitarzystą był (i jest) Piotr Zander (obecnie mający 65 lat). Album stał się chyba najlepszą płytą live w historii polskiego rocka, co ciekawe wznowiono go w wersji poszerzonej na CD, które osiąga kosmiczne ceny... Ten album kończy się hitem Przeżyj to Sam, jednym z największych przebojów Lombardu.
Warto podsumować ten wpis pewną refleksją. Czy dzisiaj po 40 latach teksty Marka Dutkiewicza, czy Jacka Skubiszewskiego straciły na aktualności? Dziś już nie buduje się wieżowców, ale są ludzie którzy ciągle w nich mieszkają, i nie tylko w nich dotyka nas samotność, dziennikarze realizują przekaz propagandy, mimo że nie ma już PZPR, teraz jest Unia Europejska.
I coraz więcej ludzi zamienia swoje serca w twarde głazy, tak jak wtedy. Kiedy wreszcie Polacy obudzą się i postanowią zacząć decydować o sobie sami? Bo jeśli nie, to znowu będzie trzeba, tak jak to robił Lombard, inteligentnie przemycać pewne treści żeby uniknąć cenzury. To zresztą ma już miejsce, czy na FB czy na YT. I to się nazywa, jak wtedy, taktyka salami.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.