Malarzy inspirujących się twórczością Zdzisława Beksińskiego jest wielu. Jednym z bardziej interesujących jest polski artysta Tomasz Strzałkowski. Ten pochodzący z Mławy grafik cyfrowy tworzy utrzymane w stylistyce surrealistycznej czy raczej w nurcie science fiction obrazy, czerpiąc nie tylko ze spuścizny Beksińskiego lecz także z twórczości Salvadora Dalego (LINK), Hansa Rudolfa Gigera (LINK) oraz Heronima Boscha (LINK) lecz przy tym nadając im rys indywidualny, rozpoznawalny i całkowicie własny.
Charakterystycznym dla niego elementem jest połączenie form naturalnych, jakimi są drzewa, z wytworami ludzkiej wyobraźni, jakimi są maszyny. Dzieje się tak, ponieważ jak zauważa: Bardzo lubię drzewa, ich kształty i tkankę - jest w nich wiele inspiracji. Kiedy przyjrzeć się drzewom z bliska, za każdym razem można znaleźć coś nowego, coś niezwykłego i tajemniczego. Bardzo inspirująca jest też całkiem niekontrolowana technologia. Połączenie drzew i technologii oraz szukanie symbiozy między nimi jest moim zdaniem bardzo ciekawe i trochę przerażające. Trudno powiedzieć, co naśladuje - czy jest to natura, która dzięki ewolucji stara się dostosować do nowych warunków i chce przybrać kształt niekontrolowanych obiektów technologicznych? A może odwrotnie, może to technologia, żyjąc własnym, niezależnym życiem, stara się naśladować naturę i przyjmuje jej kształty, uznając je za bardziej zaawansowane? Może technologia chce stać się naturą i stara się stworzyć sobie podobne, a nawet lepsze środowisko lub całkowicie zastąpić środowisko naturalne. Może też być tak, że technologia chce stworzyć swój własny, udoskonalony świat z bardziej zaawansowaną ewolucją, technologia, która uważa naturę za najlepszy przykład i dochodzi do wniosku, że natura jest od niej lepsza (LINK).
Krótko podsumowując - ni mniej ni więcej prace Strzałkowskiego ukazują dystropijny krajobraz po apokalipsie Matrixa, czyli świata przyszłości, w którym maszyny uczyniły z ludzi i reszty natury element swojej konstrukcji....
Strzałkowski z wykształcenia i zamiłowania jest artystą plastykiem. Od najwcześniejszych lat rysował - pierwszy portret jaki wykonał przedstawiał Bruce'a Lee, a miał wtedy 5 – 6 lat. Po wielu latach wstąpił i ukończył Wyższą Szkołę Sztuki Stosowanej w Poznaniu. Obecnie zajmuje się produkcją grafiki do gier komputerowych, współtworzył grafikę między innymi do gier Painkiller, Bulletstorm. Jego prace były publikowane w magazynach poświęconych grafice komputerowej takich jak: Magazyn 3D, GFX, 3D Artist, 3D World, Creative Magazine, ImagineFX, Render out! (LINK).
Jest Dyrektorem Flying Wild Hog – polskiej firmy produkującej gry komputerowe z siedzibą w Warszawie, działającej już od 2009 roku. Ale komputery nie wypełniają całego jego życia. Lubi spędzać czas z najbliższymi lubi słuchać też muzyki, czytać, oglądać filmy i chodzić do pubu z przyjaciółmi... (LINK).
Wydaje się, że świetnie by się czuł na naszym blogu. A i nam spodobał się styl jego prac, których więcej można zobaczyć na stronie artysty TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Bez niego kariera Joy Division byłaby inna. To on odpowiadał za wydanie debiutu zespołu, albumu Unknown Pleasures
(wydał go za spadek po matce), który dziś uważany jest za najlepszy
debiut w historii rocka. A ponieważ opisaliśmy już na naszym blogu
życiorysy wielu osób z kręgu zespołu (warto popatrzeć na prawy pasek
gdzie zawarliśmy linki do streszczeń), dziś kolej na pierwszą część
opowieści o Tony Wilsonie. Książka, którą zaczynamy dziś omawiać znalazła się w naszych rękach dzięki Tony'emu Costello, którego serdecznie pozdrawiamy.
Część pierwsza streszczenia była TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ.
Alan Erasmus był aktorem drugoplanowym, grał w takich produkcjach jak Coronation Street, Hard Labour, The Liver Birds czy Queenies Castle. Tony prowadził wtedy Granada Reports, oraz krótki 10 minutowe show What's On po piątkowym programie. Po zaprzyjaźnieniu się, Tony z Erasmusem mocno imprezowali.
Wilson otrzymał nowy program w ramach pocieszenia, bowiem bardzo interesował się polityką i chciał prowadzić program polityczny. Uchodził jednak za nieco nieobliczalnego, więc go nie dostał, a do kolegi, który go otrzymał do prowadzenia, rok się nie odzywał. Jego program, mimo że lokalny, mógł być transmitowany przez inne lokalne stacje.
Rozdział trzeci książki (Dobry i Zły Glina) zaczyna się od opisu sytuacji, jak widzowie i znajomi zaczęli Tony'emu wysyłać płyty z sugestią ich prezentacji w jego programie. Tak też Steven Patrick Morrissey ze Stretford wysłał Tony'emu okładkę albumu New York Dolls z 1973 roku.
Sugerował, aby grać więcej takiej muzyki. Z kolei jeden ze studentów z Salford przysłał Wilsonowi kasetę i list z muzyką i rekomendacją kapeli z Londynu - Sex Pistols. List zawierał też informację, że wkrótce - 4.06.1976 zespół zagra w Manchesterze. Grali w koledżach i małych salach, a ich muzyka w tamtym czasie była opisywana jako chaos.
Zespół do Manchesteru sprowadzili muzycy Buzzcocks (opisaliśmy to TUTAJ i TUTAJ). Sex Pisotls mieli zagrać w Bolton Institute, ale wcześniej Buzzcocks podczas swojego koncertu zostali odłączeni tam od prądu po wykonaniu 4 piosenek, więc organizatorzy profilaktycznie się nie zgodzili na Sex Pistols.
Zespół wystąpił więc w Lesser Free Trade Hall. Było tam 28 osób wśród nich: Morrissey z późniejszego the Smiths, Paul Morley, Jon te Postman, Hook i Sumner. Nie było wśród publiki Tony Wilsona, choć twierdził, jak i wielu innych, że był. Hook wspomina, że ten koncert był przełomowy, bowiem uświadomił im, że oni też mogą tak grać.
Mimo, że zarówno w Control jak i 24 Hour Party People (scena powyżej) Wilson pokazany jest jako uczestnik tego koncertu, nikt z obecnych nie przypomina sobie go tam. Pete McNeish - współorganizator, nie pamięta żeby Wilson, którego znał z TV, miał rzekomo się tam pojawić i oświadczyć, że jest na liście zaproszonych gości. Nie pamiętają go też Steve Diggle, Paul Welsh i Jon the Postman.
20.07. Sex Pistols zagrali ponownie. Tym razem sala jednak była już pełna. I na tym koncercie Wilson był obecny. Pytał przy wejściu o McLarena i z nim rozmawiał, a świadkowie bardzo dobrze go zapamiętali, był z przyjacielem i jego dziewczyną.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Wszyscy słyszeli, a przynajmniej kojarzą dzieła malarza Francisco José de Goya y Lucientes, popularnie zwanego Goya (1746-1828). Lecz nazwisko Dionisio Fierros znane jest tylko wnikliwym badaczom sztuki hiszpańskiej. A przecież tych obu połączyła nie tylko sztuka, ale i śmierć. Fierros, żyjący w latach 1827-1894 był hiszpańskim malarzem romantycznym, który malował sceny historyczne oraz portrety. Zachował się jednak w pamięci potomnych głównie z powodu jednego swojego obrazu. Jest na nim płótno noszące tytuł: Vanitas. To niewielkich rozmiarów malowidło, raptem: 44 x 37 cm powstały na zamówienie mecenasa artysty, markiza San Adrián z Nawarry w 1849 roku.
Obrazek jest typowy dla czasów, w których powstał. Wyobraża ludzką czaszkę bez szczęki, leżącą na zielonkawym tkaninie. Zgodnie z tytułem chodzi o tradycyjny symbol vanitas czyli nieuchronności przemijania i śmierci a także wszelkiej marności (LINK). Ale takich prac powstawało wiele, więc wspomniany obraz byłby typowy, niczym nie wyróżniający się, gdyby nie napis uczyniony sepią na odwrocie drewnianej ramy o treści: El cráneo de Goya pintado por Fierros en 1849…
W 1824 roku wiekowy (miał 78 lat) i schorowany Goya opuścił Hiszpanię i wraz z gospodynią Leocadią Zorrilla osiadł w Bordeaux, w tym czasie pełnym żyjących na wygnaniu Hiszpanów. Nieoczekiwanie dla siebie malarz zastał tam swojego starego przyjaciela i szwagra Martina Miguela de Goicoechea, bogatego handlarza suknem, z którego córką wkrótce ożenił się Javier de Goya, syn Francisco. Jako prezent ślubny, jeden z wielu, Goya darował im wykonane przez siebie portrety: na neutralnych tłach przedstawił ich w odcieniach szarości i bieli.
Goya tworzył w Bordeaux aż do swojej śmierci w wieku 82 lat w 1828 roku. Został pochowany na cmentarzu w La Chartreuse w tej samej krypcie, w której trzy lata wcześniej spoczął Martin Miguel de Goicoechea... I może leżałby w spokoju aż do dzisiaj, gdyby nie pomysł hiszpańskiego konsula w Bordeaux, Joaquína Pereyra, który wystarał się w 1888 roku za pośrednictwem Marii Christiny Henrietty Désirée Félicité Rénière, królowej Hiszpanii i drugiej żony króla Alfonsa XII, o ekshumację zarówno Goyi, jak i Goicoechei. Po otwarciu krypty w obecności naczelnika policji, przedstawiciela sądu, inspektora cmentarzy, dyrektora zakładu pogrzebowego, hiszpańskiego konsula Pereyry i przyjaciela Goyi francuskiego artysta Gustave Labat - oczom zgromadzonych ukazał się nieoczekiwany widok: Labat tak to potem opowiadał: Znaleźliśmy się przed dwoma trumnami i otworzyliśmy obie. W trumnie najbardziej oddalonej od wejścia znajdowały się kości człowieka. W drugiej trumnie były wszystkie kości drugiego zmarłego, za wyjątkiem głowy. Hiszpański konsul Pereyra uznał wówczas, że bezgłowy szkielet należy niewątpliwie do Goyi, ponieważ miał na sobie płaszcz i różaniec, w którym według opisów malarz został pochowany. Rozpętał się skandal. Od razu z sensacyjnym odkryciem skojarzono obraz Fierrosa. Malarz był zbyt chory, więc przesłuchano jego wnuka Dionisio Fierrosa. Badacze chcieli wiedzieć, w jaki sposób czaszka Goyi mogła zostać namalowana w 1849 r., skoro jej brak odkryto dopiero w 1888 r. Rozeszły się plotki jakoby malarz Fierros miał w swojej pracowni czaszkę, której nigdy nie spuszczał z oczu. I którą później odziedziczył jego syn Nicolás, który zabrał ją ze sobą do Salamanki, kiedy rozpoczynał studia medyczne. Niestety, ta czaszka została zniszczona podczas eksperymentu, polegającego na napełnieniu jej ziarnami ciecierzycy i zalaniu wodą. Podobno napęczniałe ziarna rozsadziły kości i szczątki potem wyrzucono (LINK).
Po wielu wiekach temat czaszki Goyi nadal budzi emocje. Nie brakuje osób, które chcą wyjaśnić niejasności. Należy do nich madrycki filmowiec Samuel Alarcón, który w swoim filmie cytuje opinię Doktora Héctora Vallésa Vareli z Królewskiej Akademii Medycznej w Saragossie. Według niego teza jakoby głowa Goyi mogła zostać potajemnie oddzielona od jego ciała już na cmentarzu nie jest prawdziwa. Vallés uważa, że nie jest łatwo oddzielić głowę od zwłok, ponieważ są tam kości, mięśnie, ścięgna i krew, dużo krwi. Porównał on poza tym proporcje czaszki z obrazu Fierro z ostatnim portretem Goyi, namalowanym w 1826 roku przez walenckiego artystę Vicente Lópeza Portañę. I doszedł do wniosku, że namalowana czaszka pasuje do głowy z portretu.
Ale według relacji Dionisio Fierrosa czaszka została zniszczona… Czyżby? Całkiem niedawno pracownicy Muzeum Akwitańskiego w Bordeaux w piwnicach placówki znaleźli trumnę ze szczątkami francuskiego pisarza Michela de Montaigne (1533-1592). Obok niej leżała czaszkę i szczęka, której pochodzenie było dla nich nieznane. Czy są to szczątki Goyi, który zmarł przecież w tym mieście, jak przypominamy w 1828 roku? Od razu stworzono teorię, jakoby zaraz po pogrzebie artysty grupa frenologów przekupiła grabarza i wykradła ją aby przeprowadzić pseudobadania budowy głowy, bo frenologia w XIX wieku uchodziła za naukę badającą zależności między osobowością ludzi a kształtem ich czaszki. I że Goya sam pozwolił na rozczłonkowanie swojego ciała po śmierci, dlatego teraz jego szczątki leżą niekompletne w grobowcu w Madrycie. Mimo zapowiedzi jednak nie słychać o rozstrzygających wynikach DNA.
A czaszka? Stała się tematem filmów i innych dzieł. Michael Nyman (ten sam którego utwór znalazł się na kompilacji From Brussels With Love a także który współpracował z Robinem Guthrie i Haroldem Budd) z historii tej rozwinął libretto do opery w czterech aktach Facing Goya.
I tak od czaszki Francesco Goyi przeszliśmy do minimalistycznej muzyki XXI wieku. Kto wie kogo jeszcze zainspiruje ta opowieść i do czego...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Często zapoznaję się z wywiadami z artystami (sami też je na naszym blogu robimy - warto zobaczyć TUTAJ), staram się poznać ich punkt widzenia, okoliczności w jakich tworzyli itd. Pierwszy raz jednak zapoznałem się z (najnowszym) wywiadem Morrisseya, jakiego udzielił 9.10.2022 roku Fionie Dodwell po występie w The London Palladium.
Oficjalne opinie krążące o wokaliście i byłej podporze the Smiths są mało pochlebne. Po koncercie w Warszawie znajomi oświadczyli, że straszny z niego bufon. Mówi się o nim, że to narcyz, egocentryk, gwiazda, ostatnio przerwał występ po 15 minutach bo było mu zbyt zimno. Warto wspomnieć, że the Smiths mało co nie wylądowali w Factory, jednak Tony Wilson wspomniał w jednym z wywiadów, że Morrissey zrobił na nim negatywne wrażenie, młodego, zadufanego człowieka o wybujałym ego.
Wywiad Fiony Dodwell już od początku pozycjonuje artystę dokładnie w taki właśnie sposób, niemniej trzeba przyznać obiektywnie, że jego wypowiedzi, jak i sposób obrony swojego punktu widzenia, zamazują ten obraz. Pojawia się nawet swoistego rodzaju flow między nim a dziennikarką, co ma nawet swój urok.
Nie będziemy opisywali całego wywiadu, każdy może go obejrzeć, chcemy tylko zwrócić uwagę na kilka najważniejszych wypowiedzi, tych które uważamy za kluczowe dla zrozumienia tego, jaki jest Morrissey i dlaczego taki właśnie jest.
Zaczyna w sposób w jaki trudno uznać za skromny, od opowieści o swoim nowym albumie, padają stwierdzenia, że jest absolutnie piękny i najlepszy jaki stworzył.
Po tym pojawia się seria wypowiedzi na temat grona fanów i tego dlaczego są nieśmiertelnymi fanami Morriseya. Artysta uważa się za realną osobę, w swoisty sposób nie cierpi biznesu muzycznego, to co robi nie jest robione dla pieniędzy i showbiznesu. Mówi o sobie, że nie został stworzony przez przemysł muzyczny tylko przez ludzi. Jest poza kategoryzacjami showbiznesu. Na swoim nowym albumie nie ma ulubionej piosenki bo wszystkie są znakomite, dlatego nawet nie był w stanie zaproponować co umieścić na singlu. Kocha je wszystkie równie mocno.
Żali się w swoisty sposób, że jest poza muzycznym biznesem, że czasem zadaje sobie pytanie, czy nie powinien być np. grany w radio, bo z pewnością na to zasługuje. Na pytanie czy nie ranią go różne kłamstwa w mediach na jego temat, odpowiada, że takie rzeczy przytrafiają się tylko osobom interesującym.
Najważniejsza wiadomość dla fanów artysty, to fakt, że ten pracuje już nad kolejnym albumem i wkrótce go nagra. Oczywiście zostanie on wydany po tym, który promuje aktualnie (Bonfire of Teenagers). Nie zwalnia tempa, bo muzyka i piosenki jest tym, o czym myśli non stop całymi dniami i nocami, to jego całe życie i sens życia.
Wspomina jak udzielał wywiadu w latach 90-tych, że od tamtego czasu nic się nie zmieniło w brytyjskiej TV, ludzie cały czas tańczą, telewizja jest ogłupiająca. Muzyka jest słaba, mało osób słucha teraz wartościowej muzyki, bo zaszły w niej ważne zmiany - wytwórnie natychmiast pozbywają się niekasowych artystów, muzyka stała się jałowa, wytwórnie formatują wykonawców. Nie ma już tego, co można było spotkać lata temu, że w każdym kraju było wielu interesujących wykonawców, teraz wszędzie mamy to samo... Nikomu nie przyświeca już idea tworzenia ciekawej, awangardowej muzyki, tylko jest szybkie zaszufladkowanie każdego.
Chyba najciekawsza opinia, pozwalająca wyrobić sobie zdanie na temat poglądów artysty, dotyczy mediów społecznościowych. To straszne, że dziś każdy jest naukowcem, krytykiem i ekspertem. Mało tego, tworzą się grupy robiące negatywne kampanie, artysta wspomina tutaj J.K. Rowling.
Zdaniem Morrisseya to powinno w końcu zostać poddane kontroli, ale nikt nie ma pomysłu jak to zrobić. W tym wszystkim wikłają się też politycy. Tłumy szukają ofiar, muszą mieć jakieś ofiary. Wspomina w tym kontekście działalność Mary Whitehouse. Każdy teraz może wyrazić swoje zdanie, a artysta uważa, że to jest brak tolerancji. Nie chcesz, nie słuchaj, nie oglądaj idź swoją drogą, wyłącz, albo upiecz ciasto...
Na koniec artysta potwierdza że jest wegeterianinem i cieszy się ze zmian na tym tle. Zwierzęta to piękne stworzenia, nie powinny być zabijane przez ludzi. Zostawmy je w spokoju.
Podsumowując, wywiad z Morrisseyem to kawał dobrej dziennikarskiej roboty. A może właśnie jest tak, że z powodu swojej postawy i bycia artystą poza showbiznesem, obraz artysty tworzony przez media mainstreamowe jest zupełnie fałszywy? Wywiad Fiony Dodwell to potwierdza. Zresztą zobaczcie sami:
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Gil Tamin jest kanadyjskim fotografem żydowskiego pochodzenia. Pochodzi z Toronto, a obecnie mieszka w Vaughan. Jest szczęśliwym mężem i ojcem Jude, Jesse i Emmy. Prowadzi zakład fotograficzny, specjalizuje się w zdjęciach miejskich oraz weselnych. Wykonywanie zdjęć jest nie tylko jego zajęciem, które zapewnia mu utrzymanie, on po prostu lubi robić zdjęcia: Moja pasja do fotografii jest znacznie większa niż chęć robienia zdjęć. Jest to doświadczenie polegające na poznawaniu nowych ludzi, na ciągłej pracy w różnym otoczeniu i warunkach oraz zabawy różnymi tematami. Uważam, że z każdą wykonywaną fotką zdobywam wiedzę, doświadczenie i co najważniejsze satysfakcję z realizacji pomysłu zgodnie z moimi normami (LINK).
A jakie są te normy? Artysta nie jest jeszcze tak znany, aby biły się o niego galerie a krytycy zasypywali swoimi recenzjami. Dzięki temu możemy sami wyrobić sobie opinię odnośnie jego prac. Możemy z jasnym umysłem nieskażonym cudzym zdaniem samodzielnie odczytać prace Gila Tamina. I cóż więc na nich widzimy? Wielkomiejski pejzaż zanurzony w ciepłym świetle zachodzącego słońca. Pędzące samochody, pociągi, sylwety wieżowców i starych kamienic... Drzewa cicho stoją, gubiąc suche liście... Czasem wśród tego wszystkiego dostrzegamy ludzi, spieszących się, zajętych własnymi sprawami. Wśród nich czasem miga nam sylwetka szczupłego mężczyzny w czarnym płaszczu i kapeluszu który przechodzi przez ulicę, pcha wózek dziecięcy... Czy to alter ego autora? Zdjęcia są pieczołowicie wykonane z dbałością o kompozycję - klasyczną i symetryczną - układającą się w harmonijną całość, przez co prace ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Pozwólmy, aby nasz wzrok dał prowadzić się w głąb perspektywy...
Czy nie wydaje się wam, że prace Tamina równie dobrze mogłyby pokazywać miasto sprzed stu lat temu jak i z wczoraj? Sprawiają to chyba te statyczne, tradycyjne proporcje jego prac. Czasem wieczność trwa sekundę. Może nawet mniej, tyle ile potrzebuje migawka aparatu aby zrobić zdjęcie. I właśnie tę chwilę rozciągnął w wieczność autor dzisiaj pokazanych u nas pejzaży.
Zachęcamy do śledzenia jego twórczości na Instagramie: LINK oraz na jego stronie internetowej TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Zaczynamy jak zwykle od Manchesteru: John Cooper Clarke
doczekał się własnego graffiti - wykonał je artysta o nazwisku Stewy, w
Salford, przy Chapel
Street (LINK).
Za to exgwiazdy Factory - Section 25
w przyszłym tygodniu dadzą koncert w Estonii (LINK). Bilety i
szczegóły TUTAJ.
W Crystal Ballroom 17 grudnia będzie można spotkać się z Dave Haslamem
(Hacienda) i Moodymanc aka Danny Ward. Sławny pisarz i DJ da pokaz
funku, disco, soulu, house'u i elektroniki (LINK).
Inny mieszkaniec Manchesteru - Noel Gallagher
udostępnił materiał zza kulis pracy z Johnnym Marrem nad ich nowym
singlem Pretty Boy. W klipach zza kulis, które zostały nakręcone przez
córkę Gallaghera, Anais w jego studiu Lone Star, widać jak Marr pracuje
nad riffami gitarowymi utworu oraz jak Gallagher śledzi głos
gitary akustycznej i wokali. Trzeci klip pokazuje jak przebiegało znajdowanie odpowiednich nut do piosenki (LINK).
Teraz o ekskoledze Marra. Wraz ze swoim nowym
albumem Bonfire Of Teenagers, który za niedługo pojawi się w sprzedaży
Morrissey publikuje nowy klip wideo, w którym kpi z krytyków muzycznych.
Filmik opublikowany na Instagramie przedstawia sytuację ,w której
Morrissey w dzieciństwie (albo młody fan Morrisseya) próbuje przekonać
dziennikarza muzycznego do zrecenzowania nowego albumu... (LINK) i (LINK). U nas gra wersja live tytułowego utworu, i to jest całkiem niezły utwór.
Jeszcze gwiazdy z Manchesteru: The Chemical
Brothers, Christine and The Queens i Fatboy Slim będą głównymi gwiazdami
Wilderness 2023. Oprócz nich wystąpią: Confidence Man, Sugababes.
Wydarzenie powróci po przerwie wywołanej Pandemią do Cornbury Park w
hrabstwie Oxfordshire w weekend 3-6 sierpnia przyszłego roku. Bilety
można kupować TUTAJ.
Za to organizatorzy OFF
Festival Katowice 2023 zapowiedzieli, że nadchodząca 14 edycja imprezy
będzie pod znakiem hardcore, psychodeli, k-pop i noise, czyli dosłownie
wszystkiego. Festival odbędzie się w dniach 4-6 sierpnia, tradycyjnie w
Dolinie Trzech Stawów. Organizatorzy ogłosili że weźmie w nim aż 14
wykonawców: Iggy Pop, Panda Bear & Sonic Boom, TV Girl, OFF!, Melody’s Echo
Chamber, The Staples Jr. Singers, Balming Tiger, Gilla Band, Tropical
Fuck Storm, Taxi Kebab, Big Joanie, underscores, Haru Nemuri, Mind
Enterprises, Son Rompe Pera. Bilety itd. TUTAJ. U nas najlepszy cover piosenki Popa. So good...
Pamiętajmy, że najważniejsze jest zdrowie. Bez niego nie będzie żadnych festiwali. Ostatnie doniesienia medialne z rodzimego rynku potwierdzają, że najważniejsze są zdrowe zęby, ale równie ważne jest zdrowie... psychiczne... Danke Deutschland!
Bolące zęby mogą być problemem coraz młodszych grup społecznych. Zwłaszcza z liceów czwartego wieku.
My tutaj Danke Deutschland!, a jak widać jest za co dziękować, bo oni bohatersko o nas walczą.Razem z z Tuskiem. Podobnie było w 1939,też był Tusk - ale dziadek, i też walczył z Niemcami.
Świat jest dziwny.
W czasie meczu piłkarskiego SS kontra więźniowie jeden z więźniów gnając z piłką wypada za linie boczną boiska i wpada na druty. - Spalony! - gwiżdże sędzia.
Dziwny jest ten Świat - oto w Niemczech ekogłupki przykleiły się do podestu dyrygenta (LINK), dzięki czemu było ich łatwiej wynieść za kulisy, gdzie pewnie stoją do dzisiaj.
Dwóch Szkotów założyło się, który dłużej wytrzyma pod wodą. Wygrał Mr. Smith - nie wynurzył się do dzisiaj...
Inny Smith - Robert Smith komentuje doniesienia o planowanym strajku kolei który przypadnie w czasie planowanego koncertu The Cure na stadionie Wembley. W swoim lakonicznym stylu proponuje obalenie rządu w przeciągu dwóch tygodni (LINK).
Za to niełatwo byłoby obalić modelkę plus size z Bejrutu. Wszystko przez katarskie linie lotnicze... Łatwiej obalić pół litra...
Zwłaszcza, że pewnych problemów związanych z mistrzostwami nie da się rozwiązać na trzeźwo...
Pewnych na trzeźwo czytać...
A pewnych zrozumieć... co dowodzi słuszności wyników najnowszych badań naukowych, wskazujących, że podczas
gdy fizyczne różnice między ludźmi a innymi naczelnymi są dość wyraźne,
nowe badania ujawniają, że ich mózgi mogą być niezwykle podobne. Ale
wystarczą niewielkie, molekularne różnice aby zaważyło to na krańcowych
różnicach rozwojowych i psychicznych (LINK).
Skoro pojawiła się rodzima naczelna działaczka charytatywna - zagraniczna piosenkarka
Eurythmics, Annie Lennox, wystawi na aukcję charytatywną teksty
piosenek Billie Eilish i Alicii Keys. Lennox poprowadzi także aukcję,
której celem jest zebranie pieniędzy na działalność jej
fundacji The Circle, działającej na rzecz ustania przemocy wobec kobiet (LINK)... I to jest realny problem i realna działalność. Ochojska ze Środą i Olejnik powinny brać przykład.
Kowalski siedzi na kozetce u psychiatry. - Panie doktorze, wydaje mi się, że u nas w lodówce ktoś mieszka. - Dlaczego pan tak sądzi? - Bo żona nosi tam jedzenie.
Teraz o innej wokalistce: Soundwalk
Collective wraz z Patti Smith ogłosili reedycję deluxe trzech albumów
wraz z nową płytą zatytułowaną The Perfect Vision: Reworkings,
zawierającą remiksy utworów wielu artystów, w tym Briana Eno . Album ten
zawiera siedem utworów takich artystów jak Eno, Jim Jarmusch, Laraaji,
Kaitlyn Aurelia Smith.
W zestawie deluxe, wydanym za
pośrednictwem Bella Union, jest również książka z wywiadem z Patti
Smith i Stephanem Crasneansckim z Soundwalk Collective, a także zdjęcia,
rysunki i wydruk A4 podpisany przez Smith. Box już można kupić TUTAJ.
Za to na rodzinnym rynku dobre wiadomości: GIVE
UP TO FAILURE opublikowali nową piosenkę, którą opisali na swoim
profilu na FB w następujący sposób: Ta piosenka opowiada o samotności,
bezradności, pustce i wypaleniu. Ci, którzy czekają na nasz nowy album -
niech się dowiedzą, że dostarczymy go na początku nowego roku. Dzięki
za wysłuchanie i wsparcie. Dbajcie o siebie nawzajem. Z zespołem rozmawialiśmy TUTAJ.
Z kolei Self-Aware
to nowy singiel Riverside który zapowiada ich kolejny album ID.Entity.
Utwór będzie dostępny od północy 29 listopada na wszystkich platformach
streamingowych (LINK). U nas gra inna ich nowość.
Riverside zawsze przenosi nas w klimaty baśniowe. W
najbliższym tygodniu czeka nas premiera serialu telewizyjnego Willow,
długo oczekiwanej kontynuacji filmu o tym samym tytule z 1988 roku (opisaliśmy go TUTAJ).
Stworzony przez George'a Lucasa, wyreżyserowany przez Rona Howarda, z
Valem Kilmerem w roli głównej stał się już kultową produkcją. Pierwszego
dnia zostanie wyemitowane dwa odcinki a potem sześć następnych aż do 11
stycznia 2023 r. Z tego co na razie wiadomo to to, że księżniczka Kit
gromadzi grupę poszukiwaczy przygód, w tym tytułowego czarodzieja Willow
Ufgood, aby uratować swojego brata bliźniaka. Z dawne obsady
najbardziej może brakować Vala Kilmera (Madmartigan), który choruje na
raka (LINK).
Ciekawe, czy świnie w filmie wystąpią chińskie. Na
południowych obrzeżach Ezhou, miasta w prowincji Hubei w środkowych
Chinach, stoi gigantyczny apartamentowiec. Ale to nie jest budynek
pracowników biurowych lub rodzin. Na 26 piętrach jest ulokowana
największa jednorodzinna ferma trzody chlewnej na świecie, produkująca
1,2 miliona świń rocznie. Ale to dopiero początek. Po pełnym
uruchomieniu na powierzchni 800 000 metrów kwadratowych będzie hodowane
650 000 zwierząt… (LINK).
Gdyby jednak do Chin było zbyt daleko, zawsze bliżej jest do Niemiec...
Kończymy wynikami kolejnych badań naukowych, zadających, niczym eseje Środy, cios patriarchatowi. Już nie piwo podczas oglądania kopania piłki, tylko...
Badania
potwierdziły, że codzienna filiżanka herbaty może pomóc Ci cieszyć się
lepszym zdrowiem do późnych lat życia – jednak jeśli nie pijesz herbaty,
możesz powinieneś wzbogacić swoją dietę w flawonoidy - zawierają je
oprócz czarnej i zielonej herbaty także jagody, truskawki, pomarańcze,
czerwone wino, jabłka, rodzynki/winogrona i ciemna czekolada (LINK).
Żeby jednak nie kończyć całkiem pesymistycznie, z pomocą przychodzą nam jak zwykle Amerykanie...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.