sobota, 15 grudnia 2018

Romantyczni samobójcy - podobne historie: Mark Linkous z zespołu Sparklehorse i Ian Curtis z Joy Division


Był sobotni poranek 6.03.2010 roku, kiedy 47. letni wówczas Mark Linkous, wyszedł z mieszkania swojego kolegi z zespołu. Niedawno przeprowadził się tutaj, do Knoxville z Północnej Kalifornii po rozpadzie małżeństwa, związku trwającego 20 lat... 

Zabrał ze sobą jedynie niezbędne rzeczy, instrumenty i coś do ubrania, a po resztę miał wkrótce wrócić. Nie zdążył, bowiem tego ranka wyszedł z domu przyjaciela z karabinem w ręku i zanim ten zdążył to zauważyć, popełnił samobójstwo strzelając sobie w serce... (LINK).

Takie typowe amerykańskie story, depresja, rozbite małżeństwo, wiek koło pięćdziesiątki (zwykle przedział 45-54 lata) i broń, coś co w USA zdarza się bardzo często (TUTAJ). Ale w przypadku Marka Linkousa było coś więcej. 

Była muzyka.

Wyobrażam sobie płytę jako galaktykę, piosenki są wtedy czymś na kształt planet, a niektóre z nich są schrzanione i kręcą się wykazując precesję... 
   
~ Mark Linkous o swojej muzyce.


Dla Marka Linkousa pierwszą fascynacją muzyczną byli The Animals i ich  piosenka House of the Rising Sun.

Jak to podkreśla
Ally Carnwath na oficjalnej stronie artysty (TUTAJ): muzyka Linkousa to smutek, obcość, walka z życiem. Wiele piosenek opisuje coś co nazywał niebezpieczną, upiorną częścią południa, a obrazki które z początku wydają się dziwne, zaczynają lśnić, i posiadają wyraźny kontrast. I okazują się nie być produktem zniekształconej wizji, ale drobiazgowo obserwowanym światem który znamy.
           
Moje ulubione piosenki Sparklehorse są dziwne... 

Linkous cierpiał na depresję przez wiele lat, ale jego piosenki wydawały się umożliwiać mu badanie tych najczarniejszych myśli i dostarczać tymczasowych rozwiązań problemów. 


Jedną z takich piosenek catharsis jest Saint Mary, która powstała podczas powolnego odzyskiwania zdrowia w szpitalu w Londynie, kiedy po przedawkowaniu valium i antydepresantów, w czasie trasy z Radiohead w 1996 roku, zatrzymała się akcja jego serca.

        
Blanket me sweet nurse

And keep me from burnin'
I must get back
To the woods dear girls
I must get back to the woods
In the bloody elevator rising for their first cup of tea
Of the day
When does sky turn into space
And air into wind?
The only things
I really need
Is water, a gun, and rabbits
Let me rest
My fevered cheek
Upon your warm sweet bellies
In the bloody elevator going to the bright theater now
Come on boys
Please let me taste the clean dirt in my lungs
And moss on my back

 

Od czasu realizacji trzeciej płyty zespołu w roku 2001 depresja wokalisty nasiliła się. Potrzebował aż 5 lat aby powrócić z kolejną płytą.   

W 2010 roku miarka się przebrała. 

Autor pozostawił po sobie osiem płyt - pełna dyskografia jest TUTAJ

I myślę, że mimo wielu wpisów i analiz, nikt nie zauważył rzeczy dość oczywistej, bowiem historia Marka Linkousa podobna jest do historii Iana Curtisa. Obaj przeżywali problemy osobiste, Mark Linkous był, podobnie jak Ian Curtis, w trakcie rozwodu. 

Przecież Curtis odmówił spędzenia sobotniego wieczoru przed odlotem na amerykańskie tournee  z przyjaciółmi z zespołu w pubie, bo chciał nakłonić swoją żonę -  Debbie, do wycofania pozwu rozwodowego.  

Curtis popełnił samobójstwo w nocy z soboty na niedzielę, moim zdaniem było to koło 3:00 nad ranem. Mark Linkous zastrzelił się w sobotę. 

Obaj mieli też za sobą próby samobójcze, i obie w wyniku przedawkowania leków...


Obaj w swojej muzyce poruszali ważne problemy ludzkiego istnienia z tym, że Ian Curtis robił to na modę bardziej rockową, podczas gdy Mark Linkous tworzył coś co można nazwać amerykańską muzyką drogi. 

Obaj też uczestniczyli w sesjach muzycznych prowadzonych przez prezenterów propagujących muzykę z drugiego obiegu. Joy Division w sesji Johna Peela (TUTAJ) (pisaliśmy o niej TUTAJ) podczas gdy Sparklehorse w tzw. Black Sessions - francuskiej analogii audycji Johna Peela w Radio Inter, o której jeszcze napiszemy.
 
I tak jak w przypadku Iana Curtisa, tak też w przypadku Marka Linkousa te najbliższe, rodzina i przyjaciele, pozostali bezradni. 

Ile wniosków wyciągamy z takich lekcji? Chyba niewiele, skoro one ciągle się powtarzają. 

Oni odchodzą, a my stoimy z rozdziawionymi ustami i opuszczonymi rękami, by gapić się bezradnie w przeszłość, nie mogąc zrozumieć jak to wszystko mogło się stać.

I jak to wszystko ciągle się staje...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 14 grudnia 2018

Z katalogu Factory: Trzy postery na początek wielkiej kariery, FAC 1, FAC 3 i FAC 4

Kilkakrotnie opisywaliśmy na naszym blogu dokonania artystyczne Petera Saville'a (TUTAJ) nadwornego projektanta z Factory Records. I na pewno do tematu wielokrotnie wrócimy, zwłaszcza, że artysta odcisnął trwałe piętno na współczesnej modzie i wielkich producentach jak Adidas, Dior, i inni (TUTAJ). 

Dzisiaj natomiast w cyklu Z katalogu Factory wpis w mniejszym stopniu skupiony na warstwie muzycznej. Bowiem omawiamy początki wytwórni, zanim ukazał się słynny Factory Sample (FAC 2), o którym na pewno napiszemy. 

FAC 1 - pierwsze wydawnictwo Factory to poster autorstwa Petera Saville'a zapraszający na koncerty w maju/czerwcu 1978 roku. Występowały zespoły: Joy Division (TUTAJ), The Durutti Column (TUTAJ), The Tiller Boys, Cabaret Voltaire, Jilted John, Big in Japan i Manicured Noise. Poster wydrukowany został w pierwszej edycji w ilości 300, a następnie w roku 2003 wznowiony w ilości 500 egzemplarzy.

Zwraca uwagę logo, mężczyzna z wkładkami dousznymi stał się od wtedy znakiem rozpoznawczym wytwórni, a logo powielane jest do dzisiaj na koszulkach i bootlegach z tamtej epoki, do czego jeszcze wrócimy.

A skoro o kilku z powyższych wykonawców już pisaliśmy, może pora zilustrować muzycznie ten poster piosenkami artystów, na których przyjdzie jeszcze u nas pora. Najpierw the Tiller Boys:

 

Cabaret Voltaire, jedna z ich płyt już u nas za chwilę, zespół bardzo ważny - zwłaszcza, że występowali razem z Joy Division na słynnym koncercie w klubie Plan K (TUTAJ) w Brukseli, na którym odczyt i koncert piosenek miał idol Iana Curtisa - sam William Burroughs (TUTAJ i TUTAJ).  


Interesujący rock psychodeliczny reprezentował zespół the Manicured Noise, posłuchajmy ich utworu Metronome:


Peter Saville spotkał się z Tony Wilsonem podczas koncertu Pati Smith na przełomie roku 1977 i 1978. Od tamtego czasu stał się nadwornym grafikiem Factory (LINK). Poster nie nawiązuje do estetyki ruchu punk, a ma swoje korzenie, jak stwierdził to sam projektant, w sztuce  Jana Tschicholda, która wtedy go inspirował i bardziej pasowała do nowej fali. Do tematu jeszcze wrócimy. 

Tymczasem FAC 3, również autorstwa Savillea to plakat reklamujący koncert w piątek 20.10.1978 na którym wystąpiły trzy zespoły: Joy Division, Cabaret Voltaire i the Tiller Boys. Wydany w ilości 250, a następnie wznowiony w ilości 500 egzemplarzy zimą na przełomie 2003 i 2004 roku. 


Pojawia się już charakterystyczna czcionka, która po ewolucji stała się kolejnym znakiem rozpoznawczym Joy Division

FAC 4 to plakat zapowiadający serię koncertów z grudnia 1978. I tutaj niespodzianka, bowiem autorem jest Tony Wilson

Wystąpiły zespoły: the Adverts, Alpha Omega, The Distractions (TUTAJ), the Doomed, the Human League, Magazine, Manicured Noise, Massagna, the Undertones. Odbyło się też party świąteczne. 

Edycja w ilości 250 egzemplarzy. 

Posłuchajmy the Adverts - interesującego punk rocka z kobiecym wokalem:


i Magazine,o których na pewno napiszemy. 

A teraz zastanówmy się nad potęgą Factory Records. Nowe brzmienia, Manchester sound, przywrócenie świetności upadłemu miastu, klub, no i wpływ na modę. Tworzenie nie tylko muzyki, ale co ma udowodnić dzisiejszy post - promowanie sztuki. Całościowo wszystko tworzy niepowtarzalną atmosferę. 

Coś jak atmosfera na naszym blogu.   

Czytajcie nas - codziennie nowy tekst, tego nie znajdziecie w mainstreamie.    

czwartek, 13 grudnia 2018

Isolations news 16: The Soft Moon w Polsce! Legendarny singiel Joy Division do kupienia jak za darmo, historia post - punk na 5 CD, Joy Divison w recenzji nowego albumu the 1975


The Soft Moon w Polsce! Zespół, który jako źródło inspiracji podaje między innymi Joy Division, a ostatnio muzyka którego ewaluowała bardziej w kierunku industrialu i Nine Inch Nails, wystąpi na koncertach w marcu, dokładnie 19.03.2019 roku w Poznaniu i 22.03.2019 w Krakowie

Przypomnijmy, że o amerykańskim zespole Luisa Vasqueza pisaliśmy zanim stało się to modne TUTAJ. Bilety w całkiem rozsądnych cenach (od 69 PLN) do kupienia TUTAJ. Ich ostatnie dokonania koncertowe (rok 2018) można zobaczyć na poniższym klipie.

Jest lepiej niż bywało ostatnio, przynajmniej na tym koncercie, bowiem zespół wraca do korzeni i jest mniej raznorowania niż jakiś czas temu bywało. Może się wybiorę? Jeśli tak, na pewno o tym napiszemy.

Legendarny singiel Joy Division, An Ideal for Living (TUTAJ) do kupienia na Ebayu. Za singiel na wydanie którego Ian Curtis musiał wziąć pożyczkę w banku, a zespół projektował okładkę, ba nawet sklejał go osobiście, trzeba zapłacić bagatela 2950 GBP, czyli po obecnym kursie około 14 000 PLN. 

Nie zapomnijcie o kosztach przesyłki, zwłaszcza jeśli jesteście z Poznania czy Krakowa... Singiel jest TUTAJ.

To the Outside of Everything - tak nazywa się bardzo ciekawe wydawnictwo Avalanche Records. Na pięciu płytach CD ponad 100 piosenek, a wśród wykonaców między innymi Joy Division, Magazine, New Order, Killing Joke, Human Leaugue, czy Ultravox. Cena niewysoka  - 36 funtów (173 PLN) plus nieznane koszty transportu. Tracklista i możliwość zakupu TUTAJ - śpieszcie kochać ostatnie sztuki, tak szybko odchodzą, zwłaszcza, że wczoraj jedną nabyłem... 

Oczywiście opiszemy ją u nas, jak tylko przyleci.  


Można pisać o muzyce mając o niej pojęcie lekko mówiąc mgliste? Oczywiście. Jeden z portali publikuje recenzję płyty zespołu the 1975. Trochę Coldplay, trochę Joy Division, trochę zlot sprzedawców ubezpieczeń czytamy w recenzji. Ja się, poza faktem że zespół jest z Manchesteru, Joy Division tutaj wcale nie dopatruję. 

No, ale ja się nie znam...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 12 grudnia 2018

Niezapomniane koncerty: Xiu Xiu & Deerhoof grają Unknown Pleasures Joy Division

Muszę przyznać, że mam bardzo negatywny stosunek do zespołów typu tribute. Często muzycy takich grup upodobniają się fizycznie do swoich pierwowzorów, co przypomina postępowanie na poziomie gimbazy. Pamiętam kiedy w Polsce w latach 80-tych popularna była Republika (TUTAJ). Wielu fanów, zwłaszcza młodszych, chciało fizycznie upodobnić się do Grzegorza Ciechowskiego. Zapuszczali bujne grzywki a blond fryzura a la poppers była na topie. Swoją drogą punki łapali poppersów i wielu z nich traciło swoje grzywki w płomieniach zapalniczek. 

Wracając do tematu - nie cierpię ślepego naśladownictwa. Ale jest wąska granica między ślepym kopiowaniem (chyba najwięcej naśladowców ma the Beatles) a inspiracją.

Wielu krytyków (wśród nich też ci w Internecie) w swoich opiniach uważa, że Peter Hook and the Light oddają najdoskonalej muzycznie klimaty Joy Division. Rzeczywiście, miałem okazję sam ostatnio zobaczyć koncert we Wrocławiu, o którym pisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Odwzorowanie było wręcz idealne.

Ale tamten koncert we Wrocławiu miał w sobie pewne elementy sztuczności, nieszczerości - wspomniałem o nich recenzji.

Dzisiaj koncert, który moim skromnym zdaniem, a fanem Joy Division jestem od 1980 roku, ma w sobie coś z klimatu tamtych lat. Jest w nim  pierwiastek autentyczności, i chociaż na scenie nie ma żadnego z muzyków Joy Division, to jestem pewien, że gdyby Ian Curtis mógł coś na temat tego koncertu powiedzieć, to byłby pod wrażeniem. Jest ten niepokój Iana, jak powiedziała o nim Annik Honore: jest tutaj ten duch, ta energia, to przesłanie... 

Jamie Stewart z Xiu Xiu wielokrotnie powtarzał, że nie popełnił samobójstwa, bo obiecał swojej matce, iż tego nie zrobi. Na ile to prawda, a ile w tym kreowania wizerunku - tego nie jestem w stanie ocenić. I chociaż nie utożsamiam się z twórczością Xiu Xiu (TUTAJ) w 100 %, bowiem nie lubię ich eksperymentalnych piosenek, o tyle ten koncert zrobił na mnie ogromne wrażenie. 

Posłuchajmy i zobaczmy jak Xiu Xiu i Deerhof odtwarzają brzmienie Joy Division. I nie ma tutaj ślepego naśladownictwa. Stewart i towarzyszący mu muzycy, potrafią swoim wykonaniem wydobyć dramatyzm tamtych piosenek. 

Tak jakby przez chwilę Ian Curtis i jego duch znowu byli z nami.

I są.


Czytajcie nas - codziennie nowy tekst, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Xiu Xiu i Deerhoof - Unknown Pleasures, Nowy Jork, 11.07.2010. Tracklista: Disorder Day of the lords, Candidate, Insight, New dawn fades, She’s lost control, Shadowplay, Wilderness, Interzone, I remember nothing

wtorek, 11 grudnia 2018

Z katalogu 4AD: Bauhaus - Dark Entries

Kultowy singiel zespołu Bauhaus (powstałego w Northampton w 1978 roku) został zrealizowany 10.03.1980  roku w składzie: Peter Murphy (wokal), Daniel Ash (gitara), David J (bass) i Kevin Haskins (perkusja)(LINK). 

Zespół wniósł ogromny wkład w rozwój wytwórni 4AD, a później kolejnej Beggars Banquet. Zrealizowali swój pierwszy singiel Bela Lugosi's Dead dla bardzo małej wytwórni the Small Wonder, w roku 1979, właśnie wtedy kiedy Ivo Watts-Russell (TUTAJ) rozpoczynał tworzenie kampanii nazwanej później 4AD

Epka Dark Entries, nagrana w 1980, była jedną z czterech płyt mających zapoczątkować działanie wytwórni Axis (później 4AD). I tylko ta płyta została wznowiona pod nazwą 4AD. Nazwa Axis bowiem była zastrzeżona dla innej wytwórni, istniejącej już od 1970 roku i posiadającej swoje logo (LINK). 

W zasadzie Dark Entries, mimo że jest uważana przez niektórych za oficjalny debiut Bauhaus, to nim nie jest, bowiem tym był utwór God In An Alcove, rozdawany jako dodatek na pocztówce do gazety Flexipop magazine, podobnie zresztą było z Terror Couple Kill Colonel. Czyli tak na prawdę to, licząc dodatkowo Bela Lugosi's Dead, czwarte wydawnictwo typu singiel tego zespołu. Bauhaus dla 4AD nagrał również debiutancki album In the Flat Field.

Płyta zawiera dwa utwory: A1: Dark Entries, na B1: Untitled. Numer katalogowy wydawnictwa to 4AD 3 (LINK). Okładka singla przedstawia obraz zatytułowany Ink In The Small Hours autorstwa Paula Delvaux.
Warto dodać, iż piosenka zainspirowała wielu artystów, w tym i polskich. Że wspomnę legendarny Garaż w Leeds (TUTAJ) z Adamem Białoniem na wokalu (chłopaki pamiętacie waszego pierwszego fana z czasów debiutu w Jarocinie ???).

Muzycznie, co tutaj wiele mówić. Jest to po prostu ostre pierdolnięcie. Mocny riff, schematyczna gra sekcji rytmicznej, szybkość i bezkompromisowość. Trudno się dziwić, że te walory muzyczne urzekły nawet samego Iana Curtisa, który wspomniał zespół w swoim ostatnim wywiadzie (TUTAJ), i miał rzekomo uczestniczyć w jego koncercie podczas sesji Closer, choć co do tego mamy wątpliwości (TUTAJ).
  
A tak wyglądało to w nagraniu z epoki. Live z Londynu z 1982 roku, jest moc:
 
Czytajcie nas, codziennie mowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Brian Griffin, kreator okładek płyt Depeche Mode i Echo and the Bunnymen: Dobre zdjęcie może pomóc w karierze artysty, złe - zaszkodzić

Brian Griffin, uznany za jednego z najwybitniejszych brytyjskich fotografów przede wszystkim znany jest ze swoich fotografii muzycznych, które stały się już ikoną w historii muzyki pop. Jego prace trafiły na okładki albumów, plakatów i singli ponad 100 wiodących zespołów i muzyków nurtu New Wave, Post Punk i New Romantic, z których wymienimy tu tylko część: The Clash, Depeche Mode, Echo i The Bunnymen, Iggy Pop, Kate Bush, The Specials, Elvis Costello, Petera Gabriela, Siouxsie Sioux, Placebo, Queen, REM. Griffin był autorem wizerunku tak znanych postaci jak producent Beatlesów George Martin, Brian Eno, czy John Peel. Mawia, że dobre zdjęcie może pomóc w karierze artysty, złe - zaszkodzić. Jest w tym wiele prawdy. Zdjęcia - zwłaszcza w latach 80. - wykreowały charakter i obraz wielu zespołów, np. Joy Division (pisaliśmy o tym TUTAJ). Fotograf w roku 1980 otworzył Studio Briana Griffina, jest też współzałożycielem Film Produktion Limited z 1991 roku. W latach 1991-2002 pracował jako reżyser filmowy, realizując reklamy telewizyjne, teledyski i filmy krótkometrażowe.

Griffin w latach  70. i 80. XX wieku stał się jednym z najbardziej wpływowych brytyjskich fotografów portretowych, rozwijając styl, który odtąd nazywany jest kapitalistycznym realizmem. Artyście chodziło głównie o rejestrację prawdziwych emocji portretowanego modela. Aby je uchwycić, próbował wielu sztuczek, którymi chciał wytrącić fotografowane gwiazdy z równowagi i zmusić je do reakcji, więc na przykład grał uroczego fotografa amatora lub, wręcz przeciwnie, wypowiadał złośliwe uwagi. Tworząc czerpie inspirację z dzieł sztuki, takich jak malarstwo niderlandzkie schyłku renesansu, a także z filmu i literatury, a przy pracy używa wielu rekwizytów oraz korzysta z efektów świetlnych. Tym, co go mocno ukształtowało są jego doświadczenia z dzieciństwa, dorastanie w środowisku robotniczym w Birmingham, co również widać w jego dziełach (w zamiłowaniu do prostych środków przekazu). 

W wieku 16 lat rozpoczął karierę pracując w wytwórni Black Country jako stażysta. Ostatecznie zapisał się na Politechnikę Manchester na wydział fotografii. Wiele z jego prac, często przedstawiających robotników i rzemieślników, wydaje się skrupulatnie inscenizowane, ale pełne prawdy i szczerych emocji. Może dlatego najlepsze zdjęcia Griffina pojawiły się w mrocznych momentach jego życia, wtedy gdy jego ojciec umierał na raka płuc. Popatrzmy na kilka jego fotografii, tych, które są najbardziej znane bo znalazły się na okładkach płyt:







Griffin opublikował dwadzieścia książek, a w 1991 r. otrzymał nagrodę Najlepsza fotografia na świecie w Barcelonie Primavera Fotografica. W ramach jednego z ostatnich publikacji książkowych, Himmelstrasse, Griffin wykonał serię zdjęć kolei przewożących więźniów z II wojny światowej do niemieckich obozów śmierci w Polsce
 
Opowiadał potem o okolicznościach powstania tych zdjęć: Miałem wystawę w Łodzi w Polsce i musiałem kilka razy jeździć pociągiem. Po drodze wyjrzałem przez okno przedziału i zafascynowałem się polskim systemem kolejowym - po prostu ustawiały linie wszędzie tam, gdzie były potrzebne w gęsto zalesionym kraju. 

Griffin początkowo planował książkę przedstawiającą tylko widoki szyn, ale wkrótce uświadomił sobie, że ich historia jest znacznie bardziej mroczna. Ostatecznie zarejestrował linie kolejowe łączące niegdyś system niemieckich obozów koncentracyjnych w okupowanej Polsce podczas II wojny światowej. Pokazał infrastrukturę uprzemysłowionego ludobójstwa, która łączyła obozy w Bełżcu, Chełmnie, Sobiborze, Stutthofie i Treblince. Nigdy nie widzisz tych miejsc - mówi Griffin o korytarzach otoczonych drzewami, z których niektóre są nadal w użyciu, a niektóre z nich są już dawno zarośnięte. Celowo zdjęcia torów są czarno-białe aby podnieść nastrój grozy.

 





zdjęcia pochodzą ze strony fotografa: TUTAJ.  


Prace Briana Griffina znajdują się w stałych zbiorach najważniejszych instytucji artystycznych, w tym w Arts Council, British Council, Victoria & Albert Museum oraz National Portrait Gallery w Londynie.

Oczywiście fotografując muzyków, Brian Griffin sprecyzował swój gust muzyczny, jego ukochanym zespołem jest Kraftwerk a muzykiem gitarzysta Michael Rother z Neu, zatem posłuchamy fragmentu z ich wspólnego występu:


Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 9 grudnia 2018

Prawdziwa historia Love Will Tear us Apart - największego przeboju Joy Division

Czy ktoś pamięta duet Captain & Tennille? Nie? Tym lepiej.  W 1975 r. Toni Tennille i Daryl Dragon nagrali piosenkę Love Will Keep Us Together, autorstwa Neila Sedaki i Howarda Greenfielda, która stała się światowym hitem. Dostali za nią nagrodę Grammy i złotą płytę a utwór utrzymał się na szczycie listy przebojów przez wiele tygodni. Piosenka, którą teraz mało kto pamięta, jest beztroskim hymnem na cześć miłości. Darujmy sobie nagranie, które można łatwo znaleźć w sieci i skupmy się na tekście:

Love, Love will keep us together
Think of me babe, whenever
Some sweet-talking girl comes along, singing her song
Don't mess around, you've just got to be strong, just stop
'Cause I really love you, stop
I'll be thinking of you
Look in my heart and let love keep us together
You
You belong to me now
Ain't gonna set you free now
When those girl start hanging around talking me down
Hear with your heart and you won't hear a sound, just stop (stop)
'Cause I really love you, stop (stop)
I'll be thinking of you
Look in my heart and let love keep us together
Whatever
Young and beautiful
But someday your looks will be gone
When the others turn you off
Who'll be turning you on?
I will, I will, I will
I will be there to share forever
Love will keep us together
I said…

 

w wolnym tłumaczeniu:
 
Miłość, to miłość zachowa nas razem.
Myśl o mnie, kochanie, ilekroć
Kilka słodko gadających lasek trafia się, nucąc piosenkę.
Nie rozrabiaj, musisz być silna. Więc przestań,
Bo naprawdę Cię kocham, przestań.
Będę o Tobie myśleć,
Zajrzyj w moje serce i pozwól miłości zachować nas razem.
Ty,
Ty teraz należysz do mnie,
Teraz już się nie uwolnisz.
Kiedy te laski zaczną przychodzić, zagadywać mnie,
Wsłuchaj się w swoje serce i nie usłyszysz ich głosów, więc przestań,  (przestań)
Bo naprawdę Cię kocham, przestań (przestań)
Będę o Tobie myśleć,
Zajrzyj w moje serce i pozwól miłości zachować nas razem.
Jakaś [ty]
Młoda i piękna, pewnego dnia twój wygląd przeminie,
Kiedy inni Cię odrzucą,
Kto Cię przygarnie?
Ja to zrobię, ja, ja!
Będę dzielić swoje życie z Tobą
Miłość, to miłość zachowa nas razem
Powiedziałem [tak będzie]…
 


Czy początkowy wers nie jest podobny początku znanego utworu z repertuaru Joy Division - Love Will Tear Us Apart (miłość rozszarpie nas na strzępy)? Oczywiście że tak jest. Z tym, że podobnie skonstruowana fraza mówi o czymś przeciwnym. Na skoczną, prawie wesołą nutę, miłym barytonem, stylizowanym lekko na tembr Franka Sinatry, którego płytę dostał Ian Curtis od Martina Hannetta podczas sesji nagraniowej, artysta śpiewa posępną pieśń o rozczarowaniu. 

Podczas gdy duet Tenille&Dragon powiadamiał świat o swojej miłości na wieki i początku wspólnego życia, Curtis opisuje kres takiego związku. Relacjonuje opowieść o urazach i chłodzie, który wkradł się pomiędzy parę niedawnych kochanków, których uczucie zniszczyła rutyna codzienności. Szczerze i odważnie opisuje ból jaki sobie zadają, gdy po nieudanej kolejnej próbie naprawy związku ona w łóżku odwraca się plecami. Śpiewa o tym, jak bardzo czuł się zrozpaczony po żałosnej próbie kochania się.

when routine bites hard,
and ambitions are low,
and resentment rides high,
but emotions won't grow,
and we're changing our ways, taking different roads.
then love, love will tear us apart again.
love, love will tear us apart again
why is the bedroom so cold?
you've turned away on your side.
is my timing that flawed?
our respect runs so dry.
yet there's still this appeal that we've kept through our lives.
but love, love will tear us apart again.
love, love will tear us apart again
you cry out in your sleep,
all my failings exposed.
and there's a taste in my mouth,
as desperation takes hold.
just that something so good just can't function no more.
but love, love will tear us apart again.
love, love will tear us apart again
love, love will tear us apart again
love, love will tear us apart again

Tomasz Beksiński
(TUTAJ) tak przetłumaczył tekst:

Gdy rutyna boleśnie kąsa, a ambicje są małe
Uraz się zwiększa, lecz emocje nie rosną
A my się zmieniamy i wybieramy różne ścieżki
Miłość, miłość ponownie nas rozdzieli
Czemu w sypialni panuje chłód, a ty się odwracasz?
Czy źle to zrobiłem, a może straciliśmy do siebie szacunek?
Jednak pozostał nam jeszcze urok, który chroniliśmy przez całe życie
Miłość, miłość ponownie nas rozdzieli
Czy wołasz przez sen i obnażasz moje wady?
Czuję w ustach smak ogarniającej mnie desperacji
Jak to jest, że coś dobrego nie może już dłużej trwać?
Kiedy miłość, miłość ponownie nas rozdzieli.
 


Wydaje się, że Tomasz Beksiński złagodził zakończenie, ostatnia zwrotka brzmi chyba tragiczniej, raczej w ten sposób:

Płaczesz przez sen
Wszystkie moje błędy wyszły na jaw
Czuję niesmak w ustach
Gdy desperacja bierze górę
Coś tak dobrego nie może po prostu funkcjonować dłużej
Ale miłość rozszarpie nas znów na strzępy
Miłość rozszarpie nas ponownie na strzępy.
 


Przyjęło się sądzić, że Ian Curtis opisał swoje małżeństwo, a kobietą, o której jest mowa tekście jest jego żona Deborah, co zresztą ona sama przyjęła początkowo za pewnik i pisze o tym w niedawno wydanej książce (więcej o tym TUTAJ). Czy jednak tak jest rzeczywiście? 

Peter Hook kiedyś opowiedział o okolicznościach powstania utworu, było to podobno tak: Napisaliśmy Love Will Tear Us Apart w ciągu trzech godzin. Pewnej nocy znaleźliśmy riff i Ian powiedział: "Mam na to pomysł". Kiedy go zaśpiewał, nie myśleliśmy, że chodzi o Debbie i Annik. Po prostu pomyśleliśmy, że to było świetne

Podobno było to w sierpniu w 1979 r. W końcu listopada piosenka została zagrana podczas sesji Johna Peel'a, którą wyemitowano 10 grudnia 1979 roku. Love Will Tear Us Apart zostało zarejestrowane jeszcze raz 8 stycznia 1980 r. w Peninne Studios (singiel, zawierający ukryte przesłanie od zespołu  opisaliśmy wnikliwie TUTAJ, a jego wznowienie na przejrzystym winylu TUTAJ).

Jednak zespół nie był zadowolony z tego nagrania, bo uważali, że piosenka ma potencjał, który można jeszcze lepiej wykorzystać. Tego samego dnia dziennikarz Alan Hempsall mając możliwość przeprowadzenia wywiadu z muzykami Joy Division i Robem Grettonem spytał o nagrania Bernarda Sumnera, który stwierdził: Jestem bardzo zadowolony z tego; brzmi dobrze. Dwie z trzech piosenek, nad którymi dziś pracujemy, znajdą się na nowym singlu, pierwszy z nich przejdzie na stronę A. Potem będzie kwestia wyboru jednego z dwóch pozostałych po stronie B, prawdopodobnie ostatniego. Chciałbym, żeby Factory Records zrobiło je na 12", ale nie wiem, czy to będzie możliwe, czy nie. Nie wiem LINK.  


W sierpniu (dokładnie 13) Annik Honore przyjechała do Londynu na koncert grupy. Po nim zrobiła wywiad dla europejskiego fanzine En Attendant, po którym przez kilka godzin rozmawiała z Ianem o ulubionych filmach i książkach. Było to o wiele za wcześnie na ostateczny rozpad małżeństwa Iana i Deborah. Wydaje się że Ian zbliżył się z Annik dopiero podczas tourne po Europie w październiku tego roku.


W marcu roku następnego zespół po raz kolejny nagrał ten utwór  w Strawberry StudiosStockport  lecz o tym napiszemy bardziej wnikliwue kiedy indziej, a w 28 kwietnia 1980 Joy Division nagrał teledysk do Love Will Tear Us Apart.  Nakręcił go Stuart Orme w TJ Davidson Rehersal Studios w Manchester, w dość ponurym budynku, który był po prostu dawnym budynkiem młyna, dziś już wyburzonym. Muzycy z innych zespołów, który ćwiczyli tam, zapamiętali że był to dość obskurne miejsce, zimne i w zasadzie nie nadające się do grania TUTAJ.  

Zaledwie piętnaście dni później Ian Curtis powiesił się we własnym domu… 

Po co to opisujemy? Bo wydaje się, że gorzka piosenka po jego śmierci nabrała znaczenia, którego w chwili powstania nie miała. To on ją wypełnił treścią, wbrew temu co powiedział w jednym z wywiadów, że każdy może znaleźć w jego słowach to co zechce TUTAJ

Tak powstała legenda utworu, który dzisiaj jest najczęściej granym coverem Joy Division, i na pewno najpopularniejszym coverem chłodnej fali (TUTAJ). 

Czytajcie nas - codziennie nowy tekst, tego nie znajdziecie w mainstreamie.