sobota, 6 lutego 2021

Archiwum artykułów o Joy Division cz.6: Martwe Disco, czyli co przewidział Dave McCullough

14.07.1979 roku w magazynie Sounds ukazała się recenzja debiutu Joy Division Unknown Plesures, autorstwa Dave McCullougha. Jest to o tyle ważny tekst, że uważany po latach jako jeden z przełomowych dla kariery zespołu. Co ważniejsze, autor wystawia albumowi ocenę najwyższą z możliwych, czyli 5 gwiazdek - co oznacza konieczny do zakupu/wysłuchania.

Pozwoliliśmy sobie na zamieszczenie tłumaczenia całego tekstu z powodu jego ważności i oryginalności.

Martwe Disco

Andrew spojrzał przez mgliste, stęchłe zasłony i zobaczył nadchodzący poranek, niczym posłańca losu. Uliczne lampy ciągle migotały, ale blade światło kolejnego dnia wspinało się majestatycznie ponad mrokiem nocy. 

Wrócił do pokoju. Przez trzy dni był tutaj - więzień z wyboru, owładnięty przez pokój wiecznym chłodem śmiertelnie milczących koszmarów. Radiowe trzaski w chaotycznym nieporządku, poduszki leżą porozrzucane na podłodze niczym puszyste zwłoki, zegar tyka ze świadomą pewnością. Gazeta sprzed trzech dni leży na podłodze, pochłaniając coś krwawego i grubego. 

Podniósł okładkę płyty. Była całkowicie czarna, z zapisem małych białych fal z przodu i malutkim napisem Joy Division - Unknown Pleasures na rewersie. Okładka swoją pustotą zapraszała go, więc podszedł oszołomiony do odtwarzacza przy łóżku i położył igłę na lukrecjowo czarnym plastiku. 

Outside to tytuł pierwszego zestawu piosenek. Otwierał go Disorder. Klikająca elektroniczna perkusja sycząca i spluwająca, grzmiący bas, tłusty i ciężki, wybrzmiała potrójnie gitara w rozedrganym wzorze nierównych akordów. Zabrzmiał Day of the Lords, muzyką czarną i nieziemską, rozpościerając obrazy niezrozumiałego zła i destrukcji. "Kiedy to się skończy?" Ten wypełniony krwią, niesamowity głos krzyczący chrapliwie. Głos przypominający Andrew Jima Morrisona z najlepszych czasów. 

"Próbowałem do ciebie dotrzeć ... Próbowałem do ciebie dotrzeć... Próbowałem". Następna piosenka, "Candidate", zamigotała mistycznie do końca, gitary i bas poszły coraz głębiej w miks dźwiękowy niczym wielkie czarne pazury diabelsko przeszukujące gramofon. Andrew ponownie wyjrzał przez okno. Wciąż nikt się nie pojawił, a na zewnątrz nie było żadnego dźwięku. Nawet ptaki odleciały na zawsze... 

Zaczęło się "Insight", bas wymownie spływał po opowieści o przygnębiającym wspomnieniu. To zabawne, jak zawsze patrzymy wstecz - pomyślał Andrew. Nasze życie to jeden długi tunel nostalgicznej tęsknoty. "Pamiętam ...", piosenka podkreślała mrok czasu, muzyka toczyła się jak surowa odpowiedź na los tego co było kiedyś punkiem, jak pomnik czegoś prawdziwego i wściekłego. Piosenki były krótkie, ale równie napięte jak przesuwające się linie basu i kipiące emocje. Czy ci ludzie żyją tak jak ja, pomyślał Andrew? 

Zapalił papierosa i przewrócił płytę na drugą stronę. Bałagan na podłodze wciąż go martwił ...   To była strona nazwana "Inside" Joy Division. "Straciła Kontrolę" brzmiała piosenka. Aaa! Oni wiedzą, pomyślał! Elektryczne bębny syknęły sarkastycznie, przekrzykując zawodzenie, wymachiwanie, wkurzonej gitary, piosenka złowieszczo wspięła się do punktu kulminacyjnego. Technika Joy Division, wydawało mu się, że jest przygodą zakorzenioną w r'n'b, prymitywna rosnąca emocjonalność, dzięki której piosenka jest wreszcie doprowadzona do napiętego, zgorzkniałego zakończenia. 

"Do centrum miasta w nocy, czekam na Ciebie" fraza "Shadowplay" przetoczyła się szaleńczo przez jego mózg, gra gitary gladiatora przecinająca ścieżkę blachy przez plik półświadomości w pokoju. "Wilderness" było czarne jak diabeł, piekielna passa mściwej, całkiem pięknej melancholii na płaskowyżu totalnego spustoszenia. Nadal bałagan pozostał ... 

"Interzone" parsknęło jak karabiny po drugiej stronie granicy, postrzępione rock and rollową panoramą hałasu. "Gwałtowny bardziej gwałtowny jego ręka łamie krzesło…" - "Poczekalnia" raduje się żałosną przemocą miejsca, zakończenie albumu i krótkie zdjęcie - słuchowa rozpacz z doskonałą beznadziejnością. Bogate w ciemność wrażenie, pomyślał Andrew. 

"Unknown Pleasures" zostało zdjęte z gramofonu i ustawione ostrożnie z powrotem w sztywnej czarnej okładce, jak chodzący, rozmawiający obraz Śmierci ponownie osiadającej w swoim grobie. Wciąż krwawy bałagan połamanych kości, pomyślał. 

Andrew poszedł do łazienki. Nucił "Ona straciła kontrolę" podczas gdy brzytwa cięła ekstatycznie niczym głodny wampir.


Warto zwrócić uwagę, w jak mistrzowski sposób dziennikarz odczytał intencję zespołu, jak rozszyfrował klimat ich muzyki. 

No i to zakończenie, dość jasno ekstrapolujące przyszłość wokalisty zespołu...

Czy po takim rozkodowaniu przez Dave McCullougha przesłania tekstów Iana Curtisa ktoś nadal wierzy,  że członkowie zespołu i całe otoczenie Factory Records naprawdę nie miało pojęcia o czym Ian Curtis śpiewa? 

Wątpliwe. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

piątek, 5 lutego 2021

Drzwi z teledysku Joy Division Love Will tear Us Apart - jaką tajemnice kryją?



Jedyny teledysk, jaki nakręcili Joy Division, czyli z piosenką Love Will Tear Us Apart, zaczyna się od ujęcia widoku skrzydła drzwiowego, które ktoś wielokrotnie otwiera a następnie zamyka. Wideo sfilmowano 28 kwietnia 1980 roku, podczas próby zespołu w studio TJ Davidsona, o którym kiedyś pisaliśmy (TUTAJ). Sam budynek już nie istnieje, drzwi podzieliły los budynku, jednak ich wygląd na zawsze już będzie kojarzył się z zespołem, stając się częścią jego legendy. I dlatego postanowiliśmy przyjrzeć się im bliżej, do czego także zachęcamy naszych czytelników.

Drzwi te są drewniane, typowe dla okresu, w którym powstały. Są ramowo-płycinowe, malowane na biało, zawieszone lewostronnie na trzpieniowych zawiasach. Mocno zużyte, nie mają ani klamki, ani zamka, a tylko otwór w miejscu gdzie kiedyś tkwiły, zaślepiony kawałkiem drewna. Ozdabiają je graffiti w postaci nazw (niektórzy sądzą, że napisy były wydrapane, lecz wykonano je pisakiem). Te na dwóch górnych płycinach miały następującą treść:  Karin M, Chortex oraz wielkimi literami IAN.C. Po prawej stronie drzwi, powyżej i pod otworem na klamkę, na ramie, wypisano imiona członków zespołu, czytając od góry do dołu były tam: Peter, Ian, Barney i Steve. Jak możemy zauważyć - imię Iana wypisano dwukrotnie. Podobno większy napis był częścią dłuższego, wykonanego przez jakaś zawiedzioną fankę, co raczej jest luźną interpretacją i nie ma oparcia w źródłach. Pozostają Karin. M i Chortex: Karin M. była wierną słuchaczką zespołu, czującą do Iana wielki sentyment, często przyglądającą się próbom, osobą znaną Anthonemu Davidsonowi (zapytany przez nas potwierdził te informacje - Anthony, dziękujemy Ci za to!). 

Podobne znaczenie ma drugi z napisów. Wykonał go osobiście Matthew Higgs, także nastoletni fan Joy Division, o którego działalności pisaliśmy TUTAJ i tak opisał na swoim koncie na Instagramie: Napisałem „chor-tex” - na czerwono - pod „IAN C”! 

Chor-tex to tymczasowa nazwa dla chwilowego zespołu, w którym krótko byłem. (Graliśmy tylko raz - w Blackpool - pod nazwą Matt, Bill and Rex!). Chor-tex to skrócona nazwa zespołu, od Chorley Textiles: dawnej fabryki tekstyliów w moim rodzinnym mieście (LINK).


Tyle o drzwiach, o TYCH drzwiach. Niecałe trzy tygodnie od sfilmowanego ujęcia z nimi, Ian Curtis otworzył i przeszedł na drugą stronę innymi...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 4 lutego 2021

Malarstwo Franza Lenka: tragicznie martwe krajobrazy

Franz Lenk (1898 - 1968) był niemieckim artystą i przedstawicielem New Objectivity, podobnie jak dwaj, opisywani wcześniej przez nas inni niemieccy malarze: Max Radler i Carl Grossberg (LINK). Życie Lenka także przebiegało podobnie: był utalentowany, więc studiował malarstwo w Akademii Drezdeńskiej, z przerwą na I wojnę światową, podczas której został powołany do wojska. Potem pracował i studiował u kilku drezdeńskich artystów, by w 1926 roku przeprowadzić się do Berlina. Tam jego talent rozwinął się, tak samo jak i kontakty artystyczne.  Lenk w 1928 roku wraz z Theo Championem, Adolfem Dietrichem, Hasso von Hugo, Alexandrem Kanoldtem, Franzem Radziwiłlem i Georgem Schrimpfem założył grupę Die Sieben. W 1929 roku stał się już pełnoprawnym członkiem Stowarzyszenia Artystów Berlińskich






Rok 1933 był dla niego równe przełomowym, co dla Niemiec: urodził mu się syn Thomas (obecnie znany rzeźbiarz), wziął udział w kontrowersyjnej wystawie 30 artystów niemieckich w Galerii Ferdynanda Möllera w Berlinie, został powołany do Rady Prezydenta Izby Sztuk Pięknych Rzeszy, otrzymał nominację na wykładowcę w United State Schools w Berlinie. Przypominamy, że tym samym roku Hitler wygrał wybory w Niemczech i został kanclerzem. 





W 1934 roku Lenk wraz 37 innymi sygnatariuszami wezwał w otwartym liście pracowników kultury do wsparcia dyktatora. W kolejnych latach malarz stał się członkiem Berlińskiej Secesji, wtedy uważanej za siedlisko twórców, z punktu widzenia nazistowskiej władzy, o nieprawomyślnych poglądach i pochodzeniu. W roku 1937 Lenk był już członkiem Pruskiej Akademii Sztuk. W następnych latach podróżował do Vogtlandu, do Turyngii, na wyspę Amrun, a także nad Jezioro Bodeńskie i do Hegau. Biografowie artysty podkreślają odwagę Lenka, który odmówił w 1937 roku udziału w Wielkiej Niemieckiej Wystawie Sztuki i zrezygnował ze stanowiska wykładowcy w proteście przeciwko represjom, jakie spotkały innych artystów ze strony władz niemieckiej III Rzeszy. Niemniej znów nie wiemy co robił podczas wojny. W 1938 roku przeszedł na emeryturę i osiadł w Orlamünde w Turyngii. Większość oficjalnych jego biogramów podaje, iż przeszedł wówczas na emeryturę, jednak w jednym z opracowań podano, że w 1939 roku został powołany do wojska co kosztowało go to wiele. W następnych latach żył oddając się wewnętrznej emigracji (LINK). Nie mógł jednak chyba znaleźć sobie miejsca, bo od 1944 kilkakrotnie przeprowadzał się, najpierw do Wilhelmsdorf (Wirtembergia), później do Großheppach, i na końcu do Fellbach. W 1950 r. na krótko wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie objął stanowisko nauczyciela w Carnegie Institute w Pittsburghu. W 1959 roku Lenk powrócił do Niemiec i osiadł w Schwäbisch Hall, gdzie został kulturalnym przedstawicielem miasta.




Franz Lenk ze swoimi pejzażami i martwymi naturami jest jednym z najważniejszych przedstawicieli ruchu Neue Sachlichkeit  lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku w Niemczech. To, co ukazuje nam na swoich płótnach jest rzeczywiście Nową Rzeczywistością. Malował obrazy zaskakująco spokojne, jeśli zestawimy je z tym, co działo się w Europie i Niemczech lat 20 i 30 XX wieku. Widzimy na nich bezludne miasta, niczym z kart średniowiecznych inkunabułów, puste, przeorane pola, rozdarte pnie bezlistnych drzew...  Samotne, zrujnowane domy, w pustych oknach, których suszą się pozostawione nie wiadomo przez kogo rzeczy. Krajobrazy te nie są magiczne a tragicznie martwe. Więcej w sobie życia mają chyba jego martwe natury, jakby złożone z przypadkowych przedmiotów, jakby przed chwilą wyjętych z kubła na śmieci, czy przypadkowo znalezionych wśród ruin... uszkodzony kubek z utrąconym uchem, skorupka od jajka, podeschnięta cebula, podarta kartka papieru... Czy jest to pamiętnik malarza, w którym ten zapisuje w ten sposób traumatyczne momenty, widziane niewątpliwie podczas wojny? Tego nie wiemy, bo nikt w Niemczech nie był i nie jest dość odważny, aby pokazać całą prawdę o sztuce czasów niemieckiego, nazistowskiego terroru. My, żyjący tyle lat później możemy jedynie przeczuwać tragizm, jak krył się w umyśle niemieckiego twórcy… 


środa, 3 lutego 2021

Archiwum artykułów o Joy Division cz.6: Członkowie Joy Division o filmie Control i ulubionych płytach zespołu

28.09.2007 roku w magazynie the Sun ukazał się artykuł zatytułowany I Wish we'd helped with his epilepsy, but no one understood it. People said he was loony, autorstwa Jacqui Swift. Jest to kolejna notka towarzysząca ukazaniu się filmu Control, tym razem jednak postanowiono zasięgnąć języka u byłych członków Joy Division. Tak też Peter Hook oświadcza: film rozrywa serce, mimo faktu, że wiadomo jak się skończy. Żyję z Ianem każdego dnia, wszędzie mam jego zdjęcia i słucham jego muzyki codziennie. Czytam wywiady o jego muzyce i chociaż fizycznie nie ma go już z nami, mentalnie i duchowo jest ze mną. Obejrzenie go w filmie, gdzie grany jest tak realnie, znów go przywraca, dzięki doskonałej grze Sama Rileya, który znowu przywrócił Iana do życia. Zapewne tak jest, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Hooky ze swoim zespołem, kiedy grają piosenki Joy Division, posiłkuje się książką z tekstami Iana...

Stephen Morris dodaje: To bardzo dobry film, ale bardzo trudny dla nas do oglądania. Nie zamierzam za szybko obejrzeć go ponownie, zwłaszcza po śmierci Tony Wilsona. 

Bernard Sumner dodaje: Ludzie myślą, że Ian był pod wpływem narkotyków, z powodu tego jak zachowywał się na scenie. Ale on nigdy nie brał narkotyków, po prostu zatracał się w muzyce. Morris dodaje: poza sceną był spokojny, ale na scenie był jak wulkan. Zmieniał się, i nigdy nikt mu na scenie nie dorównał. Patrząc w przeszłość powinienem był mu bardziej pomóc. Myślę o tym cały czas. Teraz łatwo mówić, że wtedy powinniśmy na chwilę zawiesić działalność i wspólnie z nim rozwiązać jego problemy. Jego problemy nigdy nie sprzyjały zespołowi, kiedy ma się dobrą passę nie myśli się o tym, a młodość sprzyja byciu samolubnym. Nie rozumiano w tamtym czasie padaczki, ludzie mówili że Ian jest szalony, miewa ataki... Leki zmieniły go w zombie. Teraz jako zespół przeznaczamy część naszych dochodów na walkę z epilepsją.

Hooky dodaje: Pamiętam jednego z moich kolegów, który ukrywał się przed Ianem w kredensie, uważając że ten jest opętany przez diabła. Tak jest gdy nie ma się wiedzy o epilepsji. Mało co Ian nie spłonął na stosie.

Sumner podkreśla, że Ian był bardzo dowcipny. Faktem jest, że zmieniał się z chwili na chwilę, ale robiliśmy wspólnie masę kawałów.

Hooky uzupełnia swoją wypowiedź stwierdzając, że ważną rzeczą w filmie jest pokazanie roli Iana w zespole - zawsze ich motywował do parcia do przodu i podtrzymywał na duchu w chwilach kryzysu. Wspomina: w piątek odwoziłem go autem do domu, histerycznie śmialiśmy się ciesząc się z wyjazdu do USA. Po czym w sobotę się zabił. Jesteśmy dumni z tych wszystkich grup będacych pod wpływem Joy Division jak the Killers, Editors czy Interpol. Praca w New Order pozwoliła nam zapomnieć o stracie Iana.


Zapytani o swoją ulubioną płytę zespołu Hook stwierdza, że Closer, i że jest to jego zdaniem jedna z najlepszych płyt wszechczasów. Słucha jej gdy potrzebuje adrenaliny. Z kolei Morris dodaje że oba albumy są niezwykle różne, Unknown Pleasures jest pełne energii, a Closer to zapis problemów Iana, dlatego trudno mu go słuchać. Sumner dodaje ze nikt z nich nie słuchał o czym Ian śpiewa. Był bardzo zdolny i wydawało nam się że śpiewa o kimś innym, nie o sobie. Morris podkreśla, że wsłuchali się w teksty po śmierci Iana i zastanawiali się, jak mogli ich nie rozumieć gdy żył.

Czy film  zrobił na nich wrażenie? Hooky podkreśla, że zdecydowanie: Uczynił mnie smutniejszym, zwłaszcza po rozpadzie New Order. Bernard i ja zaczęliśmy się wzajemnie oskarżać publicznie, wiec spotkaliśmy się by sobie to wyjaśnić. Ale skończyło się kolejną pierdoloną kłótnią, podczas której wyzwaliśmy się od sukinsynów. Zarówno Joy Division jak i New Order to zamknięty rozdział. 

Czas pokazał, że New Order bez Hookyego istnieje, natomiast Joy Division bez Iana Curtisa, rzeczywiście nigdy istnieć nie będzie.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.                  

wtorek, 2 lutego 2021

Steven Outram: Moje ulubione tematy to urokliwe i niezwykłe efekty mgły, zmierzchu i nocy

Chcę stworzyć taką rzeczywistość, aby widz czuł, że może w nią wejść, a nawet zatracić się. Moje obrazy są wymyślone, ale mają swoje źródło w tym, jakie wrażenie na mnie wywołało to, co faktycznie widziałem. Sztuka była dla mnie obsesją od mniej więcej czternastego roku życia; już jako uczeń wiedziałem, że moim przeznaczeniem jest być malarzem



Później za namową mojego nauczyciela i mentora, Teda Drapera (zastępcy dyrektora Ravensbourne College of Art), rozpocząłem pracę w charakterze artysty na pełen etat. Jestem pod ciągłą presją malowania i wystawiania, a ten stan pogłębia fakt, iż doskonale wykonuję swoją pracę (LINK).

Staram się namalować nastrój, rzeczywistość, która wykracza poza to, co zwykle widzimy. Nawet zwykłe kształty i rzeczy dostrzeżone w znanych miejscach mogą być poruszające i tajemnicze. Odtwarzając te doświadczenia chcę zasugerować wrażenie, że coś się wydarzy, wskazuję więc na rzeczywistość, która leży pod powierzchnią. Zwracam uwagę na niuanse - może to być kształt chmury lub oświetlone okno - i wchłaniam to, co widzę i czuję. Czasami robię szybkie notatki, ale często wystarczy mi samo odczucie. Używam farb olejnych i pasteli. Bardzo krytycznie podchodzę do jakości używanych materiałów i ciągle eksperymentuję. Posługuję się pędzlami, nożami, szmatami lub palcami, bo dążę do naturalistycznej interpretacji pozwalam podmiotowi dyktować proces tworzenia, by oddać nastrój obrazu. Postrzegam każdy obraz jako wyzwanie, więc zawsze udoskonalam formy i barwy, a testując własny pomysł na doskonałość - zawsze starając się sięgnąć granic. Moje ulubione tematy to urokliwe i niezwykłe efekty mgły, zmierzchu i nocy (LINK).





Czego trzeba więcej, niż komentarz artysty do jego dzieła? Wydaje się, że wszelkie interpretacje prac Stevena Outrama są zbędne, bo on sam doskonale się nam przedstawił. Nie musimy się zastanawiać co artysta miał na myśli, co byłoby nieodzowne w przypadku pejzaży, będących osobistymi krajobrazami wewnętrznymi artysty. I to niekoniecznie nawet tych świadomych, lecz wydaje się że raczej skrytych tak głęboko, iż sam autor nie do końca je rozumie, jedynie przeczuwa ich znaczenie. I mimo to chce się nimi z nami podzielić. 






Doceńmy to, oglądając namalowane przez niego wszystkie te romantyczne, mgliste zachody słońca, nieba pokryte smętnymi chmurami i majaczące niewyraźnie zarysy domów oraz samotnych drzew. Czasem na obrazie pojawia się zarys postaci, zazwyczaj samotnej lub z psem... Bije od nich smutek i nostalgia. Może malarzowi łatwiej te emocje udźwignąć, gdy nie musi im stawać czoła samotnie… A więc w ciszy, przez okno wyobraźni, spójrzmy na to, co dręczy Stevena Outrama.




Steven Outram urodził się w Dartford w hrabstwie Kent w 1953 roku. Studiował w Medway College of Art. Maluje krajobrazy Wye Valley i Royal Forest of Dean. Wystawiał w Londynie, Nowym Jorku, Seattle, Bath, Cambridge i Oksfordzie. W 2003 roku był finalistą konkursu Not The Turner Prize, a w 2004 roku na tej samej wystawie zdobył nagrodę za obraz The Climb. W 2005 roku Steven otrzymał dwie nagrody na dorocznej wystawie Royal Society of British Artists - The Artist Magazine Award i Sir William Ramsay School Award.

Więcej o artyście na jego stronie (TUTAJ).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 1 lutego 2021

Isolations News 126: Best of goth 2020, Opposition, His Name is Alive, Cabaret Voltaire i Dezerter z nową płytą, Corbijn z Depeche Mode, przełożone festiwale, Lennon i filmy o duchach


Na YT można posłuchać listy the Best of Goth 2020. Można się też z nią zgadzać albo nie - ale posłuchać warto, bo wśród wykonawców wielu naszych blogowych znajomych. Lista jest TUTAJ.

Skoro weszliśmy w klimat nostalgicznego grania, The Opposition (o których pisaliśmy wiele razy TUTAJ) informują: W każdy poniedziałek lutego o 18.00 czasu brytyjskiego będziemy umieszczać utwór z sesji ALCHEMY UNPLUGGED, wykonanego w domu filmu, wyreżyserowanego i zmontowanego przez Kenny'ego Jonesa .... cała sesja „kina domowego” z 8 utworów, w tym 2 nowe, będzie dostępnych ZA DARMO z 40-stronicową książką / 8 utworami na płycie CD za 20,00 GBP (LINK). Czekamy i posłuchamy! 


W klimacie nostalgii, His Name is Alive (o których pisaliśmy TUTAJ) udostępnia (TUTAJ) swój singiel Coldless z nowej płyty A Silver Thread, która wkrótce. Będzie to poczwórne CD, a singiel artysta skwitował krótko: Nagrane na kasecie w piwnicy, podczas gdy moja mama robiła pranie około sześciu stóp dalej, po drugiej stronie podróbki boazerii w latach 80. 


Skoro mowa o latach 80-tych to nie może zabraknąć Depeche Mode. A tak się składa, że w marcu na rynek wejdzie książka naszego dobrego znajomego Antona Corbijna (o którym pisaliśmy TUTAJ) o zespole (LINK). Corbijn choćby nie wiem jak się wytężał nigdy nie przebije poziomu zdjęć ze słynnej sesji z Lancaster Gate w Londynie, kiedy pozowali mu Joy Division. Nikt też nie pobije poziomu tamtych zdjęć Corbijna.


Jeśli już zeszło na Joy Division, to warto wspomnieć zespół który z nimi koncertował, i który znalazł się na A Factory Sample. Mowa o 
Cabaret Voltaire. Ci udostępnili w ostatni piątek nowy singiel  Billion Dollar, pochodzący z najnowszej EP-ki zespołu, wydanej na  limitowanym, kolorowym winylu i cyfrowo. Klip powyżej. Jest dobrze. Będzie lepiej.

Skoro wdepnęliśmy w lata 80-te to 18 lutego ruszy sprzedaż nowej płyty zespołu Dezerter szczegóły TUTAJ. Tytuł jedzie Orwellem. Posłuchamy, zobaczymy, ocenimy.
 

Ocenimy, bowiem nie od dziś wiadomo, że punk stał się niewydolny, dlatego powstał post punk, co nas niezmiernie cieszy. A skoro tak, to gatunek ten ma swój festiwal jakim jest Futurama (warto zobaczyć TUTAJ). A ten zmienił po raz kolejny datę, o czym więcej na plakacie powyżej i TUTAJ.


W podobny sposób wynalazek z Wuhan zmienia losy innych festiwali. Odbywający się od 15 lat festiwal muzyki popularnej w Salford (Manchester) Sounds From The Other City znów zostaje przełożony na kolejny rok, co może przełożyć się na całkowitą likwidację tej imprezy. Organizatorzy łudzą się, że dotrwają i będą mogli ruszyć w 2022 roku (więcej TUTAJ).


Wspomniane powyżej lata 80-te miały też swoje minusy. Zmarł Ian Curtis, odszedł też wielki muzyk - John LennonW posiadłości dziennikarki Judith Simons znaleziono jej list do ciotki Johna Lennona. List dotyczy rozmowy telefonicznej muzyka z ciotką Mimi w noc przed morderstwem. Wynika z niego, że gdyby nie tragedia, Lennon wróciłby do Wielkiej Brytanii i prawdopodobnie wystąpiłby tam w serii koncertów (LINK). Potwierdzić może to tylko duch muzyka...


Skoro zagościły tu duchy - Martin Scorsese rozpoczął produkcję filmu będącego opowieścią o duchach - The Eternal Daughter. W roli głównej wystąpi Tilda Swinton, a jego reżyserem będzie Joanna Hogg (LINK).

Jeśli wywołaliśmy tematy filmowe - 5 lutego nastąpi premiera filmu Earwig And The Witch - animacji komputerowej z efektami 3 D - autorstwa Studio Ghibli, określanego jest jako kontrowersyjny. Film jest adaptacją książki dla dzieci o tym samym tytule autorstwa nieżyjącej już Diany Wynne Jones, autorki Ruchomego zamku Hauru, został wyreżyserowany przez Gorō syna znanego japońskiego twórcy Hayao Miyazakiego. Zwiastun powyżej. 

My wracamy jutro z kolejnym postem, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 31 stycznia 2021

DID czyli polskie Dead Can Dance, oraz o innych twarzach Hanny Piosik

Czy można sobie wyobrazić, że styl śpiewu jaki zaproponowały wtedy jeszcze młode dziewczyny z 4AD, czyli Lisa Gerrard i Ela Frazer, a później Clair Hamill, zostaje osadzony w muzyce XXII wieku? W muzyce bardzo nowatorskiej, wręcz przesyconej elektroniką budującą nastrój, ale jednocześnie w muzyce patetycznej i nostalgicznej? Do tego stopnia skomputeryzowanej, że w zasadzie nie jest możliwe zagranie jej live tylko musi być odtwarzana z laptopa? I wszystko to jest dziełem jednej zaledwie kobiety? Pora zamknąć oczy i odpalić sobie to:

DID - ENERGIA DŹWIĘKU 2020 from wroclaw industrial festival on Vimeo.

To nagranie z ostatniego koncertu Energia Dźwięku z Wrocławia, o którym pisaliśmy TUTAJ. Powala jak kilka wcześniejszych znakomitych show Psychoformaliny i Give Up to Failure (co opisaliśmy TUTAJ) czy Nagrobków (TUTAJ).

W muzyce poza wspomnianymi powyżej artystami można dosłuchać się echa Swans, Clannad czy Anny van Houssewolff (o której pisaliśmy TUTAJ). Idziemy przez jakieś senne klimaty, spotykamy pejzaże rodem z This Mortal Coil i innych artystów z 4AD, lat 80-tych a wszystko to dzięki wywodzącej się z Gorzowa Wielkopolskiego Hannie Piosik. Zobaczmy może krótki filmik i zwróćmy uwagę gdzie mieszka artystka i co wisi na ścianie jej domu...


Z wywiadu Wojciecha Krzyżanowskiego z artystką zamieszczonego TUTAJ możemy dowiedzieć się o niej nieco więcej. Ma, lub miała kilka artystycznych wcieleń di.Aria, Lost Education czy Joy Pop. Posiada wykształcenie psychologiczne, ale prowadziła też zajęcia w Szkole Muzyki Nowoczesnej we Wrocławiu. Jeśli do tego wszystkiego dodać, że jeden z jej projektów zatytułowany Lost Education powstał w wyniku inspiracji ostatnią powieścią jaką w swoim życiu napisał W.S. Burroughs (pisaliśmy o nim TUTAJ) to zupełnie jesteśmy w domu...


Na pytanie czego słucha artystka odpowiada (LINK): Nowego Toola (śmiech)… Z racji rozwijającej się współpracy, ostatnio sporo TUTTI HARP. To bardzo zdolny i wrażliwy człowiek. Poza tym Peter Michael Hamel ze spokojniejszych rzeczy. Z około popowych – Unknown Mortal Orchestra i starsze płyty Alabama Shakes. Rano często Francis Bebey. Wieczorami Terry Riley. A gdy szukam nowości, najczęściej Worldwide FM.


Będziemy się przyglądali dokonaniom artystki, nam jak na razie najbardziej podoba się DID. Być może uda się dotrzeć do niej celem zadania kilku pytań. Nie wszystko bowiem co chcielibyśmy wiedzieć pojawia się w cytowanym powyżej wywiadzie.    

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.