Wyspa Umarłych (Die Toteninsel) szwajcarskiego symbolisty Arnolda Böcklina z 1880 roku to obraz, który fascynuje każdego, kto się z nim zetknie. My także pisaliśmy o nim wielokrotnie (LINK), bo i arcydzieło Böcklina było jednym z najczęściej reprodukowanych obrazów w historii sztuki, fascynowało Lenina i Hitlera, Freuda i Clémenceau oraz inspirowało Dalego i Scorsese. Przypominamy, że okoliczności powstania dzieła były prozaiczne. Protektorka Böcklina, Marie Berna, zamówiła ten obraz w 1880 r. jako formę epitafium zmarłego męża, na podstawie niedokończonego płótna, które zobaczyła w pracowni artysty we Florencji. Na jej prośbę artysta dodał do łodzi wiosłowej na pierwszym planie trumnę i owiniętą w całun postać. Böcklin napisał do niej później: będziesz mogła przenieść się snem do świata ciemnych cieni. Mimo to prawdopodobnie nie miał pojęcia, że ten obraz będzie tak popularny. Uważa się, że jest na nim scena ostatniej podróży opisanej w mitologii greckiej, w której przewoźnik Charon towarzyszy zmarłym do podziemnego świata po drugiej stronie rzeki Styks, po której przekroczeniu śmiertelnikom wymazywane są wymazuje wszelkie wspomnienia o życiu.
Symbolika łabędzia w sztuce chrześcijańskiej posiadała jeszcze głębszą wymowę, ich obecność oznaczała łaskę, czystość i boskie piękno. Elegancka i majestatyczna poza łabędzia inspirowała artystów i sprawiała, że ptak był przedstawiany na różnych dziełach sztuki religijnej. Wśród rozmaitych znaczeń istotna była jeszcze jedna cecha przypisywana łabędziom. Opisują ją bestiariusze, czyli średniowieczne księgi o zwierzętach i minerałach. Napisano tam, że łabędzie potrafią przepięknie śpiewać, a najsłodsze, najpiękniejsze pieśni śpiewają przed samą śmiercią… W sztuce chrześcijańskiej łabędź bywał więc symbolem zmartwychwstania Chrystusa. Podobnie jak łabędź wdzięcznie wyłania się z wody po czasie przebywania w ciemności i ukryciu, tak samo Jezus pokonał śmierć i zmartwychwstał trzeciego dnia. Jest to pozytywny dla chrześcijan obraz nadziei na życie wieczne. Jednakże być może najważniejszą symboliczną cechą łabędzi było to, że tworzą one monogamiczne pary, są więc symbolem wiernej miłości.
Choć u Böcklina nie mamy – jak się wydaje – treści biblijnych, są za to odniesienia do mitologii. Ukazana wyspa jest obrazem Cytery, wyspy, która uchodziła za królestwo miłości, za idylliczną krainę zabaw i przyjemności (najbardziej znany obraz o tej tematyce namalował Antoine Watteau).
Tu miała urodzić się, a następnie przebywać Afrodyta… Aby jednak nie popaść zbytnio w idealizm wróćmy do pary w centrum obrazu, złożonej z nimfy i satyra. Satyrowie często pojawiają się w mitach greckich jako lubieżni i kochający wino dzicy ludzie natury, którzy mieli pewne zwierzęce cechy. Uważani byli za inteligentnych, ale psotnych i rozwiązłych… Można uznać więc, że obraz ukazuje różne aspekty miłości, od idealnej, trwającej aż poza grób, po cielesną. Niemniej im dłużej przyglądamy się w zamierzeniu artysty wesołej scenie, tym mocniej ogarnia nas niepokój. Bo gdzie podąża para znikająca w gaju? Dokąd zmierza kolorowy korowód? Czy beztroskie zabawy nimf i satyra nie są zapowiedzią czegoś, co czeka uczestników zabawy gdzieś za drzewami, w głębi wyspy…