Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Siostry Rutkowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Siostry Rutkowski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 lipca 2021

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Siostry Rutkowski z This Mortal Coil

Pewnego dnia, gdy siedziałyśmy z tyłu samochodu śpiewając razem Fernando ABBY, olśniło nas. Zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w tym całkiem dobre (LINK). Od tego wspomnienia zaczynamy opowieść o siostrach Louise i Deirdre (Dee) Rutkowski, szkockich piosenkarkach, których syrenie głosy na zawsze zapisały się w historii muzyki.


Urodziły się w Paisley, jakieś czternaście minut jazdy pociągiem od Glasgow, w wielodzietnej rodzinie Stanleya Rootesa (Rutkowskiego) i jego żony Mimi

Louise (ur. 1964 r.) była najmłodsza, Dee kilka lat starsza. Oprócz nich byli jeszcze Richard i Adrian. Gdy Louise skończyła 5 lat, rodzina przeprowadziła się do Cathcart w Glasgow. Stanisław i Mimi Rutkowski byli bardzo muzykalni. W domu mieli ogromną kolekcję płyt, a poza tym Mimi w weekendy występowała w klubach, przy wsparciu swojego męża, który uwielbiał muzykę. Nic zatem dziwnego, że Louise odkąd podrosła marzyła aby usłyszeć się w radio więc w dzieciństwie nagrywała siebie na magnetofonie szpulowym… I ćwiczyła chórki Roxy Music i Everly Brothers razem ze swoją siostrą. 

Stanisław był Polakiem (zmarł w 2018 r. LINK) jednym z wielu polskich żołnierzy biorących udział w Bitwie o Anglię, którzy wybrali po wojnie emigrację. W Polsce należał do legendarnego 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, który zasłynął męstwem w wojnie z bolszewikami 1920 roku i… powodzeniem u dziewcząt (Hej dziewczęta w górę kiecki,: jedzie ułan jazłowiecki, głosiła żurawiejka czyli popularna przyśpiewka o żołnierzach tej formacji). Pułk stacjonował we Lwowie, które to miasto w 1945 roku zostało przez Aliantów przydzielone Związkowi Sowieckiemu (obecnie to Ukraina). W czasie wojny pancerniacy z Jazłowca ofiarnie walczyli z Niemcami, przedarli się do Francji a po jej klęsce zostali odtworzeni w Wielkiej Brytanii jako I Batalion Strzelców im. 14 pułku Ułanów Jazłowieckich 1 Brygady Strzelców.



Po wojnie ojciec Louise prawdopodobnie nie miał gdzie wracać, bo jak przypominamy, jego miasto wraz z domem znalazło się poza granicami Polski, pozostał więc na emigracji, gdzie nie także było mu łatwo (LINK)… Używał nazwiska Stanley Rootes, będącego uproszczoną, anglojęzyczną wersją oryginału, lecz jego córki wróciły do nazwiska pisanego po polsku. Warto dodać, że Louise choć nie mówi po polsku, zna kilka słów a także bierze udział w imprezach polonijnych organizowanych przez polską ambasadę, np.: wystąpiła w 2014 roku podczas Polish Scottish Heritage  (LINK). Ale wracajmy do działalności muzycznej obu sióstr. 

Jako nastolatki Deidre i Louise odkryły muzykę punk i zaczęły śpiewać z lokalnym zespołem Jazzateers (potem Bourgie Bourgie). Jednak gdy Louise skończyła 17 lat wydarzyło się coś, co zmieniło poważnie jej życie. Straciła wzrok w jednym oku z powodu odwarstwienia siatkówki. Zdiagnozowano u niej zespół Sticklera, chorobę genetyczną, która objawia się upośledzeniem słuchu i stawów, utratą wzroku, a nawet deformacjami twarzy. Ale nie poddała się. Skoro nie straciła słuchu, śpiewała dalej.  Wraz z Dee wykonywała covery znanych soulowych utworów, takich jak Don't Leave Me This Way, co dało im entuzjastyczne recenzje w Melody Maker oraz w New Musical Express. I posypały się propozycje wytwórni płytowych, takich jak Island, CBS i Motown. Nawiązały kontakt z Elliotem Daviesem, który później zyskał sławę jako menedżer Wet Wet Wet. Był katalizatorem dla grupy Sunset Gun - nazwanej tak na cześć postaci z utworów Dorothy Parker, poetki i satyryka. Zespół przyjął ofertę wydawnictwa CBS, co doprowadziło do jednak kłótni z Daviesem i rozstania. Sunset Gun nagrali jeden hit – Be Thankful For What You Got po czym według krytyków muzycznych przestali się rozwijać.


W 1986 roku szef wytwórni 4AD, Ivo Watts-Russell, zaproponował obu siostrom współpracę, oferując udział w projekcie This Mortal Coil, w efekcie powstały dwa z najbardziej znanych albumów dekady lat 80.: Filigree and Shadow (1986), z utworem Song To The Siren oraz Blurred (1991) (o okolicznościach powstania obu albumów pisaliśmy tutaj przy okazji prezentacji wywiadu z Ivo Watts-Ruselem (LINK). W tamtym czasie Louise wyszła za mąż za grafika Rona Fergusona. Ale jak to po latach skomentowała, byli za młodzi i małżeństwo rozleciało się. W 1993 roku z kompozytorem Craigiem Armstrongiem nagrały album The Kindness of Strangers oraz materiał na następny Hope, który został wydany dopiero w 2007 roku… Podpisały także kontrakt z Interscope, amerykańską wytwórnią rap/dance. Louise tak to po latach skomentowała Tak naprawdę nie wiedzieli, co z nami zrobić, ponieważ brzmiałyśmy jak Massive Attack. Myślę, że byli przyzwyczajeni do cięższych rzeczy. Po tym doświadczeniu zespół się rozpadł i Armstrong rozpoczął współpracę z Nellie Hooper i Madonną, co Louise nie przyjęła dobrze: Doświadczenie z Interscope dało mu wiele dobrych znajomości, ale byłam w szoku. To była bardzo nieprzyjemna sytuacja. Był to dla niej i jej siostry punk zwrotny. Deirdre wyjechała do Irlandii i ukończyła tam psychologię na Trinity College w Dublinie. W tym czasie wyszła za mąż, na chwilę wróciła do Londynu a potem do Szkocji, gdzie obecnie mieszka… Na razie nie wygląda na to aby wróciła także do muzyki (LINK).

Louise postanowiła natomiast zacząć wszystko od nowa. Zdecydowała, że musi wrócić do Londynu i wymyślić siebie jeszcze raz. Nareszcie wiedziała czego chce  – być piosenkarką, stać samotnie na scenie, skończyć z zespołami. Ale wtedy nastąpił nawrót choroby Sticklera. Artystka zaczęła odczuwać pierwsze bóle stawów. Były tak dotkliwe, że przez pewien czas zastanawiał się czy nie przestać śpiewać, pójść na uniwersytet i studiować historię sztuki. Zamiast tego jednak podjęła pracę w Arts Council of England w Londynie, gdzie pomagała muzykom jazzowym i improwizacyjnym. Tam uzmysłowiła sobie, że aby dotrzeć do słuchaczy nie musi współpracować z wielkimi wytwórniami płytowymi. Dlatego odrzuciła powtarzające się propozycje Ivo Watts Rusella aby pracować znów dla jego wytwórni. Z czasem nauczyła się również kontrolować ból stawów dzięki regularnym ćwiczeniom. Chodzi na siłownię dwa razy w tygodniu, żeby powstrzymać rozwój choroby, a zamiast leków stosuje dietę. Ale co najważniejsze, nabrała ochoty na występy, na śpiewanie. Początkowo koncertowała z muzykami z Sunset Gun. Ale później poznała pianistę Rolanda Perrina, który okazał się dla niej idealnym partnerem na scenie. Stworzyli razem kompilację piosenek wykonywanych na żywo, zatytułowanych Short Stories. Spotkała też Andyego Sojkę, rodaka, którego zaintrygowała forma autoreklamy, którą zamieściła w magazynie poszukującym muzyków. Nigdy razem nie występowali, ale Andy miał na jej twórczość ogromny wpływ. Nauczył ją śpiewać i interpretować piosenki, nie tylko swoje ale i cudze. Przedstawił ją także Randyemu Newmanowi. Niestety, w 2001 roku Andy zmarł na raka. W tym samym czasie Louise wydała swoją pierwszą płytę solową Six Songs, którą zadedykowała zmarłemu przyjacielowi. Publikacja ukazała się w jej własnej wytwórni Jock Records.


W 2005 roku Louisa wróciła do Glasgow, bo chciała być blisko starzejących się rodziców. Zauważyła, że miasto trochę się zmieniło. Znalazłam w nim więcej Polaków, co bardzo mi się podobało. Po prostu siedzę w autobusie i słyszę wokół siebie polski akcent. W 2007 roku zmarła Mimi. Piosenkarka uczciła ją utworem Mimi na drugim albumie Diary of a Lost Girl, który ukazał się w 2014 roku pośrednictwem Pledge Music, internetowego zasobu, w którym fani zobowiązują się do wcześniejszego zapewnienia finansowania utworów oraz w Jock Records.



Po kilku latach, w październiku 2020 roku jej fani mogli zapoznać się z jej kolejnym albumem Home. W tym roku w kwietniu zaczęła go promować teledyskiem 

Piosenkarka żyje niespiesznie, jakby smakując każdą chwilę, często wracając wspomnieniami do tego co było. Pozostała przy tym sobą. Miłą dziewczyną, która lubi śpiewać. Jest nauczycielem i doradcą śpiewu, w latach 2011–2013 ukończyła Academy of Music & Sound w Glasgow. Ostatnio na swoim profilu społecznościowym zamieściła zdjęcie kawałka pianki uszczelniającej. W komentarzu wyjaśniła, że pochodzi z Blackwing Studios – gdzie nagrywała wokal dla This Mortal Coil. Wzięła ją na pamiątkę i ma do dzisiaj… (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajadziecie w mainstreamie.


niedziela, 4 lipca 2021

Wspomnień czar: Wywiad Tomasza Słonia z Ivo Watts Russelem, założycielem 4AD dla NON STOP (1987) , cz.2

 

Wstęp i fragmenty pierwszej części wywiadu z założycielem 4AD przedstawiliśmy TUTAJ.

Część druga zaczyna się od opisu oczka w głowie Ivo, czyli This Mortal Coil. Jak wspomnieliśmy w pierwszej części, jesteśmy właśnie po wydaniu ich drugiego albumu Filigree and Shadow.


Jak doszło do powstania This Mortal Coil: Ogromnie lubię pracować w studiu nagraniowym, tworzyć i wpływać na ostateczne brzmienie. I dlatego między innymi powstał TMC. A zaczęło się w nieco dziwnych okolicznościach. Trzy lata temu widziałem w Stanach koncert Modern English i na bis zagrali wówczas dwa numery z lat 60-tych, połączone w jedną całość - 16 Days i Gathering Dust. To było wspaniałe, cudowne. Po koncercie zasugerowałem im, by nagrali to. Odpowiedzieli negatywnie, twierdząc, że chcą iść do przodu, a nie cofać się. Postanowiłem więc, że ja to zrobię. Szukając utworu na stronę B planowanego singla puściłem Liz i Robinowi Song to the Siren Tima Buckleya. Pokochali ten utwór niemal natychmiast, i w ciągu zaledwie jednego dnia powstał nowy wokal Elizabeth, a tuż potem strona instrumentalna. To było coś tak niezwykłego, że oczywiście Song to the Siren stało się utworem tytułowym pierwszego singla TMC. Sposób w jaki stworzony został, niemalże na nowo cały utwór zasugerował mi, w którą stronę mój pomysł ma się rozwijać. Sześć miesięcy później rozpoczęliśmy pracę nad longplayem It Will End in Tears.


O gorącym przyjęciu TMC przez krytykę i publikę: Być może fakt, że rozpoznano znane przecież głosy Elizabeth i Lisy (Gerrard z Dead Can Dance) spowodował tak pozytywną reakcję. Wszystkie utwory - tak na pierwszym jak i na drugim longplayu, dobrane były w specyficzny sposób, głownie ze względu na ich dramaturgię i atmosferę. Myślę, że był to po prostu dobry pomysł i cieszę się, że paru osobom spodobał on się również.

O albumie Filigree and Shadow: Dla mnie jest to płyta bardziej osobista. Nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej. Trzeba pamiętać, iż taka płyta powstaje bardzo długo. Nie zawsze studio jest wolne, nie zawsze muzycy mają czas, no i ja nie mogę - z racji innych obowiązków - poświęcać jej jednorazowo zbyt wiele czasu. Dlatego też, spędzając w studiu z reguły 7 dni w miesiącu, zdałem sobie sprawę, że powinna to być taka bardzo moja płyta. Byłem wręcz zdeterminowany, by taki longplay powstał, by zawierał przeróbki starych nagrań, z różnych przyczyn bardzo mi bliskich, a także kilka kompozycji muzyków tworzących TMC. Będzie to chyba ostatnia płyta tworzona w takich okolicznościach, dlatego też zdecydowałem się na podwójny album. Nie ukrywam, że bardzo lubię tę płytę i jestem bardzo szczęśliwy, że zdołałem ją stworzyć z tak dużą grupą muzyków. 

O polskim akcencie na płycie TMC - siostrach Rutkowski: Występowały one wcześniej w zespole Sunset Gun. Obie pochodzą z Glasgow, obecnie mieszkają w Londynie. Nie jestem tego pewien, ale chyba ich ojciec jest Polakiem, który w czasie II Wojny Światowej walczył w Anglii jako pilot.


O pierwszym amerykańskim nabytku 4AD czyli Throwing Muses: We wrześniu 1985 roku dostałem od nich taśmę, i od razu pokochałem ich muzykę. Zatrudniliśmy im brytyjskiego producenta Gila Nortona, i w Stanach nagrali swój pierwszy longplay, który wydaliśmy 1.09. Do dziś nawet nie spotkaliśmy się. Bardzo chcę ich poznać, zwłaszcza Kristin Hersh. Ma ona zaledwie 19 lat, niedawno urodziła dziecko, gra na gitarze, śpiewa, a przede wszystkim jest autorką niezwykle interesujących pesymistycznych tekstów. Nie wiem, jak potoczą się ich dalsze losy, ale mają szansę stać się pewnego dnia tym, czym dziś są Talking Heads.


O przyszłości firmy: Oczywiście mam nadzieję, że każdy z artystów współpracujących z 4AD odniesie sukces na miarę Cocteau Twins. Taki jest przynajmniej mój cel, jako szefa wytwórni. W kilku przypadkach będzie to zapewne niemożliwe do osiągnięcia. Na szczęście nie muszę z np. finansowych przyczyn wywierać presji na muzyków, by robili to, czy tamto. Wszyscy chcemy rozwoju 4AD - tak artystycznego, jak i finansowego. Cieszę się, że na razie wiemy , jak to robić. 

O planach: Bardzo chcę nagrać solową płytę Pietera Nootena, klawiszowca i wokalisty Xymox (warto zobaczyć TUTAJ). Pisze on najbardziej smutne i rozpaczliwe utwory, jakie słyszałem. Gdy przesłuchiwałem demo z jego muzyką, o mało nie wpadłem w depresję psychiczną. Spróbujemy to nagrać w 1987 roku... 

Oczywiście zrobili to, wiec nam pozostanie tylko do tego znakomitego albumu wrócić, bo jest w naszej płytotece. Jak opisał go kiedyś Tomek Beksiński, to muzyka grana w Niebie... Więc lepszej reklamy nie potrzeba. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.