sobota, 1 kwietnia 2023

Wierzba w sztuce starożytnej Grecji, w Biblii i dziś

Wiosna. Krzewy puszczają zielone pędy, a wierzby pęcznieją baziami. A że bazie są aktualną oznaką zbliżających się świąt Wielkanocnych – obok króliczków, zajączków i kurczaczków – przybliżymy znaczenie tej rośliny. Można powiedzieć, że opiszemy kulturowy sens wierzbowej witki. Zatem jedziemy!

Wierzba występuje od starożytności w mitologii i literaturze jako symbol księżyca, wody, smutku, uzdrowienia i życia wiecznego. Tak szeroki przydział symboliki wynika z warunków w jakich rośnie: w pobliżu wody, którym może być podziemne źródło lub strumień. Natomiast reputacja uzdrowiciela płynie z faktu występowania w korze wierzby kwasu salicylowego, czyli składnika aspiryny.


Starożytni Grecy postrzegali jednak wierzbę jako drzewo śmierci. Nazywali ją nawet drzewem nagrobnym wskazującym duszom wejście do świata zmarłych. Była atrybutem Persefony i Hekate. Persefonie poświecono gaje starych wierzb, a kapłanka Kirke strzegła gaju wierzbowego poświęconego Hekate - bogini śmierci i przemiany. Gałązki służyły do identyfikacji grobów, uosabiały odporność na cierpienia. Może dlatego wierzbę do dzisiaj można zobaczyć na nagrobkach żydowskich.


Ale wierzba miała w starożytności również znaczenie magiczne, odpędzające złe moce. Orfeusz, zwiastun pieśni, nosił ze sobą drewno wierzby, które miało chronić go przed złem w zaświatach. Hekate, złowroga bogini czarów, również używała różdżki wykonanej z wierzby. Wierzbę wiązało się w mitologii greckiej także z muzyką - harfa, którą Apollo podarował Orfeuszowi, została wykonana z drewna wierzbowego. Celtowie podobnie wykonywali harfy z wierzby, najsłynniejsza, datowana na wiek XIV zwana Brian Boru jest wystawiona w Trinity College w Dublinie (LINK). Wierzba zawsze była świętym symbolem poetów. Dziewięć Muz, które były kapłankami bogini księżyca, rezydowało na Górze Helicon – górze nazwanej na cześć Helike (po grecku wierzba). Podobne skojarzenia między wierzbą a poezją istniały także w kulturach celtyckich, germańskich i słowiańskich.

Co jeszcze? Wzgórze Viminal, jedno z Siedmiu Wzgórz Rzymu, wywodzi swoją nazwę od łacińskiego słowa oznaczającego łozę (viminia).

 

A jak jest w Biblii? Żydzi używali witek wierzbowych w pierwszy dzień Święta Szałasów, zwanego inaczej Dniem Wierzby, witki te były oznaką radości i wesołości. Prorok Izajasz przyrównał potomków Jakuba właśnie do tego drzewa: I będą róść między ziołami jak wierzby przy wodach cieknących (Iz 44,5) choć w następnych tłumaczeniach tej księgi wierzbę zmieniono na topolę. O wierzbach też jest mowa w Psalmie 137, w którym przypominały o niewoli babilońskiej: Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali na wspomnienie Syjonu. Na wierzbach w tamtej krainie zawiesiliśmy lutnie nasze. Żydzi w niewoli babilońskiej mieli nadzieję, że pewnego dnia wrócą do domu, chociaż nie było to możliwe. Inne odniesienie do wierzby znajduje się w Księdze Ezechiela (Ez 17,5). Prorok bierze szczepy winorośli i zasadza je jak wierzbę, co odnosi się to do symboliki witalności i mocy odrodzenia wierzby, która jak wiadomo odbija z każdej, gdzie bądź zasadzonej gałązki. Dlatego uznawano ją pomimo wszystko za roślinę miłującą życie. Z powodu jej żywotności w Pasterzu Hermasa, apokryficznym dziele literackim napisanym w języku greckim, powstałym w środowisku rzymskim pomiędzy 140 a 150 rokiem, wierzba symbolizuje Prawo Boże dane całemu światu, czyli Ewangelię. Każdy, komu się ją głosi, jakby otrzymywał wierzbową gałązkę, która niechybnie się rozwinie dzięki jego współpracy. Wierzba, z której stale ucina się gałązki, a mimo to pozostaje nietknięta, oznacza także niezmienność nauki Chrystusa w Kościele.

Ojcowie Kościoła często wspominali o wierzbie jako o symbolu czystości, chociaż w Piśmie Świętym nigdzie nie pojawia się taki obraz wierzby. Święty Hilary uważał wierzbę za symbol chrztu z tej racji, że nawet uschnięta po podlaniu wodą odradza się i zieleni. W Polsce gałązki wierzbowe są podstawowym składnikiem palmy wielkanocnej, święconej i obnoszonej w procesji w Niedzielę Palmową, nazywaną też Wierzbną bądź Kwietną.

Wierzba od wieków uchodziła poza tym za drzewo chroniące przed czarami i urokami, a cechująca ją symbolika śmierci, znana w starożytności, występowała także w krajach o tradycjach celtyckich. Mawiano w nich, że kto wierzbę sadzi, przygotowuje łopatę na swój grób. Niegdyś uchodziła również za drzewo czarownic. To właśnie na sitkach z witek wierzbowych czarownice wybierały się w morskie podróże, a na miotłach z wierzbowych gałązek leciały na sabaty. Wierzbowe drzewo w wyobrażeniach ludowych rosło na granicy dwóch światów, krainy żywych i zmarłych, a dziuple w ich spróchniałe pniach były bramą do zaświatów, a nawet do piekła. Stąd uważano, że siedzą tam diabły czyhające na nieopatrznego przechodnia. Może dlatego wierzby w naszym kraju wiąże się z gusłami i przesądami oraz tak istotny użycie gałązek wierzbowych do splatania święconych palm, które mają za zadanie chronić przed złem, przed uderzeniem piorunem, przed urokami.

 




Wszechobecne drzewo, wierzba, była często cytowana i opisywana w dziełach kultury. Od Willow Song Desdemony w Othellu Szekspira po Babkę Wierzbę w Pocahontas i Bijącą Wierzbę w Harrym Potterze. Drzewo to ma także ma swoje miejsce w malarstwie i muzyce. Szczególnie motyw śmierci Ofelii pod wierzbą był chętnie podejmowany przez wielu artystów, najbardziej znany obraz o tej tematyce był pędzla Johna Everetta Millaisa (o którym pisaliśmy TUTAJ), a także przez Eugène Delacroix, Johna Williama Waterhousea, Arthura Hughesa i innych. 

 


Krajobraz ze szpalerem wierzb był częstym tematem wielu malarzy: Paula Gauguina,  Jean-Baptiste-Camille Corota, Vincenta van Gogha a z polskich: Stanisława Wyspiańskiego, Jacka Malczewskiego, Józefa Mehoffera. Przez to wszystko pejzaż ukazujący pola z miedzami wzdłuż których rosną wierzby został uznany na typowy polski krajobraz. I nawet Chopin na swoim najsłynniejszym pomniku siedzi zasłuchany w szum wierzbowego drzewa…   Ozdobna, zielona i melancholijna wierzba płacząca była chętnie malowana przez impresjonistów: przez Clauda Moneta i Vincenta Van Gogha, a także przez innych artystów. 


 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 31 marca 2023

Super deluxe edition Revolver - najważniejszej płyty the Beatles cz.10: Love You To

 

Kilka tygodni temu rozpoczęliśmy na naszym blogu omawianie specjalnego wznowienia albumu Revolver zespołu the Beatles (TUTAJ) streszczeniem wstępu Paula McCartneya. Następnie streściliśmy relację Gilesa Martina (TUTAJ) - współrealizatora nagrań, a fenomen albumu omawiał raper Questlove (TUTAJ). Opisaliśmy też historię zastosowania sitaru (TUTAJ) i jak powstawały efekty specjalne (TUTAJ), oraz zaczęliśmy omawiać rozdział zatytułowany Track by Track, w tym historię powstania piosenki Taxman (LINK), Elanor Rigby (LINK) i I'm Only Sleeping (LINK).

Dziś opiszemy proces powstawania piosenki George'a Harrisona pt. Love You To.

Sitar, który pojawił się w grudniu 1966 roku na Rubber Soul w Norwegian Wood miał niesamowity wpływ na twórczość zespołu. Muzycy the Beach Boys wspominają, jak wielkim szokiem było dla nich, gdy usłyszeli pierwszy raz ten indyjski instrument. Zainteresowanie narodziło się podczas kręcenia Help, gdy zespół odwiedził restaurację w której grali muzycy z Indii. Kiedy Harrison spotkał się z muzykami the Byrds ci zainteresowali go jedną z płyt Ravi Shankara
 

Początkowo koncepcja piosenki była inna. Jakaś część jego intelektu podpowiadała mu, że to jest dobry kierunek. W końcu ktoś ze znajomych zaprosił Shankara na kolację i spotkali się. Harrison wspomina, że nigdy nie spędził tak wiele czasu na uczeniu się jednego rodzaju muzyki. Wspomina też, że Love You To była jedną z pierwszych piosenek w całości napisaną na sitar. Wtedy też Rolling Stones użyli sitaru w Paint in Black.
 
 
Pierwsza wersja nagrana została z Georgem na gitarze i Paulem w chórkach.
 

Sitar natomiast pojawił się w take 2
 

Natomiast w take 7 znowu śpiewają we dwóch. Przez kontakty z azjatyckim centrum muzyki George zaprosił na sesję muzyka grającego na tabli. Anil Bhagwat, wtedy student, był zaszczycony, że jego nazwisko zostało umieszczone na okładce płyty. Ale to George grał na sitarze, wbrew rozpuszczanym plotkom, że Bhagwat go miał zastępować. Efektem tych zabiegów była zaawansowana wersja take 7:
 

Finalnie jednak usunięto wokale Paula (i słusznie). 13.04.1966 dograno jeszcze wstęp na sitarze do piosenki. Warto uzmysłowić sobie, że piosenka zaczęła być nagrywana w 3 lata od wydania From Me To You... Jeśli pomyśleć że na kolejnym albumie pojawi się Within You Without You, a za chwilę The Inner Ligt to postęp był ogromny.
 

 
Dziś podkreśla się ogromną rolę Georgea w skierowaniu zainteresowania świata muzycznego na muzykę Wschodu, co stało się źródłem inspiracji dla wielu pokoleń muzyków.  
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

czwartek, 30 marca 2023

Lubimy surrealizm, czyli obrazy Michaela Vincenta Manalo

Lubimy surrealizm - nurt w sztuce, który powstał w latach 20. XX wieku, kiedy to wielu artystów starało się stworzyć nową rzeczywistość, aby znaleźć sens w otaczającym ich świecie, zwłaszcza po traumatycznych zniszczeniach pierwszej wojny światowej – surrealizm wyjątkowo pasuje do szalonego świata XXI wieku. Zazwyczaj obyczajowe dziwactwa nasilały się u końca jakieś epoki, więc może wiek XX jeszcze nie skończył się i oglądamy ostatni paroksyzm najokrutniejszego stulecia w historii ludzkości? Poza tym surrealistami byli niezwykli artyści, tacy jak: Salvador Dali, Maximilien Ernst i Rene Magritte, co także jest powodem, dla którego, jak już wspomnieliśmy na wstępie – lubimy surrealizm





 

Obrazy surrealistyczne powstawały często z inspiracji teoriami psychoanalizy, ukazywały w niecodzienny i absurdalny sposób podświadomość, sny i skrywane w pamięci wspomnienia. Teraz w surrealistycznej stylistyce tworzy wielu artystów, niejako kontynuując dziedzictwo owego nurtu, lecz tworząc dzieła z wykorzystaniem wszystkich mediów.



Nie raz jeszcze wrócimy więc do tego rodzaju sztuki, ale dzisiaj opowiemy o jednym twórcy: Jest nim Filipińczyk Michael Vincent Manalo, urodzony w 1986 roku i mieszkający w Taichung na Tajwanie malarz oraz redaktor magazynu o sztuce o nazwie Magazine 43.




Nam spodobały się jego fotomanipulacje nie tylko z racji stylu, ale również dlatego, że wśród artystów których podziwia wymienił Salvadora Dali, Rene Magritte’a, Michała Karcza i Zdzisława Beksińskiego (LINK).  Już samo to wystarczy aby nabrać ochoty do obejrzenia jego prac. Michael jest artystą wizualnym, który tworzy kierując się wyimaginowanymi wspomnieniami nostalgicznych i sennych fantazji. Nie są to jednak sielskie widoczki, a postapokaliptyczne, koszmarne kreacje, lecz aby odkryć ich naturę trzeba się im dokładniej przyjrzeć. Bo na pierwszy rzut oka są właśnie pogodne, wręcz idylliczne.




Michael oprócz malowania obrazów i obróbki cyfrowej zdjęć organizuje wystawy, prowadzi wykłady i warsztaty w wielu krajach, poza tym pracuje jako grafik dla firm wydawniczych i projektuje okładki albumów. A jakby tego było mało, sam także tworzy muzykę realizując od 2013 roku projekt Oort Cloud District zapoczątkowany w Tbilisi w Gruzji. Muzyka, którą tworzy, czerpie z wielu źródeł, od nostalgicznych wspomnień po refleksje nad wieloma sprawami dotyczącymi współczesnego człowieka żyjącego w mieście (LINK).





Co jeszcze robi? Instalacje, wśród nich nazwane przez niego Melancholia in Euphoria. Są to instalacje interaktywne, składające się z filmów wideo, które następnie są wyświetlane na syntetycznych chmurach w ciemnym pokoju (chmura jest chyba najbardziej ulubioną formą powtarzającą się często na jego obrazach) (LINK). Filmom towarzyszy muzyka, która ma za zadanie wraz z obrazami wywołać u widza poczucie spełnienia marzeń…

Przyznacie, że całkiem sporo jak na jednego artystę. Więcej można zobaczyć tylko na jego stronie TUTAJ.

środa, 29 marca 2023

Streszczenie książki Davida Nolana o Tony Wilsonie cz.19: kompilacja Palatine - próba ratunku Factory i narkotykowe odjazdy Happy Mondays

 

Bez niego kariera Joy Division byłaby inna. To on odpowiadał za wydanie debiutu zespołu, albumu Unknown Pleasures (wydał go za spadek po matce), który dziś uważany jest za najlepszy debiut w historii rocka. A ponieważ opisaliśmy już na naszym blogu życiorysy wielu osób z kręgu zespołu (warto popatrzeć na prawy pasek gdzie zawarliśmy linki do streszczeń), dziś kolej na pierwszą część opowieści o Tony Wilsonie. Książka, którą zaczynamy dziś omawiać znalazła się w naszych rękach dzięki Tony'emu Costello, którego serdecznie pozdrawiamy.

Część pierwsza streszczenia była TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ,siódma TUTAJ, ósma TUTAJ, dziewiąta TUTAJ, dziesiąta TUTAJ, jedenasta TUTAJ, dwunasta TUTAJ, trzynasta TUTAJ, czternasta TUTAJ a piętnasta TUTAJ, szesnasta TUTAJ, siedemnasta TUTAJ, osiemnasta TUTAJ.

Ponowne otwarcie Haciendy nie zlikwidowało dawnych problemów, głownie przez gangi z Salford. Do Factory cały czas dołączały nowe twarze, np. dziennikarka z NME Cath Caroll, dawniej członek zespołu Miaow:

Promocja zespołu kosztowała wytwórnię dużo pieniędzy, zwłaszcza praca fotografa. Artystka później wyemigrowała do USA, była posądzana że z premedytacją, pobierając wcześniej solidne stypendium of Tony'ego. Innym zespołem z obszaru zainteresowań Wilsona był The Adventure Babies, który został przez niego zaproszony po wysłuchaniu prywatnego występu dla niego. To był ostatni zespół z którym wytwórnia podpisała kontrakt.
 

W tamtym czasie ukazała się kompilacja Palatine (od nazwy ulicy przy której mieściła się wytwórnia) z zespołami z lat 1979 - 1990. Kevin Cummins wspominał, że ta płyta miała ocalić wytwórnię. Nigdy nie zapłacili mu za zdjęcie na okładce, zdjęcia Joy Division też zrobił we własnym zakresie. Jedyna kapela za której zdjęcia dostał wynagrodzenie to Happy Mondays. Ogólnie ciężko było dostać wypłatę z Factory

Wtedy pogorszyły się relacje z New Order. Nie otrzymywali wsparcia z wytwórni. Muzycy uwikłali się w masę ubocznych projektów, do tego stopnia, że nie mieli czasu wejść do studia. Dobrą passę natomiast mieli Happy Mondays, których piosenka Step on, jak i album Pills'n'trills stały się hitami.


Niestety zespół pogrążył się w nałogu heroinowym. Shaun Ryder wspominał po latach, że w tamtych czasach jego jedynym sprzętem były fajka i kapcie. Starał się kilka razy zerwać z nałogiem, ale nie dawał rady, więc zdecydowano wysłać zespół na Barbados, gdzie narkotyk był niedostępny. Niestety była tam dostępna heroina... 
 
Zespół spowodował po pijaku kilka wypadków samochodowych, w jednym z nich Bez złamał sobie rękę, a w kolejnym ponownie... Zespół został też przyłapany na próbie sprzedania sofy z hotelu, celem zdobycia pieniędzy na narkotyki. Wysłanie zespołu na Barbados było niestety wielkim błędem. 

Ich album z 1992 roku Yes, Please, dostał się wysoko na listy przebojów, ale nie zagościł na nich długo. Ich single też nie zrobiły furory.

Również minęły czasy wielkości Wilsona w Granadzie, która zmieniła styl i nie było w niej miejsca na eksperymentowanie.      
 

W 1992 roku Tony rozpoczął In The City. Zaprezentowano: Radiohead, Suede, Elastica i zespół, z którym Factory chciał podpisać kontrakt - Oasis. Niestety to nigdy się nie stało.

Dodatkowo w UK nastąpiła recesja. 

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

wtorek, 28 marca 2023

Justyna Kopania: Moje malarstwo odzwierciedla świat, który postrzegam wszystkimi zmysłami

Nazywam się Justyna Kopania. Jestem malarzem. Sztuka, malarstwo to mój azyl, życie, poezja, muzyka, wszystko. Moje malarstwo odzwierciedla świat, który postrzegam wszystkimi zmysłami, ludzi, których spotykam i kocham, przyrodę, którą podziwiam i wszystko, co składa się na to, jaka jestem. Moją główną inspiracją jest Człowiek i On jest głównym tematem moich obrazów. Skupiam się na Jego psychice, postawach, wyglądzie, sposobie bycia i wszystkich skomplikowanych procesach zachodzących zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz Człowieka. Nie wyobrażam sobie istnienia bez obrazów, inspiracji – sztuka jest, jest i będzie nieodłączną częścią mojego życia. Wolę malarstwo olejne na dużych płótnach. W mojej pracowni – w mojej pracy - maluję kilka, czasem kilkanaście godzin dziennie. Zainspirowana fragmentami tego, co widzę, co zostawia ślad w mojej pamięci. W wolnym czasie... Pracuję z psami to moja pasja. Zajmuję się szkoleniem psów do ratownictwa itp. Interesuję się również osobami zaginionymi i staram się codziennie rozpowszechniać ogłoszenia o osobach zaginionych.





Skoro bohaterka naszego dzisiejszego postu przedstawiła się sama, niewiele da się dopowiedzieć. Artystką pochodzi z Warszawy i maluje, jak sama wspomniała, duże obrazy o bardzo rozmaitej tematyce. Są tam obrazki niczym ilustracje z książeczek dla dzieci ale także nokturny, na których pokazuje świat otulony miękkim blaskiem księżyca, marynistyczne widoczki, czasem krajobrazy prześwietlone słońcem, które sprawia, że stają się nieomal abstrakcyjną bombą barw. Maluje ciekawą techniką – część płótna pokrywa plamkami, a część farby kładzie szpachlą, co w oświetlonej Sali wystawowej daje zapewne dodatkowy efekt.






Wśród twórców, których prace są dla niej największą inspiracją wymienia takie nazwiska: Marian Mokwa, Pablo Picasso, Vincent van Gogh, Antoni Suchanek, Henryk Baranowski, Tadeusz Kantor, William Turner, Henri de Toulouse-Lautrec. Jak możemy zauważyć, są to artyści z różnych epok, reprezentanci krańcowo innych stylów malarskich, lecz wszyscy oni przywiązywali wagę do koloru, i chyba tym kierowała się Justyna Kopania ich wybierając.








My także dokonaliśmy wyboru pokazując na naszym blogu jedynie ułamek prac Justyny, tych na których paradoksalnie nie ma żadnej ludzkiej postaci. Resztę jej prac można zobaczyć (i zamówić) na jej profilu TUTAJ i TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.