sobota, 22 lutego 2020

Warszawa: polski tribute dla Joy Division - jest źle, mogło być gorzej?

Całkiem niedawno opisywaliśmy na naszym blogu płytę tribute włoskiej sceny alternatywnej dla Joy Division - 3.5 Decades (TUTAJ). Byliśmy wtedy nieco wybredni, choć potrafiliśmy dostrzec na tym albumie kilka znakomitych utworów, jak choćby Candidate zespołu Winter Severity Index, z którymi niedawno przeprowadziliśmy wywiad (TUTAJ): 


Z naszej oceny mogłoby się wydawać, że Włosi wylądowali gdzieś pod koniec najlepszych płyt tribute poświęconych Joy Division. Tak jednak nie jest - bowiem można jeszcze gorzej i wstyd przyznać, że na naszym rodzimym podwórku... 

Dopiero 13 lat od wydania mogłem na spokojnie i po raz pierwszy, zmierzyć się z tym wydawnictwem. Owszem jest tutaj kilka całkiem przyzwoitych wersji, ale całość jednak raczej nie przetrwała próby czasu. 

Zaczyna się od A Means To An End w wykonaniu  One Million Bulgarians, jest ciekawie, choć pani z jarmarcznymi wrzaskami mogłaby chwilami zamilczeć.  Transmission w wersji DHM od początku irytuje idiotycznym wstępem. Później jest nieco lepiej, choć denerwują  zmiany warstwy muzycznej utworu jak i dość płaskie i nijakie wykonanie zwrotek. Odnosi się wrażenie, jakby zespół gdzieś się śpieszył i chciałby jak najszybciej mieć to już za sobą. Isolation i Agressiva 69 - mam mieszane uczucia, nie jest źle, brzmi przyzwoicie. Atmosphere – NOT, Warszawa – Masala, Ceremony – New York Crasnals, jak i Colony – Nut Cane Lizzy, są niedostępne na YT więc trudno się wypowiedzieć. Koniec kryzysu w wersji grupy Pustki zalatuje lekko kiepskawym chwilami tekstem, no a owo wokalne kumkanie może nieźle zabrzmi nad stawem, ale nie w piosence Joy Division. Litości...

New Dawn Fades w wykonaniu Jolanty Kossakowskiej... jak to powiedzieć, człowiek czuje się jakby Karpiel Bułecka zaprosił do zaśpiewania Nico. Kto nie słyszał może sobie to łatwo wyobrazić. Plastik i kierpce a w środku figurka Iana Curtisa w czapce świętego Mikołaja. Digital w wersji zespołu Organizm - no wreszcie słyszymy coś na niezłym poziomie. To jeden z jaśniejszych utworów - pokazuje jak bardzo można posunąć się we własnej interpretacji zachowując smak i nie przekraczając granic na jakie pozwala ucho wiernego fana oryginalnego utworu.  Heart and Soul w wykonaniu Tymon & The Transistors też jest niedostępny, za to jest dostępna koncertowa wersja Transmission. Wokalnie jest nieźle ale ten saksofon mogliby sobie darować. Nie jesteśmy w barze. Love Will Tear Us Apart w wykonaniu Wundergraft pominę milczeniem. Za to nie można zignorować Wilderness w wersji Jakuba Wandachowicza. Świetne. Od razu widać, że ten człowiek wie o czym śpiewa. Jest znacznie lżej niż w oryginale, ale za to jest bardzo ciekawie. Lekko awangardowo i bogaciej niż na Unknown Pleasures. Jednym słowem znakomicie. Jak oryginał zaczyna brzmieć Ice Age w wersji Komet. I jak w poprzednim utworze, jest bardzo dobrze. Ciekawie i z odpowiednim zaangażowaniem. Tego oczekiwałem. She's Lost Control w wersji zespołu Ścianka jest ostatnią piosenką dostępną na YT. Ciekawie, industrialnie i awangardowo, choć znowu wyścigowo. Niemniej jak najbardziej do zaakceptowania.  

Podsumowując, odnosi się wrażenie, że wiele kapel na płycie śpieszy się - choć nie bardzo wiadomo dokąd. Biorąc pod uwagę fakt kilku totalnych niewypałów i ogólnie średniego poziomu wypadliśmy gorzej od Włochów. Za dużo industrialu, bezpłciowości i kolarstwa szosowego. Ian Curtis zmuszał nas do refleksji. Człowiek w pośpiechu odczuwa bardzo mało. A czasem nawet nie odczuwa niczego.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.    

Warszawa. Tribute to Joy Division, Kuka Records, 2007. Tracklista: A Means To An End – One Million Bulgarians, Transmission – DHM, Isolation – Agressiva 69, Atmosphere – NOT, Koniec kryzysu – Pustki, Colony – Nut Cane Lizzy, New Dawn Fades – Jolanta Kossakowska, Digital – Organizm, Warszawa – Masala, Heart and Soul – Tymon & The Transistors, Love Will Tear Us Apart – Wundergraft, Wilderness – Jakub Wandachowicz, Ice Age – Komety, She's Lost Control – Ścianka, Ceremony – New York Crasnals.   

piątek, 21 lutego 2020

Kinowa jazda obowiązkowa: Eksperyment - czy istnieją granice badań naukowych?


Eksperyment to amerykański dreszczowiec z 2010 roku w reżyserii Paula Scheuringa z Adrienem Brody i Forestem Whitakerem w rolach głównych. Film jest nierówny, chwilami dość przewidywalny, ale warto zastanowić się nad  poruszanymi w nim problemami.
Grupa ludzi znajduje ogłoszenie związane z bardzo atrakcyjną finansowo pracą, niemniej praca obarczona jest ryzykiem. Mają wziąć bowiem udział w teście psychologicznym. Co ciekawe od początku dobrani są charakterologicznie, według klucza, którego poza grupą badawczą, nie zna nikt, przynajmniej na starcie...  Podpisują zgodę na to, że mogą zostać podczas eksperymentu pozbawieni praw.  Ale czego nie robi się dla pieniędzy...

Po przetransportowaniu na miejsce, zostają podzieleni na dwie grupy: więźniów i policjantów. Naukowcy narzucają im ściśle określone zasady, i tutaj ważne: ich złamanie uruchamia czerwoną lampkę, to znak że kończy się eksperyment, a wszyscy tracą pieniądze.  I co najważniejsze, niemałe pieniądze.
Jak zapewne łatwo się domyślić, z czasem więzi między policjantami a więźniami ulegają rozluźnieniu, ba zaczyna nawet dochodzić do konfliktów i zaostrzenia sporów. Sytuacja tym bardziej komplikuje się, gdy policjanci zaczynają w swoisty sposób poznawać granice do jakich mogą się posunąć w naginaniu, a nawet łamaniu narzuconego wcześniej (nomen omen) przez siebie regulaminu.  Ich bogiem i wyrocznią staje się... czerwona lampka, bo skoro się nie zapala, to znaczy że odstępstwa cały czas są jeszcze regułami.

Wkrótce dowiadujemy się,  że dobór policjantów i więźniów nie był przypadkowy. Naukowcy prowadzący eksperyment mieli swoje ukryte cele...

I gdy okazuje się, że nawet śmierć nie jest złamaniem zasad wszystko się zmienia. Uczestnicy odkrywają że tak na prawdę żadnych zasad nie ma. 
Do czego posuną się obie strony? Czym zakończy się eksperyment? 

Film rodzi wiele pytań, powstają skojarzenia ze szkolnymi lekturami, choćby Medalionami Nałkowskiej

Jak dalece okoliczności są w stanie zmienić osobowość człowieka i wpłynąć na wyzwolenie w nim ciemnych mocy? Ale powstaje też inne pytanie, na ile naukowcy są w stanie posuwać się do łamania narzuconych przez siebie zasad w rzekomo szczytnym celu, jakim jest poznanie ludzkiej natury? 
Film nie jest idealny, chwilami łatwo przewidzieć jego fabułę, a ta pod koniec nieco siada. Ale mimo tego jest bardzo wartościowy, bowiem zasiewa w czytelniku ziarno niepewności zmuszające do refleksji. 

Tym, którym bliska jest tematyka poruszana w filmie Paula Scheuringa, a którzy zastanawiają się jak daleko może zabrnąć eksperyment naukowy, warto polecić omawiany u nas wcześniej znakomity Słyszę Twoje Myśli (TUTAJ).

Po obejrzeniu obu filmów rzeczywiście można  je usłyszeć. Pytanie na ile skutecznie?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 20 lutego 2020

Debiutanci: Actors - It Will Come to You - powrót do korzeni cold wave


Actors jest kanadyjskim zespołem postpunkowym i chłodnofalowym. Istnieją od 8 lat i w dorobku mają jeden album długogrający - omawiany dzisiaj It Will Come to You, i kilka epek. Można z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że dziś prezentowane dzieło jest bardzo dobre, ba nawet chwilami wręcz znakomite. 

Debiut otwiera L'appel Du Vide, całkiem dobrze wybrana, szybka i melodyjna piosenka z niezłymi gitarami. Jak zwykle, odwieczny temat o miłości i chłodzie obojętności...

twoje usta zimne od 100 lat
zamrożone głęboko w twoim strachu
dotyk kamienia, moje choroby
płoną wewnątrz

zamknij oczy, jesteś sam

to zew pustki
blisko krawędzi
twoja ręka na przełączniku

Drugi Slaves jest jeszcze lepszy, na prawdę przypomina znakomite czasy chłodnej fali... Tym razem chodzi o więźnia emocji. Po nim chyba najsłabsza piosenka na albumie, Face Meets Glass. Nie robi najlepszego wrażenia, no ale któryś utwór musi być najsłabszy...


Hit to the Head niestety niemalże mu dorównuje, ale to ostatnia zła wiadomość jeśli chodzi o ten album. Bo po nim mamy kompletny odlot - Crosses. To są klimaty w kierunku których powinna poszybować twórczość Actors. Mistrzostwo zawarte w tej piosence kompletnie wymazuje słabości dwóch poprzednich kompozycji. To po prostu odlot... 

It's a long way down
hide your crosses

Bury Me dotrzymuje poziomu pozostałym dobrym piosenkom, jest świetny i dynamiczny. 

zakop mnie
żyłem dobrym życiem
pogrzeb mnie
Długo czekałem
zakop mnie
Żyłem dobrym życiem
Byłem tu na zewnątrz
Żyłem dobrym życiem
Długo czekałem

Po nim Crystal  z niezłymi klawiszami w tle, świetny i melodyjny. Do końca pozostały trzy  utwory: We Don't Have To Dance, Let It Grow, Bird in Hand. Pierwszy nieco przypomina muzyką dokonania Ultravox, drugi jest doskonały i można uznać go nawet za relaksujący. Finalny podtrzymuje nastrój znakomitym instrumentalnym zakończeniem.

Jak na debiut jest lepiej niż dobrze.  

Czekamy na ciąg dalszy! 

Zespół Actors tworzą: Adam Fink, Jahmeel Russell, Jason Corbett i Shannon Hemmett.


I na koniec bonus - Actors live w jednej z naszych ulubionych stacji radiowych KEXP w 2018. Miłego słuchania i oglądania.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

środa, 19 lutego 2020

Czy szkoła do której chodzili Ian Curtis i Stephen Morris z Joy Division zostanie zburzona?

Każdy, kto kiedykolwiek zapoznał się z twórczością Iana Curtisa oraz zespołu Joy Division, zna nazwę szkoły, do której muzyk uczęszczał. Ceglany budynek King's School w Macclesfield, na Cumberland Street, wzniesiony 1844 roku widział niejedno. W jej murach kształcił się zresztą nie tylko frontman wspomnianego zespołu, lecz także jego perkusista, Stephen Morris, doskonale pamiętający Iana, który w szkole miał funkcję prefekta. Morris z kolei rozpoczął tam swoją przygodę z muzyką, zakładając zespół jazzowy: The Sunshine Valley Dance Band (LINK). Zresztą opisaliśmy pokrótce lata nauki obu muzyków (TUTAJ).


King's School najpierw była szkołą męską lecz od 1986 roku zmieniono jej formułę na koedukacyjną. Nie będziemy rozpisywać się tutaj o jej imponującej historii sięgającej 1502 roku, bo wszystko na ten temat można przeczytać na stronie szkoły, TUTAJ. Smutkiem za to napawają nas niestety plany rozwoju szkoły, ogłoszone w także na stronie placówki: Otóż w lecie zostanie otwarta jej nowa siedziba (LINK) w świeżo wybudowanym kampusie edukacyjnym przy Aderley Road. Opis nowych warunków opatrzono komentarzem Dyrektora, nomen omen: dr Hyde, który powiedział: Jesteśmy niezwykle dumni z naszej historii i chcemy zachować jej etos, ale w nowym fantastycznym miejscu lokalizacji. I wszystko byłoby rzeczywiście wspaniałe, gdyby nie jedna łyżka dziegciu: Otóż plany rozwoju King's School zakładają zamknięcie dwóch istniejących placówek szkolnych w Macclesfield i... oczywiście sprzedaż ich gruntów pod zabudowę mieszkaniową w celu sfinansowania nowego projektu.
 
Tym sposobem 160-letnie budynki przy Cumberland Street stały się zbędne i gdy King's School zamknie teren i przeniesie się na nowe miejsce, na historycznych działkach wyrośnie dzielnica mieszkaniowa... A co ze starym gmachem, z żywą historią Macclesfield? Cóż, pewnie podzieli los innych budynków, które można zobaczyć teraz tylko na starej fotografii. Będzie wyburzony. Deweloper zastanawia się, lub podobno obiecał, że zostawi główną elewację, bramę i trawnik do gry w krykieta (LINK). Jednak przedstawione plany nie wyglądają najlepiej (LINK). I w ten sposób kolejny kawałek historii Joy Divison oraz światowego dziedzictwa muzyki new wave ulegnie anihilacji...

Niby na stronie miejscowej gazety wisi ankieta, poprzez którą zbierane są głosy odnośnie przeznaczenia opustoszałej placówki (LINK). Najwięcej głosów zebrała propozycja urządzenia w niej hotelu. Jednak nie ma co się łudzić. Prawdopodobnie, żeby zacytować klasyka nie będzie niczego. Dlatego popatrzcie u nas do woli na szkołę, do której chodzili Ian Curtis, Stephen Morris i wielu innych znanych muzyków, za niedługo pozostanie tylko to... 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 18 lutego 2020

Charles Sheeler: w banalnych i nudnych sylwetkach fabryk, budynków i ulic można zobaczyć coś więcej

Charles Sheeler (1883–1965) był jednym z inicjatorów modernizmu amerykańskiego i jednym z najważniejszych fotografów XX wieku oraz artystą, którego twórczość stała się synonimem precyzji.  Lecz gwoli prawdy - Sheeler nie chciał być fotografem - pragnął tylko malować. Dlatego pojechał do Europy, gdzie zachłysnął się kubizmem Pabla Picasso. Ale po powrocie do Stanów Zjednoczonych tworzone przez niego obrazy inspirowane kubizmem, zwyczajnie nie sprzedawały się. Wtedy zajął się fotografią, nie podejrzewając nawet, jak bardzo zdeterminuje to jego wizję świata i spojrzenie na sztukę.

Patrząc przez obiektyw spostrzegł, że przestrzeń można spłaszczyć, zamknąć w dwóch wymiarach, przekształcić a nawet zmodyfikować. Zauważył to, co zwyczajne: dostrzegł poezję w pokoju o wybielonych ścianach, skręconych spiralnie schodach, pejzażu miejskim uchwyconym z perspektywy dachu. Używając światła i cienia, tak samo jak inni używają farby i pędzla, odsłonił ukryte piękno czysto użytkowych kompozycji.  Powiedział kiedyś, że budowniczowie nie budowali dzieła sztuki. Jeśli to co zrobili dla niektórych z nas jest piękne, to dlatego, że działa. Ten wyidealizowany funkcjonalizm jest charakterystyczny dla jego prac. Stają się one wręcz wyzwaniem rzuconym widzowi, który nagle w banalnych i wydawałoby się nudnych sylwetkach fabryk, budynków i ulic zmuszony jest zobaczyć coś więcej








Co ciekawe, ludzie pełnią u niego drugorzędną rolę. Na zdjęciach i obrazach maszyny są nieskazitelne czyste i lśniące, na ma na nich nawet plamki, nie widać dymu. Krytycy zauważają, iż zakład przemysłowy w ten sposób stał się u tym czym średniowieczna katedra - równie monumentalna i nieodgadniona.

Niezależnie od wykonywanej techniki czy od rodzaju języka artystycznego, cechy stylu Sheelera w krótkim czasie ustabilizowały się i sprecyzowały. Gdy w 1920 roku Sheeler we współpracy z fotografem i filmowcem Paulem Strandem nakręcił niemy, krótki film o Manhattanie w Nowym Yorku pt.:  Manhatta, to jego kadry skomponował są zgodnie z estetyką stosowaną na jego zdjęciach i obrazach.


Film, który miał swoją premierę w 1921 roku, uważany jest za pierwszy amerykański obraz awangardowy. Jego tytuł pochodzi z wiersza Walta Whitmana „Mannahatta” i poszczególne ujęcia miasta - z perspektywy punktów widokowych, z wysokości majestatycznego Mostu Brooklyńskiego, przecinają napisy będące cytatami tego poematu.




Pod koniec lat dwudziestych Sheeler otrzymał zlecenie sfotografowania fabryki River Rouge Ford Motor Company w Michigan, która wprowadzała na rynek nowy model A. Powstałe zdjęcia, przedstawiają oszałamiającą wizję maszyny, precyzyjnie odczytaną, odtworzoną i... pozbawioną ludzi. Czy jest to futurystyczna zapowiedź świata maszyn i sztucznej inteligencji? Kto wie... artyści zawsze widzą lepiej i dalej.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 17 lutego 2020

Isolations News 76: Katana z Joy Division, Kevin Cummins o Joy Division i Sex Pistols, Bill Wyman sprzedaje pamiątki, the Cure zapowiada, Cruel World 2020, winyle w natarciu

Były już rajstopy, torby, czapki, opaski, chustki itd, przyszła pora na katany z legendarnym logo Unknown Pleasures - okładki debiutu Joy Division. Katana jest do kupienia TUTAJ,a o genezie logo pisaliśmy TUTAJ.

Czekamy na stringi z logo które pewnie z powodu szerokości paska nie będą zawierały wszystkich linii tylko jedną osiemdziesiątą. 

Wzdłuż rowka na dupie.

Skoro o Joy Division mowa, to ich legendarny fotograf Kevin Cummins zapowiedział na TT publikację nowej książki ze zdjęciami. Skontaktowaliśmy się z mistrzem, który zaczął nas śledzić na TT. W albumie nie będzie niepublikowanych zdjęć Iana. Za to artysta zaprasza na spotkanie 12.03.2020 które będzie poświęcone koncertowi Sex Pistols w Manchestrze w 1977. Od tego show zaczęło się Joy Division. Reszta TUTAJ.


W temacie spotkań i wystaw - były członek zespołu Rolling Stones, Bill Wyman, wystawi na aukcji ponad 1000 przedmiotów. Dochód z niej ma być przeznaczony na cele charytatywne. Licytacja odbędzie się w dniach od 29 do 31 maja i będzie realizowana we współpracy z Ripple Productions Limited i Julien's Auctions. Pod młotek pójdą instrumenty, nagrody, różne artefakty gromadzone przez muzyka przez ponad 30 lat (LINK). W sumie nie chcieliśmy o tym pisać, ale zainteresowało nas, czy muzyk wystawi na aukcji urnę po prochach dziadka innego Stonesa - Keitha Richardsa. Samą urnę? Tak, bo zawartość Richards miał wciągnąć przez rurkę kiedy na jednej z imprez był na głodzie. Urny się już nie dało, stąd dla nas ma niezwykłą wartość.


Skoro Rolling Stones, to podobnie brzmi Rolling Stone. Pisaliśmy kiedyś o pożarze studio Universal Music Group i stratach z tego powodu nagrań wielu znanych artystów (TUTAJ). Są dalsze informacje: Rolling Stone, który od lat toczy proces z UMG wydał oświadczenie na ten temat: Universal twierdził, że 17 000 artystów zostało dotkniętych pożarem, gdy starał się o odszkodowanie. Teraz, gdy został pozwany przez artystów, twierdzi, że strata dotyczy zaledwie 19. Ta rozbieżność jest niewytłumaczalna (LINK).




W temacie rozbieżności, Robert Smith podczas rozdania nagród NME 2020 po raz kolejny zapowiedział, że wkrótce pojawi się nowy album The Cure (LINK). Wspomniane rozbieżności dotyczą owego kolejnego wkrótce. Mamy nadzieję, że nastąpi to zanim Smith rozpadnie się na kawałki, co może mieć miejsce również wkrótce


Co do rozpadających się na kawałki i to w sposób straszny: Morrisey, Blondie i Bauhaus poprowadzą nowy, jednodniowy festiwal Cruel World, który odbędzie się 2 maja w Grounds w Dignity Health Sports Park w Los Angeles. Bilety w przedsprzedaży były dostępne 14 lutego i szybko rozeszły się, ale można zapisać się na listę oczekujących na stronie festiwalu (LINK).


Winyle też mogą się rozpadać i to lawinowo. Ich kolekcjonerów powinna zainteresować informacja o pożarze zakładu Apollo Masters w Kalifornii, który 6 lutego całkowicie zniszczył wytwórnię, dostarczającą lakier używany do produkcji płyt głównych (płyt matek) koniecznych do edycji właściwych płyt. Może to się stać poważnym problemem dla przemysłu winylowego na całym świecie, bo istnieją tylko DWIE firmy produkujące taki lakier na świecie. Druga - MDC w Japonii - nie jest w stanie pokryć popytu. Na razie trwają prace nad opanowaniem sytuacji, o czym tutaj (LINK).

Jeśli mowa o winylach, to Earache Records wyda album z kompilacją The New Wave of Rock N Roll. Premiera nastąpi 13 marca a szczegóły są TUTAJ.


My za to nie rozpadamy się, jesteśmy ognioodporni i niezniszczalni. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

niedziela, 16 lutego 2020

Z mojej płytoteki: Cocteau Twins - Garlands - oblicze wielowymiarowego chłodu

Niespełna rok po śmierci Iana Curtisa z Joy Division, Cocteau Twins wchodzą do studia w Londynie i nagrywają. Gdy wszystkim wydaje się, że Closer Joy Division to maksimum chłodu jaki daje się osiągnąć w muzyce, szkockie trio nadaje chłodowi zupełnie nowe oblicze. Można powiedzieć wielowymiarowe. 

Po pierwsze, mamy monotonny automat perkusyjny, po drugie dość schematyczny bas. No i gitary - te odwalają tutaj większość roboty w tle. Klimaty jakie udało się wytworzyć Robinowi Guthrie, który gra jakby w kontrze do sekcji rytmicznej, są pełne przestrzeni, chłodnego powietrza, nostalgii. Stanowią absolutnie niesamowite tło na którym wokal Elizabeth Frazer rysuje się wyraźną czarną kreską. 

W tamtym czasie Cocteau śpiewali jeszcze teksty, by później Frazer tak jak Liza Gerrard z Dead Can Dance wypracowała swoisty styl głosu naśladujący instrument.

Płyta zaczyna się od piosenki Blood Bitch -  na nasze Krwawa Suka. Pamiętam w jakie zakłopotanie tytuł ten wprawił Tomasza Beksińskiego, który przetłumaczył go w wersji poprawnej jako Postać we Krwi... Piosenka ma mocne momenty, i zdaje się, że główna bohaterka nie jest obdarzona miłością, za to jest zmienna i pełna przeciwieństw. Po niej  Wax and Wane - mroczny tekst w którym być może chodzi o kolejne fazy księżyca podczas których rozgrywają się dość mroczne sceny z udziałem zła. But I'm Not - jeden z lepszych utworów albumu jest kontynuacją mrocznych klimatów. Na sposób dynamiczny...

Bolesne historie
Znam wszystkie jakie pokazali
Ona za to jest zbyt bogatą suką
By kiedykolwiek zrozumieć
Jest zbyt znana

Stworzenia z lasu umierają
Ale nie ja
Oferują ich martwe ciała
Ale mojego nie
 

Sami jesteśmy ślepi
Nic po płaczach
Dawanie i zdobywanie
Życząc męczennikom zadowolenia

Stworzenia z lasu umierają
Ale nie ja
Oferują ich martwe ciała
Ale mojego nie

Blind Dumb Deaf jest ciekawym utworem, choć jakoś zawsze dla mnie odstawał od reszty. W warstwie tekstowej opowiada o niemożności przełamywania barier, tak jak gdyby byśmy byli małymi dziećmi. Shallow Then Halo to absolutnie jeden z najlepszych utworów na albumie, a  po nim nastaje temat znany z twórczości Joy Division (warto zobaczyć TUTAJ). The Hollow Men...


Przypuszczam że jest
Dla wszystkich innych pustych pór
Dusza
Jak wydrążone dni
Puste miejsce
Pusta wolna
Zobacz
Więc jeśli się zgubię
W wydrążonym miejscu
Powolna
Zobaczę to
Jeśli będę ostatnia
Wszystko, stos, blokada, stos
Utknęłam
W niewoli 


Garlands jest piosenką o śmierci a Grail Overfloweth, kończący albumo uczuciach:


Graal przelewa się
Znowu jestem
Ty i ja
Znowu jestem
Kiedy otwieram oczy
Znowu jestem
Jest deszcz
Deszcz


Wznowienie zawiera bonusy, i powiem szczerze, nieczęsto spotyka się, żeby te dorównywały poziomem albumowi. W przypadku Garlands tak właśnie jest... A jest tak dzięki dodaniu sesji dla Johna Peela z 1983 roku, którą opisywaliśmy u nas wcześniej (TUTAJ).

Na koniec jeszcze o okładce - to projekt zmarłego niedawno Vaughana Olivera (TUTAJ). Genialny projekt pokazujący jak chłód - główny bohater dzisiejszego wpisu, może przenikać słuchacza poprzez dźwięk. 

I pozostawać w nas na zawsze.     


  
Cocteau Twins - Garlands, 4AD, 1982, Producent: Cocteau Twins i Ivo Watts - Russell, Tracklista: Blood Bitch, Wax and Wane, But I'm Not, Blind Dumb Deaf, Shallow Then Halo, The Hollow Men, Garlands, Grail Overfloweth.
Więcej tekstów o Cocteau Twins jest TUTAJ. Będą nowe, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.