Dwa lata temu (jak ten czas leci!) w poniedziałkowych newsach wspomnieliśmy o obrazie Salvator Mundi, który przypisywany jest Leonardo da Vinci (LINK). Dzieło znane jest poza tym głównie z rekordowej sumy, jaką zapłacił za nie ostatni nabywca, czyli 450 milionów dolarów, co czyni je najdroższym obrazem świata, ale także z długiej i obfitującej w nagłe zwroty akcji historii.
Nawet co do daty jego powstania wśród ekspertów istnieją spory. Przez jednych datowane jest na koniec lat 90. XV wieku, podczas gdy inni twierdzą, że zostało ukończone po 1500 roku. Istnieje także teoria sugerująca, że obraz był zamówiony dla króla Francji Ludwika XII i jego małżonki, Anny Bretońskiej, prawdopodobnie wkrótce po potyczkach o Mediolan i Genuę. Ale to tylko hipoteza, a z rzeczy pewnych wiemy, że obraz przywiozła do Anglii w 1625 roku francuska księżniczka Henrietta Maria, która poślubiła króla Anglii Karola I, znanego kolekcjonera sztuki. W 1650 grawer Wenceslaus Hollar wykonał według niego rysunek, który pozostał w królewskiej kolekcji.
Rok później obraz stał się własnością Karola II i był wymieniany w inwentarzu królewskim pod numerem 311 jako Leonard de Vinci. Przez całe panowanie Jakuba II, następcy Karola II, czyli od 1685 obraz prawdopodobnie pozostawał w Whitehall. Następnie przeszedł na własność Katarzyny Sedley, hrabiny Dorchester i kochanki Jakuba II, po czym… tajemniczo zniknął aż do końca XVIII wieku, podobno wrócił do jednego z klasztorów w Nantes. W następnych latach przechodził z rąk do rąk, uznawany za dzieło Bernardino Luiniego, naśladowcy da Vinci. W tym czasie obraz doznał wielu ingerencji, w tym przemalowania twarzy i włosów Chrystusa. W 1958 roku obraz wystawił na sprzedaż w domu aukcyjnym Sotheby’s sir Francis Cook, właściciel znanej kolekcji. Wyceniono go na 45 funtów (!). Szczęśliwymi nabywcami stali się Warren i Minnie Kuntz, para z Nowego Orleanu. Po śmierci pani Kuntz drogą spadku wraz z resztą majątku przeszedł na własność jej siostrzeńca, Basila Clovisa Hendry'ego. Gdy ten zmarł w 2004 roku we wstępnej ocenie obraz został opisany jako Portret głowy Chrystusa ze szkoły europejskiej (XIX wiek) i oszacowany na zaledwie 750 dolarów. Dopiero w 2005 roku los Salvator Mundi diametralnie zmienił się. Obraz trafił do St. Charles Gallery, małego domu aukcyjnego w Nowym Orleanie. Nowy właściciel, marszand Robert Simon, dostrzegł w nim to coś i zasięgnął opinii Dianne Modestini, kierownika zespołu zajmującego się konserwacją malarstwa na jednej z uczelni w Nowym Yorku (dokładnie pilotującej Kress Program na Paintings Conservation w the Conservation Center of the Insitute of Fine Arts), która podjęła się konserwacji dzieła.
Od tego czasu otwiera się nowy rozdział w historii słynnego obrazu. Modestini rozpoczęła szeroko zakrojony proces badań i sporządziła dokładną dokumentację fotograficzną. A stan obrazu, zanim trafił w jej ręce był bardzo zły - wielokrotnie przemalowywany, a także poddawany bardzo agresywnym sposobom czyszczenia, utracił oryginalne warstwy malatury w okolicy twarzy Chrystusa. Konserwacja stała się więc okazją do ustalenia autentyczności z udziałem wielu specjalistów i ekspertów, w tym renomowanych instytucji, takich jak Metropolitan Museum of Art oraz innych muzeów i galerii w Stanach Zjednoczonych i Europie. Obraz przeszedł wiele badań wędrując wielokrotnie między rozmaitymi ośrodkami.
Warto zauważyć, że przedstawienia Jezusa w sposób odmienny, niż zwyczajowo, czyli prawie bez zarostu. Taki wizerunek Chrystusa charakterystyczny był dla sztuki wczesnochrześcijańskiej, w której ukazywano Zbawiciela w taki sam sposób jak Apolla. Zmiana nastąpiła w okresie panowania cesarza Konstantyna, pod wpływem Veraikonu, czyli chusty św. Weroniki. Odtąd zaczęto malować Chrystusa z falującymi, kręconymi włosami opadającymi na ramiona, z przedziałkiem pośrodku i z obfitą brodą. Ale w okresie renesansu, pod wpływem rzeźb starożytnych znów pojawiły się obrazy Chrystusa wzorowane na wizerunkach Apolla. W taki sposób przedstawił Zbawiciela Michał Anioł w Sądzie Ostatecznym w kaplicy Sykstyńskiej o czym pisaliśmy TUTAJ.
Renowacja Salvatora Mundi została zakończona w 2011 roku i obraz ponownie wszedł na rynek sztuki. W 2013 roku kupił go Yves Bouvier podczas aukcji Sotheby's Private Sales za 75 milionów dolarów aby trzy lata później sprzedać go rosyjskiemu oligarsze Dmitrijowi Rybołowlewowi za 127,5 miliona dolarów. W 2017 roku Rybolovlev sprzedał obraz za pośrednictwem Christie's za rekordową kwotę 450 milionów dolarów. Nabywca najpierw był anonimowy, jego personalia podał dopiero dziennikarz New York Timesa, David Kirkpatrick: był nim książę Bader bin Abdullah bin Mohammed bin Farhan al-Saud, występujący w imieniu księcia Mohammeda bin Salmana z Arabii Saudyjskiej. Miejsce ostatecznego pobytu obrazu stało się przedmiotem spekulacji, wstępne doniesienia wskazywały, że został wystawiony w Luwrze w Abu Zabi, co jednak okazało się nieprawdą.
W grudniu 2019 r. Luwr w Paryżu przygotował tajną broszurę zatytułowaną Léonard de Vinci: Le Salvator Mundi, zawierającą wyniki szczegółowych badań. Książeczka opublikowana w Wydawnictwie Hazana autorstwa Vincenta Delieuvina, Myriam Eveno i Elisabeth Ravaud z laboratorium Luwru (C2RMF) bardzo krótko była do nabycia w księgarni w Luwrze, po czym została usunięta z półek. We wstępie dyrektor Luwru, Jean-luc Martinez uznał obraz za dzieło Leonardo (LINK). Wydawnictwo było reakcją Muzeum na skandal, jaki wydarzył się podczas odchodów 500 lecia urodzin genialnego artysty, oraz na film, który został wyemitowany w telewizji francuskiej. Według niego właściciel obrazu, następca tronu Arabii Saudyjskiej, Mohammed Bin Salman (MBS), który kupił obraz przez pełnomocnika od Christie's New York w listopadzie 2017 r., nalegał, aby oznaczyć go jako 100% Leonardo i umieścić obok Mony Lisy. Kiedy prezydent Macron odrzucił te warunki, MBS odmówił wypożyczenia obrazu. Macron miał działać rzekomo z inicjatywy dyrekcji Luwru, która wątpiła w autentyczność dzieła. Czy jednak wycofanie broszury ostatecznie nie potwierdza konkluzji zawartych w filmie? Bo nadal są eksperci, którzy skłaniają się ku tezie, iż obraz powstał w warsztacie Leonarda i podczas gruntownej renowacji przydano mu pewne cechy, których wcześniej mógł nie posiadać. Mimo kontrowersji większość ekspertów jest przekonanych o jego autentyczności i wyraża chęć wykonania dalszych analiz.
Ale gdzie teraz jest obraz? To pozostaje tajemnicą, podobno MBS trzyma go w specjalnym pomieszczeniu na prywatnym jachcie Serene. I ma tam pozostać do czasu, gdy ukończy budowę muzeum poświęconemu tylko temu jednemu dziełu.
Skąd jednak tyle kontrowersji pomimo tylu badań? Otóż problemem są luki w roweniencji czyli historii pochodzenia i istnienia dzieła, od momentu powstania aż do tej chwili. Ma to ogromne znaczenie dla ustanowienia i potwierdzenia autentyczności. Idealna historia proweniencji zawiera udokumentowane nazwiska wszystkich poprzednich właścicieli oraz daty posiadania przez nich dzieła sztuki od momentu jego wytworzenia. Jeśli praca została otrzymana w spadku lub w darze, zakupiona na aukcji lub w galerii, znajdowała się w muzeum, uczestniczyła w wystawach, to dla proweniencji bardzo ważne są dokumenty, które będą to potwierdzać. Ich brak albo dłuższe okresy niewiedzy odnośnie losów dzieła działają na jego niekorzyść. Historia Salvator Mundi jest długa, rozciąga się od wytworzenia obrazu przez wielkiego mistrza Leonarda da Vinci do współczesności. I białe plamy w ciągu dziejów obrazu będą zawsze kłaść się cieniem na jego autentyczności…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy na naszym blogu omawianie specjalnego wznowienia albumu Revolver zespołu the Beatles (TUTAJ) streszczeniem wstępu Paula McCartneya. Następnie streściliśmy relację Gilesa Martina (TUTAJ) - współrealizatora nagrań, a fenomen albumu omawiał raper Questlove (TUTAJ). Opisaliśmy też historię zastosowania sitaru (TUTAJ) i jak powstawały efekty specjalne (TUTAJ), oraz zaczęliśmy omawiać rozdział zatytułowany Track by Track, w tym historię powstania piosenki Taxman (LINK), Elanor Rigby (LINK), I'm Only Sleeping (LINK), Love You To (LINK), Here, There and Everywhere (LINK), Yellow Submarine (LINK), She Said She Said(TUTAJ), Good Day Sunshine (LINK), And Your Bird Can Sing (TUTAJ), For No One (LINK) i Doctor Robert (TUTAJ).
Dziś historia powstania piosenki I Want To Tell You.
Założeniem zespołu było, żeby na Revolver nie znalazły się covery, tylko własne kompozycje, tak jak miało to miejsce na Rubber Soul. Zespół wspomina, że nie czekał na inspiracje, tylko pisali piosenki pod presją czasu. W przypadku Revolver mieli nieco problemów z weną, co wynikało z okresu wakacyjnego. Na szczęście George rozwinął swój talent kompozytorski i komponował w tamtym czasie dość dużo, wzmacniając swoimi piosenkami duet Lennon - McCartney. Wspominał, że ważną dla niego była reakcja wielkiej dwójki, gdyby nie przyjmowali jego piosenek z entuzjazmem, zapewne by przestał je komponować. Przyznał też, że mniej problemów miał zawsze z muzyką, a więcej z tekstem. Wyjaśnił też znaczenie piosenki I Want To Tell You - jest ona o lawinie myśli które są trudne do spisania czy opowiedzenia.
Sesja nagraniowa trwała 8 godzin i rozpoczęła się 2.06.1966. Harrison na pytanie jaki jest tytuł piosenki, powiedział że nie ma pojęcia, co spotkało się z żartami ze strony Lennona. Nagrano na początku pięć wersji utworu. W sumie było ich 17. Na jednej z nich nagrano w tle cichy szum wiatru. Lennon na wersji 2 grał na tamburynie a Paul na pianinie. McCartney wspomina, że piosenka była dla nich bardzo trudna do nauczenia. Wynikała to z faktu, że została napisana dziwnie. Nie była ani w rytmie walca ani 4/4 zatem zespół uznał, że to dziwny rytm, i po przyjęciu tego do wiadomości szybko ją opracowali. Wokal George'a został podwojony i dodano chórki Paula i Johna. Dodano gitarę basową Paula i klaskanie. Przygotowano też mix monofoniczny.
Neil Innes, autor prześmiewczego filmu o zespole The Ruttles: All You Need is Cash był wtedy w studio Abbey Road ze swoim zespołem z którym nagrywał singla. Słyszał Beatlesów przez drzwi. Szczególnie oczarował go motyw grany na pianinie of E do F. Także znakomity riff gitarowy w piosence.
Zmarły w 2019 roku artysta, po latach wspominał, że gdy był w domu Harrisona i opowiedział mu jak wtedy był oczarowany, zagrali ten motyw we dwóch. To był jeden z najważniejszych momentów jego życia.
Lider ELO Jeff Lynne, który zagrał ten utwór podczas koncertu dla Harrisona w 2002 roku, udziwnił ten riff twierdząc, że George był dobry w czynieniu rzeczy nieoczekiwanych. Nazwał wspomniany riff magicznym.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
O autorce prac, którymi dzisiaj chcemy zainteresować naszych czytelników w zasadzie niewiele wiadomo, pomimo zamieszczanych pozornie wielu o niej danych. Bo cóż zgodnie przepisują wszystkie portale, które informują o malarce? Jeden stały przekaz, z którego dowiadujemy się, że Olga Bujko urodziła się 8 grudnia 1991 roku w Grodnie na Białorusi. Jest absolwentką liceum ogólnokształcącego Nr 1 o rozszerzonym programie artystycznym w Grodnie, a potem pięcioletnich studiów w tym mieście na wydziale sztuki i wzornictwa Uniwersytetu im. Janki Kupały w specjalności Grafika komputerowa. Z pochodzenia jest Polką, bo w 2015 roku wstąpiła do Towarzystwa Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi. Razem z mężem, Andrzejem Tolochko, wykonała cykl witraży do kilku kościołów na Białorusi: do kościoła Świętej Teresy w Ostrino, kościoła Trójcy Świętej w Gerwiatach i kościoła Św. Aleksego w Iwiencu. I oprócz wzmianek o udziale w kilku wystawach na Białorusi i w Polsce - to wszystko.
Olga od pewnego czasu mieszka w Polsce, w Poznaniu. Jej przeprowadza prawdopodobnie spowodowana jest sytuacja polityczną na Białorusi. W Polsce wystawia swoje obrazy na wystawach organizowanych przez organizacje polonijne i w prywatnych galeriach.
Co maluje? Na tak ogólnikowo zadane pytanie można równie nieprecyzyjnie odpowiedzieć: domy. Ale nie oddaje to istoty rzeczy. Olga maluje drewniane domki, charakterystyczne dla krajobrazu jej rodzinnej Grodzieńszczyzny, które wyglądają jak klocki lego rzucone na jednobarwne sukno… Czasem artystka dodaje jeszcze inne szczegóły tła: wicher przewalający masy powietrza oddany pozornie niedbałą kreską, rzędy turbin wiatrowych, latarnię morską… Bywa, że odczuwana nostalgia zmusza ją do namalowania rodzinnego miasta, i w ten sposób otrzymujemy miejski pejzaż, na którym jednak nie warto szukać przechodniów, ulic czy samochodów. Zamiast tego widzimy świat ułudy złożony z kilku wysokich budynków -klocków - przy których stoją tycie sylwetki przechodniów… Albo też krajobraz niczym projekt kilimu, cały w ciemnych barwach, jakby ich autorce zacierały się już wspomnienia i bazowała jedynie na tym, co zobaczyła we śnie…
Artystka dopiero zaczyna tworzyć prace malarskie, na razie obserwujemy jej początki, jednak na tyle oryginalne, że warto zapamiętać nazwisko Olgi Bujko. Artystka nie ma strony ale prowadzi konto w mediach społecznościowych TUTAJ i TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Jestem już dość dużym chłopcem, dlatego miałem okazję na żywo uczestniczyć w premierach albumów 4AD, ponieważ puszczane one były w dwóch fragmentach w zaprzyjaźnionym z wytwórnią Programie 3 naszego radia. Dlatego z dość dużym zażenowaniem zapoznałem się z artykułem, mającym być przewodnikiem dla początkującego, pt. A beginner’s guide to 4AD Records in five essential albums... Poziom zażenowania po jego przeczytaniu osiągnął u mnie maksimum, stąd dzisiejszy wpis.
Najpierw rzut oka na autorkę. Vicky Greer (LINK) o ile jej zdjęcie jest aktualne, jest osobą dość młodą, stąd chyba nie wie zbyt wiele o 4AD. Z pewnością jej opinia, nie ma nic wspólnego z najważniejszymi płytami wytwórni. Ogólnie artykuł sprawia wrażenie tekstu napisanego po najmniejszej linii oporu, a przecież w sieci jest masa opracowań o wytwórni, na naszym blogu jest nawet wywiad Tomasza Słonia z Ivo, (LINK, starczy użyć przycisku translatora, żeby mieć tekst w dowolnym języku), są też książki. Swoją drogą Vicky na tym samym portalu napisała też o podstawowych książkach rocka...
Ale nie będę się pastwił. Przejdźmy do sedna, czyli artykułu, który jest TUTAJ.
Zacznijmy od pytania, dlaczego tylko 5 albumów? Z 4AD jest taki kłopot, jak bywa na zawodach w sprincie, kiedy na metę wbiega niemal jednocześnie kliku zawodników i tylko bardzo precyzyjna fotokomórka potrafi zdecydować kto wygrał. Ja mam tak z płytami na powyższym zdjęciu. I jeśli przyjąć, że fotokomórka nie jest największej precyzji, nie jest człowiek w stanie zdecydować o tym, kto jest liderem. A i zaraz ci za czołem też są bardzo blisko, jak choćby niedoceniony w epoce debiut Cocteau Twins Garlands, czy ich Voctorialand... Kilka płyt DCD też jest blisko...
We wstępie czytamy:
Od momentu powstania angielska wytwórnia była domem dla zespołów, które zdefiniowały wiele alternatywnych gatunków, od gotyckiego rocka i shoegaze po indie i alt.pop nowego tysiąclecia.
Oto historia 4AD w pięciu przełomowych albumach.
Gotyk wcale nie powstał w 4AD, jak wiadomo pojęcia tego użył po raz pierwszy Martin Hannett, a nawet głupia Wikipedia pisze o tym, że Closer Joy Division to arcydzieło gatunku. W opinii krytyki muzycznej Day Of The Lords tego samego zespołu, to pierwszy utwór gotyku. Ale to nie 4AD, tylko Factory Records...
Co do samego wyboru, zgodzę się z jednym albumem. Bauhaus. Tutaj rzeczywiście OK. Pixies jest ważny, ale czy ważniejszy niż w zasadzie dwie najważniejsze płyty 4AD czyli Dead Can Dance - Within... i Cocteau Twins - Treasure? Obawiam się, że nie. Czy nie warto było dla początkującego polecić przeglądu kapel 4AD ze swojego najlepszego okresu, czyli Lonely Is... i od tego zacząć całą historię?
Co z genialnymi albumami This Mortal Coil? Co z X Mal Deutchland i His Name Is Alive, oraz ich genialną Livonią? A co z Throwing Muses? Poziom ignorancji wybiega poza skalę, kiedy zauważymy na liście brak Clan of Xymox, czy Difuz... Nie wspominając już o absolutniej lekturze obowiązkowej zimnofalowca, czyli The Legendary Wolfgang Press... A gdzie improwizowany Moon And the Melodies?
Każdy, kto ma choć trochę pojęcia o 4AD wie o czym piszę. A kto nie ma go niemalże wcale, temu polecamy sugerowanie się: A beginner’s guide to 4AD Records in five essential albums. Ominie go wiele znakomitej muzyki i nie pozna arcydzieł, które są nie tylko takowymi w opinii autora tego wpisu, ale też wielu ludzi wiedzących o czym piszę.
Mój ojciec zawsze mawiał: jeśli nie potrafisz - nie pchaj się na afisz. I tym optymistycznym akcentem, kończymy ten wpis, zapraszając do odsłuchania płyt z zestawu prezentowanego na zdjęciu powyżej, jak i przeczytania naszych ich prezentacji (LINK).
P.S. Klipy wybrane są złośliwie, żadnej z płyt i kapel na liście nie ma...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Jutrznia: Gwiazdy bledną, prócz jednej. Jutrzeje. Oczekuję dnia – jakże bladego! Ciebie, Wenus zaranna, nazwano Planetą miłości. Ziemia szczerze się przyznaje, że nią nie jest, I dlatego Tak senną bywa tutaj noc, tak martwe rano…
A może inaczej: Świt, zazieleniło się stalowe niebo – porosło trawą brzegiem widnokręgu. Zza gór wypełzły smoki granatowe i popłynęły, kędy wzrok nie sięga. A po nich wielkie szafirowe ptaki swe długie skrzydła rozwiały w przestrzeni. Zaś naprzeciwko świat był szarociemny i jak sień pusty bez kształtów ni cieni. Gwiazda świeciła mocna i rzęsista, pacierza czarnej nocy ciche amen. Spod ziemi barwa żółta wykwitała – w powietrzu pachniał jak gdyby cyklamen.
Zaczęliśmy mocno nietypowo, bo od poezji i obrazu, a może raczej od obrazu poezji? Autorką słów jest Maria Jasnorzewska-Pawlikowska, poetka i córka jednego z najbardziej znanych polskich malarzy, czyli Wojciecha Kossaka. A autorem obrazów, a raczej fotografii, jest Andrzej Berłowski, emeryt i mieszkaniec Bełchatowa.
Zaczął fotografować dopiero wtedy, gdy zaprzestał zawodowej aktywności. Tematem jego prac głównie jest pejzaż. Kadruje widoki w taki sposób, że jego zdjęcia wyglądają niczym XIX wieczne landszafty, które wyszły spod pędzla artystów szkoły monachijskiej (o jednym z nich pisaliśmy m. in. TUTAJ) Ujęcia są poste, składają się z wyraźniej, ostro i wyraźniej uchwyconego pierwszego planu, którym najczęściej jest pasmo roślinności, jakieś drzewo, zazwyczaj brzoza, a za nim lekko zamglony rozwija się dalszy ciąg: droga, otwarty widnokrąg szeroko po horyzont, na którego krańcu widać wschodzące słońce, bo fotograf najchętniej tworzy rano. Do niektórych pejzaży podochodzi kilka razy, uwiecznia je w jaskrawych kolorach lata a potem za niedługo pokazać je w zamglonej scenerii zimy.
I mimo powtarzających się motywów, zdjęcia Berłowskiego nie nużą. Bo czy poezja może zmęczyć? Pytanie z gatunku retorycznych, na które, jeśli już mamy odpowiedzieć, to muzyką...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Zaczynamy jak zawsze od Manchesteru. Sonic Diary opublikował na swoim kanale
utwory z nowej EP-ki Time and Time Again zespołu The New Distractions (LINK). Kanał reklamuje
Tony Davidson TJM, Ep-ka zostanie także puszczona w
audycji, obok muzyki m. in. Joy Division oraz krótkiego wywiadu z Mickiem Middlesem (LINK). Davidson także powiadomił, że wraz z producentem Nigelem Carr oraz
oczywiście z dramatopisarzem Brianem Gormanem i reżyserem Markiem
Jonesem pracuje nad nową wersją sztuki o Joy Division - New Dawn Fades,
której premiera planowana jest na październik tego roku. Już można
rezerwować bilety (TUTAJ).
Byli muzycy Joy Division czyli New Order, obok takich kapel jak: Tears For Fears, The Cardigans, Violent Femmes, Echo & The Bunnymen, The B-52's, The Human League, Kavinsky, Soft Cell, Orchestral Manoeuvres In The Dark, Devo, The Psychedelic Furs, Blossoms, She Wants Revenge, Death In Vegas, Molchat Doma, The English Beat, X, Cold Cave, ††† (Crosses), Chameleons, Clan of Xymox, T.S.O.L., Christian Death, Drab Majesty, Depresión Sonora, London After Midnight, 45, Grave, Skeletal Family, Twin Tribes, Urban Heat, Glass Spells - wystąpią na festiwalu Darker Waves Fest 2023, który ruszy 18 listopada w Huntington Beach, Kalifornia, Stany Zjednoczone. Bilety na imprezę zostały już wysprzedane ale można wpisać się na listę oczekujących(LINK).
Dalej koncertowo: Rick
Wakeman, Steve Hackett, Geoff Downes, Roger Chapman, Mel Collins, Annie
Haslam, Phil Manzanera i Martin Orford to tylko niektóre z nazwisk, jakie pojawią się w sierpniu na specjalnym koncercie upamiętniającym
zmarłego Johna Wettona. Podczas występu będą zbierane datki dla
organizacji charytatywnej Macmillan Caring Locally, która opiekowała się
Wettonem w jego ostatnich dniach. Koncert poprowadzi redaktor Prog
Magazine Jerry Ewing wraz z Geoffem Downesem, Stevem Hackettem i artystą
Rogerem Deanem.
Z kolei europejska
trasa Red Hot Chili Peppers rozpoczęła się koncertem na stadionie w
Warszawie. W supporcie grupy wystąpili The Mars Volta i Iggy Pop. Jak
było, można zobaczyć na krótkich filmikach powyżej.
Na koniec koncertów jeszcze o ciekawym znalezisku. Niedawno
w sieci pojawił się odrestaurowany materiał 4K Rush z trasy koncertowej
zespołu o nazwie 2112. Siedmiominutowy materiał filmowy został
nakręcony podczas koncertu Rush w Oshawie w Kanadzie 18 czerwca 1976
roku.
Jeśli weszliśmy w klimat progrocka - Darryl
Way udostępnił nowy teledysk do swojej piosenki Morpehus, w której w
wokalu występuje jego dobry przyjaciel z Marillion, Steve Hogarth.
Utwór pochodzi z zeszłorocznego albumu koncepcyjnego The Rock Artisit's
Progress a wideo można obejrzeć powyżej.
Kompozytor, producent i aranżer takich zespołów i muzyków jak Coldplay i Peter Gabriel, John Metcalfe, zapowiada nowy album Tree. Ukaże się on 22 września nakładem Real World Records lecz już jest dostępny w przedsprzedaży na CD i LP TUTAJ. W maju muzyk opublikował pierwszy singiel Xylem, a na 11 lipca zapowiedział kolejny.
Z innych nowości: Andrew Wyatt - frontman Miike Snow i zdobywca Grammy, Złotego Globu i Oscara, współautor A Star Is Born Lady Gagi oraz muzyki do Barbie Grety Gerwig - 18 sierpnia wyda nowy album Someday It Won't Feel Like Dying. Będzie to jego pierwszy solowy projekt od czasu Descender z 2013 roku. Singiel promujący album Beyond the Pale jest już dostępny z teledyskiem wyreżyserowanym przez Sebastiana Młynarskiego.
Za to wokalista
Bad Company, Paul Rodgers, ma zamiar wydać swój pierwszy solowy album
od czasu Electric z 2000 roku - Midnight Rose. Uruchomiono już
preorder, lecz album z ośmioma utworami ukaże się dopiero 22 września.
Piosenki są autorstwa Rodgersa, z wyjątkiem Living It Up, w którym
uczestniczyli jego basista Todd Ronning i perkusista Rick Fedyk. Album
był nagrywany w Roper Recording and the Warehouse przez ostatnie 18
miesięcy.
Złymi kumplami stali się też Putin i Prigożyn. O obu Netflix właśnie kręci filmy.
W temacie filmów - Warner
Bros. Discovery negocjuje sprzedaż około połowy aktywów studia Warner
związanych z wydawaniem muzyki filmowej i telewizyjnej za około 500
milionów dolarów. Nieoczekiwany zysk z takiej sprzedaży firmy – będącej
na szczycie wciąż rozwijającego się rynku katalogów muzycznych –
pomógłby jej spłacić dług w wysokości 49,5 miliarda dolarów (LINK).
Za to BMG ogłosiło nabycie znaczących udziałówPaula Simona w projekcie Simon & Garfunkel (LINK).
Inny news ze świata wielkiego biznesu - Elon
Musk i Mark Zuckerberg zgodzili się na pojedynek na pięści w klatce.
Zuckerberg w zeszłym miesiącu zdobył złoty i srebrny medal w swoim
pierwszym turnieju jiu-jitsu. Musk jakby w odpowiedzi napisał na
Twitterze: Prawie nigdy nie ćwiczę, z wyjątkiem podnoszenia moich
dzieci i porzucania ich do góry (LINK).
List z koloni: - Kochani rodzice, tutaj jest bardzo fajnie. Wczoraj z chłopcami uczyliśmy się boksować. Szczoteczka do zębów, kubek i pasta są mi już niepotrzebne, więc odsyłam je w paczce.
W temacie głupich zakładów. Frontman Fangz, Josh Cottreau, twierdzi, że pobił rekord w jedzeniu jajek podczas kręcenia teledysku do nowego singla swojego zespołu, Let's Talk Cottreau. Zjadł 143 jajka w mniej niż cztery minuty, czym pobił rekord rekord ustanowiony przez Joeya Chestnuta, który pochłonął 141 jaj na Mistrzostwach Świata w Jedzeniu Jaj na Twardo w Radcliff, Kentucky, w 2013 roku.
Dobrze, że stało się to przed końcem świata, czyli przed 21 lipca. Obecnie nas już nie ma...
Ostatni dzień przed końcem świata. Bóg odwiedza Joe Bidena, Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenkę. Potem każdy z nich wygłasza orędzie do narodu.
Biden do Amerykanów: - Mam dla was dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra jest taka, że Bóg naprawdę istnieje. Zła - że jutro koniec świata. Putin do Rosjan: - Mam dla was dwie złe wiadomości. Bóg rzeczywiście istnieje i jutro jest koniec świata. Łukaszenka: - Mam dwie dobre wiadomości. Bóg uznał prawowitość mego przywództwa i będę rządził do końca świata.
Teraz o innym nowoczesnym wynalazku, jakim jest body positive, czyli promowanie grubasów jako modeli. Modelka
6XL, Jaelynn, pozuje w strojach kąpielowych. Influencerkę śledzi 200k
ludzi, a większość z nich przyjęła bardzo pozytywnie jej zdjęcia w
skąpym bikini. Ciekawe, czy mężczyzna 6XL w stringach spotkałby się z tyloma pochwałami...
(LINK).
Link tylko dla ludzi o silnych nerwach i na czczo.
Jaś przychodzi do domu i mówi mamie: - Mamo, wszyscy się ze mnie w szkole wyśmiewają, że jestem gruby. Na to mama: - Jasiu, oczywiście, że nie jesteś gruby. Tylko szybko zjedz zupę bo wanna mi potrzebna.
Z drugiego końca - według
doniesień, niektórzy zdesperowani mieszkańcy Korei Północnej uciekają
się do kanibalizmu, ponieważ ekstremalny głód który ogarnął części
kraju wynika ze skrajnych niedoborów żywności. Informację tę przekazała
rodzina, której udało się przejść przez granicę między dwoma Koreami (LINK).
Wszystko to wskazuje, że niewątpliwi nadchodzi koniec świata. Czy nastanie on z powodu nowego chińskiego wynalazku w stylu Covid? Naukowcy bowiem
przestrzegają przed kolejną zarazą. Miałby ją sprowadzić chiński
lekooporny grzyb, a w zasadzie pleśń, która każdego dnia uwalnia w
powietrze tysiące zarodników, co oznacza, że ludzie mogą nieświadomie
wdychać je każdego dnia. Na szczęście grzyb żyje wysoko w górach, i to w
niedostępnej części gór. Miejmy nadzieję, że himalaiści nie zapuszczą
się w tamte miejsca, ani nietoperze, ani inne pandy (LINK).
Wiszą sobie trzy nietoperze w jaskini. Nagle jeden podniósł się do góry. Drugi mówi do trzeciego: - Patrz, Stefan zemdlał!
Zemdleć można, kiedy obserwuje się jaką wiedzę muzyczną mają dzisiejsi internetowi znawcy. Historia dotyczy 4AD - jednej z najbardziej wpływowych niezależnych wytwórni płytowych w historii (pisaliśmy o niej wielokrotnie TUTAJ). Jeden z dziennikarzy podjął próbę opowiedzenia jej historii poprzez pięć wybranych przez siebie albumów (LINK).
Do tego stopnia nas zdenerwował, że jeszcze o tym napiszemy. Powyższy mem dedykujemy autorce.
Kończymy jak zawsze newsem ze świata nauki. Avi Loeb, najdłużej urzędujący przewodniczący Wydziału Astronomii Harvardu, twierdzi, że kosmici szybciej nawiążą kontakt ze sztuczną inteligencją niż z ludźmi. Agencje kosmiczne, takie jak NASA i ESA, już używają systemów sztucznej inteligencji, aby dokonać mapowania wszechświata, żywe organizmy żyją krótko a AI mogą funkcjonować dłużej, tak długo na ile starczy zasilania...(LINK).
Ostatnie słowa w życiu: Matki: - Zrobiłam porządek w Twoim pokoju! Elektryka: - O! A co to za kabel? Pasażera: - Z prawej wolna! Listonosza: - Dooooobry piesek ... Chemika: - A teraz ten roztwór wlewamy tutaj. Sapera: - Dobra, tnę czerwony! Ikara: - Jakoś leci.
My wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.