sobota, 26 października 2024

Niebezpieczeństwo na schodach: najbardziej surrealistyczne dzieło Pierre Roya i to na długo przed Dalim

Pierre Roy nie jest szczególnie znanym artystą. Krótko należał do grupy surrealistów skupionej wokół  André Bretona. Nominalnie należał do niej tylko trzy lata, między  1925 a 1928 rokiem. Uczestniczył w kilku jej działaniach, czasem przesiadywał z poszczególnymi należącymi do niej artystami w kawiarniach… Wziął na przykład udział w wystawie La Peinture Surréaliste, która odbyła się w Galerie Pierre Loeb w listopadzie 1925 r. i na której zaprezentowano prace Giorgio De Chirico, Hansa Arpa, Maxa Ernsta , Paula Klee, Mana Raya, André Massona, Joana Miró i Pablo Picassa. Wydarzenie to oznaczało pierwszy prawdziwy sukces Roya, podkreślony przez krytyka André Salmona w artykule opublikowanym w Revue de France. Ale Brenton nie wspomina o nim w swoim przeglądzie artystów surrealistycznych, Surrealism and Painting (1928), a przecież wtedy Roy przynależał do surrealistów. Niemniej tak już zostało. Uznane słowniki i kompendia o  surrealizmie ignorują jego twórczość a wystawy prezentujące ten nurt w sztuce go pomijają. A przecież namalował obraz, który jest najbardziej surrealistycznym dziełem, jakie kiedykolwiek powstało i to jeszcze zanim Salvador Dali zaprezentował światu swoje topniejące zegarki, które zdefiniowały pogląd czym jest sztuka surrealistyczna.


Roy wykonał Niebezpieczeństwo na schodach w 1927 lub 1928 roku, kiedy miał przynajmniej z 20 lat więcej niż artyści, którzy wtedy utworzyli grupę surrealistów. Malarz urodził się w 1880 roku (zmarł w 1950 roku), kiedy w Paryżu jeszcze nie było wieży Eiffla, a trwał fin de siècle. On sam zaczął malować pod wpływem fowizmu, ale później, być może inspirując się obrazami Giorgio de Chirico, zaczął pokazywać kompozycje zestawione z zaskakujących przedmiotów, przez co osiągnął to, co Breton uznał za sens sztuki surrealistycznej – sztuki, która zrodzona w wyobraźni autora pokazuje jego model wewnętrzny i wizualizuje to, co nie jest widoczne i osiąga dzięki nim poetycką ich świadomość.

Niebezpieczeństwo na schodach jest jak napisaliśmy już obrazem realizującym wszystkie wymagania Brentona ale jednocześnie subtelną ich korektę. Scena przedstawia zwykłe, wręcz typowe schody w przeciętnej, paryskiej kamienicy. Widzimy drzwi do mieszkania na jednym z pięter, jest poręcz, wycieraczka, nudne ściany malowane na zielono. Pewnie schody skrzypią i w powietrzu czuć kurz, jak to bywa w starym budynku… Tylko ta niepokojąca cisza i wąż, który pełznie po schodach, zupełnie jakby wychylił się z raju i teraz wpatrując się w widza czekał na kolejną, niczego nie spodziewającą się duszę, która wyłoni się z piętra poniżej.

Mamy więc na obrazie scenę, a w zasadzie jeden z tych momentów, który Freud określał mianem niesamowity, kiedy nasze irracjonalne lęki zderzają się z naszym racjonalnym umysłem przez co świadomie odrzucamy je, lecz wewnętrznie, podświadomie nadal je przeżywamy.  I z tym właśnie Roy nas konfrontuje - nierealność zderza z niewiarą, motywowaną skłonnością do rozumowego odrzucania wszystkiego co wykracza poza ogólnie przyjętą empiryczną rzeczywistość. Taka postawa jednak według artysty ściąga na nas niebezpieczeństwo, bo nie jesteśmy przygotowani na czyhające na nas zagrożenia.  

Oczywiście wąż obarczony jest znaną symboliką biblijną, jest uosobieniem zła, ale także kusiciela oferującego poznanie istoty moralnego dualizmu… Czy chcemy go zgłębić, czy jesteśmy na to gotowi? Dostajemy tę propozycję znienacka, kiedy nie spodziewamy się tego, kiedy przebiegamy zajęci dniem codziennym po schodach.
 
Obraz znajduje się w zbiorach Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Warto jeszcze dopowiedzieć kontekst powstania dzieła. Otóż w latach 1927–1928, czyli wtedy gdy Roy malował opisywaną kompozycję, Breton, który był przecież założycielem i przewodnikiem grupy surrealistów przechodził głęboki kryzys osobisty: był skonfliktowany z żoną bo zaangażował się w romans, zresztą nieszczęśliwy. Powodowało to dalsze polemiki z poszczególnymi artystami. Kulminacją tej sytuacji była czystka wśród członków grupy w 1928 roku i bezwzględny ton Drugiego Manifestu, niczym trujący jad węża. Drzwi do mieszkania Bretona przy rue Fontaine 42 były pewnie podobne do tych na obrazie Roya. A zatem, czy niebezpieczeństwem, z punktu widzenia autora dzieła był wąż, czy raczej ktoś, kto znajduje się za tymi drzwiami? 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 25 października 2024

Tomorrow Remember Yesterday - wracają the Chameleons i zapowiadają nowy album

Nie jesteśmy wielkimi fanami the Chameleons, często o nich wspominany w naszych newsach, a z dyskografii najbardziej podoba nam się pierwszy album Script of the Bridge z 1983 roku, a jeszcze bardziej ich debiutancki singiel In Shreds (1982), piosenka którą uważamy za co najmniej hymn pokolenia, zarówno w warstwie muzycznej, jak i (a może przede wszystkim) tekstowej. Może tak żeby przypomnieć:

 

Zatem z tym większą uwagą przyjęliśmy pojawienie się nowego wydawnictwa zespołu (po średnio udanym powrocie w maju) EPki Tomorrow Remember Yesterday, a uwaga owa wynika z faktu, że na wydawnictwie zespół umieścił 3 piosenki przygotowywane do sesji Johna Peela, ale odrzucone z powodu faktu, że były niedokończone. Mało tego jeden z utworów zamieszczony na Epce miał znaleźć się na debiutanckim singlu zespołu, ale ci, niezadowoleni z niego, zdecydowali się (i bardzo dobrze) na wydanie In Shreds.

Wydawnictwo zapowiada nowy album, który ma ukazać się w 2025. Jak piszą na swojej stronie na Bancamp (LINK) pomysł ponownego nagrania starych piosenek narodził się kiedy w 2023 roku grali w Manchesterze w hotelu Ritz. Piosenki jednak zostały nagrane w nowych wersjach, celem udokumentowania postępu, jaki zespół zrobił przez owe bagatela 40 lat. 

Pierwszy utwór - The Fan and The Bellows - przypomina dynamiką i gitarą stare Chameleons. Wokal jednak znacznie odbiega od tego, do jakiego przyzwyczaili się fani.    

Nostalgia ma zdaniem zespołu być dowodem, na ich zdolności do tworzenia muzycznych krajobrazów, znanych z debiutanckiego albumu. I tak jest, bowiem to bardzo dobra piosenka, w stylu starych Chameleons, może z nieco spokojniejszym i mniej emocjonalnym wokalem. Zdecydowanie znakomity i hitowy utwór.

Nathan's Phase to nijako kontynuacja poprzednika. Dobra, lecz już nie tak udana. Wokale nieco na siłę, reszta OK. 

Every Day I'm Crucified  bardziej dynamiczny, przypomina gitarami nieco riffy z In Shreds. Dobra piosenka, wpada w ucho.   

Things I Wish I'd Said - kończy wydawnictwo. I jest to zdecydowanie najsłabsza piosenka. Zrobiona na siłę, bez ładu i składu. Z końcówką gitarową a la Joy Division, co w tej piosence jest akurat najlepsze.

Reasumując, dwa bardzo dobre utwory, jeden OK, jeden średni i jeden słaby. Można postawić słabą czwórkę. Niemniej polecamy fanom z powodów czysto kolekcjonerskich.

EPki można odsłuchać, i zakupić ją TUTAJ

The Chameleons, Tomorrow Remember Yesterday, 2024, tracklista: The Fan and The Bellows, Nostalgia, Nathan's Phase, Every Day I'm Crucified, Things I Wish I'd Said.  

czwartek, 24 października 2024

Odkryte ponownie escytonowe prace Henrego Orlika

W lecie tego roku sensacją artystyczną w Wielkiej Brytanii stały się prace  Henrego Orlika. Zapomniany malarz w latach 70. wystawiał swoje prace razem z  René Magritte i Francisem Picabią i wytrzymywał porównania z Salvadore Dali, a krytycy schlebiali mu, że przejdzie do historii sztuki. Wkrótce jednak na 40 lat zniknął z salonów i nie wiadomo co się z nim działo. Dopiero w tym roku został odkryty na nowo, czego efektem była wystawa w londyńskiej Maas Gallery „ Henry Orlik: Cosmos Of Dreams". Ekspozycja której kuratorem był  Grant Ford, pracownik Sotheby's i Antique Roadshow prawie sprzedała się cała, więc na jej kontynuację w Marlborough musiały zostać  zaprezentowane nowe prace.


Kim jest nieznany w Polsce Henry Orlik? Malarz urodził się w 1947 r. w Ankum w Niemczech, dokąd do obozu pracy przymusowej zesłano jego matkę, Lucynę. Ojciec, Józef Orlik (1923-1998)  w tym czasie służył w Siłach Zbrojnych Aliantów, w I Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. W związku z tym brał udział w operacji D-Day wiosną 1945 roku, która wyzwoliła okupowane kraje północnej Europy: Francję, Belgię i Holandię. Marsz dywizji zakończył się w Dolnej Saksonii, skąd rodzina Orlików przeniosła się w 1948 roku do Anglii, gdzie wraz z innymi weteranami i innymi przesiedleńcami z Polski osiedlili się w obozach przejściowych: najpierw do 1958 roku w Fairford na obrzeżach Cotswolds, a po jego likwidacji  w Daglingworth w Gloucestershire. Tam Henry poszedł do polskiej szkoły z internatem w Hereford gdzie uczęszczał do 12 roku życia.  W tym czasie jego rodzice zamieszkali – jak wielu innych Polaków - w Swindon. Orlik więc ukończył w 1963 roku Swindon Art College a następnie do 1969 roku uczęszczał do Gloucestershire College of Art w Cheltenham. Uczęszczał także na zajęcia do Royal Academy Summer Exhibition. Niedługo potem zaprezentował swoją pierwszą indywidualną wystawę w Acoris Surrealist Art Centre w Londynie, która wzbudziła tak ogromne zainteresowanie młodym twórcą, że została cała wyprzedana. 

I tu zaczyna się mniej przyjemna część historii Henrego Orlika: Handlarze dzieł sztuki uznali, że nadarza się okazja do łatwego zarobku. Nie wiadomo dokładnie co się stało, ale Orlik nie chciał być przez nich wykorzystywany  (znaczna część z zysków sprzedanych prac nie trafiała do niego, ale pozostawała na koncie marszandów) i wycofał się z życia publicznego.   Zamieszkał w domu rodziców w Swindon, w domu komunalnym, wspierany przez oboje rodziców, a po śmierci ojca przez matkę, która dostrzegła jego talent. I tak przez dziesięciolecia malarz pracował, gromadząc wykonane obrazy zwinięte rulony w mieszkaniu. Po śmierci matki pozostał sam, a gdy w 2022 roku trafił do szpitala po przebytym udarze został eksmitowany, bo nie mógł opłacać czynszu. Wtedy zaginęła znaczna część jego dzieł, artysta szacuje że aż 78 obrazów.
 
Na szczęście zajął się nim jego przyjaciel, Jan Pietruska, który skatalogował pozostałą część twórczości i wraz prawnikiem, chcącym także pomóc malarzowi, zwrócił się do Granta Forda. Marszand zachwycił się obrazami i zorganizował wspomnianą wystawę w Maas Gallery a także w swojej galerii w Marlborough w hrabstwie Wiltshire, blisko obecnego miejsca zamieszkania artysty.

Można przyjąć, że znów Henry Orlik odniósł sukces - większość prac  sprzedała się jeszcze przed otwarciem wystawy, osiągając cenę od 5000 do 40 000 funtów a 30 prac poszło za 400 000 funtów. Co tak podoba się w malarstwie Orlika?

Jego obrazy, składające się z tysięcy maleńkich, spiralnych pociągnięć pędzla, nazywane przez Orlika ekscytonami, ukazują monumentalne formy tryskające energią i witalnością. Orlik zaczerpnął termin ekscyton z fizyki kwantowej, ponieważ termin ten jest używany do opisu stanu wzbudzonego bytu reagującego na bodziec. Podobnie jak atomy i elektrony, prace Orlika są pełne energii i ruchu; widzimy pulsujące fale, marszczącą się tkaninę, poruszające się samoloty i wijące się ciała. Widz odnosi wrażenie, że płótno cały czas przetwarza się w nową scenę lub figurę.
 
Przy pomocy onirycznej tematyki Orlik bada płynną naturę czasu, przestrzeni, pamięci i doświadczenia, nie ograniczając się nakazami racjonalności…
Spójrzmy więc teraz i my na płótna Henrego Orlika, pochodzące ze strony jego wystawy LINK.
 







Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 23 października 2024

Stephen Morris: Record, Play, Pause - książka perkusisty Joy Division i New Order cz.21: Incydent w Electric Circus

 

W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ), rodzinne wycieczki (TUTAJ) i pierwsze single w kolekcji Stephena (TUTAJ). W następnym wpisie przedstawiliśmy pierwsze instrumenty z kolekcji Stephena i opisaliśmy jego fascynację the Beatles, jak i amerykańską TV (TUTAJ). W kolejnym (TUTAJ) męczarnie na kursie tańca i fascynację obserwatorium Jordell Bank, oraz kompletnie inne, niż rodziców, zainteresowania kinowe. W kolejnym (TUTAJ) lekcje gry na klarnecie i pierwsze zakupy płytowe. W kolejnym (TUTAJ) pierwsze koncerty i fascynację Davidem Bowie  wybór roli w zespole jako perkusista (LINK). W tej części (LINK) przedstawiliśmy pierwsze eksperymenty kolegów z LSD, epizod ze studiami i przeprowadzkę do nowego domu. TUTAJ opisaliśmy pierwszych idoli gry na perkusji i zakup instrumentu, a także pierwsze lekcje Stephena gry na nim, a TUTAJ perypetie związane ze zmianą szkoły. Wzrastające zainteresowania winylami i rozbudowę zestawu perkusyjnego opisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Pierwsze nagrania zespołu Stephena w Strawberry Studios opisaliśmy TUTAJ. Późniejszy wpis za to (TUTAJ) przedstawiał narodziny punk rocka w UK wg. Morrisa. Natomiast narodziny Warsaw opisaliśmy TUTAJ, a ich pierwsze próby i występy TUTAJ. W TYM wątku opisaliśmy pierwsze poważne koncerty Warsaw i ich pierwszy bis.
 
Przyszła pora na koncert w Electric Circus - najważniejsze miejsce punk-rocka w Manchesterze. Koncert załatwił Terry z Ianem u menadżera the Buzzcocks. Dzień przed występem doszło do nieprzyjemnego incydentu z bramkarzem, który nie chciał ich wpuścić, nie było mu nic wiadomo o fakcie, że Richard Boon pozwolił zagrać Warsaw. Poprosili żeby ich wpuścił to przyprowadzą Boona, który to potwierdzi i tym sposobem weszli. 
 
Po chwili Ian bardzo czule przywitał się z jakąś blond punkrockerką, a Stephen nie mógł w to uwierzyć, bo wyglądało to na coś więcej niż zwykła znajomość. Debbie została gdzieś po drodze gdy szli do klubu. Ian przedstawił też  Stephena Paulowi Morleyowi i Kevinovi Cumminsowi. Paul zwrócił uwagę na czarną gwiazdę jaką Curtis nosił, miał taką samą ale w kolorze czerwonym. Interesowało go, czy to gwiazda faszystów. Ian mu odpowiedział że to czarna gwiazda anarchistów. 
 
Kolejnego wieczoru wrócili zagrać do Electric Circus. Zwykle podczas występów bardzo słabo oddziaływali z publiką, tylko przedstawiali zespół, Ian czasem mówił tytuł piosenki i dziękował. Mieli dwa mikrofony bo do jednego podśpiewywał Hooky. Jednak przed tym koncertem postawiono im trzy mikrofony, bo po nich miał wystąpić jakiś zespół z trzema śpiewającymi dziewczynami. Doszło wtedy do słynnego incydentu, gdy Sumner zapytał, publikę, czy zapomnieli już o Rudolfie Hessie
 
 
Inspiracja tego okrzyku pochodziła z książki jaką Ian i Bernard w tamtym czasie czytali - The Loneliest Man In The World o Hessie i czasie jaki spędził w więzieniu Spandau. Na okładce było zdjęcie Hessa i jego numer więzienny 31G-350125, i taki był tytuł pierwszej piosenki, jaką wtedy zaśpiewali, który później zmienili na Warsaw.
 
 
Ta historia ciągnęła się za zespołem latami. Nie byli też zadowoleni z występu. Mieli już w repertuarze takie piosenki jak the Leaders of Men, czy Novelty. Próbowali w Manchesterze w centrum Heyes Hall na górze pubu Talbot
 
Stephen w tamtym czasie oglądał i czytał wiele wywiadów z perkusistami, więc jego koncepcja gry na instrumencie bardzo ewaluowała. W jego wizji perkusja powinna być mostem między basem a gitarą. Problem był taki, że aby to zrealizować, bas powinien grać inne partie niż gitara, co nie miało miejsca w ich pierwszych piosenkach. Po czasie jednak Hooky zaczął grać bardziej melodyjnie i stało się to możliwe.
 
C.D.N.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.            

wtorek, 22 października 2024

Sztuka psychocyfrowa Juana Carlosa Brufala

Urodzony w Buenos Aires w 1973 roku Juan Carlos Brufal jest jednym z tych współczesnych artystów, którzy tworzy w najnowszym nurcie określonym jako sztuka psychocyfrowa (art psicodigital). Chodzi w niej o osobiste wizje skojarzeń, w których realne, konkretne miejsca ulegają deformacji cyfrowej, zgodnie ze stylem uznanych artystów.

Brufal podaje, że inspiruje się twórczością dość odległych od siebie, działających w różnych epokach malarzy takich jak Picasso, Dalì, Van Gogh i Michał Anioł

Ponadto deklaruje fascynację  sztuką pop-artu Andy’ego Warhola i twórczości artystycznej Jean-Michela Basquiata. A my dodalibyśmy jeszcze może nieświadome zapożyczenia z prac Marca Chagalla i Rene Magritte
 

Juan Carlos obecnie mieszka na Majorce, Alcudia w Hiszpanii, skąd być może łatwiej jest mu zrozumieć sztukę swoich mistrzów, żyjących przecież głównie w Europie. Jest samoukiem. Rozpoczął od samodzielnych eksperymentów z programami graficznymi w latach 90 XX w. Może dlatego używane przez niego obecne narzędzie jakim są techniki AI daje tak interesujące efekty. Powstałe prace nie wyglądają bowiem na wytwory sztucznej inteligencji, ale jak dzieła malarskie, wykonane tradycyjnie, czyli malowane farbą na sztalugach.







Wśród charakterystycznych motywów znajdują się domy o jaskrawych ścianach wśród kwitnących drzew na lazurowym tle nieba, kręte drogi, pokryte kwiatami łąki…
 





Artysta także robi zdjęcia, łącząc w nich twarze pięknych kobiet (choć nie tylko) z wybranymi motywami w taki sposób, aby obrazy płynnie przechodziły jeden w drugi.
 

Grafik poszukuje obecnie współpracownika. Kogoś, kogo można nazwać menadżerem, do organizowania i promowania jego prac.  Ofertę wraz z numerem telefonu umieścił na swoim profilu na portalu Linkedin. Może ktoś za naszym pośrednictwem zgłosi się? Juan Carlos Brufal ma profile w mediach społecznościowych, skąd pobraliśmy ilustracje do tego tekstu. Również poprzez nie można nawiązać z nim kontakt:
 

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 21 października 2024

Isolations News 298: Robert Smith o nowym albumie i końcu Cure, John Cooper Clarke live, książka z nowymi zdjęciami Joy Division, piosenka nagrana przez Hannetta, nowy Ringo Starr, Record Store Day Black Friday, moczny beton księżycowy i sztuczne mięso z ziemniaka


Poeta i legenda Greater Manchester, dr John Cooper Clarke, zagra w przyszłym roku historyczny koncert na arenie w centrum rozrywki w Manchesterze. Przez całą swoją karierę Clarke grał w wielu miejscach, w teatrach i na festiwalach. Jednak ten koncert w centrum Manchesteru ma być jego pierwszym występem na arenie - bilety już w sprzedaży (TUTAJ).

Fotograf David Bennett wydał książkę zatytułowaną Joy Davidson zawierającą zdjęcia dedykowane Joy Division i koncertowi jaki miał miejsce 30 marca 1979 roku w Walthamstow Youth Centre we wschodnim Londynie. Zaledwie dwa dni później zespół zaczął nagrywać swój debiutancki album Unknown Pleasures. Niestety, z powodu błędu druku w Melody Maker na koncert przyszło tylko 20-30 osób, stąd nie ma żadnych znanych zdjęć, nagrań ani wideo z tego występu... Książka pojawiła się na targach BOP w Paintworks Martin Parr Foundation Paintworks w Bristolu 19 i 20 października. Więcej o książce TUTAJ. Będą w niej nowe zdjęcia Martina Comeya - część z nich można zobaczyć TUTAJ.

Jak wiadomo realizatorem dźwięku debiutu Joy Division był Martin Hannett. Zespół Kit wydał ponownie utwór Overshadowing Me z debiutanckiego albumu Unshakeable Faith z 1990 roku. Materiał został zremiksowany przez Martina Hannetta właśnie, na rok przed jego śmiercią. Utwór został ponownie wydany jako część kompilacji CD Picture, Postcards, Dreams, Unsung Songs, która wyjdzie niebawem (LINK). Płyta zostanie wydana głównie dzięki zaangażowaniu założyciela zespołu, którym jest Lein Sangster (LINK). O wydawnictwie wspomniał także David Haslam (LINK), który zamieścił foto Hannetta z realizacji nagrania, a które zamieszczamy powyżej.

Hannett dużo podróżował podczas pracy w studio. Kiedy ludzie też będą podróżować, ale nie pod wpływem środków tylko zwyczajnie, na inne planety lub księżyc, będą ograniczeni ilością bagażu. Wynika to z faktu, że wysyłka materiałów z Ziemi jest droga. NASA oszacowała, że każdy funt materiału wysłanego na orbitę wokół Ziemi kosztuje około 10 000 dolarów. A zatem trzeba będzie korzystać z lokalnych zasobów aby obniżyć koszty. Naukowcy zasugerowali wykorzystanie księżycowej gleby do produkcji betonu lub cementu do drukowania w technologii 3D mieszkań dla astronautów. Jednak większość receptur cementu wymaga dużej ilości wody, która jest rzadka na księżycu i jest bardzo ciężka do wystrzelenia w kosmos. A zatem? Chemiczka Anna-Lena Kjøniksen i jej współpracownicy zaproponowali wykonanie domów z cementu oraz... moczu astronautów. Zespół wykonał już pierwsze doświadczalne partie cementu i jest zadowolony z uzyskanych z efektów (LINK). Podobno trwają prace ekologów nad przysposobieniem pozostałych astronautycznych wydzielin do konsumpcji w cyklu kołowym.

W temacie jedzenia - dr hab. Przemysław Kowalczewski z Wydziału Nauk o Żywności i Żywieniu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu odnotował sukces. Z soku z popularnej poznańskiej pyry, czyli z ziemniaka, w wyniku kilku lat pracy uzyskał sztuczne mięso, z którego wyprodukował parówkę, gyros i burgera. Jest to efekt badań w ramach grantu z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju o wartości półtora miliona złotych (LINK). 

Mieszkający od lat w Stanach stary Arab ma 5 hektarowe pole ziemniaków, nadszedł czas sadzenia, ale jego jedyny syn został aresztowany jako terrorysta.

Załamany Arab wysyła list do syna do więzienia: "Drogi Abdulu,Tu pisze twój ojciec Muhammad. Jak co roku przyszedł czas sadzenia ziemniaków ale ja już jestem po prostu za stary żeby przekopać pole i pozasadzać sadzonki. Wiem że jakbyś tu był, to byś mi pomógł. Kochający Cię ojciec Muhammad."

Po kilku dniach przychodzi z więzienia list "TATO NIE KOP NIGDZIE NA POLU TAM SCHOWAŁEM CAŁY TROTYL, WIRÓWKĘ DO REAKTORA ORAZ BUTLE Z GAZEM I BAKTERIAMI!"

W ten sam dzień przyjeżdża 300 osobowa ekipa z FBI z psami, koparkami i łopatami. Przeszukiwali i przekopywali całe pole przez dwa tygodnie i nic nie znaleźli, więc przeprosili i odjechali.

Parę dni później przychodzi list:
"Drogi Ojcze,Tu pisze kochający cię syn Abdul. Pole przekopane, możesz sadzić sadzonki. Zważywszy zaistniałe trudne okoliczności więcej zrobić nie mogłem. Kochający Cię syn Abdul."


Jeszcze uzupełnienie newsa o mocznym betonie na stacjach kosmicznych. Jak znaleźć wodę w kosmosie? Okazuje się że w sukurs przychodzą obserwacje życia na stacjach kosmicznych. Astronomowie mogą nauczyć się, jak badać pióropusze podpowierzchniowej wody oceanicznej wyrzucane z lodowych księżyców, takich jak Enceladus Saturna, wydawałoby się z mało prawdopodobnego źródła: kosmicznych toalet... Okazuje się że na zdjęciach stacji udokumentowano przypadkowo moment spuszczania wody w toalecie i wyrzucania jej w próżnię. Naukowcy będą teraz poszukiwać analogicznych struktur co sople wytworzone przez opróżniane WC kosmicznej bazy (LINK).

Co robi surfer w WC
Szaleje na desce 


Kiedyś najlepszy lód produkowała kapela o której teraz. Im bliżej bowiem do publikacji nowej płyty The Cure, tym częściej i chętniej Robert Smith wypowiada się w mediach. Ostatnio  udzielił nowego wywiadu DJ-owi BBC Radio Mattowi Everittowi. W trakcie rozmowy scharakteryzował twórczość zespołu. Otóż najbardziej dumny jest z tytułowego utworu z albumu Faith, Untitled z albumu Disintegration i To Wish Impossible Things z albumu Wish – a nie lubi albumu Before Three choć tytułowa piosenka z tej płyty jest jego ulubioną.  Prawdopodobnie zespół będzie istniał do 2029 roku. Bo Smith tak powiedział w 2029 roku będę miał 70 lat, a to jest też 50. rocznica pierwszego albumu The Cure [Three Imaginary Boys z 1979 roku] i to wszystko. To naprawdę wszystko – jeśli dotrę tak daleko – to będzie wszystko (LINK).


Za to ten artysta wcale nie myśli o zakończeniu kariery. W tym tygodniu David Gilmour zakończył sześciodniowy, wyprzedany do ostatniego miejsca cykl koncertów w londyńskim Royal Albert Hall, który został zorganizowany zaraz po po sześciu wyprzedanych wieczorach w Circus Maximus w Rzymie. Muzyk promował w ten sposób swój album Luck and Strange, zajmujący pierwsze miejsce na liście przebojów w Wielkiej Brytanii. Jednym z najważniejszych dla niego na pewno momentów występu na żywo był utwór Between Two Points, przeróbka The Montgolfier Brothers z 1999 r. w którym wzięła udział Romana Gilmour jako wokalistka prowadząca.

Nie poddaje się też Ringo Starr, który wyda 10 stycznia 2025 r. nowy album country Look Up, wyprodukowany i współtworzony przez Bone Burnetta. Znajdzie się na niej 11 oryginalnych utworów nagranych w tym roku w Nashville i Los Angeles. Dziewięć z tych 11 piosenek zostało napisanych lub współtworzonych przez Burnetta, jedną przez Billy'ego Swana, a drugą przez Starra i Bruce'a Sugara. Starr śpiewa i gra na perkusji we wszystkich piosenkach i jest współautorem zamykającego album utworu Thankful z udziałem Alison Krauss. Debiutancki utwór na albumie Time On My Hands, napisany przez Paula Kennerly'ego, Daniela Tashiana (który jest współproducentem albumu wraz z Sugarem) i Burnetta ukazał się w zeszłym tygodniu i gra powyżej. Dla wielbicieli stylu może nawet być ciekawe, w każdym razie zrealizowane jest dobrze.

Za to były frontman zespołu Journey, Steve Perry, podpisał nowy kontrakt płytowy z wytwórnią innego Beatlesa - George’a Harrisona, Dark Horse Records. Już 8 listopada zostanie wydana tam ponownie jego świąteczna płyta The Season ale podobno z sześcioma nowymi piosenkami. Zapowiedzią wydawnictwa jest teledysk do What A Wonderful Worl, która gra powyżej.

Kończymy newsem dla wielbicieli winyli. W listopadzie, dokładnie 29, rusza Record Store Day Black Friday. Z tej okazji i w Wielkiej Brytanii, USA a także w Polsce zostanie wydanych sporo nowych płyt ale także reedycji. Całość oferty jest TUTAJ

Przesądna blondynka mówi do swojej przyjaciółki:
- Wyobraź sobie, że rano spadł mi talerz ! Boję się, że to może zaszkodzić dziecku, które w sobie noszę.
- Eee, idź głupia ! W zabobony wierzysz ? Dwa miesiące przed moim urodzeniem, mama rozbiła płytę gramofonową i nic mi nie jest... nic mi nie jest... nic mi nie jest...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 20 października 2024

Z mojej płytoteki: J.M. Jarre i Pola Magnetyczne - trzeci puzzel elektronicznej trylogii

 

Oczarowani Oxygene (1976), którego słuchaliśmy przytykając sobie małe kolumienki od magnetofonu szpulowego do uszu, żeby lepiej słyszeć charakterystyczne wystrzały, czekaliśmy na kolejny album. I mistrz nas nie zawiódł, pojawił się doskonały Equinoxe (1978). I o ile Oxygene był muzyką z okolic chmur odległych od Ziemi, o tyle Equinoxe jest pamiętnikiem z jej powierzchni, kiedy to narrator eksploruje nocne mapy Nieba. Co zresztą idealnie oddają grafiki z okładek obu albumów. 

Pojawia się zatem pytanie - gdzie miejsce na zorze polarne i burze magnetyczne? Jarre odpowiada - na Magnetic Fields (1981), który stanowi ostatnią część trylogii. 

W mało znanym wywiadzie z epoki (TUTAJ) artysta podkreśla, że Oxygene i Equinoxe są bardziej abstrakcyjne, podczas gdy Magnetic Fields znacznie mocniej stąpa po muzycznej Ziemi, utwory są zatem bardziej konkretne. Starał się tworzyć mniej abstrakcyjne pejzaże dźwiękowe, bardziej bezpośrednio za pomocą  instrumentów, które stosował. Jarre uważa, że ludzie poszukują muzycznych ilustracji do otaczającej ich rzeczywistości. Tak rzeczywiście jest, dlatego wielką popularnością cieszą się Walkmeny (dziś zastąpiły je odtwarzacze mp3, lub telefony komórkowe). Jarre uważa też, że epoka która wtedy była jego rzeczywistością, była epoką tworzenia obrazów, o czym świadczy popularność kaset VHS. Artysta jednak stoi na stanowisku, że muzyka do filmu jest czymś innym niż zwykła muzyka, podpiera się argumentacją, że tekst piosenki nie jest poezją, bowiem poezja nie potrzebuje muzyki żeby się urzeczywistnić. Tak samo zresztą jak czysta muzyka, która nie potrzebuje tekstu.

Jarre twierdzi, że jeśli chce się napisać muzykę do wideo, trzeba je obejrzeć i skomponować muzykę zgodnie z tym, co się widzi. Inaczej nie będzie spójności miedzy obrazem a dźwiękiem. 

Pada pytanie, czy Magnetic Fields też, podobnie jak Equinoxe i Oxygene, artysta nagrał w domu. Jarre odpowiada, że owszem, cała trylogia powstała w domu, ale przed ostatnim albumem wyprowadził się z Paryża na jego obrzeża. Nie nagrywa już w przystosowanej do tego celu łazience, tylko zdobył środki na stworzenie profesjonalnego studia nagraniowego obok domu. Ma w nim około 40 instrumentów. 

Album powstał niczym książka, rozdział po rozdziale nagrywane były co tydzień. Jarre porusza też problem instrumentów elektronicznych, postęp polega na tym, że dziś nawet gitara jest nagrywana elektronicznie... Na pytanie czy Pola Magnetyczne będą, mimo że są produktem studyjnym, odgrywane na żywo jak wcześniejsze albumy, pada odpowiedź że tak.


W tym momencie wspomina, że jego kolejnym projektem będzie płyta live z Chin (i tak się stało). Spodziewał się masowej publiki, co miało miejsce. Na koncerty zatrudnił chińskich muzyków z ludowymi instrumentami. Występy w Chinach wynikały z ogromnej popularności w tym kraju. Autor mówi też o planach koncertów w UK

Jarre jednak nie pozostaje samotny na scenie, planuje występy z innymi artystami. Ale nie jest zainteresowany pozyskaniem tekstów do swojej muzyki.


Jarre jest zadowolony z tego co skomponował, i mimo że prosili go o współpracę tacy artyści jak Mick Jagger, woli udzielać się instrumentalnie. 

I świetnie - album otwiera prawie 18-minutowa suita Magnetic Fields (Part I). Pojawia się masa nawiązań zarówno do Equinoxe jak i chwilami do Oxygene. Choć, zgodnie z tym co powiedział Jarre, suita jest mniej improwizowana i fantazjowana, a bardziej skupia się na konkretnej ścieżce dźwiękowej. I jest mniej przebojowa, co prowadzi do opinii, iż to najbardziej niedocenione dzieło artysty. Dalej wielki hit, znany nam z płyty z koncertu w Chinach - Magnetic Fields (Part II). Klaskać każdy może, pytanie czy ta muzyka do tego się nadaje? Imponuje wejście na syntezatorach - nadaje utworowi głębi. Magnetic Fields (Part III) - nie zyskał popularności, a szkoda - pokazuje mniej komercyjne oblicze albumu. Płynnie przechodzi w znany i lubiany Magnetic Fields (Part IV). Nie starzeje się, dla mnie wizytówka tej płyty. Słychać Equinoxe, mamy pewność że Pola są puzzlem z układanki. Na koniec Magnetic Fields (Part V) - niewątpliwie największy hit płyty.

Album najmniej doceniony z wspomnianej trylogii. Wtedy, w epoce szanowaliśmy, choć bez uwielbienia. Gdy nadszedł Zoolook zrozumieliśmy, w jak ogromnym byliśmy błędzie.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


 


J.M. Jarre, Magnetic Fields, producent J.M. Jarre, Disques Dreyfus 1981, tracklista: Magnetic Fields (Part I), Magnetic Fields (Part II), Magnetic Fields (Part III), Magnetic Fields (Part IV), Magnetic Fields (Part V).