Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Paul Morley. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Paul Morley. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 listopada 2024

Stephen Morris: Record, Play, Pause - książka perkusisty Joy Division i New Order cz.24: Geneza nazwy Joy Division i pierwsze nagrania w studio

 

W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ), rodzinne wycieczki (TUTAJ) i pierwsze single w kolekcji Stephena (TUTAJ). W następnym wpisie przedstawiliśmy pierwsze instrumenty z kolekcji Stephena i opisaliśmy jego fascynację the Beatles, jak i amerykańską TV (TUTAJ). W kolejnym (TUTAJ) męczarnie na kursie tańca i fascynację obserwatorium Jordell Bank, oraz kompletnie inne, niż rodziców, zainteresowania kinowe. W kolejnym (TUTAJ) lekcje gry na klarnecie i pierwsze zakupy płytowe. W kolejnym (TUTAJ) pierwsze koncerty i fascynację Davidem Bowie  wybór roli w zespole jako perkusista (LINK). W tej części (LINK) przedstawiliśmy pierwsze eksperymenty kolegów z LSD, epizod ze studiami i przeprowadzkę do nowego domu. TUTAJ opisaliśmy pierwszych idoli gry na perkusji i zakup instrumentu, a także pierwsze lekcje Stephena gry na nim, a TUTAJ perypetie związane ze zmianą szkoły. Wzrastające zainteresowania winylami i rozbudowę zestawu perkusyjnego opisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Pierwsze nagrania zespołu Stephena w Strawberry Studios opisaliśmy TUTAJ. Późniejszy wpis za to (TUTAJ) przedstawiał narodziny punk rocka w UK wg. Morrisa. Natomiast narodziny Warsaw opisaliśmy TUTAJ, a ich pierwsze próby i występy TUTAJ. W TYM wątku opisaliśmy pierwsze poważne koncerty Warsaw i ich pierwszy bis. Natomiast TUTAJ incydent w Electric Circus, a TUTAJ perypetie z dziewczynami. W kolejnym wpisie (TUTAJ) opisaliśmy wynajęcie przez Warsaw studia i pierwsze nagrania. 

Sesje jamowe wyglądały w ten sposób że Stephen z Hookym zaczynali coś grac, wtedy Ian szukał jakiegoś tekstu w swoim zeszycie i gdy coś dopasował zaczynał śpiewać. Wtedy Bernard dogrywał jakiś riff na gitarze. Stephen pamięta jak dyskutowali nad wywiadem Stranglers do NME. Mówili w nim, że jeśli po 5 minutach jamowania nie wyłoni się pomysł na piosenkę, to nie będzie go już nigdy. Tą radą starali się kierować, zauważyli, że im więcej komponują tym bardziej zaawansowane piosenki tworzą. Następnie Morris przedstawia genezę nazwy Joy Division (opisuje jak Bernard i Ian  lubili książkę Ka Tzetnika - opisywaliśmy tę historię dokładnie TUTAJ). Wspomina też książki Svena Hassela, które czytał on i Hooky, a które w tamtych czasach były bardzo popularne (pisaliśmy o tym TUTAJ). Stephen wspomina, że czytał też fantastykę, miedzy innymi Asimova, Clarke, ale też książkę Lobsanga Rampy, który twierdził, że jest reinkarnacją mnicha z Tybetu
 
Nazwa Joy Division została wypróbowana w jednym z pubów w Macclesfield, ale nie została dobrze przyjęta. Morris uważa, że wtedy byli naiwni, nie bardzo zdawali sobie sprawy, że nazwa kreuje też wizerunek zespołu. Oni wtedy żadnego wizerunku nie posiadali.
 
Myśleli o płycie. Ian rozmawiał z Paulem Morleyem, który był wtedy menadżerem the Drones. Ci wydali singla Tempetations of the White Collar Worker, i Paul był zainteresowany wydaniem płyty Joy Division.
 

10.10.1977 Stephen wziął samochód, Iana i pojechali do Oldham przypomnieć Paulowi o jego obietnicy, ale nie dostali odpowiedzi. Podejrzewają że był zmęczony po poprzedniej nocy. Zaczęli zatem rozglądać się za kimś innym, kto mógłby im wyprodukować album. Trafili an Pennine studio. Wyprodukowano tam kilka ważnych płyt. Na początku zwrócili im uwagę, że perkusja jest zbyt bogata - za dużo instrumentów. Bernard z kolei marzył o tym, żeby werble brzmiały tak jak w piosence Bowiego Sound and Vision.
 
 
Po próbach odkryli, że perkusja Bowiego brzmiała w taki sposób, jako wynik przepuszczenia jej dźwięku przez harmonizer. Niestety w studio tego urządzenia nie posiadali. Ian z kolei chciał żeby jego wokale brzmiały jak wokale Johna Lennona, z echem i opóźnieniem. Użyli w tym celu ADT. Nagrali wtedy 4 piosenki: Warsaw, Leaders of Men, No Love Lost i Failures, ten ostatni napisali około tygodzień przed. No Love Lost wytyczał wtedy ich muzyczny kierunek.
 

Drugi bit tej piosenki brzmiał podobnie do Changeling zespołu the Doors. Cały mini album nagrali w jeden dzień - pierwszy album Joy Division. Bernard nie zgadzał się z opinią o podobieństwie bitu do Doors, argumentował że nigdy tej piosenki nie słyszał. Każdy jednak może sobie sam wyrobić zdanie:
 

C.D.N. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.             

środa, 13 września 2023

Streszczenie książki Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records cz.13. Zespół Micka Hucknalla doprowadzał Petera Hooka do szału

 


Książka Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records, wydana została przez wydawnictwo Virgin Books w roku 1996. W moim posiadaniu jest wznowienie z roku 2002.
 
Streszczenie pierwszego rozdziału pojawiło się TUTAJ, drugiego TUTAJ, fragment trzeciego TUTAJ, kolejny TUTAJ a ostatni fragment rozdziału trzeciego pt. The Wythenshave Connection (TUTAJ). Streszczenie rozdziału czwartego pt. From Safety To Where? o dzieciństwie i młodości członków grupy opisaliśmy TUTAJ. Kolejny post TUTAJ dotyczył debiutów the Dammned i the Clash, oraz rozmowy miedzy Ianem Curtisem a Pete Shelly z Buzzcocks. Następny omawiany fragment opisywał scenę punk miasta, na której wyłaniało się wiele ciekawych zespołów w tym Stiff Kittens - jeden z pierwszych zespołów Iana Curtisa,  i alternatywne nazwy, które wtedy muzycy rozważali (TUTAJ). Później opisywaliśmy historię pierwszego koncertu Warsaw (warto zobaczyć TUTAJ), oraz klubu Electric Circus (TUTAJ). Fragment dotyczący mało znanych faktów z życia Roba Grettona, ale i kilka ciekawostek ze świata sceny punk Manchesteru opisaliśmy (TUTAJ). Ostatnia noc w Electric Circus i skandal na koncercie Warsaw jak i wizyty Iana Curtisa w RCA opisaliśmy TUTAJ. Nagrywanie przez Joy Division albumu dla RCA opisaliśmy TUTAJ.
 
Rozczarowanie Curtisa faktem, że zespoły mniej wartościowe zyskiwały zainteresowanie prasy, a nawet TV spowodowało opisywany wiele razy incydent z Tony Wilsonem. Wilson wspomina, że nie poczuł się obrażony faktem nazwania go przez Curtisa pierdo##nym fiu@@m. Kilkanaście sekund ich koncertu utrwaliło go w przekonaniu, że zespól powinien wystąpić w TV. 
 
Rob Gretton posiadał wtedy kopię An Ideal for Living dostał ją od dziewczyny Hooka. Nawet grał ją w klubie Rafters. Po jednym z koncertów podszedł do Sumnera w szatni i zapytał, czy istnieje możliwość żeby został menadżerem zespołu (warto dodać, że w książce Savage'a to zdarzenie wspominane jest w inny sposób - Sumner opowiada, że akurat telefonował a Gretton zapukał do budki z takim zapytaniem). Sumner się zgodził, zaprosił go na próbę, ale nie powiedział nic zespołowi. Grali utwór po utworze a on się im przyglądał. Hooky wspomina, że zastanawiał się kim jest ten fi@t. Kiedy skończyli i zapanowała cisza Sumner przedstawił go zespołowi. To było w jego stylu. 
 
Później autor opisuje koncerty zespołu w ramach Band On The Wall.
 
W serii występowały takie kapele jak Frantic Elevators Micka Hucknalla (później Simply Red), IQ Zero, Fast Cars, i inni. Joy Division wierzyli, że ponieważ koncerty były bliżej centrum zyskają większe zainteresowanie. Tydzień przed występem zespołu w Band on the Wall, 29.08.1978 Paul Morley napisał recenzję, porównującą zespół do Siouxsie and the Banshees, co było z jego strony ogromnym komplementem. W magazynie Zig Zag autor książki za to wyraził przekonanie, że scena miasta przestała się rozwijać. Podchwycił to Tony Jasper z Manchester Evening News i w rubryce o muzyce napisał, że to nie jest prawdą, bowiem Rob Gretton i zespół którego jest menadżerem - Joy Division, robią wiele ciekawych rzeczy, są też żywym dowodem, że scena miasta jest daleka od zgonu.  
 
Rob zaprosił autora 4.09.1978 roku na drugi koncert zespołu, a Middles napisał recenzję do Sounds. Może nie  była to do końca pozytywna recenzja, nie do końca była też dobrym artykułem, niemniej kończyła się wnioskiem, że basista Joy Division mógłby zjeść JJ Burnella z the Stranglers na śniadanie. Gretton poinformował go, że jest fi#tem, że to napisał, bowiem Hooky uwielbia JJ Burnella, i teraz boi się że tamten go zabije (Burnell jest mistrzem kung-fu).
 

Kolejny rozdział książki rozpoczyna się od opisu ulicy Little Peter Street  i Knott Mill, gdzie mieściło się studio Tony Davidsona. Próbowało tam wiele zespołów o czym już pisaliśmy, ale ciekawostką jest, ze autor dodaje kilka mniej znanych faktów. Kolor ścian (z tego co wiemy był brązowy) i atmosfera postrzemysłowa skłaniały zespół do bardziej mrocznych dźwięków. Curtis czuł się w tym klimacie świetnie. Próbował tam też zespół Hucknalla - Frantic Elevators (coś zbliżonego do Smiply Red). Mieli taką piosenkę Every Day I Die.
  

Kiedy ją grali rozlegała się w całym budynku i niosła rurami. Hooky zawsze denerwował się, że znowu grają tą ohydną piosenkę, i zastanawiał czy umieją zagrać coś innego. Joy Division w zasadzie nie zadawali się z innymi zespołami, również w pubach siedzieli osobno i spędzali czas we własnym gronie. Ale nie były to ponure chwile, rozmawiali o piłce, dziewczynach i innych zespołach, bardzo wiele też żartowali. 
 
C.D.N.
                  
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 16 sierpnia 2023

Streszczenie książki Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records cz.9. Pierwszy koncert Warsaw i legenda Electric Circus

 


Książka Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records, wydana została przez wydawnictwo Virgin Books w roku 1996. W moim posiadaniu jest wznowienie z roku 2002.
 
Streszczenie pierwszego rozdziału pojawiło się TUTAJ, drugiego TUTAJ, fragment trzeciego TUTAJ, kolejny TUTAJ a ostatni fragment rozdziału trzeciego pt. The Wythenshave Connection (TUTAJ). Streszczenie rozdziału czwartego pt. From Safety To Where? o dzieciństwie i młodości członków grupy opisaliśmy TUTAJ. Kolejny post TUTAJ dotyczył debiutów the Dammned i the Clash, oraz rozmowy miedzy Ianem Curtisem a Pete Shelly z Buzzcocks. Ostatnio omawiamy fragment opisywał scenę punk miasta, na której wyłaniało się wiele ciekawych zespołów w tym Stiff Kittens - jeden z pierwszych zespołów Iana Curtisa,  i alternatywne nazwy, które wtedy muzycy rozważali (TUTAJ). 
 
Dzisiejszy fragment dotyczy powstania i pierwszego koncertu Warsaw (warto zobaczyć TUTAJ), oraz klubu Electric Circus
 
Muzycy tworzący wtedy zespół wspominają, że Curtis zrobił na nich wrażenie człowieka niezrównoważonego, chcącego grać ekstremalną muzykę. Byli wtedy żałości i butni, co powodowało, że nie chcieli się podporządkować przywództwu Iana. Ian miał wtedy kogoś z rodziny kto pracował w ośrodku dla chorych psychicznie, spotykał tam osoby np. z wielkimi głowami, czy zdeformowane, czym się bardzo fascynował.
 

Sam pracował w ośrodku dla bezrobotnych niepełnosprawnych i szukał im pracy. Middles tym razem potwierdza, że nazwa Warsaw wzięła się od piosenki Bowiego z płyty Low (warto zobaczyć więcej informacji na ten temat - TUTAJ). Pierwszy koncert dali w sobotę 29.05.1977 w Electric Circus. Plakat informował że wystąpią też Buzzcocks, którzy wtedy mieli niezłą renomę w mieście. Część plakatów została jednak wydrukowana błędnie i informowała, że wystąpi też zespół the Prefects z Birmingham, co przyciągnęło trochę więcej publiki.
 

Sam występ był dość kontrowersyjny, choć nie dla wszystkich. Na plakacie pojawili się jako Stiff Kittens, ale wystąpili jako Warsaw. Bernard Sumner wyglądał jak uczeń liceum, a Hooky wydawał się być najbardziej wyluzowany ze wszystkich.
Odziani w skóry, zdali sobie sprawę, że z Tony Tabackiem na perkusji (warto zobaczyć TUTAJ - opisaliśmy wszystkich perkusistów Warsaw) daleko nie zajadą.
Z koncertu ukazały się dwie recenzje, w tym jedna bardzo krytyczna w Sounds, autorstwa Iana Woodsa. Ale ukazała się też nieco bardziej optymistyczna recenzja Paula Morleya w NME (warto zobaczyć TUTAJ). Morley nieco krytykując całość występu pisał, że dostrzega w zespole inność, coś co odróżnia ich od pozostałych zespołów punk rocka. Przypomnijmy, że ta inność właśnie spowodowała zainteresowanie zespołem Martina Hannetta. Ten ostatni również zainteresował się zespołem z powodu wyróżniającego się na tle innych kapel perkusisty, już wtedy Stephena Morrisa.
 
Electric Circus i sobotnie koncerty stawały się w tamtym czasie kultowe. Publika około 1000 osób, mogła podziwiać występu takich kapel jak: the Ramones supportowanych przez Talking Heads,  the Damned supportowanych przez the Adverts, Buzzcocks i Drones. Jeden z najważniejszych koncertów, w ramach trasy the White Riot Tour, miał miejsce w sobotę 8.05.1977. Podczas niego wystąpili the Clash, the Slits, Buzzcocks i Subway Sect.
 

The White Riot Tour
nadał klubowi specjalny status, także Warsaw mieli okazję stać się częścią jego historii krótko przed zamknięciem pod koniec 1977 roku.
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

środa, 9 sierpnia 2023

Streszczenie książki Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records cz.8. Alternatywne nazwy rozważane w miejsce Joy Division

 


Książka Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records, wydana została przez wydawnictwo Virgin Books w roku 1996. W moim posiadaniu jest wznowienie z roku 2002.
 
Streszczenie pierwszego rozdziału pojawiło się TUTAJ, drugiego TUTAJ, fragment trzeciego TUTAJ, kolejny TUTAJ a ostatni fragment rozdziału trzeciego pt. The Wythenshave Connection (TUTAJ). Streszczenie rozdziału czwartego pt. From Safety To Where? o dzieciństwie i młodości członków grupy opisaliśmy TUTAJ. Kolejny post TUTAJ dotyczył debiutów the Dammned i the Clash, oraz rozmowy miedzy Ianem Curtisem a Pete Shelly z Buzzcocks.
 
Dzisiejsza część poświęcona jest scenie punk Manchesteru, na której wyłania się wiele ciekawych zespołów w tym Stiff Kittens - jeden z pierwszych zespołów Iana Curtisa
 
Jednak najważniejszym zespołem punk w tamtym czasie pozostaje the Buzzcocks, a jest tak nie tylko z powodu ciekawych piosenek, odstających stylistycznie od typowego punka, ale też dzięki wydanemu przez nich singlowi Spiral Scratch, którego realizatorem jest Martin Zero Hannett. Nagrane wtedy piosenki Breakdown, Time's Up, Boredom i Friends of Mine stają się klasykami punka.
 

Wyróżniają się znakomitymi wokalami Devoto. Zdaniem autora, Spiral Scratch wyróżniał się nie tylko faktem, że to jedna z najważniejszych płyt punka, ale też tym, że w zasadzie to próba odejścia od punk rocka w kierunku muzyki bardziej tanecznej. Tutaj na uwagę zwraca pionierski sposób pracy Hannetta, który już wtedy nagrywał każdy instrument osobno a później to miksował. 
 

Płytę pakowano ręcznie w okładki w domu Richarda Boona w Salford, a okładka zawierała zrobione przez niego Polaroidem zdjęcie zespołu. Całe przedsięwzięcie było pierwszym dokonaniem nowej wytwórni Boona the Hormones (pisaliśmy o niej TUTAJ) i obrazem postkultury DIY. Singla miał w swojej kolekcji Ian Curtis z Joy Division, stał koło jego płyt Led Zeppelin, czy singli reggae. Zespół był dla niego ważny, ale nie tylko oni, ważny był też Martin Hannett - najważniejszy producent wszechczasów, i nie tylko producent bo również animator. 
 
Ten prowadził wtedy z Susannah O'Hara biuro Music Force, usytuowane w sercu Manchesteru w bloku na Oxford Road. Wewnątrz panował nieporządek. Papierosy były poukładane w piramidy przy popielniczkach, na podłodze walały się puszki piwa, a w środku siedział Hannett rozmawiając zwykle przez telefon i paląc papierosa, lub coś innego. Pod biurem była siedziba New Manchester Review, publikującego recenzje z koncertów Buzzcocks czy Slaughter and the Dogs, w gazecie pisał między innymi Paul Morley
 
W tamtym czasie do wartościowych kapel należeli the Fall, i zdaniem Middlesa, zespół stworzył podwaliny punkowego nurtu trash, reprezentowanego przez takie kapele jak GBH czy Discharge. Ciekawe były też problemy poruszane przez the Fall w tekstach, np. choroby psychiczne.
 

W tamtym czasie w Sounds pojawiały się artykuły o interesujących młodych wykonawcach sceny UK, między innymi Jon Savage pisał o Siouxsie Siouxs, the Slits, John Coper Clarke'u, the Worst. Ci ostatni uważani byli za klasycznych reprezentantów sceny punk Manchesteru. Zasłynęli koncertem podczas którego zaatakowali swojego młodego, 16-letniego wówczas basistę Dave'a. Przyszpilili go do podłogi o obcięli mu włosy, tak że powstały kolce. Wszystko oczywiście było inscenizacją, ale wzbudziło aplauz np. Morleya
 
Następny podrozdział opisuje środowisko dziennikarzy muzycznych miasta. Tutaj najciekawszy jest fragment, w którym opisano konflikt między Morleyem a zespołem the Drones. Ci ostatni zasłynęli niezbyt wygórowanymi rymami piosenek, a Morley ich lansował. Do konfliktu doszło podczas wywiadu między dziennikarzem a Gusem Gangrene, gitarzystą zespołu.
 

Dziennikarz zapytał czy słyszeli o nowym odkryciu Richarda Boona - obiecującej grupie Stiff Kittens. Wtedy gitarzysta odpowiedział że chodzili za nim, żeby być ich supportem, ale ich spławili, bo nic nie umieli. Padł komentarz, że dzisiejsze kapele punkowe chcą występować po pięciu minutach prób. Jakimś cudem nie zdenerwował swoim przytykiem zaczepiającego go Iana Curtisa. Ten skomentował to później: 
 
Myślałem że będę mógł łatwo sobie schlebić. Byłem naiwny. Naiwny i groźny. Nie miałem wtedy poczucia czym jest wartość zespołu. Nie wiedziałem, czy jakiś zespół jest dobry czy nie, a oni byli na scenie i występowali. Myślałem że to nie jest niczym trudnym. Nasze kawałki nie brzmiały źle na próbach, a ja cały czas pisałem teksty. Robiłem małe notatki tu i tam. Zapisywałem bity z programów TV, wszystko co mnie poruszało. Uczyłem się i uczyłem jak pisać, myślę że w o wiele bardziej zaawansowany sposób niż the Drones i im podobni. Patrząc na nich zrozumiałem że Johny Rotten był zjawiskiem jednorazowym... i że to nie byłoby dla nas trudne. 
 
Nazwa Stiff Kittens wzięła się od pomysłu Richarda Boona, rozważano też Gdansk i Pogrom
 
Jak widać książka przynosi wiele nieznanych dotąd faktów. Ciekawym jest ostatni fragment o nazwie Gdansk. Stawia to bowiem pod znakiem zapytania twierdzenie, że nazwa Warsaw wzięła się od piosenki Bowiego z albumu Low. Bowie bowiem o Gdansku nigdy nie śpiewał. 
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 18 marca 2022

Mick Middles i Lindsay Reade: Życie Iana Curtisa - Rozdarty cz.35: Ian został nieprawidłowo przedstawiony w filmie 24 Hour Party People

 

Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 123456789101112131415161718192021222324252627282930313233 i 34).

Podczas wizyty w Berlinie Ian wysłał kartkę pocztową do Annik spod Bramy Brandenburskiej. Napisał jej, że tęskni i Berlin jest pełen napięcia (to był czas zimnej wojny). Koncert im nie wyszedł i pisał, że mieli z Bernardem depresję, grali dobrze ale mieli fatalne nagłośnienie. Widzieli Reichstag i mur berliński. Wtedy jego relacje z Sumnerem się pogłębiły, Ian lubił z nim tworzyć nowe piosenki. 

Po powrocie z Europy, 29.01. Ian napisał bardzo długi list do Annik już z Macclesfield. Pisał że bardzo dużo pracuje, że stworzył wiele tekstów i ma nawet już pomysły piosenek. Pokój w którym pisze jest cały niebieski, z wyjątkiem dwóch czerwonych światełek na ścianie. Pisał, że jedynie w tym pokoju się dobrze czuje, że dziś po godzinach wziął pracę do biblioteki i czuł jak wracają czasy szkolne. Później napotkał chłopaka szukającego pracy i zaprosił go na drinka. Postanowił pomóc mu poszukać pracę. 

Annik twierdzi, że Ian był najwspanialszym facetem jaki istniał na Ziemi. Był współczujący innym. Tęsknił za swoją pracą, bardzo się w niej realizował, aż za bardzo. Ian został zdaniem Annik nieprawidłowo przedstawiony w filmie 24 Hour Party People, jako wulgarny i agresywny. Być może tak zachowywał się pod wpływem alkoholu, ale Annik uważa, że zawsze wobec innych był miły i uczynny. W swoich listach często wspominał swoją suczkę Candy. W tamtym okresie zagrali dwa koncerty, z czego jeden z nich w New Osbourne Club został opisany w fanzinie City Fun. Rob bardzo dbał o dobry kontakt z redaktorami fanzinów. Następnego dnia zagrali koncert w Londynie (University of London Union). Koncert nagłaśniał Martin Hannett, który umieścił specjalne głośniki na końcu sali i puszczał przez nie efekty specjalnie podczas koncertu.

Koncert opisał w NME Paul Morley. Wspomina jak po nim kupił Ianowi piwo, sam jednak pił drinka z wódką. Rozmawiali o piłce nożnej i o nowej płycie Joy Division. Dużo też milczeli. To było ich ostatnie spotkanie. Wtedy też Ian spotkał się z Annik. Miał nadzieję, że znowu się spotkają we środę, wtedy też chceali wybrać się na koncert Bauhaus (a nie jak podają niektóre źródła podczas realizacji Closer).

Ian napisał wtedy też do Annik, że chce bywać w Londynie częściej, bo dobrze czuje się w jej towarzystwie. W rzeczywistości ona była dla niego intelektualnym sparring-partnerem. Dużo dyskutowali o filmach, muzyce, książkach. Opisywał że by w kinie na Apocalypse Now i nie mógł oderwać oczu od ekranu. A piosenka the Doors, the End wręcz idealnie użyta została jako ilustracja muzyczna w tym filmie. 


Pisał że cały czas słucha starych płyt Doors, czyta poematy T.S. Eliota (warto zobaczyć TUTAJ). Czyta go od szesnastego roku życia a jego ukochanym dziełem jest The Waste Land, zajmuje ona szczególne miejsce w jego sercu. Pisał też, że jakiś fan z Amsterdamu wspominał, że widział Joy Division w TV, choć Ian nie pamięta żeby podczas koncertu były kamery. Bardzo wtedy podobała mu się piosenka Simple Minds Lovers of Today (tutaj jest naszym zdaniem błąd, bowiem chodzi o piosenkę Life in A Day, jeśli Ian rzeczywiście pisał o pierwszym singlu zespołu).


Cieszył się, że Martin będzie realizował ich kolejny album. 

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.                   

sobota, 4 grudnia 2021

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Paul Morley świadek czasów Factory Records, muzyk i dziennikarz

Paul Morley (ur. 1957 r.) jest angielskim dziennikarzem muzycznym (więcej o nim TUTAJ) Pisał dla New Musical Express w latach 1977-1983, a później dla wielu innych czasopism, w tym dla New Statesman, the Sunday Telegraph, NME, the Observer i the Guardian

Pisał także książki. Warto wymienić kilka tytułów: Ask: The Chatter of Pop, Words and Music: A History of Pop in the Shape of a City, Joy Division: Piece by Piece: Writing About Joy Division 1977–2007 i Joy Division: Fragments. W zasadzie każdy, kto choć trochę interesuje się brytyjską sceną muzyczną prędzej czy później natknie się na którąś z jego publikacji. W jego biogramie poza tym podkreśla się, że współzałożył wytwórnię ZTT Records i był członkiem synthpopowej grupy Art of Noise. Z racji wielu publikacji i generujących je spotkań z czytelnikami, wywiadów etc. jest osobą znaną. Co więcej więc można by o nim napisać, to znaczy co nowego? Zacznijmy może od początku:


Dorastał w Stockport, w Cheshire. O tym i o skrawku ziemi określonym jako The North napisał książkę pod tym właśnie tytułem. W zasadzie jest to jego własna, autorska wizja Północy, rozciągająca się na 580 stron, wcale niesentymentalnej podróż przez okolice, z którymi on i tak wielu muzyków czuje się więź. Dla Morleya ta Północ jest tak bardzo ważna z dwóch powodów. Po pierwsze Północ, pełni rolę swoistego kompasu, który określa mu właściwy kierunek na mapie życia. Sam tak o tym napisał: Byłoby cudownie, gdyby ludzie sami zrobili coś podobnego, nagrali płytę, sporządzili opis. Może to [jego książka] jest tego szablonem. Myślę, że moja książka jest produktem na miarę ery Google. Bo czym dzisiaj może być książka kontekście istnienia cyfrowego świata. To sposób, w jaki możemy się dostosować do niego i znaleźć własną Północ. To odważny pomysł, ale wierzę, że to możliwe (LINK).

Drugi powód jest jeszcze bardziej osobisty. Otóż ojciec dziennikarza, Leslie Morley, który pochodził z Południa Anglii, osiadł na Północy ze względu na żonę. Jednak nie potrafił się zaaklimatyzować do nowych warunków. Miał depresję, leczył się, lecz często odstawiał leki, bo nie tolerował skutków ubocznych leczenia. Aż pewnego czerwcowego poranka 1977 roku wsiadł do samochodu i udał się z rodzinnego domu w Stockport do oddalonego 140 mil na południe do Stroud w Gloucestershire, gdzie zatrzymał się w odosobnionym miejscu i popełnił samobójstwo. Miał 41 lat… Paul, który wtedy mieszkał w Londynie, gdzie pisał dla New Musical Express, został zmuszony do powrotu do Reddish, aby zaopiekować się mamą i dwiema młodszymi siostrami, Jayne i Carol. Po wielu, wielu latach Morley zastanawiając się nad powodami śmierci ojca zauważył, że mógł załamać się po radzie swojego lekarza aby wziął się w garść. Prawdopodobnie mogło to przeważyć szalę… (LINK).


Wracając do Paula, trzeba zauważyć, że jego życie zdeterminowało dwóch ludzi: jego ojciec Leslie Morley i  Mr. Manchester, Tony Wilson. Paul natknął się na niego gdy miał 18, wydawał wtedy fanzin Out There, na który Wilson zwrócił uwagę. Dokładnie nie wiadomo kiedy spotkali się pierwszy raz osobiście, było to w połowie lat 70., w jednym z tych obskurnych klubów Manchesteru, w których rodziła się muzyka tego miasta.

Wilson, który miał wówczas dwadzieścia kilka lat (był siedem lat starszy od Morleya), już wtedy był uważany za charyzmatycznego dziennikarza i miał status gwiazdy Granady, miejscowej TV, `za którym już wtedy szła legenda o tym, że urodzony w Salford kształcił się w Cambridge młody dziennikarz zmienia brytyjską scenę muzyczną... Szukając nowych talentów, młodych mało znanych muzyków, którzy mogliby wystąpić w jego programie So It Goes, chodził na koncerty, czym wzbudzał niepokój  wśród młodszych, fanów punka, takich właśnie jak Morley.

Morley natomiast faktycznie uczestniczył we wszystkich prawie wydarzeniach lat 70. Był także na legendarnym, pierwszym koncercie Sex Pistols w Manchesterze w Lesser Free Trade Hall – tym, który uważany jest za inspirację dla pokolenia muzyków z Manchesteru i katalizatora powstania sceny muzycznej (LINK). Wilson twierdził, że również na nim był, lecz  Morley tego nie potwierdza: nie byłoby jak go przegapić w tłumie czterdziestu osób. Niemniej to Wilson usłyszał wezwanie ducha czasu. I stworzył wytwórnię, która zmieniła miasto oraz muzykę pop na całym świecie. Za to Morley umiał ten proces ująć słowami. Jego artykuły skrzące się od skomplikowanych porównań, surrealistycznych opisów i uduchowionej prozy szybko znalazły wiernych czytelników.  To on nazwał brzmienie Durutti Column błyszczącym dźwiękiem gwiaździstej odmienności. Muzyka w tamtym czasie, była według niego kwestią życia lub śmierci, ponieważ wydawało się że istnieje po to, by ratować życie przed przeciętnością, pospolitością, ślepym podążaniem za autorytetem, szczególnie za rodzicami, w zależność finansową i ślepe zaułki emocjonalności.


Wilson odkrył talent Morleya, czym ten był oczywiście zachwycony. Rekrutacja pisarza nastąpiła w prosty sposób - Wilson odwiedził go w domu, wprawdzie podczas jego nieobecności, jednak oczarował jego matkę, która opowiadała tę historię do końca życia. Niedługo potem Morley pisał dla NME, a Wilson tworzył Factory Records. Obaj zatem byli na siebie skazani. 

Po latach Morley opisał ich relacje, rzucające światło na osobowość WilsonaKiedy był tobą zainteresowany, czułeś że umieszcza cię w centrum swojego świata. Jeśli zauroczenie mijało, zwykle z dnia na dzień, było to jak wyrzucenie w kosmos.

I tak stało się też z Morleyem. Został wyrzucony w kosmos z końcem 1978 roku, gdy wbrew radom Wilsona przyjął stały etat w NME. Mr Manchester próbował go zatrzymać, udzielając mu wywiadu w Granadzie, ale nie powstrzymał pisarza przed wyjazdem do Londynu. Tam jednak i tak pisał o Factory. W 1979 r. zrecenzował w NME album Joy Division.  

W 1982 roku, podjął próbę pojednania się z Wilsonem, pisząc o New Order i okraszając swój tekst cytatami poezji Blake'a i Yeatsa. Pogodzili się, a raczej znów potrzebowali się nawzajem. Morley pojawiał się w programach telewizyjnych, które prowadził Wilson i w 2007 roku po zdiagnozowaniu raka został przez niego nakłoniony do napisania jego biografii. Faber, wydawca książki tak to opisał: To właśnie Morleyowi Wilson przedłożył niezbyt zachęcającą prośbę o napisanie tej książki. Choć znów według Morleya oficjalnego zaproszenie nigdy nie było, oferta raczej wynikła sama z siebie.  I tak powstała publikacja licząca prawie 600 stron: From Manchester with Love, która wyszła czternaście lat po śmierci Wilsona....


Zawiera ona niezwykle interesujące fakty z życia Wilsona, których Morley był naocznym świadkiem. Dowiadujemy się z pierwszej ręki na przykład jak wyglądała reakcja Wilsona na wiadomość o samobójstwie Iana Curtisa: Pchnąłem drzwi, leżał na podłodze w pokoju montażowym w pozycji płodowej i płakał... Był całkowicie zdruzgotany. Dlatego zawsze nienawidziłem sposobu, w jaki został przedstawiony w filmie 24 Hour Party People, jakby przyjął to spokojnie, do kamery, w trakcie nagrywania. Śmierć lidera Joy Division w ogóle była wielkim wstrząsem dla osób z otoczenia Wilsona. Morley cytuje także opinię Lindsay Reade, pierwszej żony Wilsona: Nienawidziłam Factory. Nie chciałam, żeby istniała po śmierci Iana. Czułam, że to, czym stało się Factory, zniszczyło Iana, więc chciałam zniszczyć Factory. Zrobiłam to. Chciałam ją zniszczyć... Czułam, że to go zabiło, chaos, na którym zbudowano Factory, niesamowita energia tych dziwacznych ludzi, którzy wywoływali zamieszki, wypuszczając z siebie to coś na zewnątrz (LINK).   

Morley także, jako jeden z niewielu ma kontakt z Alanem Erasmusem, najbardziej tajemniczym człowiekiem Factory Records - w książce zmieścił opis Alana dotyczący zerwania kontaktów a potem pogodzenia się z Wilsonem: Uważałem, że sposób, w jaki zachowywał się po rozwiązaniu Factory, był niewłaściwy. Nie kontaktowaliśmy się ze sobą latami, Może raz, kiedy zadzwonił do mnie, żeby powiedzieć mi o śmierci Roba [Grettona], po jakichś siedmiu, ośmiu latach od ostatniej rozmowy. Na pogrzebie trzymaliśmy się z daleka. I tyle. Było tak póki nie zachorował. Zauważyłem reklamę z pierwszą stroną Evening News przed kioskiem przy Stockport Road – „Potentat muzyczny umierający na raka” – i pomyślałem: Cóż, to będzie albo o Peterze Watermanie, albo o Tonym Wilsonie. Wszedłem do sklepu i w gazecie było zdjęcie Tonyego. Więc wtedy już wiedziałem. Od razu pomyślałem, że może powinniśmy jakoś to załatwić. Uporządkować to, a następnie pójść własną drogą." Ostatnia wiadomość Wilsona do Morleya brzmiała pogodnie: „Wkraczam w kolejną wielką przygodę, wszystko zostanie ujawnione, idę w górę i dalej, niech Bóg błogosławi". 

A teraz, co się z nim dzieje? Morley stał się wielkim koneserem muzyki klasycznej. Uwielbia Mozarta. I nadal pisze. Utrzymuje kontakt z zaprzyjaźnionymi muzykami. I sam także gra. 

W lipcu tego roku Boz Hayward za pośrednictwem mediów społecznościowych dziękował pisarzowi za wsparcie podczas Pandemii, za inspiracje. Za to, że dzięki niemu mógł znaleźć swoje stare brzmienie i nagrać nowy singiel (LINK). 




Boz Hayward tą piosenką i kolejną reaktywował zespół Different Noise, następcę Art of Noise, do którego należał Paul Morley. Koło się zamyka...


I jeszcze życie osobiste: Morley w 1985 roku poślubił Claudię Brücken (wtedy z zespołu Propaganda), niemiecką piosenkarkę i autorkę tekstów. Ma z nią dwoje dzieci, syna (Daniela) i córkę (Maddy). Rozstali się, gdy Claudia w 1996 roku rozpoczęła współpracę ze współzałożycielem OMD Paulem Humphreysem.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 1 grudnia 2021

Mick Middles i Lindsay Reade: Życie Iana Curtisa - Rozdarty cz.17: Factory Records i Ian Curtis połączyli swoje losy już na zawsze

   

Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 123456789101112131415 i 16).

Jako pierwsze poważne zadanie Rob założył sobie wymiksowanie zespołu z kontraktu z RCA, co mu się udało i to stosunkowo łatwo. Postraszył RCA, że zespół będzie w przyszłości domagał się 10 000 GBP i 15% tantiemów. Odzyskał też za 850 GBP taśmę matkę, i wznowił An Ideal for Living w okładce Steve'a McGarryego z rusztowaniem (o tej okładce pisaliśmy TUTAJ).


Ian Curtis bywał w klubie Band On The Wall jeszcze przed debiutem Joy Division. Uczestniczył np. 2.0.1977 w koncercie the Buzzcocks. Tutaj też poznał dziennikarza the Sounds - Iana Wooda. Ten wspomina, że wtedy nie był znanym dziennikarzem, ale i Ian nie był znanym muzykiem. Pamięta natomiast, że Curtis był, jak to opisuje, dziwnie skupiony

Rob natomiast zarażał obecnych w klubie dziennikarzy swoim entuzjazmem do Joy Division, tym sposobem starał się wzbudzać ich zainteresowanie. Wydaje się że entuzjazm Paula Morleya był nawet większy niż jego, bo ten w NME z 3.06.1978 opisał zespół, jako bardzo pozytywnie się zapowiadający, mimo kiepskiej jakości dźwięku na ich EPce. Porównał też ich do Buzzcocks, co było dziwne, zwłaszcza, że Spiral Scratch - debiut tego zespołunagrywał Hannett, wtedy jeszcze nie znający Joy Division.


Steve Diggle wspomina pierwsze koncerty Joy Division - Ian nie był taki pewny siebie, był jakby lekko wystraszony, bojący się reakcji publiki. Albo go odrzucą, albo wykażą empatię. Nie rozumiał co Morley widział w nich interesującego, dla niego pod względem stylu i wyglądu byli lekko przestarzali. 

Jeremy Kerr z A Certain Ratio widział zespół pierwszy raz w Band On The Wall. Wtedy grali na zakończenie Sister Ray, a Ian rzucał stojakiem od mikrofonu i przewrócił zestaw perkusyjny, na modę the Who.

W tamtym czasie Terry i Hooky pojechali na wakacje na południe Francji, a Ian nie. To było typowe, zwykle był inny. Ale była jeszcze dodatkowa przyczyna - miał egzemę, nie mógł przebywać na słońcu. Poza tym był żonaty.

Rozdział 7 zatytułowany jest This Is The Way, Step Inside - fragmentem Atrocity Exhibition. Ponadto jako motto, pojawia się wypowiedź Paula Morleya, który twierdzi, że Ian Curtis był kimś na kształt Kurta Cobaina - interesował go sens i magia muzyki, a mniej gwiazdorstwo.


Rozdział rozpoczyna się dygresją, że Factory Records i Ian Curtis połączyli swoje losy już na zawsze. Wytwórnia powstała po decyzji Tony Wilsona, który dokładnie 12 miesięcy po pierwszej randce z Lindsay Reade, poszedł zobaczyć zespół Fast Breeder, którego menadżerem był Alan Erasmus

Obaj postanowili ściągać do Manchesteru zespoły post punkowe, a dobrym miejscem do tego wydawał się być Russel Club w Hulme. Alan znał Don Tonaya - właściciela, jeszcze z czasów gdy ten prowadził melinę alkoholową. 

Ojciec Erasmusa, niepijący fan jazzu, emigrował z Jamajki w 1945 roku i pozostał w Anglii gdy spotkał swoją przyszłą, białą żonę. Rodzina mieszkała w Wythenshawe i Alan wspomina że nie było tam czarnych.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 27 września 2021

Isolations News 160: Nieznane zdjęcie i list Iana Curtisa, Pop i Zanias w wywiadzie, premiera nowej książki Morleya i Davidsona, Marr, Cave i Duran Duran - nowy album, kup sprzęt Smashing Pumpkins i napij się krwi z nietoperzami

Na portalu społecznościowym pokazało się nowe zdjęcie Iana Curtisa wykonane na koncercie w Kant Kino w Berlinie (LINK). Natomiast na wystawie o Factory w Science and Industry Museum w Manchesterze eksponowany jest list Iana Curtisa do Martina Hannetta napisany w kwietniu 1980. Frontmen JD szczegółowo opisał w nim swoje niezadowolenie z końcowych wyników sesji Closer (LINK).

Z kolei jeden z idolów Curtisa - Iggy Pop udzielił krótkiego wywiadu. Wspomniał Kraftwerk i swoje początki, po czym zauważył, że mimo skończonych 70 lat, nadal lubi grać, a poza tym jest teraz tak wiele dobrych rzeczy. W moim wieku warto zachować ciekawość (LINK). O związku między Curtisem a muzyką Popa pisaliśmy TUTAJ.  


W klimacie - na 21 października planowana jest uroczysta premiera nowej książki Paula Morleya: From Manchester with Love, The Life and Opinions of Tony Wilson. Autor ma zamiar w jej trakcie opowiedzieć o swojej publikacji w rozmowie z Rose Marley - bilety i szczegóły TUTAJ.


W środę 23 września w The Stoller Hall w Manchesterze miała miejsce premiera książki Tonyego Davidsona o wytwórni TJM. Tony był jej szefem i właścicielem studia, w którym próbowały takie zespoły jak: Frantic Elevators (Pre-Simply Red) Mick Hucknall, Buzzcocks, V2, Victim, Slaughter & The Dogs, Fast Cars, The Distractions, Ed Banger & The Nosebleeds i Joy Division

Podczas promocji John Robb przeprowadził wywiad z Tonym, Mikeiem Sweeneyem i Peterem Hookiem. Grali Cold Water Swimmers i wszyscy zgodnie stwierdzili, że był to świetny wieczór... (LINK).


W klimatach Manchesteru - Johnny Marr na początku września zaanonsował wydanie nowej EP-ki, dostępnej w przedsprzedaży na srebrnym winylu TUTAJ, który trafi do kupujących 5 października.


Zapowiada ona podwójny album Fever Dreams Pts 1-4. Part 1 gra powyżej.


Z innych nowości płytowych - Nick Cave i Warren Ellis wydali nowy singiel Shyness. Jest to w zasadzie samplowany list, oparty na numerze 68 magazynu Cave's The Red Hand Files z października 2019 r. Wydana  w Cave Things płyta jest dostępna w wersji dwustronnego, czarnego, 7-calowego winylowego krążka. Muzyka towarzysząca tekstom mówionym została napisana przez Cavea i Ellisa i wykonana przez muzyków z Sydney Symphony Orchestra. Naszym zdaniem bez szału.


Inna nowość - Duran Duran wraz z legendą disco Giorgio Moroderem ułożyli nową piosenkę Tonight United, która zapowiada album Future Past. Egzotyczny sojusz, niemniej do posłuchania, oczywiście na zabawie w remizie w Grębocinie.


W klimatach DJ-ów, ale już z tamtego świata - w 2023 roku pojawi się dokument o życiu Tima Berglinga czyli Avicii. Film będzie zawierał materiały archiwalne i kręcone za kulisami, a także wywiady z rodziną, przyjaciółmi, kolegami i samym Avicii. Producentami filmu będą reżyser i operator Björn Tjärnberg oraz Candamo. Film powstaje we współpracy ze Szwedzką Telewizją Narodową. Kręci go szwedzki reżyser Henrik Burman, który był także autorem filmu dokumentalnego Yung Lean 2020  Yung Lean: In My Head. Berling popełnił samobójstwo w 2018 roku (LINK). Od wtedy możemy być pewni, że DJ Avicii nie poprowadzi żadnej imprezy, nawet jeśli zaprosiłby go sam sołtys Grębocina do remizy.

Jeśli mówimy o nieżywych, to zdaje się że jesteśmy świadkami odchodzenia w niebyt innej legendy. Billy Corgan sprzedaje sprzęt Smashing Pumpkins. Aukcja rozpocznie się 29 września. Pod młotek pójdzie prawie wszystko: mnóstwo gitar, syntezatorów, wzmacniaczy, szereg specjalistycznego sprzętu, którego Corgan używał podczas nagrań i tras koncertowych podczas 33-letniej kariery Smashing Pumpkins. Szczególnie atrakcyjna jest zapowiedź sprzedaży pary syntezatorów Kurzweil K2500, na których Corgan grał w studiu i słychać je na płytach Adore z 1998 roku (opisaliśmy ją TUTAJ) i Machina z 2000 roku . Klawisze były również używane podczas trasy, która nastąpiła po wydaniu Mellon Collie And The Infinite Sadness w 1995 roku (LINK). Ciekawe czy są tam też instrumenty z klipu powyżej? (warto zobaczyć końcówkę teledysku). 

Swoją drogą zespół miał się reaktywować i nawet nagrać nowy album albo i dwa, chyba nici z tego pomysłu... 


Za to lepiej od Smashing ma się Rock na Bagnie, który ogłasza pierwszą gwiazdę przyszłorocznej edycji festiwalu. 

Ekipa dowodzona przez Jacka Żędziana (nasz wywiad z nim TUTAJ) uruchomiła machinę i ruszyła z prezentacją zespołów, które z początkiem lipca zawitają do Goniądza. Pierwszym, potwierdzonym artystą 12. Rock na Bagnie jest międzynarodowa formacja Absolute Beginners - A Punk Tribute to The Jam (LINK). Czekamy na kolejne gwiazdy.


Skoro pojawił się jeden z naszych rozmówców, pora na innego (nasz wywiad jest TUTAJ). Zoe Zanias (Linea Aspera, Black Rain) udzieliła wywiadu i poruszyła w nim rozmaite sprawy - mówiła o czasie pokowidowym, co według niej przyniesie, o nadchodzącej trasie koncertowej, wreszcie o planowanym nowym albumie (TUTAJ).

Jeśli już wkroczyliśmy w klimaty Covid 19, podobno wywołanego zjedzeniem przez mieszkańca Wuhan  nietoperza zakupionego na tamtejszym bazarze, ostatnio udowodniono, że krwiożercze nietoperze wampiry lubią pić krew w towarzystwie, co podobno buduje ich społeczne więzy. Dowiodły tego badania Geralda Cartera, biologa z Ohio State University w Columbii oraz Simon Ripperger z Museum für Naturkunde w Berlinie (LINK). 

Kolejne badania jakie podjąć ma bohaterski zespół naukowy mają dotyczyć zacieśnienia więzów przez kultury owsików. Czekamy z niecierpliwością na wyniki.


Przypomina się stary dowcip o muchach, ale może mniejsza z tym. W temacie much, a w zasadzie mechanicznych muszek - inżynierowie z Northwestern University stworzyli skrzydlaty mikrochip (lub mikroflier) – czyli najmniejszą kiedykolwiek stworzoną przez człowieka konstrukcję latającą – która może wznieść się w przestworza i być wykorzystywana do śledzenia wszelkiego rodzaju rzeczy, zanieczyszczeń powietrza, chorób przenoszonych drogą powietrzną i kto wie czego (LINK). 

Leży facet z plecakiem na łące, dookoła latają muchy. Co jest w plecaku?
Spadochron
  
My wracamy jutro z nowym tekstem dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.