Pokazywanie postów oznaczonych etykietą realizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą realizm. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 24 sierpnia 2023

Obrazy Geoffrey Johnsona: Deszczowe i mgliste krajobrazy miejskie - przestrzeń pomiędzy abstrakcją a realizmem

Geoffrey Johnson (ur. 1965 r.) jest współczesnym malarzem impresjonistą pochodzącym z Greensboro w Karolinie Północnej (USA), obecnie mieszkającym w Nowym Jorku. Jest absolwentem Pennsylvania Academy of the Fine Arts w Filadelfii, najstarszej szkoły artystycznej w Stanach Zjednoczonych.  Od 1995 roku wystawia swoje prace i w ten sposób jego dzieła znalazły się w wielu prywatnych kolekcjach oraz zbiorach publicznych, należących do m. in. koncernu  Coca-Cola, Turner Broadcasting, BellSouth i Wachovia Bank.





 

Jego płótna znajdują licznych nabywców i podobają się, bo są innowacyjne. Krytycy sztuki zauważają, że Johnson z powodzeniem zmieścił się w przestrzeń pomiędzy abstrakcją a realizmem. Używa przy tym prawie monochromatycznej palety barwnej w odcieniach sepii, wzorując się na starych fotografiach, przez co jego obrazy stają się tajemnicze i melancholijne, bo większości przedstawiają ciemne postaci ludzkie na tle deszczowych i mglistych krajobrazów miejskich.








Na jego wielkoformatowych obrazach wykonanych techniką olejną zauważalna jest fascynacja zarówno postacią ludzką, jak i potężną architekturą współczesnego miasta. Dzięki anonimowości postacie dopiero w wyobraźni widza nabierają sugestywnych kształtów, a panorama Nowego Jorku w tajemniczy sposób w tle materializuje się. Chociaż ludzie są zwykle głównym motywem jego płócien, czasem towarzyszą im zwierzęta lub drzewa, chociaż artysta także i te elementy swoich obrazów maluje wydłużone, pokazując sylwetki zestawione ze swoimi odbiciami, które rozciągają się pionowo aż niemal do samej krawędzi obrazu. 







Malując głównie Nowy Jork artysta dowodzi tym, że dobór tematu spowodowany jest charakterem tego właśnie miasta. Jak kiedyś zauważył - Nowy Jork nie wymaga koloru, co więcej tylko paleta kolorów oddaje nastrój miasta i to, co ten konkretny artysta o nim myśli. Recenzenci zauważają natomiast szczególną zdolność Johnsona do tworzenia kompozycji z udziałem grup ludzi. Dla nas natomiast czarne kontury licznych postaci układają się w ciąg znaków, w swoiste pismo które niczym heliografy informują o stanie emocji malarza.

Na koniec podajemy jeszcze stronę artysty LINK

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 9 lutego 2023

Zimowy realizm na obrazach Alfreda Wierusza‐Kowalskiego

Dzisiaj chcemy opowiedzieć naszym czytelnikom o malarzu, który należy do grupy najlepiej rozpoznawalnych artystów polskich na świecie, a który jest mało znany i niezbyt ceniony w Polsce. Jest nim Alfred Wierusz‐Kowalski (1849-1915), który zalicza się do tzw. szkoły monachijskiej i jest reprezentantem stylu realistycznego.



Urodził się i wychował w Suwałkach, wśród lasów i jezior, ale prawie całe swoje dorosłe życie mieszkał i tworzył w Bawarii. W 1872 rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Dreźnie, które następnie kontynuował w Monachium. Malował życie polskiej wsi, lasy, pustkowia, sceny polowań i wilki… Najczęściej samotne albo atakujące zaprzęgi lub ludzi. Podobno taki dobór tematów nie pochodził wyłącznie z chęci schlebiania gustom monachijskiej socjety, ale wynikał z traumy artysty, który podobno w dzieciństwie podczas nocnej podróży przeżył atak wilków.  W zasadzie wilki i malarstwo od razu kojarzą się z nazwiskiem Alfred Wierusz-Kowalski. A wyniki aukcyjne prac Alfreda Wierusza-Kowalskiego są imponujące. W zeszłym roku obraz Powrót do domu! został sprzedany za pośrednictwem londyńskiego oddziału Sotheby’s za ponad 1,6 mln złotych (283,5 tys. funtów LINK).

Ale Alfred Wierusz-Kowalski już za życia odniósł komercyjny sukces, czym wyróżniał się znacząco nawet na tle innych polskich malarzy, których prace cieszyły się powodzeniem na niemieckim rynku sztuki przełomu XIX i XX wieku. Aby zapewnić sobie tematy malowideł kupił w Polsce w 1897 roku majątek Mikorzyn, gdzie sporządzał szkice scenek rodzajowych. Oprócz tego posiłkował fotografiami, rozmaitymi przedmiotami kupowanymi od wiejskich rzemieślników a nawet kolekcją wypchanych wilków.

Starał się by widz spoglądając na jego pejzaże odnosił wrażenie za pomocą światłocienia i efektów świetlnych, podglądania chwili, nieuchwytnego i niepowtarzalnego momentu, lecz aby to osiągnąć starannie kadrował i układał każdą kompozycję. Przenikające je emocje budował dzięki starannie rozłożonej gradacji barw i grę świateł. Może dlatego najchętniej przedstawiał krajobraz w porze, gdy cienie wydłużaj się, a światło pada punktowo: w momencie zmierzchu i w nocy, gdy do dyspozycji był księżyc, świece lub łuczywo. Odbijający ostatnie promienie dnia lub poświatę księżyca śnieg oddawał impastowo nakładaną farbę… 



 

Wierusz-Kowalski jest też mistrzem budowania napięcia poprzez rozkład barw oraz grę świateł. Najlepszym tego przykładem są przedstawienia zimowych, wyciszonych scen pokazujących przejażdżki powozami i polowania, jak Wieczorna sanna z 1885 roku. Wierusz-Kowalski zasłynął jednak jak już wspomnieliśmy pejzażami przedstawiającymi wilki, często atakujące powozy i ludzi. Obrazy te przedstawiają z niebywałym realizmem ludzi przestraszonych, uciekających i walczących.




 

Wielka popularność artysty sprawiła, że w pewnym momencie zaczął nie tyle malować co niemal masowo produkować obrazy. W swojej pracowni zatrudnił młodych malarzy wykonujących kopie najsłynniejszych jego prac, które następnie sam wykańczał i sygnował swoim nazwiskiem… Niemniej nie pozbawiło to go splendorów. W uznaniu zasług Alfred Wierusz-Kowalski otrzymał w 1890 roku tytuł honorowego profesora Akademii w Monachium, a w kolejnych latach otrzymywał złote medale na międzynarodowych wystawach malarskich.



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 13 maja 2021

Obrazy Karola Palczaka: Malując nie mogę kłamać

 Obecnie coraz rzadziej można zobaczyć obraz realistyczny oraz namalowany ze znajomością rzemiosła, z talentem… Artystą, który programowo postanowił poznać techniki malarskie i tworzy szanując dokonania dawnych mistrzów jest Karol Palczak (ur. 1987 r.), absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z roku 2015 roku. Mimo, że nie jest on buntownikiem, nie obala żadnego wydumanego tabu, co więcej, uważa się za kontynuatora działań artystycznych minionych wieków, jego obrazy na tle obecnych trendów zaskakują świeżością. I temu należy przypisać jego rosnącą popularność. Stąd również i my postanowiliśmy zwrócić uwagę na jego obrazy. I choć zazwyczaj sami opisujemy prezentowane dzieła na naszym blogu, tym razem oddajemy głos samemu twórcy.  Jego wypowiedzi pochodzą z udzielonych przez niego wywiadów, do których linki podajemy na końcu. A więc oddajmy głos Karolowi Palczakowi:

Piękno - słowo klucz do mojego malarstwa. Oczywiście teraz piękno, jak wszystkie pojęcia, jest podważane, dezawuowane. Zakwestionowano to tak samo jak pojęcie dobra czy zła, no ale skoro można zakwestionować płeć, to tym bardziej takie pojęcia jak dobro czy piękno.



Nie zależy mi ani na malowniczości, ani na starożytności obiektu i jego architektonicznej klasie. Szukam wartości – a więc tego, co czyni nas bardziej ludzkimi. Realizm jest niedoceniany, częściej bywa obiektem kpin niż refleksji. Traktowany jest często jako źródło kiczu. Ale dziś to realizm trafia do ludzi prostych. A także do tych, którzy naprawdę znają się na sztuce. 




Jeżeli sto lat temu język awangardy przekazywał nowe prawdy o życiu i człowieku, to obecnie niejednokrotnie powiela banały. Modernizm często zabija duchowość. Już dawno temu stał się konwencją. A sztuka nie uznaje konwencji. Musi być autentyczna, bo pochodzi z wnętrza człowieka. Malując nie mogę kłamać.




Pamiętając, że Rubens wykonywał kopie do pięćdziesiątego roku życia, cierpliwie kopiowałem dawnych mistrzów. Dzięki Akademii, razem z kolegami i koleżankami zwiedzałem największe galerie europejskie w Wiedniu, Pradze, Monachium, Dreźnie, Amsterdamie, co mi ogromnie pomogło.

Nie przedstawiam pięknych, upozowanych do malowania przedmiotów. Raczej takie, które związane są ze mną, z moim życiem.





Nie lubię sentymentalnych widoków przyrody, całego tego bagażu estetycznego, który odziedziczyliśmy po poprzednich epokach: po romantyzmie, Młodej Polsce, postimpresjonizmie. Kreuję (a nie odtwarzam) pejzaż, w którym coś się dzieje, rozgrywa się jakaś dramatyczna akcja. Sam jestem z natury trochę cholerykiem, więc mój obraz to wydarzenie zatrzymane w czasie, w kadrze kompozycji malarskiej. 




Pejzaż jest trudny, malarze uciekają od tego, ale inaczej się nie da. Nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego maluję pejzaże. Każda scena, którą chcę przedstawić, musi być w jakimś pejzażu, gdzie miałbym umiejscowić dym, ogień, lód?



Czułem się na akademii jak śmieć, bezwartościowy śmieć. Moje malarstwo było tam pogardzane, oczywiście nie przez wszystkich. (…) nie mógłbym malować inaczej, tak jak wszyscy. Trzeba być w porządku względem siebie. I jest jeszcze jedno – gdybym malował jakieś abstrakcje, to byłoby mi wstyd przed rodziną. Chciałem i chcę malować dla nich, dla zwykłych ludzi.


Malarstwo to ciężki kawałek chleba. Ludzie poświęcają wiele i często niewiele z tego mają… Bo rzeczywistość bywa brutalna – jeśli nie osiągnąłeś czegoś w młodości, to przepadłeś. Niekiedy czują się samotni i zagubieni. Jest jeszcze rzecz zupełnie prozaiczna – farby są toksyczne i źle wpływają na układ nerwowy. Jedyne na co można liczyć, to wsparcie przyjaciół.

Ja się śmierci nie boję, jestem z nią oswojony. U nas, jak ktoś umrze, to trumna leży w domu, wszyscy sąsiedzi się schodzą, modlą, śpiewają. Ludziom to kojarzy się źle, ale to w sumie radosna chwila.

Jestem całkowicie współczesny i jednocześnie bardzo przywiązany do swoich wartości. A z nich najważniejsza jest prawda, choć za mówienie takich rzeczy wielokrotnie mi się oberwało. Ludzie nie rozumieją, czym jest prawda i jeśli mówisz o niej, to oskarżają cię o arogancję.

Sztuka nigdy nie zniknie. To światełko nadziei. Ludzie zawsze będą poszukiwali duchowości, emocji, uczuć. „Malarstwo jest głęboko religijne, a sam fakt malowania – modlitwą” - przy reprodukcjach moich obrazów umieściłem ten cytat z Balthusa, francuskiego malarza o polsko-niemiecko-żydowskich korzeniach. 




Nasz świat płonie, zewsząd otacza nas propaganda, kłamstwo i zło. Jesteśmy zdezorientowani. Poruszamy się jak ślepcy w obłokach gryzącego dymu. Do cyklu obrazów „Codziennie jeden pożar” zainspirowała mnie ballada Jacka Kaczmarskiego: „Stanął w ogniu nasz wielki dom, dom dla psychicznie i nerwowo chorych”. Każdy z tych otaczających ognisko jest tak jakby umysłowo chory".



Linki:

https://kultura.gazetaprawna.pl/artykuly/1473307,karol-palczak-artysta-malarstwo-mazurek-wywiad.html 

https://www.portalprzemyski.pl/rembrandt-z-krzywczy/ 

https://www.biznesistyl.pl/ludzie/wywiady/9768_.html


Strona internetowa Karola Palczaka: LINK.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 16 lipca 2020

Plejada niedocenianych i nieco lekceważonych malarzy nurtu realizmu: obrazy Ludwiga Munthe

Mamy środek lata. Dlatego chcemy pokazać naszym czytelnikom obrazy Ludwiga Munthe (1841-1896), norweskiego malarza, który podobnie jak Heinrich Gogarten, o którym pisaliśmy TUTAJ i Johann Jungblut (TUTAJ), malował zimowe, nocne pejzaże. I podobnie jak tamci należy do plejady niedocenianych i nieco lekceważonych malarzy nurtu realizmu.

Munthe nie miał łatwo. Był trzecim z ośmiorga dzieci rolnika Gerharda Munthe i Sigrid Urnæs z Aarøen w Sogndal w Norwegii. Po niespełna dwuletniej nauce w swoim kraju w 1861 roku zdobył państwowe stypendium i wyjechał na studia do Düsseldorfu, ale w zasadzie przez całe życie pozostał samoukiem. Kształcił się podglądając mistrzów w galeriach sztuki oraz chłonąc podczas swoich podróży obrazy malowane przez naturę. Z upodobaniem tworzył scenki rodzajowe z rybakami i melancholijne, zimowe krajobrazy, z szeroko rozpostartym horyzontem. W celach komercyjnych malował jeszcze scenki z polowań, wyglądające jak kawałki gobelinów. Pod koniec życia osiadł najpierw w Holandii a potem w Paryżu.

Nas urzekły jego nokturny, utrzymane w stonowanych kolorach pejzaże nocne, w których przeważają odcienie szarości i brązów z delikatnym użyciem jaskrawszych punktów kolorystycznych. Najczęściej utrwalał chwile, w których światło księżyca lub zachodzącego słońca kładzie się bladym blaskiem na rozmarzających grudach ziemi, pokrytych roztapiającym się śniegiem. Szczególnie nastrojowe są krajobrazy z nisko zawieszoną nad horyzontem czerwoną kulą słońca.  Półmrok, jaki przeniósł na swoje płótna, kładzie się aksamitnym cieniem na śnieg, na pola, gdzieś na daleko majaczące chatki i ludzi, którzy tylko przebijają niewyraźnie, jedynie zaznaczeni szybkim pociągnięciem pędzla. Niewątpliwie, w tych jego obrazach widać wpływ impresjonizmu.










Malarz pojął za żonę córkę właściciela statku, Lene Wilhelmina Vlierboom (1853-1901) z Rotterdamu, z którą miał czworo dzieci. Jednym z nich był późniejszy malarz morskich pejzaży Gerhard Morgenstären Munthe (1875–1927). Prace Munthe można zobaczyć między innymi w Galerii Narodowej w Oslo, Muzeum Narodowym w Sztokholmie, Galerii Narodowej w Berlinie i Kunsthalle w Mannheim oraz TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.