sobota, 4 czerwca 2022

Byli wśród nas: Andy Fletcher z Depeche Mode

W czwartek, 26 maja w wieku 60 lat zmarł Andy Fletcher. Informację o śmierci artysty podali w mediach społecznościowych jego koledzy z Depeche Mode: Jesteśmy zszokowani i przepełnieni przytłaczającym smutkiem w związku z przedwczesną śmiercią naszego drogiego przyjaciela, członka rodziny i kolegi z zespołu - Andy'ego "Fletcha" Fletchera. Fletch miał serce ze złota i zawsze był tam, gdzie ktoś potrzebował wsparcia, żywej konwersacji, dobrego ubawu, albo zimnego kufla. Nasze serca są z jego rodziną, a was prosimy o skierowanie myśli w ich stronę i uszanowanie ich prywatności w tym trudnym czasie - napisali (LINK).


Ich żałoba jest zrozumiała, Andrew Fletcher wprawdzie nie był autorem piosenek, nie śpiewał, głównie zajmował się warstwą rytmiczną koncertów, ale był tym członkiem zespołu, który go spajał. Był rozjemcą w sytuacjach konfliktowych, pełnił rolę nieoficjalnego rzecznika muzyków, uchodził za niezwykle rozmownego i otwartego, przez co uwielbiali go dziennikarze...

Teraz nawet nie wiadomo, czy Depeche Mode przetrwa tą stratę, czy też ich wspólna, muzyczna przygoda rozpoczęta w 1980 roku w Basildon w Anglii nie dobiegła końca. To Fletcher przecież utworzył w 1980 roku grupę z Vince Clarke i Martinem Gore oraz wokalistą Davem Gahanem, która stała się gigantem brytyjskiego electro-popu. Rok później zespół wydał debiutancki album Speak and Spell, który rozpoczął się skromnym utworem New Life, a zakończył jednym z hitów zespołu Just Can't Get Enough. Clarke wkrótce opuścił grupę i został zastąpiony przez Alana Wildera, a Depeche Mode odnieśli międzynarodowy sukces z Some Great Reward z 1984 roku i singlem People are People, po czym ich znaczenie tylko rosło.

Najstarszy z czwórki rodzeństwa, Fletcher urodził się w 1961 roku w Basildon (Essex) i wychował w Nottingham w Anglii. Był starszy od brata Simona i miał jeszcze dwie siostry Susan i Karen. Na początku lat 60. jego ojciec, John Fletcher, który był inżynierem otrzymał propozycję pracy w fabryce papierosów w Basildon i wraz z rodziną osiedlił się w nowopowstałym osiedlu. W dzieciństwie Andy wstąpił do chrześcijańskiej organizacji Boys' Brigade i pozostał jej członkiem aż do 18 roku życia. Był bardzo aktywny religijnie, codziennie uczęszczał do kościoła i razem z innym członkiem organizacji, Vincem Clarke, wygłaszał kazania w kawiarni Brigade. Po latach stwierdził, że ten okres ukształtował jego przekonania i postawy moralne. Jego działalność w kościele również wywołała zainteresowanie muzyką bo właśnie tam wziął do ręki po raz pierwszy instrument, a była nią gitara.

Po szkole średniej planował iść na uniwersytet, na wydział nauk politycznych, ale zamiast tego razem z Clarke'em i Nicholasem Gore założyli zespół. Profil muzyczny zespołu przeważył zakup przez Gore'a syntezatora. Mimo to Fletcher podjął pracę urzędnika w SunLife Insurance i pracował w tym charakterze dopóki nie upewnił się, że może żyć z muzyki. Warto może wspomnieć, że w dzieciństwie przyjaźnił się nie tylko z Vince Clarke ale i z piosenkarką Alison Moyet, która potem śpiewała w duecie Yazoo (znanym jako Yaz w USA) z Clarke (o tym co się dzieje z zespołem pisaliśmy TUTAJ).

Fletcher w odróżnieniu od reszty muzyków Depeche Mode nie działał solowo, jednak gdy inni nagrywali własne płyty on w 2002 roku założył własną wytwórnię płytową Toast Hawaii, z którą związał się w zasadzie jedyny zespół: CLIENT. On sam natomiast występował jako DJ- na festiwalach i w klubach muzycznych... Tyle jeśli chodzi o jego dokonania muzyczne. Jak sam je podsumował w filmie dokumentalnym 101: Martin jest autorem piosenek, Alan jest dobrym muzykiem, Dave jest wokalistą, a ja walę w wokół siebie [w klawisze].

Śmierć Fletchera była niewątpliwie szokiem dla fanów ale dla jego rodziny: żony Gráinne Mullan oraz ich dzieci Megan i Joe musiało to być prawdziwie traumatyczne przeżycie. Z Gráinne Mullan (ur. 1964 roku) poznali się w 1988 roku. W tym czasie Andy podróżował już po całym świecie, a Gráinne była tylko fanką, która pracowała w od 1992 roku w Gascognes na stanowisku dyrektora zarządzającego, ponieważ w 1980 roku ukończyła New Hall School. Wcześniej, w latach 1985-1991 zatrudniona była w dziale PR firmy Ferret and Spanner (LINK).  

Po 5 latach narzeczeństwa Gráinne i Andy pobrali się 16 stycznia 1993 roku... W tym roku zatem świętowali wspólnie 29 rocznicę ślubu. Jeszcze w kwietniu spędzili razem Wielkanoc w Barcelonie. Andy wtedy złamał sobie tam podczas jazdy na rowerze nadgarstek, co jego żona odnotowała w mediach społecznościowych: Nie do końca tak, jak planowaliśmy spędzić pierwszy weekend naszych wspólnych wakacji. Przez jakiś czas żadnej jazdy na rowerze.


Od połowy lat 90. Fletcher i jego żona Gráinne Mullan prowadzili restaurację w St John's Wood w północnym Londynie. Sprzedali ją po dekadzie, za powód podając wszystkie małe rzeczy, które poszły nie tak. W 2021 roku zainwestowali w uruchomienie popularnego pubu The Duke of Hamilton w Hampstead, w którym działał klub jazzowy (LINK).


Pierwsze ich dziecko, córka Megan, urodziło się w 1991 a drugie, syn (Joseph) Joe w 1994 roku. Megan Fletcher posiada licencjat z ekonomii i stosunków międzynarodowych, pracuje w International Talent Booking (IG @meganfletcher , FB @meganjkfletcher i Twitter @megan_fletcher).

Joe Fletcher, w ciągu dnia jest nauczycielem, ale nocą przemienia się w DJ-a i barmana. Uczył ostatnio w Gesher School, był DJ-em w KOKO London a barmanem w Soho House & Co. Gra także na gitarze i śpiewa. W 2012 roku nawiązał współpracę z Dave Lamb i MorganEve Swain , duetem Brown Bird, jednak Dave zmarł w 2015 roku na białaczkę co w zasadzie zakończyło działalność pary muzyków (LINK).  

A więc Andy "Fletch" Fletcher, fan drużyny piłkarskiej FC Chelsea i miłośnik szachów odszedł...  Rodzina nie podała przyczyny śmierci, według oficjalnej wersji podawanej przez media, zgon nastąpił z przyczyn naturalnych, jednak Andy chorował od lat, pierwsze spekulacje na ten temat pojawiły się już w czasie THE DELTA MACHINE TOUR i nasiliły się szczególnie podczas ostatniej solowej trasy Dave’a Gahan’a, gdy Andy widziany był z żoną na widowni (LINK). Za jakiś czas pewnie dowiemy się wszystkiego, ale to nie zwróci nam muzyka...

RIP Andy... Pewnie jest teraz tak, jak śpiewali Depeche Mode w swoim genialnym hicie...


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 3 czerwca 2022

Z mojej płytoteki: East - Rések a Falon, rock progresywny który przetrwał próbę czasu

Węgierski East pojawiał się na naszym blogu kilka razy (TUTAJ), choć skupialiśmy się na najdoskonalszym etapie ich kariery gdy wydali Jatekok (napiszemy o nim wkrótce) i Huseg (TUTAJ) - swoje tak przełomowe płyty, że na forach progrocka są otaczane do dziś estymą. To był czas, kiedy albumy kupowało się w Domu Książki, kierując się tylko okładką. Ta w przypadku wspomnianych albumów utrzymana była w stylu Revolver the Beatles, więc jako ich wielki fan kupiłem. Dwa wspomniane albumy do tego stopnia mną zawładnęły, że zdobyłem po latach z Węgier ich wersje na CD. 

Gdy w 1983 roku na wystawie wspomnianego Domu Książki pojawiła się kolejna płyta zespołu, natychmiast ją zakupiłem. Od początku jednak coś mi nie pasowało - okładka była w podobnej stylistyce, ale już w kolorze. Tym bardziej rozczarowałem się, kiedy odkryłem że na jej drugiej stronie, wśród nazwisk muzyków nie ma już obdarzonego znakomitym głosem Miklosa Zareczky, a zastąpił go Jozsef Tisza. Warto też dodać, że na drugiej stronie okładki Jozsef Szurcsik umieścił zdjęcia, na podstawie których sporządził szkice okładek dwóch wspomnianych płyt, poprzedzających omawiany dziś Rések a Falon.


Po odpaleniu płyty przyszło ogromne rozczarowanie. To co usłyszałem kompletnie mnie załamało. Trzeba przyznać, że rozpoczynający album tytułowy utwór to jeden ze słabszych na płycie... Za to drugi - już zaczął wzbudzać we mnie nadzieję, że może coś z tego będzie. Mowa o Az Idegen. Niestety odejście od typowego stylu zespołu, połączonych piosenek, nostalgicznego wokalu i znakomitych solówek zarówno na gitarze jak i na syntezatorach, pozostawiło głęboki niesmak mimo kilku perełek, o których za chwilę.

Minęły lata i przeprosiłem się tym albumem. Dzisiaj patrzę na niego inaczej. On się, poza pierwszym utworem, broni. Kojarzy się z latem, i zachodzącym słońcem, które zresztą uwidocznione jest na drugiej stronie okładki. Nie pomylili się, oni jak zwykle, przerośli swoją epokę..


Otwierający album Rések a falon, jest o niemożliwości uwolnienia się w dzisiejszym świecie od ludzi. Są wszędzie, obserwują i inwigilują.  

Na próżno szukam samotności,

Ktoś jest zawsze ze mną.

Nawet jeśli zamknę bramę,

I tak oni są właścicielami mojej przestrzeni.

Ściągam okiennice na próżno,

Oni ciągle w jakiś sposób obserwują moje życie,

W jakiś sposób obserwują moje życie.

Szczeliny w ścianie,

Otwory w suficie,

Lepiej wiedz,

Nigdy nie jesteś sam.

Az idegen, to piosenka o ucieczce. Po nim dość średni Mintha mégis, którego próbuje ratować Geza Palvolgyi solówkami na klawiszach. Ale za to po nim wielki utwór: Száguldj velem  z niesamowitymi solówkami Janosa Varga z czasów najlepszego EAST...

Szara fabryka zniknęła, a szare miasto zostało obrócone w pył.

Czekając na drogę do nieskończoności, pędząc z tobą do takiej scenerii i grzejąc silnik.

Krok, po prostu dodaj gazu, poprowadź mnie przez noc, bądź ze mną.

Podnieś się, po prostu nie żałuj tego, to jest to, na co czekałeś przez te wszystkie lata.


Uważaj na ostre krawędzie. Zadbaj o wyboje.

A co ze mną?

W porządku, po prostu dodaj gazu.

Zakręcone życie, po prostu wirujące.

To nie jest za dużo, to czego chcesz, to jest na wyciągnięcie ręki, to jest to, za czym gonisz.

Krok, po prostu dodaj gazu, poprowadź mnie przez noc bądź ze mną.

Podnieś się, po prostu nie żałuj niczego, to jest to, na co czekałeś przez te wszystkie lata. 

Po nim Különvonaton świetny utwór instrumentalny autorstwa Janosa Vargi

Za nami pierwsza strona albumu, do strawienia gdyby nie tytułowy utwór. Przechodzimy na stronę B, którą otwiera Földközelben, opisujący przygody podczas lotu samolotem. Powiedzmy że taki sobie, a po nim coś co brzmi jak odrzut z JatekokAgymosás, z ciekawym dialogiem wokalisty z automatem. Piosenka jest o praniu mózgu w świecie reklam i konsumpcji. No i po nim jest TEN utwór... Az utolsó éjszaka, który jest wręcz GENIALNY!!! Wiadomo, Ostatnia Noc...

Jesteś ze mną, ale czuję, że czekasz na kogoś innego.

Patrzysz na mnie, ale widzę, że jesteś z dala od domu.

Moje ciało bardzo boli.

Boli, wszystko, co dostaję.


Sama poszłaś w kosmos

Nie odpędzam cię, dlaczego biegniesz.

Moje ciało bardzo boli.

Boli, to wszystko, co dostaję.


Pluskamy się w nocy, nurkujemy

To ostatni raz, kiedy odgrywamy naszą rolę.

Moje ciało bardzo boli.

Boli, to wszystko, co dostaję.

Czy po tak genialnym utworze coś jest w stanie zabrzmieć lepiej? Ano jest... Zespół wyrywa nas z klimatu nostalgii nieco bardziej rytmicznym Az óra jár, piosenką o uciekającym czasie. To do tego stylu śpiewu nie mogłem się długo przyzwyczaić, ale piękne zwolnienia rytmu z solówkami na basie i gitarze jakoś mnie do tej piosenki przekonały. Na koniec Tánc a parázson instrumentalny, a jakże, skomponowany przez duet Palvolgyi i Varga, pełen tego, co w East kochamy najbardziej, i znowu ten dialog między gitarami i keyboardem... 

Szkoda że to nieco nierówna płyta, no i ta zmiana stylu. Gdybym nie znał wcześniejszych dokonań zespołu pewnie poleciłbym ten album w ciemno. Mimo że broni się po latach, to jednak pozostaje w cieniu wcześniejszych dokonań. Niemniej pozycja obowiązkowa dla fanów progrocka zza żelaznej kurtyny.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


EAST, 
Rések a falon, Start, 1983, tracklista: Rések a falon, Az idegen, Mintha mégis, Száguldj velem, Különvonaton, Földközelben, Agymosás, Az utolsó éjszaka, Az óra jár, Tánc a parázson.




 
 
    

czwartek, 2 czerwca 2022

Rzeźby ignorujące grawitację

Bolesław Prus w jednej ze swojej nowelek, a dokładnie w Dziwnej historii z 1887 roku opisał przygodę, która zdarzyła się pewnemu urzędnikowi kolejowemu. Otóż dotknęło go zjawisko enigmatycznego, niespodziewanego zaniku siły tarcia, na skutek niedowiarstwa i nieziemskich manipulacji. Nagłe ustanie grawitacji we wszystkich czynnościach życiowych: chodzeniu, jedzeniu, piciu, miłości etc. ściągnęło na niego fatalne skutki... W jeden dzień stracił narzeczoną, dobrą posadę, szacunek wśród ludzi i zyskał krzywdzący tytuł pijaka. Tyle gwoli morału, który nietypowo rozpoczyna a nie kończy dzisiejszą odsłonę naszego bloga. A wszystko dlatego, że postanowiliśmy zaprezentować na nim rzeźby, których tematem jest stan nieważkości  czyli brak siły ciążenia. 

Grawitacyjne przyciąganie ziemi i wezwanie, by mu się oprzeć, od dawna inspirowały artystów. Już greckie wazy przedstawiały ciągłe dążenie Syzyfa do wepchnięcia głazu na szczyt wzgórza, a średniowieczne iluminacje manuskryptów przedstawiały samoistnie unoszące się anioły.  Lecz samo słowo rzeźba oznacza przecież, czy raczej stawia nam przed oczyma dzieło sztuki, które ma odpowiedni ciężar, kubaturę i zajmuje w przestrzeni sporo miejsca. Ale są tacy artyści, których prace zaprzeczają swoją formą tym cechom, tworząc realizacje, wydawałoby się, pozbawione ciężaru.

Należy do nich bez wątpienia rzeźba słonia stojącego na trąbie autorstwa francuskiego artysty Daniela Firmana:



Inną rzeźbą zaprzeczającą prawom grawitacji ukazuje kobietę, która próbuję zakręcić naszą planetą wykonaną przez włoskiego rzeźbiarza Lorenzo Quinn:


Z kolei Emil Alzamor, mieszkający obecnie w Nowym Jorku, wykonuje figury ludzi, które lewitują…

Mike Ross tworzy rzeźby używając gotowych przedmiotów które zestawia w kompozycje o dużych rozmiarach. Jego Big Rig Jig, wystawiona w Banksy's Dismaland w Weston-super-Mare w 2015 roku, została skonstruowana z dwóch porzuconych cystern. Do innej wykorzystał wraki dwóch samolotów wojskowych:

Leandro Erlich, argentyński artysta konceptualny, wiele swoich rzeźb umieszcza w miejscach publicznych, prezentowane poniżej okno z drabiną wystawił w  Spiral Garden w Tokio w Japonii:

Pochodzący z Kalifornii rzeźbiarz Woods Davy łączy natomiast naturalne elementy ale w taki sposób, że wydają się one unosić nad Ziemią:

Alex Chinneck w 2014 roku pokazał przechodniom na Covent Garden w Londynie instalację przekształcającą budynek targowy w gmach rodem z filmów fantasy, bo podrywający się do lotu:

I jeszcze na koniec dokonania naszego rodzimego Jerzego Kędziory, który tworzy rzeźby ludzi balansujące na linie bądź lewitujące w powietrzu:

Takich rzeźb jest oczywiście jeszcze więcej. Czego one dowodzą? Oczywiście nieograniczonej wyobraźni swoich autorów. No i braku poszanowania dla siły tarcia i grawitacji…

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 1 czerwca 2022

Kill Shelter wraca z nową EP-ką i zapowiada album w lipcu 2022

 



Kill Shelter pojawił się na naszych łamach kilka razy. Tak też opisaliśmy jego znakomity debiut Damage (TUTAJ), a także nagrany wspólnie z Antipole album A Haunted Place (TUTAJ). Warto też sięgnąć do naszego wywiadu z muzykami TUTAJ.

Po znakomitym debiucie artysta zapowiada na lipiec tego roku drugi album pt. Asylum. Promuje go EP-ka the Necklace nagrana z Agent Side Gringer

Może zatem zagrajmy: 


Jak słychać, jest to bardzo solidny kawałek dobrego gotyku, zresztą artysta przyzwyczaił nas do bardzo wysokiego poziomu swoich produkcji. O utworze sam mówi tak:

Nowy singiel nagrany z Agent Side Grinder odzwierciedla ogólne tony nadchodzącego albumu. Wszystkie utwory zagłębiają się w różne interpretacje słowa azyl i podkreślają trudne tematy, takie jak handel ludźmi, przemoc domowa, szukanie schronienia, rozczarowanie i odkupienie. Zdecydowanie ma ciemną energię.

Z kolei Agent Side Grinder wypowiadają się o produkcji następująco:

Tytułowy the Necklace (Naszyjnik) jest metaforycznym narzędziem do budowania osobistej odporności w codziennym radzeniu sobie z przemocą i nadużyciami. Mieliśmy wspólną wizję zarówno piosenki, jak i teledysku i jest to współpraca w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu.


Warto dodać że na albumie Asylum, którym artysta świętuje ponad 40 lat muzyki alternatywnej i undergroundowej, swój udział zapowiedzieli: Ronny Moorings (Clan of Xymox), Agent Side Grinder, Ash Code, Stefana Netschio (Beborn Beton), Williama Faith (The Bellwether Syndicate / Faith and the Muse), Valentina Veil (VV & the Void) i Antipole. 

Zanosi się więc na kawał dobrego gotyku. 


Warto dodać, że album zostanie wydany w dwóch wersjach, osobno na rynek amerykański (w tym przypadku promocją zajmie się Metropolis Records) i brytyjski, gdzie wyda go Manic Depression Records

I na koniec jeszcze kilka słów o współautorze omawianej dziś EP-ki. Znany z wykorzystania syntezy analogowej i innowacyjnych technik nagrywania, Agent Side Grinder to szwedzki zespół elektroniczny założony w 2005 roku. Zespół składa się z Johana Lange, Petera Fristedta i Emanuela Åströma, a ich muzyka została opisana jako mieszanka post-punk, industrial i dark electro. Do tej pory wydali pięć uznanych przez krytyków albumów, zdobywając wiele prestiżowych nagród. Koncertowali w całej Europie, grali na licznych festiwalach jako support takich zespołów jak Suicide i Laibach.

Obecnie są w studio nagrywającym materiał na nowe wydawnictwo.

A my dzisiejszą EP-kę oceniamy celująco, jako przedsmak kolejnego znakomitego wydawnictwa. Trzymamy kciuki i czekamy do 15.07.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 31 maja 2022

Mike Worrall: sztuka która zmusza odbiorcę do refleksji

Mike Worrall (1942) to urodzony w Matlock (Derbyshire) w Wielkiej Brytanii artysta-samouk, który od 1988 roku mieszka w Australii. Maluje surrealistyczne scenki pochodzące ze snów… Zaludniają je głównie dziwne kobiety z przeszłości, ubrane w suknie o szerokich spódnicach rozpiętych na monstrualnych fortugałach (farthingale), na których swobodnie zmieściłaby się cała zastawa stołowa. Wiele z nich jest swobodnymi, malarskimi cytatami z dzieł Diego Vélasqueza. Czemu akurat tamta epoka jest dla Worralla tak pociągająca? Tego niestety nie wiemy, bo czy jesteśmy w stanie wyjaśnić znaczenie naszych snów? Ale przecież nie on pierwszy uległ fascynacji dziełami hiszpańskiego mistrza, przed nim był choćby Pablo Picasso, który wykonał kilkanaście wersji Las Meninas. Obraz ten uchodzi za najbardziej tajemnicze dzieło sztuki. Wiele pokoleń historyków spierało się, co tak naprawdę jest jego tematem, czy jest to portret pary królewskiej? A może dworu Filipa IV? Albo podobizna królewskiej córki? Ostatecznie przyjmuje się, że jest to po trochę wszystko razem, ale poza tym, jest to także monumentalny autoportret artysty w towarzystwie rodziny królewskiej, a zarazem pochwała malarstwa jako prawdziwej sztuki…










Nie wydaje się, aby Worrallowi przyświecały podobne cele, to znaczy stworzenie alegorii sztuki. On tylko chce zaciekawić widza, stworzyć zarys fabuły a resztę pozostawić do swobodnej interpretacji. Artysta zachęca, a raczej zmusza odbiorcę do refleksji, odnośnie prawdziwego przesłania każdego obrazu. Ta tajemnica zawarta w jego obrazach wzięła się z czasów dzieciństwa i z zamiłowania malarza do dzieł zawierających pewien sekret, takich jak prace Maxa Ernsta (TUTAJ) albo Paula Delvaux (TUTAJ). I chyba ten zamiast został osiągnięty, bo płótna artysty wiszą w wielu prywatnych kolekcjach i galeriach, wiele jego obrazów znajduje się w zbiorach Romana Polańskiego, Nicholasa Roega i muzyka Alana Price (The Animals), Victora Lownesa, Vincenta Warda, Alexa Proyasa i innych. Jeden z obrazów nawet zainspirował Romana Polańskiego do zrealizowania Magbeta, a inny posłużył do stworzenia postaci w filmie Ridleya Scotta Alien III (LINK) Co zafascynowało tych wszystkich twórców, dlaczego prace Worralla znajdują tylu zwolenników? Możliwe że dlatego, iż każdy znajduje w nich coś osobistego albo też coś, co trwale uwodzi ich wyobraźnię. Mike Worrall uważa, że powodem, który może skłonić widza do zainteresowania się obrazem musi być to coś w jego treści, coś nieoczywistego, jakiś element surrealizmu.









A autor, jaki on sam jest? Często tak bardzo przygnębiony, że nie ma ochoty już nic robić i wtedy tworzy, jak to sam mówi, wyłącznie z przyzwyczajenia. I wyjaśnia ten swój stan następująco: Odkąd pamiętam zajmuję się wymyślaniem przedstawień; to moja tożsamość, to moja esencja. Bywam bardzo przygnębiony do granic łez w chwilach, gdy dopada mnie artystyczna blokada (co zdarza się co jakiś czas), ale nauczyłem się, że można dojść tylko do pewnego momentu bo potem zawsze coś się psuje, wtedy wracam do walki, sprawny i gotowy do pracy! Oberwałem tak paskudnie jakieś osiemnaście miesięcy temu. Zanim otrząsnąłem się z tego, a trwało to dziewięć miesięcy, to było trudne. Ale wyrwałem się z tego! Jest wiele powodów, przez które odczuwam tak zwaną blokadę, wtedy tracę wiarę w siebie, krótko mówiąc nagle konfrontuję się ze strachem, że nic nie zaskoczy, a ja nie jestem cholernie dobry, a ludzie którzy po prostu mnie pocieszają to wszystko wielkie kłamstwo! Jedno co wówczas pomaga to po prostu dalej rysować. W moim przypadku bazgrolę. W rzeczywistości w dzisiejszych czasach niestety rzadko przechodzę po tym do pełnego rysunku: robię gryzmoły, które mi się podobają, a potem od razu do obrazu. Aż wstyd... (LINK). Wynika z tego, że nawet tak dobry twórca jak Worrall przechodzi kryzys, wchodzi w smugę cienia. I w tej pełnej pesymizmu informacji tkwi dla nas coś optymistycznego, tak samo jak w pracach dzisiejszego bohatera, który wybraliśmy z wielu innych, zamieszczonych na stronie artysty (LINK).

Czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 30 maja 2022

Isolations News 195: Andy Fletcher, Ray Liotta i Alan White RIP, gitara Cobaina, Metallica gra hymn, Led Zeppelin live, waraca Alan Parsons, wegetarianie to mordercy i sny o piwie

Andy Fletcher, członek założyciel i klawiszowiec Depeche Mode zmarł w wieku 60 lat. Do tej pory nie podano przyczyny śmierci.


Do Fletchera dołączył aktor Goodfellas i Field Of Dreams - Ray Liotta, który zmarł w wieku 67 lat we śnie na Dominikanie, gdzie kręcił film Dangerous Waters. Przyczyna jego śmierci też nie jest jeszcze znana (LINK).

Z kolei legendarny perkusista Alan White (Yes) zmarł w wieku 72 lat. Rodzina podała tylko, że stało się to po krótkiej chorobie, ale jak wyżej, przyczyna śmierci nie jest znana (LINK) i (LINK).


Teraz o gitarze kogoś, kogo też już z nami nie ma. Kultowa gitara elektryczna Fender Mustang Kurta Cobaina z 1969 roku, którą muzyk używał w teledysku Nirvany z 1991 roku Smells Like Teen Spirit została sprzedana na Julien's Auctions w dniu 22 maja za prawie 5 milionów dolarów. Dwa lata temu inna należąca do niego gitara poszła za 6 mln dolarów co uczyniło ją najdroższą gitarą świata (LINK).  Na tej samej licytacji poszły jeszcze inne przedmioty związane z Cobainem: Dodge, samochód, który był własnością i był kierowany przez Kurta Cobaina został sprzedany za około 375 000 dolarów, osobiście narysowana grafika przedstawiająca Iron Maiden Killers na deskorolkę z 1985 roku poszła za 35 200 USD, a rysunek przedstawiający Michaela Jacksona za 87 500 USD.

Skoro pojawili się Iron Maiden, to teraz o innej kapeli metalowej. Gitarzyści grupy Metallica zagrali hymn narodowy przed meczem Giants (LINK) a poza tym udostępnili sporo materiału wideo z ich koncertu w Mineirão w Belo Horizonte w Brazylii, z 12 maja (LINK).


W temacie kultowych metalowych koncertów - został odkryty i przesłany do Internetu unikalny materiał filmowy z jednego z najbardziej kultowych koncertów Led Zeppelin – który odbył się w nowojorskim Madison Square Garden w 1970 roku. 

Za to Karl Sanders z Nile udostępnił nową piosenkę The Sun Has Set on the Age of Man, która pochodzi z najnowszego  albumu Saurian Apocalypse. Premiera planowana jest na 22 lipca, będzie to już trzeci album muzyka w tym stylu.

I jeszcze news o nowym wydawnictwie innego artysty. Alan Parsons  ogłosił wydanie nowego albumu From the New World i wydał główny utwór Uroboros z gościnnym udziałem Tommy'ego Shawa ze Styx. Album ukaże się 15 lipca w wielu formatach, w tym CD, CD/DVD, winyl i zestaw box które wszystkie są już dostępne w przedsprzedaży.


Coś dla gwiazd rocka. Naukowcy z University of Illinois w Chicago znaleźli sposób na odwracanie procesu upijania, czyli na szybkie trzeźwienie. Naukowcy wykorzystali CRISPR (ang. Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats) – system obrony organizmów, powodując reset u pijanych myszy. Z Panem Zenkiem spod sklepu może nie być tak łatwo... (LINK).  

Przypomina się dowcip, jak to Jasio pyta ojca:

- tato, tato jak to jest jak się jest pijanym?

- widzisz synku tych dwóch panów za oknem? Jak bym był pijany widziałbym czterech

- tato, tato ale tam idzie jeden pan...

I pewnie z powodu picia facet pożegnał się z życiem. Tak jak mąż autorki powieści romantycznych 71-letniej Nancy Crampton Brophy, która napisała esej Jak zabić męża. Pisarka została uznana za winną śmiertelnego zastrzelenia męża cztery lata temu. W eseju szczegółowo opisała kilka sposobów popełnienia niewykrywalnego zabójstwa i uniknięcia odpowiedzialności za zbrodnię (LINK). 

Patrząc na to jak wygląda autorka, chłop pewnie poszedł prosto do nieba. No i wiadomo dlaczego pił... 


Za to ten news doprowadzi do tego, że pić zacznie Sylwia Spurek. Otóż rośliny komunikują się między sobą za pośrednictwem liści, ostrzegają przed niebezpieczeństwem i wysyłają sygnały informujące np.: o tym, że są właśnie zjadane  - takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych przez prof. Stanisława Karpińskiego z SGGW w Warszawie we współpracy z naukowcami z University of Missouri (USA). Wegetarianie, czy wiedzieliście, że jesteście mordercami? (LINK).

Co w takim razie jeść, skoro mięso nie i rośliny też nie? Może mydło? Też nie, to bowiem może mieć życie... pozagrobowe. Goście hotelowi zostawiają codziennie miliony na wpół zużytych kostek mydła. Organizacja non-profit Clean the World  ma misję zmiany ich przeznaczenia. Zbiera lekko zużyte kostki mydła, które dotąd szły na śmietnik, rozpuszcza je i na nowo lepi z nich nowe kostki mydła, które wysyła cierpiącym na niedobór mydła dzieciom w różnych zakątkach świata. Dotąd zebrała 13 milionów funtów wyrzuconego mydła i rozesłała 68 mln kostek przetworzonego mydła do 127 krajów. I to wszystko osiągnęli sami wolontariusze, swoją pracą i pomysłowością (LINK). 

Jak widać w temacie mydła ktoś może być lepszy od Niemców.   


Kolejny news z obozu postępu. Niektórzy lekarze uważają, że używanie telefonów komórkowych i smartfonów spowoduje ewolucyjne zmiany w ciele ludzkim, w obrębie szyi i karku. Używanie urządzeń komunikacyjnych powoduje stały ból i sztywnienie górnej części kręgosłupa. Jak się zmieni nasza sylwetka? Będziemy chodzić z głową przekrzywioną i pochyloną pod kątem 60 stopni (LINK). W sumie jeśli tyle samo leworęcznych i praworęcznych używa komórek, średni kąt skrętu wyjdzie zero.  

Na koniec powiew optymizmu, zwłaszcza dla panów. Wygląda na to, że przynajmniej jedna korporacja mogła w końcu osiągnąć ostateczną granicę marketingu: reklamę dla nas w naszych snach. Jak donosi prasa grupa osób wzięła udział w eksperymencie Coorsa, który z powodzeniem przeniknął do ich snów reklamami piwa (LINK).

W temacie - żona mówi do męża: 

- wybieraj, piwo albo ja!

- a ile tego piwa?

My wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.