Czy ludzie smutni są dotknięci chorobą objawiająca się szaleństwem? Ten aspekt ludzkiego życia – czyli choroby i smutku – analizowany jest poprzez wystawę zatytułowaną De morbis capitis et tristitia animae. O chorobach głowy i smutku duszy, którą można oglądać do 9 lutego przyszłego roku w Muzeum im. Mikołaja Kopernika we Fromborku (LINK) . Jej mottem jest myśl Wszyscy jesteśmy szaleni, tak że trudno powiedzieć, kto z nas najbardziej sformułowana przez Roberta Burtona, anglikańskiego duchownego i humanisty, autora dzieła wydanego w 1621 roku: Anatomia melancholii, czym ona jest, z jej wszelkimi odmianami, przyczynami, objawami, rokowaniem i kilkoma sposobami jej leczenia.
Wystawa została tematycznie podzielona, zgodnie z konotacjami dotyczącymi melancholii, szaleństwa, choroby i cierpienia, ukazanymi poprzez obrazy i inne przykłady sztuki plastycznej. I tak najpierw możemy zobaczyć portrety osób, które według wiedzy historycznej były dotknięte szaleństwem lub skrajną depresją, a więc księcia Albrechta Fryderyka Hohenzollerna, Jana Zygmunta Hohenzollerna, Fryderyka Wilhelma IV – Króla Prus i Fryderyka Albrechta. Szczególnie ten ostatni, który przez poddanych został nazywany der gnädige blöde Herr (łaskawy głupi Pan) ze względu na schizofrenię paranoidalną, na obrazie jest upozowany według ówczesnej mody na renesansowego księcia-melancholika.
Niejako w nawiązaniu do tego przedstawienia, zgromadzone zabytki obrazują istotę Melancholii, oczywiście właściwie dla istoty jej pojmowania w dawnych wiekach. Była ona kiedyś synonimem lenistwa czyli gnuśności, albo acedii, o której pisaliśmy TUTAJ. Za ilustrację tej wady służy malarstwo tablicowe z Alegorią Grzechów Głównych. Wśród kolejnych zabytków przewijają się inne oznaki apatii i smutku sprowokowany przez stan głębokiej acedii: jest nim gest podparcia głowy ręką, charakterystyczny dla wizerunków pustelników i pokutników, medytujących nad śmiercią czyli św. Hieronima, Marii Magdaleny czy pełnego rezygnacji proroka Jonasza.
Pokaźną część wystawy zajmują odniesienia do sposobów leczenia melancholii, epilepsji, napadów szału wreszcie apopleksji. Dawni lekarze proponowali najróżniejsze terapie: od ziołolecznictwa poprzez wstawiennictwo świętych aż po trepanację czaszki, co miało uwolnić pacjenta od wpływu złych duchów... Dla zilustrowania tego zagadnienia zademonstrowano przedmioty z różnych epok, od kompozycji z leczniczych ziół po plakaty ostrzegające przed wścieklizną.
Ostatnia część ekspozycji została poświęcona trawiącej średniowieczne społeczeństwo zbiorowej histerii objawiającej się w tanecznej furii oraz objawom epilepsji. Obie choroby posiadały wspólnych patronów – św. Wita, św. Walentego i św. Jana Chrzciciela. Pokazano więc obiekty powiązane z tymi trzema świętymi: mistyczne przedstawienia Głowy św. Jana Chrzciciela na misie, a także sceny z życia wszystkich tych świętych. Ta część ekspozycji prezentuje również swoisty katalog ujęć św. Jana Chrzciciela, koncentrujących się na dramacie Jego męki i wiele obrazów inspirowanych legendą o św. Walentym i św. Wicie.
Robert Burton pytał filozoficznie: Kogo bowiem omija obłęd, melancholia, pomylenie? (…) A kto nie jest pomylony, kto jest wolny od melancholii? Czyje nawyki albo usposobienie nie są, mniej lub bardziej, nią dotknięte?(…) Bośmy wszyscy, ad unum omnes [co do jednego] obłąkani (…), semel insavivimus omnes [wszystkich dopadło szaleństwo choćby raz], nie, nie raz, ale zawsze… Od tej refleksji tylko krok do romantycznej apologii szaleństwa, kiedy to bunt artysty czynił z niego odmieńca, żyjącego krótko, lecz intensywnie. Tego przejawu szaleństwa, o którym pisaliśmy TUTAJ zabrakło na wystawie. A warto było go jeszcze odnotować, zwłaszcza, że niesie w sobie odniesienie do postaw charakterystycznych dla subkultur młodzieżowych lat 80. XX wieku, z czego zrodziła się muzyka punk a potem new wave oraz ciemność nurtu dark i gothic.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Trzeci w dorobku, ale za to pierwszy w pełni instrumentalny, album Mariusza Dudy z Riverside, pod pseudonimem Lunatic Soul. Ich debiut opisywaliśmy TUTAJ, i wtedy przedstawiliśmy motywację muzyka do podjęcia działań autorskich. W rzeczywistości jednak autor nie działa sam - towarzyszą mu na płycie Maciej Szelenbaum (pianino) i Wawrzyniec Dramowicz (perkusja), choć tylko w kilku utworach. Za to Mariusz Duda wykazuje się wybitnymi umiejętnościami, skomponował muzykę (poza Impressions II) i gra na gitarze akustycznej, basie, klawiszach, perkusji, ukulele, kalimbie, podkłada też głos... Całość opatrzona jest piękną minimalistyczną szatą graficzną autorstwa Travisa Smitha.
O współpracy z innymi muzykami, podczas realizacji swojego debiutu, Mariusz Duda w wywiadzie udzielonym TUTAJ mówi tak:
Maciej Szelenbaum – tworzyliśmy razem piękne dźwięki na długo przed powstaniem zespołu na „R”. Maciek jest współautorem kilku kompozycji, zagrał na klawiszach, pianinie, fletach różnej maści, harmonijce, instrumencie z jedna struną, którego nazwy ni cholery nie znam, i qujangu. Zagrałby na jeszcze kilku instrumentach, ale już mu nie pozwoliłem, bo głupio bym przy nim wyglądał.
Wawrzyniec Dramowicz – nie widziałem nikogo innego na jego miejscu. Dla niewtajemniczonych, na co dzień perkusista Indukti, zespołu, który bardzo sobie cenię. Zagrał dokładnie to, co chciałem, – nawet nie musiałem nic mówić. To znaczy - chyba coś powiedziałem, ale nie pamiętam.
O samym albumie artysta TUTAJ mówi tak: To akurat jest moja fascynacja takimi brzmieniami (chodzi o brzmienia elektroniczne z lat 80-tych), która zaczęła się już trochę wcześniej, bo na płycie „Impressions” z 2011 roku. Tam chociażby utwór „Impressions I” był elektroniczny, ale potem nie rozwijałem tego kierunku, bo się bałem.
A sam album to absolutnie genialna muzyka. Gatunek nie do zaszufladkowania, choć na Discogs uważają że to rock akustyczny, czy progresywny (TUTAJ).
Jest tutaj wszystko, piękne fortepianowe pasaże (Impression VIII), gitarowe krajobrazy (Impresion VI), niesamowite gitary (powalający wręcz Impression III), znakomite głosy (Impression IV), elementy smutku, czy wręcz lekkiego horroru (Impression V i VII)...
Słychać tutaj momentami Orkiestrę Ósmego Dnia, gdzieś w tle może pobrzmiewa refleksyjny Cocteau Twins z fortepianem Harolda Budda, ale to wszystko nie jest żadnym naśladownictwem, to znakomita autorska twórczość, i co najważniejsze - kompletnie się nie starzeje ...
Mariusz Duda powiedział, że album jest soundtrackiem do nieistniejącego filmu.
Idealna muzyka na lato, tak jakby artysta chciał nam przekazać, że w każdy dzień lata niesie ze sobą coraz większy smutek zbliżającej się jesieni...
Arcydzieło i to w wielu wymiarach.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Lunatic Soul - Impressions, KSCOPE 2011, realizacja: Mariusz Duda i Magda oraz Robert Strzedniccy, tracklista: Impression I, Impression II, Impression III, Impression IV, Impression V, Impression VI, Impression VII, Impression VIII.
Swego czasu mocno zasłuchiwałem się w dokonaniach Szwedów, pokłosiem czego jest posiadanie kilku albumów z ich dyskografii. Wydaje mi się, że najlepszy z nich to omawiany dziś Gran Turismo (czwarty album zespołu) z 1998 roku. Nostalgiczny, pełen ciekawej muzyki i jak można wywnioskować z tytułu, rzeczywiście jest to niesamowita podróż w poszukiwaniu uczucia.
Płyta szatą graficzną rzeczywiście nawiązuje do podróży, no i dodatkowo okraszona jest dwoma wielkimi przebojami, z których Erase/Rewind jest moim ulubionym...
Ona zmienia zdanie, więc cofnij swoją taśmę i ją skasuj. Prosty i krótki tekst, jak zresztą większość na albumie, i lekka wpadająca w ucho melodia - oto przepis na hit. Podobnie zresztą jest z drugim wielkim hitem z tego albumu, czyli My Favourite Game...
Nie wiem, czego szukasz Nie znalazłeś tego kochanie, to pewne Rozdzierasz mnie i rozrzucasz dookoła W kurzu czynu i czasu I nie jest to z pożądania, widzisz To nie jest sprawa ty kontra ja To w porządku, że chcesz mnie dla siebie Ale na końcu zawsze jestem sama
I przegrywam moją ulubioną grę Znowu tracisz rozum tracę dziecięce marzenia Przegrywając moją ulubioną grę
Wiem tylko, po co byłam królową Innego ciebie, żebym mogła kochać cię bardziej Naprawdę myślałam, że mogłabym cię tam zabrać Ale mój eksperyment prowadzi donikąd Miałam wizję, że mogę cię zmienić Głupia misja i śmiertelna walka Powinnam była to zobaczyć, kiedy moja nadzieja była silna Moje serce teraz jest czarne, a moje ciało smutne
I przegrywam w moją ulubioną grę Znowu tracisz rozum Przegrywam w moją ulubioną grę Znowu tracisz rozum tracę młodość Przegrywając w moją ulubioną grę
Do tego mamy jeszcze 9 innych piosenek, i szczerze mówiąc nie ma wśród nich słabszych. Wszystkie mają w sobie to coś, czego nieraz zespołowi wcześniej brakowało - taką swoistą dojrzałość, i jeśli ktoś patrzył na zespół z perspektywy ich wcześniejszych hitów, jak choćby Lovefool, musiał mocno zmienić zdanie.
Na otwarcie już jest mocno - bardzo nostalgiczny Paralyzed to świetnystarter i od razu wiadomo o czym będzie ten album...
Tutaj twój zdrowy rozsądek się poddaje I zaczyna się miłość Nigdy nie trać przyczepności Nie potykaj się Nie upadaj Stracisz to wszystko Najsłodszy sposób na śmierć
Spoczywa w środku Nie możesz się schować To najgorszy ogień Och, to dziwne pragnienie Nie możesz kłamać To niepotrzebna walka
Tutaj twój zdrowy rozsądek się poddaje I zaczyna się miłość Nigdy nie trać przyczepności Nie potykaj się Nie upadaj
Stracisz to wszystko Najsłodszy sposób na śmierć
Kiedy twoja krew wysycha Jesteś sparaliżowany To zje twój umysł Powstrzymałeś to Przychodzi do ciebie w powolnych atakach To najgorszy ogień
Tutaj twój zdrowy rozsądek się poddaje I zaczyna się miłość Nigdy nie trać przyczepności Nie potykaj się Nie upadaj Stracisz to wszystko
Najsłodszy sposób na śmierć
Także jest to poważne ostrzeżenie.... Po nim opisany wcześniej Erase/Rewind po którym znowu wracamy do spokojniejszych,wręcz leniwych rytmów w Explode, piosence w której zespół ustami Niny Persson zapewnia nas, że jest się w stanie nami zająć.
Startero to znakomita piosenka o nowym początku, zostawiamy przeszłość za sobą, ale musimy sobie zdawać sprawę, że ten nowy początek jest bliżej naszego końca... Na kolejny - możemy już nie mieć czasu.
Znowu nowy początek Trochę bliżej Znowu nowy początek Trochę bliżej Znowu nowy początek Trochę bliżej końca...
Z lekkiego uspokojenia wyrywa nas Hanging Around kolejny dynamicznyi wręcz znakomity utwór.Mistrzostwo świata!
Zastanawiam się, jak to jest Patrząc twoimi oczami Zaproponowałeś mi spróbować Ale zawsze się spóźniałam Filtry, których używam Dają mi wymówkę Zabieram to, co prawdziwe Czuję to i przepala mi się bezpiecznik
Zawieszam się Przed kolejną rundą kręcę się w pobliżu
Przed kolejną rundą trzymam się
Tej samej starej piosenki
Zawieszam się Przed kolejną rundą Dopóki coś mnie nie powstrzyma
Zastanawiam się, jak to jest Idąc u twego boku Pomyśleć, zanim powiem I poruszać się z taką samą prędkością, jak idziesz Chcę mieć wagę By zatrzymała mnie w twoim stanie Oglądam to z góry kocham, ale to nie dla mnie
Zawieszam się Przed kolejną rundą kręcę się w pobliżu
Przed kolejną rundą trzymam się Tej samej starej piosenki
Zawieszam się Przed kolejną rundą Dopóki coś mnie nie powstrzyma
Dobrze, że to był trzeci singiel promujący album, w dodatku ze znakomitym klipem, wyjaśniającym znaczenie owego hanging around.
Higher jest delikatnie mówiąc erotykiem a po nim Marvel Hill - owyimaginowanym wzgórzu i rozstawaniu się z rzeczami ziemskimi, prawdopodobnie przed śmiercią. My Favourite Game opisaliśmy powyżej. Po nim Do You Believe tekst którego można odbierać różnie. Ogólnie rzecz biorąc wokalistka nie wierzy, że miłość może ocalić świat. Junk of the Hearts jest o niemocy dokonania wyboru i tkwieniu w nieudanym związku. Album kończy instrumentalny Nil, też bardzo ciekawy.
Reasumując, to znakomity album na wiosenne dni, bo przecież nie w każdy dzień wiosny musi świecić słońce.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
The Cardigans, Gran Turismo, producent: Tore Johansson, Stockholm Records, 1998, tracklista: Paralyzed,
Erase/Rewind,Explode, Starter, Hanging Around, Higher, Marvel Hill, My
Favourite Game, Do You Believe, Junk of the Hearts, Nil.
Jest w historii rocka wiele znakomitych conceptalbumów, co ciekawe, w tym stylu lubują się kapele progrocka - jak choćby kiedyś Marillion. Podobnie też jest z omawianym dziś wydawnictwem - dwunastym albumem potęgi gatunku - zespołu Camel. A skoro Camel to wiadomo, Andy Latimer (o tym co się z nimi dzieje dzisiaj pisaliśmy TUTAJ). Ten ostatni, napisał do albumu całą muzykę i go wyprodukował, natomiast za teksty posłużyły wiersze Suzane Hoover, prywatnie partnerki, a później żony Latimera.
Conceptalbum opiera się na historii rodziny Latimera - dokładnie jego babci - emigrantów zarobkowych do USA z Irlandii. Ich ostatnim widokiem na ojczyznę był port Cóbh Harbour - zwany Portem Łez. Pięknie położony port w Cork, znany także stąd, że Titanic odbył z niego swój pierwszy rejs. I to już wystarczyło żeby na tym motywie oprzeć wizję całego znakomitego albumu. Bo Latimer jest człowiekiem o niesamowitej wrażliwości, co zresztą często podkreślał Tomasz Beksiński, również niezwykle wrażliwy człowiek...
Nie dziwią zatem tradycyjne irlandzkie akcenty na okładce, oraz otwierająca album piosenka Irish
Air zaśpiewana acapella przez Mae McKenna. To tradycyjna pieśń Gaelów - odłamu Celtów (warto zobaczyć TUTAJ).
W tym spokojnym miejscu stoję sama, Daleko od mojej ojczyzny A moje puste serce nie może sobie przypomnieć, Zapomnianych snów, które przyniosły mi radość
Gdybym znała sposoby na porzucenie zmarnowanych lat, Pojechałabym do moich bliskich. I z siłą i wiarą w Boga umarła,
Chętnie - tam ... w Irlandii
Natychmiastowa gitarowa odpowiedź Latimera, niczym bomba atomowa pokazuje nam, jak wielkim jest gitarzystą. Od początku wiemy, że to będzie klasyk i znakomita płyta.
Pora na Harbour
of Tears - utwór tytułowy. Piękna pieśń o losie tamtych ludzi - 5 z 7 braci musi opuścić rodzinny kraj za pracą. Cóbh - patetyczne instrumentalne pożegnanie z krajem, które płynnie przechodzi w Send Home the Slates. Narrator dostaje pracę, odwiedza dalszą rodzinę z Denver, stara się wysłać do Irlandii pieniądze, żeby jego bliscy mogli kupić sobie buty i inne dobra. Under the Moon to kolejna instrumentalna suita z imponującą solówką Latimera, a po niej Watching the
Bobbins - historia kobiety pracującej jako szwaczka, po dziesięć godzin dziennie. Ma koszmarnie niskie zarobki, ale stara się to wytrzymać. Chce kiedyś z zarobionymi pieniędzmi wróćic do kraju. Generations - to kolejna instrumentalna suita, a po niej Eyes of Ireland. To właściwie kontynuacja tytułowego utworu, historia opowiadana przez babcię. Jak to kiedyś żyli z roli, ale kataklizm zniszczył plony. Dom się zawalił, musieli wyjechać patrząc ostatni raz na ukochany kraj z portu łez. Running from Paradise kolejny instrumentalny utwór (ten flet! i dialog z gitarą - mistrzostwo) a całość - jeśli chodzi o wokal, podsumowuje End of the
Day.
Wyszukiwanie fragmentów ze starego wczoraj, Stoję na krawędzi mojego dzieciństwa do odnalezienia, Tęsknię za cieniami co tańczyły na koniec dnia...
Album kończy seria znakomitych utworów instrumentalnych - Coming of Age, The Hour Candle (A Song for My Father) i hidden track - tak jakby Camel chcieli dać nam czas na przemyślenie tej historii.
Powinniśmy pamiętać, że kiedyś emigracja za pracą była czymś zupełnie innym, niż jest dzisiaj. Kiedyś ludzie w nowym miejscu pracowali, żeby pieniądze wysłać rodzinie. A dziś? A dziś stanowią często potencjalne zagrożenie i sieją terroryzm.
W ocenie wielu fanów to najlepsza płyta Camel, choć naszym zdaniem ustępuje nieco albumowi Stationary Traveller (pisaliśmy o nim TUTAJ), choć dzielą te płyty milimetry. Reasumujac - GENIALNE.
My wracamy jutro z newsami dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Camel, Harbour of Tears, producent: Andy Latimer, Camel Productions 1996. Traxcklista: Irish Air, (Traditional Gaelic), Irish Air (Instrumental Reprise), Harbour of Tears, Cóbh, Send Home the Slates, Under the Moon, Watching the Bobbins, Generations, Eyes of Ireland, Running from Paradise, End of the Day, Coming of Age, The Hour Candle (A Song for My Father).
O drugim albumie the Sound z 1981 roku krążą opinie, że jest to jedna z najlepszych płyt post - punku, że można tutaj odnaleźć ducha the Doors, i że zespół zapisał się w historii muzyki w zasadzie swoim debiutem Jeopardy z 1980 roku i omawianym dziś albumem. Kilka razy zabierałem się za to dzieło i wreszcie do niego dojrzałem. Tak, to świetna płyta i nie ma wątpliwości, że należy nabyć ją do swojej kolekcji.
Okładka przedstawia obraz z XIX wieku, brytyjskiego malarza Britona Rivire pt. Daniel w Jaskini Lwów. Jak wiadomo biblijny Daniel wyszedł zwycięsko z próby, ocalony przed śmiercią. Dlatego pewnie, ale i z powodu warstwy tekstowej, Jonathan Garrett (LINK) z NME stawia omawiany dziś album w konfrontacji do Closer zespołu Joy Division. Czy to aby trafna teza? Naszym zdaniem nie, co pokazujemy poniżej.
Warto wspomnieć, że w 1980 roku, kiedy Closer i LWTUA okupowały szczyty list najlepszych albumów i singli w UK, Joy Division stali się punktem odniesienia dla wielu zespołów nie tylko rynku brytyjskiego, ale też w innych krajach (u nas zresztą również). Garrett podkreśla (odnosząc się do oryginalnej recenzji albumu napisanej przez Andy Gilla), że teksty na płycie są uszyte z tego samego materiału, co teksty na Closer Joy Division, czy na the Holly Bible zespołu Manic Street Preachers, jednak the Sound unika pesymistycznego tarzania się w rzeczywistości. Autor zauważa też, że album nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem od razu po wydaniu, a dopiero po pewnym czasie. Jego legenda odżyła, po tragicznej śmierci gitarzysty, tekściarza i wokalisty the Sound Adriana Borlanda.
Sprawa dość banalna - rozpad zespołu, niepowodzenia w solowej karierze. W końcu depresja, problemy z alkoholem i trzy próby samobójcze, ostatnia zakończona powodzeniem.
Jakże wzruszająca jest recenzja solowego albumu Harmonyand Destruction, Adriana Borlanda, napisana przez jego matkę - Lin - w 2002 roku (wersja archiwalna jest TUTAJ). Możemy dowiedzieć się, że artysta popełnił samobójstwo podczas nagrywania tej właśnie solowej płyty. Pierwszy tydzień nagrań przebiegał dobrze, Borland był pełen entuzjazmu. W drugim jednak nastąpiło załamanie, zignorował ostrzeżenia lekarzy i zbytnio się forsował. Jego matka twierdzi, że poświęcił swoje życie dla muzyki, a na wspomnianym solowym albumie opisuje wiele ze swoich problemów, między innymi alkoholizm i próby samobójcze (do tej płyty jeszcze wrócimy). Zatem jak widać, NME zbyt pozytywnie odebrało From the Lions Mouth, bowiem z perspektywy czasu, Borland i Curtis skończyli tak samo.
Adrian Borland bowiem, rzucił się pod pociąg. Miał 41 lat...
Przejdźmy zatem do omówienia samego albumu.
Na otwarcie Winning - rzeczywiście zgoła odmienne podejście niż Joy Division, bo utwór opowiada o tym, jak walczyć gdy wsparcie wkoło nas zawodzi. To ewidentnie nawiązanie do okładki i historii Daniela.
Miałem się utopić Ale zacząłem pływać
Schodziłem w dół Potem zacząłem wygrywać, wygrywać
Zwycięski
Szkoda, że Borland nie pamiętał o tym tekście na końcu swojego życia... Po nim Sense of Purpose - optymistycznie o miłości.
Spójrz mi w oczy Zobacz pożądanie i miłość Spójrz mi w oczy Kiedy do ciebie mówię Wezmę swoje życie W moje ręce To ja będę winić Jestem tym, który rozumie
Contact the Fact jest bardziej mroczny, a wspominany optymizm od tej chwili gdzieś pryska... I znika do końca albumu.
Myślisz: świat, prawdziwy świat dla mnie Oglądanie tego, jak odchodzisz, jest jak oglądanie filmu w zwolnionym tempie Wszystko, czego dotknę, obraca się w pył I wszyscy, do których się zwracam, zwracają się przeciwko mnie
W Skeletons sprawy zdają się jeszcze bardziej pogarszać...
W naszym sposobie bycia jest ziejąca dziura Nie mając już nic do wypełnienia Żadnego ciała, żadnej krwi, tylko złamana kość Rama, na której możemy powiesić nasze życie
Żyjemy jak szkielety
Czy ktoś nie obudzi we mnie umarłych? Czy ktoś nie strząśnie ze mnie kurzu? Daj mi wody, daj mi chleba Ale nie wystawiaj mnie na śmierć
Żyjemy jak szkielety
Czujemy się jak szkielety
Judgement to drugi co najmniej genialny moment tego albumy, kończący jego stronę A.
Nie mogę powiedzieć: teraz albo nigdy Jeśli nie zaczniemy działać teraz, może to być teraz i na zawsze Chwila jest bliska, chwila prawdy Ale co cię tak śmiertelnie wystraszyło?
Jesteś taki nieruchomy, milczysz bez ruchu Nie mogę patrzeć i czekać Tylko po to, by zapłacić cenę twojego osądu
Będę naciskał, zważywszy na władzę Przyciągnę cię blisko siebie A jeśli upadnę, to z gracją Nie żałuj, nie przelewaj na mnie swojej litości
Jesteś taki nieruchomy, czy jesteś kulawy? Nie mogę patrzeć i czekać Tylko po to, by wziąć na siebie winę za swój osąd
Czy naprawdę może istnieć ktoś nade mną Kto mnie osądza, kiedy mój czas się kończy Nie mogę uwierzyć, nie mogę uwierzyć Że nie jestem tym, któremu powinienem ufać
Jest taki nieruchomy, cichy, nieruchomy Nie mogę patrzeć i czekać Tylko po to, by zapłacić cenę
Jest taki nieruchomy, milczy, nieruchomy Nie mogę patrzeć i czekać Tylko po to, by zapłacić cenę jego osądu
Poprzedni utwór znakomicie kontynuowany jest na otwarciu strony B. Fatal Flaw jest o uzależnieniu. Po nim Possession - piosenka o wewnętrznej walce dobra ze złem. The Fire zdaje się opisywać ogień serca wiodący narratora na zgubienie. To piosenka w nieco szybszym rytmie, lekko nawet trącająca o punk. Silent Air - trzeci moment kulminacyjny, pokazujący z jak wielkim zespołem mamy do czynienia. Genialny wręcz, z lekko nonszalanckim wokalem Borlanda, przynajmniej na początku. Nomen omen - na koncercie w 1984 roku Borland dedykuje ten utwór IanowiCurtisowi i New Order:
Zważając, że to jego solowa kompozycja, czy po takiej dedykacji da się inaczej rozumieć tekst tego znakomitego utworu, jak nie słowa dla wokalisty Joy Division właśnie?
Grzmot w powietrzu Przed burzą, która rozdziera Gniew w moim sercu Palec na moich ustach
Pokazałeś mi tę ciszę To nawiedza ten niespokojny świat Pokazałeś mi tę ciszę Która potrafi mówić głośniej niż słowa
Słowa kończą się katastrofą Na skałach, w kawałkach Wiem, że coś tam żyje Ale nie mogę powiedzieć, co to jest
Pokazałeś mi tę ciszę To nawiedza ten niespokojny świat Pokazałeś mi tę ciszę Która potrafi mówić głośniej niż słowa
Album kończy New Dark Age, ponownie solowa kompozycja Borlanda. I wcale nie jest to wesoła piosenka.
W najciemniejszych czasach Słychać najmroczniejsze lęki I z najbezpieczniejszych miejsc Przyjdą najodważniejsze słowa Niektórzy prowadzą spokojne życie By trzymać ten przerażony stary świat z daleka Psy wyją na ulicy na zewnątrz Więc zasłaniają okna, mając nadzieję, że one odejdą
Nacisk ze wszystkich stron Wokół naszych uszu Utknąłem w pokoju bez drzwi Przez lata drapałem po ścianach Wszystko, co mamy do pokazania, to kurz na podłodze I oto nadchodzi nowy mroczny wiek
Łapię twój wzrok Zanim upadnie na ziemię Kończy nam się czas, oddech i para Biegniemy w dół Palą czarownice Na wzgórzu kary Umierający dowód w mocy władzy Aby dokładnie się dokonało
W najciemniejszych czasach Słychać najmroczniejsze lęki I z najbezpieczniejszych miejsc Przyjdą najodważniejsze słowa
Nacisk ze wszystkich stron Schodzi wokół naszych uszu Utknąłem w tym pokoju bez drzwi Przez lata drapałem po ścianach Wszystko, co mamy do pokazania, to kurz na podłodze
I połamaliśmy sobie palce Złamali naszą wiarę Złamaliśmy nasze serca tyle razy Nie da się ich już złamać Przez lata drapał po ścianach Wszystko, co mamy do pokazania, to kurz na podłodze I oto nadchodzi nowy mroczny wiek
W takim kontekście album From the Lions Mouth należy uznać za album inspirowany Closer, a nie stojący w opozycji do niego.
A teraz wyobraźmy sobie, że the Sound spotykają na swojej drodze Martina Hannetta i on okrasza to arcydzieło swoimi efektami specjalnymi...
I tak album ten stanie wkrótce na półce koło Closer. Bo w zasadzie historie obu albumów pokazały, że są one totalnie spójne, a analizy płyt należy dokonywać po latach, bo jak mawiają: czasem dopiero w epilogu zaczyna się prawdziwa historia.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
The Sound, From the Lions Mouth, Korova, 1981, produkcja: The Sound i Hugh Jones. Tracklista:Winning, Sense of Purpose, Contact the Fact, Skeletons, Judgement, Fatal Flaw, Possession, The Fire, Silent Air, New Dark Age.
Vesna Živković (ur. 1961 r.), pochodząca z Belgradu Serbka od ponad 20 lat zajmuje się animacją 3D, prezentacjami 3D, projektowaniem graficznym i produkcją telewizyjną. Posiada tytuł certyfikowanego trenera Autodesk w zakresie 3D Max i VRay oraz oficjalny certyfikat Apple dla Final Cut Pro. Jest specjalistą od programów AutoCAD oraz pakietów oprogramowania Adobe, w tym Photoshop, Indesign, Illustrator, Premiere, After Effects. Posiada również wieloletnie doświadczenie dydaktyczne w pracy ze studentami bo prowadziła wiele kursów multimedialnych i projektowych. Dzięki współpracy z wieloma klientami zdobyła doświadczenie w pracy z wykorzystaniem najnowszych wersji oprogramowania multimedialnego i sposobami ich zastosowania, m.in przy projektowaniu stron internetowych, publikacji oraz różnego rodzaju prezentacji na rozmaitych urządzeniach. Jest wielbicielką muzyki i urządzeń elektronicznych, a co zaskakujące - z wykształcenia ekonomistką a umiejętności poruszania się w środowisku cyfrowym nabyła na licznych kursach. Utrzymuje się z organizacji szkoleń dla architektów i innych projektantów wnętrz, zagospodarowania terenu itp. Może zatem nic zaskakującego, że robi zdjęcia - i to robi dobre zdjęcia.
Na pewno są one cyfrowo przekształcone, lecz nie widać tej ingerencji, bo jest ona dokonana delikatnie, z ogromnym wyczuciem, tak aby nie zepsuć harmonii ekspresji obrazów. I cóż na nich widzimy? Samotne drzewo, czerwony księżyc lub kulę zachodzącego słońca, zmarznięte puste pole, łan zbóż, łąkę, ścianę jesiennych drzew, samotną postać... Katalog użytych form nie jest obfity, lecz umiejętne żonglowanie nimi skutkuje kompozycją o wyważonych proporcjach, emanującą spokojem, ciszą, może nawet melancholią czy delikatną nostalgią...
Zdjęcia nie wiadomo czemu tchną smutkiem. Dzisiaj ostatni dzień roku, jutro pierwszy nowego. Może warto oddać się chwili smutku? Ale jutro zacząć od początku, najlepiej z naszym blogiem...
Mariusz Duda, dziś człowiek legenda... Każdy myśli sobie Duda = Riverside. Też tak myślałem gdy dowiedziałem się, że projekt Lunatic Soul jest autorstwa Mariusza Dudy właśnie. Nic bardziej mylnego. Muzyka Lunatic Soul to coś unikalnego, w zasadzie nie do zaszufladkowania. Najbardziej przypomina mi to, co kiedyś próbował robić legendarny Jan Castor na swoim singlu dla Tonpressu. Castor jednak to czasy Republiki, w końcu ją zakładał, nie takie możliwości techniczne, jednak myślę, że gdyby Jan Castor poszedł w obranym wtedy kierunku, dziś byłby konkurencją dla Lunatic Soul.
Posiadam cały dorobek zespołu w kolekcji, nie da się powiedzieć, która z płyt jest lepsza, która gorsza, każda bowiem jest inna, jakby dedykowana na inną porę. Postanowiłem wiec zaprezentować je chronologicznie, zatem dziś debiut z 2008 roku.
Na stronie projektu (LINK) artysta wspomina, że pochodzi z małej miejscowości z północy Polski, leżącej wśród lasów, i zawsze chciał stworzyć muzykę kojarzącą się z takim klimatem. Co za tym idzie, jeśli przyroda i las, to bez elektroniki (prawie nie ma tutaj gitary elektrycznej, jest akustyczna).
Motto albumu:
Żałuję wszystkich tych rzeczy, których nie zrobiłem
Chciałbym naprawić wszystko co było złe
Chciałbym móc ci powiedzieć jak bardzo żałuję
To nie koniec
To początek czegoś, czego się bardzo obawiam
Tak, że aż boję się żyć
Boję się żyć
Boję się żyć
Boję się żyć
Na płycie mamy 14 piosenek, zdecydowana większość z nich jest autorstwa Mariusza Dudy, współautorem 4 jest Maciej Szelenbaum - grający na pianinie, flecie i instrumentach klawiszowych.
Las słychać już od pierwszych taktów albumu... w którego wprowadza nas Prebirth, przechodzący w The New Beginning.
Myślałem, że nie przyjdziesz Czekałam na Ciebie
Z tyłu, gdzieś poza
Out on a Limb to piosenka o tych, którzy latają wysoko, można tekst interpretować w ten sposób, że narrator dzieli się na dwie postaci, z których jedna jest ptakiem. Ptak odlatuje od codzienności i jej problemów. Po niej doskonały Summerland - dla mnie wizytówka albumu. Piękna piosenka o umieraniu, chciałoby się powiedzieć... I krainie słońca, która czeka na nas...
Czy pamiętasz, co powiedziałaś Kiedy spojrzałem w twoje oczy Po raz pierwszy
Wiem, że nie jesteś jeszcze całkiem gotowa Ale nie ma się czego bać W twojej krainie słońca...
Pora na tytułowy Lunatic Soul. Zdaje się, że to kolejny utwór o przechodzeniu do innego wymiaru...
Bezczasowość, Niewysłowiona Widzę duchy moich bliskich Widzę innych Istota światła Przejście przez tunel, długi i ciemny
Po tym wejściu w inny świat dwa instrumentalne utwory: Where the
Darkness is Deepest i Near Life Experience. Pierwszy spokojniejszy, jakby opisywał proces przejścia, drugi już bardziej optymistyczny... Tekst Adrift z kolei:
I tak jak spadające gwiazdy Śpimy w płomieniach Dopóki się nie spalimy
...
Ile razy żyjemy Zawieszeni między niebem a ziemią Ile razy umieramy Próba odrodzenia się z inną maską Bez względu na to, dokąd pójdziemy Dryfujące dusze nigdy się nie żegnają
sugeruje nam, że album nie dotyczy tylko śmierci fizycznej, ale też i duchowej, upadków i powstań... Drift jest przy okazji piękną balladą... Takiego Dudę najbardziej lubimy, choć nie da się ukryć, że w tym utworze chyba jest najbliżej swojej działalności z Riverside (no i jest solówka w stylu R.). Pora na podsumowanie, bowiem The Final Truth to ostatnia piosenka z tekstem.
Tak łatwo zapomnieć Usuń ze świadomości Wszystko Co było kiedyś znaczące Nigdy nie myślałem, że takie rzeczy Miałby aż takie znaczenie Dopóki mnie nie poprosił Żebym je zwrócił
Co ze mnie przeżyje Kartonowe pudełko z myślami w środku Co ze mnie przeżyje Moje małe ucieczki od prawdziwego życia Co przetrwa I co wezmę Do krainy nieskończonych
Jeśli odetnę przeszłość Będzie tak ciemno...
Chcemy być kochani Kochani za to, kim jesteśmy Chcemy być zbawieni Ale nasza ostateczna prawda zależy od czasu
Więc co ze mnie przeżyje Kartonowe pudełko z myślami w środku Co ze mnie przeżyje Moje małe ucieczki od prawdziwego życia Co przetrwa I co wezmę Do krainy nieskończonych
Jeśli odetnę przeszłość Tu będzie tak ciemno...
Kiedy poznałem Przewoźnika Uśmiechnął się do mnie Mógłbym przysiąc, że widziałem już ten uśmiech "Trzeba wybrać" - powiedział "A potem możesz wrócić Dostaniesz kolejną szansę na ożywienie Jeśli zdecydujesz się zachować Twoje wspomnienia z przeszłości Przez wszystko inne, musisz zostać zapomniany Jeśli pozwolisz mi przejąć twój umysł Jeśli pozwolisz mi zabrać swoją duszę W ich sercach zostaniesz na zawsze Twój wybór
Czas jest teraz Na rozdrożu życia pozagrobowego Część ciebie musi zostać utracona Uzupełnij swój umysł Wybierz stronę Wybierz kartę Wyrzuć monetę z ust Bo czas jest teraz Wołam ciebie ponownie Zobaczmy, jaki kolor Twoje wschodzące słońce będzie miało tym razem"
Album kończy Waiting for the Dawn... nawiązującydo początku... Historia zatacza koło.
Lunatic Soul daje nam o wiele więcej niż Riverside. Bo zespołów progrockowych jest masa, a Mariusz Duda solo, jest tylko jeden.
6/6 - tak nie gra nikt...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Lunatic Soul, producenci: Mariusz Duda, Robert Srzednicki, Kscope 2008, tracklista: Prebirth, The New Beginning, Out on a Limb, Summerland, Lunatic Soul, Where the Darkness is Deepest, Near Life Experience, Adrift, The Final Truth, Waiting for the Dawn.