sobota, 22 sierpnia 2020

Factory Records chciało zwolnić Martina Hennetta po realizacji Unknown Pleasures Joy Division? Kto zabił Martina Hannetta? - streszczenie książki Colina Sharpa cz.10

Jakiś czas temu zaczęliśmy na naszym blogu streszczać książkę Colina Sharpa o jednym z największych realizatorów nagrań w historii, i jednocześnie twórcy Manchester Sound, Martinie Hannettcie. Pierwsza część opisu dostępna jest TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ, siódma TUTAJ, ósma TUTAJ a dziewiąta TUTAJ.

W kolejnych rozdziałach Colin Sharp przedstawił urywki z wczesnej młodości Hannetta, opis jego doświadczeń z narkotykami, byliśmy świadkami narodzin pierwszych niezależnych wytwórni płytowych Manchesteru, oraz co najważniejsze, mogliśmy odczuć klimat towarzyszący powstawaniu nagrań takich gwiazd jak John Cooper Clarke, Durutti Column czy Joy Division.  Poznaliśmy także historię nagrania singla Electricity, będącego wynikiem współpracy między Martinem a muzykami z zespołu OMD.

Dzisiejsza część, już dziesiąta, zaczyna się od opisu relacji jaka łączyła Martina Hannetta ze Stephanie Formula, dziewczyną muzyka Magazine, projektu Havarda Devoto, który powstał po odejściu od Buzzcocks. Mimo że Stephanie była tylko dziewczyną muzyka Magazine, to i tak nadano jej jego nazwisko. 

Martin wtedy pracował nad debiutem Magazine - the Correct Use of Soap. Następnie Colin Sharp opisuje atmosferę podczas jednej z nocy Factory w Russell Club na początku 1979 roku. Ludzie zażywają masowo narkotyki, wszędzie kolorowe fryzury, dziwne image, ogólnie panuje luz, a fani wymieniają się kserowanymi fanzinami. Występuję takie kapele jak The Tiller Boys, Cabaret Voltaire, Teardrop Explorers, Echo and the Bunnymen czy Buzzcocks. Relacje między ludźmi są też bardzo luźne, więc Stephanie mieszka z Martinem i Suzanne w ich mieszkaniu. Martin jest pierwszym posiadaczem nowego odtwarzacza wideo w Manchesterze, właśnie ogląda the Old Grey Whistle Test gdzie występuje z the Invisible Girls:

 
(choć to raczej nie ten występ bowiem powyższy jest z roku 1980).

Autor spędził wtedy w mieszkaniu Hannetta kilka tygodni, widział jak żyje, jak gotują, jak Martin studiował czasopisma muzyczne, głownie the Sounds, NME i Melody Maker. To wtedy ukazała się recenzja płyty Unknown Pleasures napisana przez Jona Savagea w Melody Maker, w której padło stwierdzenie, że ten album to może być debiut roku 1979. Spotkał wtedy wiele znanych gwiazd, Cooper Clarke, Ed Banger, Jilted John czy w końcu samego Jona Savagea

Bawili się wtedy z Hannettem w grę, którą nazywali: ulubiona płyta. Obaj wśród faworytów mieli albumy Beatlesów, przy czym Hannett White Album a Sharp Revolver. Martin szanował płyty Beatlesów za muzyczne  eksperymenty, obaj też lubili Briana Jonesa i Syda Barretta. Wśród ulubionych filmów wymieniają Blowup Antonioniego

W jeden z weekendów który autor spędził na zażywaniu narkotyków, seksie i rock and rollu, wybrał się zobaczyć Joy Division w Lesser Free Trade Hall. Zespól wspierał Clarke, który występował solo i wyglądał na strasznie wychudzonego (jak zwykle). Nie pominął podczas występu swoich największych hitów.

 
Joy Division wypadają znakomicie i są w pełni profesjonalni ze swoimi dźwiękowcami i obsługą. Ian wykonuje swój taniec a jego młodzieńczy głos jakby był buczeniem demonów które proszą o odkupienie. Hooky ze spuszczoną głową trzyma nisko swoją 6 strunową gitarę, a Stephen pod wpływem Martina stał się jednym z najbardziej kreatywnych perkusistów, który z inspiracji Hannetta właśnie wprowadził do zestawu perkusyjnego wiele elektronicznych udziwnień. Sumner z dala od świateł zmienił niedawno gitarę na Gibsona. Ian gra też na swoim Vox Phantom 4 Special, o kształcie trumny (warto zobaczyć TUTAJ), którą zespół wprowadził bardziej z powodów wizualnych niż muzycznych. 

Pojawiają się największe hity odśpiewane z publiką jak Transmission, Digital, She's Lost Control, Shadowplay, Disorder, oraz Passover czy Decades które pojawią się na Closer. Zespół zdaje się stracić nieco swojej bezpośredniości i natarczywości z wcześniejszych czasów Warsaw. Łatwo wyobrazić sobie ich koncerty w największych salach świata. Na bis grają LWTUA. Jest też środowisko dziennikarskie. 

 

Martin w tamtym czasie zdaje się być lekko odsunięty przez Factory od profitów, przeżywa też niektóre negatywne recenzje płyty Unknown Pleasures. Mniej uczestniczy w koncertach live zespołu, uważa że występy na żywo obdzierają ich utwory z głębi jaką im nadał w studio. Tony Wilson cieszy się swoim dzieckiem: A Certain Ratio, Rob Gretton bardziej zajmuje się byciem menadżerem Joy Division, a Alan Erasmus na drugim planie czuwa nad interesem Factory. Saville za to jest w Londynie gdzie zajmuje się nowymi projektami takich zespołów jak OMD. Tylko Martin znalazł się gdzieś na boku. 

Autor wtedy zakończył swój epizod wokalny z Durutti Column i obaj z Martinem byli jedynymi zadowolonymi z projektu A Factory Sample. Autor i Vini ćwiczyli kilka razy, Vini grał też solo przed występami innych np. Magazine czy Slaughter and the Dogs. Niemniej to był projekt bez przyszłości. Vini z powodów zdrowotnych przestał występować i wtedy z Martinem nagrali debiutancki album The Return of Durutti Column, a autor założył swoją kapelę The Roaring 80's

Zażywał w tamtym czasie zbyt dożo narkotyków, nie spał po nocach i czuł się kompletnie bezużyteczny. Podejrzewa że to z powodu narkotyków zostali wraz z Hannettem wykluczeni ze środowiska Factory. Na koniec rozdziału autor przytacza fabularyzowany dialog między dwoma fanami, jeden z nich nazywa Martina Hannetta Martinem Hamletem, obaj są zgodni, że producent zrujnował w studio brzmienie Joy Division, jakie prezentowali na koncercie i prawdopodobnie wyleci z Factory. Krążą już na giełdzie nazwiska kto ma go zastąpić.

Jak widać w książce Colina Sharpa pojawił się bardzo ciekawy wątek, którego nie można doszukać się w innych dokumentach o zespole i o Factory. Tam bowiem dowiadywaliśmy się, że Hannett był trudny we współżyciu, natomiast nigdy nie pojawiał się wątek niezadowolenia środowiska wytwórni z efektów jakie Martin osiągnął na Unknown Pleasures. Owszem muzycy Joy Division twierdzili, że zarówno Sumner jak i Hook byli niezadowoleni z realizacji (Hook nawet żartobliwie stwierdził że to chyba jedyna rzecz w jakiej z Sumnerem są zgodni), natomiast nie pojawił się wątek, że z tego powodu planowano zastąpić Hannetta innym realizatorem. Aż strach bierze na myśl, co dziś zawierałby album Closer...

Wkrótce opiszemy kolejną część książki Colina Sharpa, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 21 sierpnia 2020

Z mojej płytoteki: Republika 1984 wydawnictwa Mega Ton, czyli jedziemy Orwellem na pierwszym polskim picture discu


Niby lata 80. nie są taką przeszłością, aby nie można było ustalić przebiegu zdarzeń, które wtedy miały miejsce, a mimo to pewne informacje nie są do ustalenia, jeżeli, co trzeba zastrzec, osobiście nie dotrze się do osób, których one dotyczą. 

Jedną z takich historii są ta związana z angielską wytwórnią Mega Ton (znaną także jako Mega Records, Mega Music lub The Mega Organisation Ltd.) która wyprodukowała w latach 1983-1984 płyty trzech czołowych polskich zespołów rockowych: Republiki, Lady Pank i TSA.
 
O wytwórni dzisiaj nic nie wiadomo, poza suchymi informacjami zapisanymi na wydanych w niej płytach lub z tego co opowiedzieli muzycy w udzielonych kiedyś wywiadach.
 
I tak, na okładce płyty Republiki „1984” napisane jest: Cover Design & Graphics by - Tim Brack & Andrzej Ludew, Published by Sarah Music/Mega Music (c) 1983, Released by The Mega Organisation Ltd., England. Licenced from Polton, Warsaw, Poland. Na płycie Lady Pank do obok nazwiska Tim Brack widnieje Tom Carrabba, a obaj odpowiedzialni byli za Production Consultant oraz widnieje Greg Kuczynski, który występował także według wpisu na płycie TSA w roli tłumacza (LINK). Firma Megaton prawdopodobnie istniała w Yorku, gdzie działało również studio Pollen (LINK), które  zaczęło od nagrań muzycznych a obecnie realizuje wszelkie produkcje, także filmowe. Co ciekawe, według wspomnień muzyków Lady Pank, Mega Ton  było wytwórnią amerykańską… Może dlatego, iż firma współpracowała ze studio nagrań z Nowego Yorku, które nazywało się Alexandra Kee Music Inc. założonym przez Briana Kee i aktywnym w latach 1983-1987 (TUTAJ, TUTAJ  i TUTAJ).


Niebagatelną rolę w tamtym smutnym czasie PRL odegrał Greg Kuczynski, o którym także niewiele wiadomo. Co robił, niech opowiedzą sami artyści lub relacje oparte na ich wspomnieniach: 




Najpierw Grzegorz Ciechowski: To byt taki moment, kiedy przyjechali do Polski bardzo mili ludzie z Anglii, zaprzyjaźnieni z Gregiem Kuczyńskim. Greg wtedy był u nas w tak zwanej branży... Odbył się targ tych najlepszych niewolnic i wybrano trzy zespoły TSA, Lady Pank i Republikę. Zostały zrobione anglojęzyczne wersje płyt i zapanowało przekonanie, że polskie zespoły muszą podbić Anglię i Amerykę... Moment rzeczywiście był sprzyjający. Bardzo silnie działały wąsy Wałęsy, czapka papieża... Polska muzyka miała taką szansę jak w początku pieriestrojki radziecka, co też zresztą nie sprawdziło się. Uważam, że poniekąd słusznie MCA wybrało sobie wtedy Lady Pank, bo jeśli chodziło o produkcję komercyjną, to Lady Pank było najbardziej plastycznym materiałem. Dlaczego im się nie udało - to już nie jest temat tej rozmowy...
 

Dlaczego podobnie stało się z nami, mogę odpowiedzieć krótko. Tam wychodzi sto, dwieście longplayów miesięcznie. Na pewno, przyznaję, moja angielszczyzna nie była dobra. A poza tym... Ja to nagrywałem z dużym przekonaniem. Bardzo lubiłem te przekłady, które zrobiła moja przyjaciółka z Torunia, Ania Baranówna. Co tu dużo gadać: zaśpiewanie tego było tak trudne technicznie, że miałem już kłopoty w języku polskim, co zresztą było słychać na pierwszym longplayu... Wtedy mówiłem gorzej po angielsku niż teraz, ale to też nie miało większego wpływu - można mówić świetnie w sensie merytorycznym, a źle śpiewać... Nie ukrywam, że czuję się o wiele lepiej śpiewając po polsku, i jestem w stanie o wiele więcej przekazać emocjonalnie.

1984 to był dla nas raczej epizod. Ważny tylko ze względu na reklamę na polskim rynku. Ludzie tutaj byli z tego powodu bardziej zainteresowani zespołem. Poza tym pamiętajmy o jednym: wydanie płyty w Londynie to tylko pierwszy krok i to ten najprostszy. O wiele trudniej płytę wypromować i zorganizować dystrybucję. Tu już nie można liczyć na łut szczęścia. A na to liczyła firma Mega Records
(LINK).



Teraz o epizodzie TSA: (…) w lutym 1984 Spunk! utrzymywał się dosyć długo na wysokim miejscu na liście najlepiej sprzedających się płyt w Londynie. Widać oryginalna hybryda hard rocka i heavy metalu jaką wykonywał zespół padła na podatny grunt. Mega Ton wyszło z propozycją ogólnoświatowej trasy u boku Venom (tak!) jeżeli tylko uda się całemu zespołowi dostać visy. Niestety, władza takowej Stefanowi Machelowi (jako jedynemu) nie wydała i w ten sposób zniweczona została jedna z przeogromnych szans zaistnienia TSA poza granicami naszego kraju (LINK).



I jeszcze, w uzupełnieniu do tamtych wypowiedzi, relacja Nicky Garratta, opisująca trasę koncertową z 1983 roku po Polsce The Uk Subs stał się pierwszym zespołem punk rockowym, który przybył na trasę koncertową w komunistycznej Polsce. Pierwszym zespołem wspierającym była Republika, alternatywny zespół numer 1 w kraju. Laura podjęła się roli kierownika trasy.  Potrzebowaliśmy inżyniera dźwięku i przekonaliśmy Dave Leapera, który był dźwiękowcem z czasów Supermusic, aby tym się zajął.
 

Polska trasa była dziwna. Zapłacono nam ogromne sumy w lokalnej walucie, która nie miała kursu wymiany i kupowaliśmy tylko najbardziej przyziemne artykuły w sklepach (z wyjątkiem ceramiki i szkła, które kupiłem w dużych ilościach). Występy trwały dwa tygodnie i podróżowaliśmy autobusem. Organizator Greg Kuczyński zapewnił nagłośnienie (swego rodzaju), kilkunastoosobową załogę kierowców, oświetlenie i noclegi. W większości koncertowaliśmy na stadionach o pojemności od 5 000 do 12 000 osób, a publiczność była mniej więcej równo podzielona na fanów Republiki i UK Subs, zmieniając się z nocy na noc. Koncerty przebiegały dobrze i przez większość czasu było spokojnie, z wyjątkiem jednej nocy, kiedy tłum nie opuścił stadionu wystarczająco szybko, a policja (w strojach bojowych) wystrzeliła gaz łzawiący w środek publiczności. Wszystkie koncerty były na pełnych obrotach, a na naszym ostatnim koncercie w Warszawie zagraliśmy dwa razy dla ponad 10 000 osób, co czyni go naszym największym głównym występem w historii. Potem było już po wszystkim! (LINK). Tak to się działo w latach 80… Szybko, z rozmachem i na całego…

Posłuchajmy zatem Republiki w wersji orwellowskiej. Zasadnicze różnice poza językiem to znakomite efekty dodane na tym albumie (np. w piosence Nervous System słynny Tasssssssss) w stosunku do Nowych Sytuacji (opisanych TUTAJ), większa głębia dźwięku, i oczywiście różnica w tytule Arktyki, która tutaj nazywa się Syberia, mało tego jest w niej fragment w naszym języku, wiadomo, Syberia przegra!

Pytanie tylko - kiedy? 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  


Republika 1984, Mega Ton 1983, Producenci: Dave Leaper, Andrzej Ludew i Republika, tracklista: New Situations, Nervous System, The Current, Siberia, Bikini Death, The Plan, My Imperialism, Hallucinations, "=" Equals, Todays Sleepwalkers.


czwartek, 20 sierpnia 2020

Zoltan Sepeshy z Detroit: obowiązkiem artysty jest patrzeć w przyszłość, a nie wstecz

Powszechnie kojarzony z amerykańskim malarstwem regionalnym, precyzyjny styl Zoltana Sepeshyego (1898-1974) realizował futurystyczny kierunek sztuki, który malarz określił następująco: obowiązkiem artysty jest patrzeć w przyszłość, a nie wstecz.

Zoltan Sepeshy żył długo. Widział upadek swojego arystokratycznego świata (urodził się w zamożnej, węgierskiej rodzinie na terenie Cesarstwa Austro-Węgierskiego), obie wojny światowe, rewolucję polityczną i obyczajową. On sam stylowo także dojrzewał i zmieniał się. zaczął od realizmu i impresjonizmu, po czym zafascynował się futuryzmem i innymi izmami, które wybuchły w okresie międzywojnia. Jego życie także obfitowało w nagłe zwroty akcji.

Był jedynym synem, potomkiem starego, szlacheckiego, węgierskiego rodu. Jak sam wspominał, w młodości zajmował się głównie zabawą i polowaniami. Po okresie nauki w akademiach sztuk pięknych Budapeszcie i Wiedniu, w 1921 r. za namową swojego ojca wyjechał do wuja do Detroit w Stanach Zjednoczonych. Detroit w latach dwudziestych XX wieku było ważnym ośrodkiem przemysłu i handlu i miejscem, w którym było wielkie zapotrzebowanie, głód sztuki. Obrazy Sepeshyego sprzedawały się tam na pniu, wśród jego klientów byli adwokaci, lekarze, przemysłowcy. A on malował to, co go otaczało: mosty kolejowe, fabryki, górników, zwykłe sceny miejskie, bezrobotnych mieszkańców parku. Malował zarówno małe obrazki, jak i duże murale. I podróżował. Zjechał znaczną część Stanów Zjednoczonych, odwiedził Nowy Meksyk w 1923 r., gdzie pracował z Walterem Uferem, a w latach 1928-29 udał się do Europy.

Nic zatem dziwnego, iż w latach dwudziestych Sepeshy stał się ważnym artystą w Detroit. Miał tam wiele wystaw indywidualnych i w końcu rozpoczął karierę nauczycielską. Potem znalazł uznanie ośrodków opiniotwórczych czego skutkiem stały się liczne wystawy w Nowym Jorku i Chicago. Ukoronowaniem jego kariery była nominacja w 1947 r., po śmierci Eliela Saarinena, na dyrektora Cranbrook School (LINK), wiodącej placówki kulturalnej w Detroit, a następnie w 1957 r. na jej prezesa, wyznaczając kierunek działalności instytucji do swojego przejścia na emeryturę w 1966 r.

To są jednak didaskalia, a nas interesuje przede wszystkim sztuka. A tutaj, twórczość Zoltana Sepeshy oferuje wszystko, no prawie wszystko…. Jest jak supermarket, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Bo mamy realistyczne, z nutą impresjonizmu i futurystyczne pejzaże, surrealistyczne krajobrazy w stylu Chirico, weduty miejskie na wzór Hoppera, zabawy formą, która ulega kubistycznej i futurystycznej deformacji… Spójrzmy zresztą na kilka obrazów z jego spuścizny, obejmującej paręset dzieł sztuki. Trzeba jeszcze dodać, iż mimo aury nowoczesności, Sepeshy malował starą techniką: temperą tłustą na spoiwie jajecznym, nawet w 1946 roku napisał książkę instruktażową o malowaniu temperą.













Sztuka to dziedzina, która nie zna granic. Kiedy jesteś zmęczony lub rozczarowany wszystkim innym na ziemi, zwracasz się ku sztuce

To kolejna złota myśl Zolatana Sepeshyego

My proponujemy dodać do sztuki muzykę i otworzyć nasz blog. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

środa, 19 sierpnia 2020

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Yazoo

Czy pamiętacie duet Yazoo, złożony z piosenkarki Alison Moyet i muzyka Vince Clarkea? Wspólnie wylansowali takie hity jak Only You, Don't Go i Nobody's Diary, po czym Alison rozpoczęła karierę solową albumem albumem Alf (1984), który zawierał najbardziej kojarzone z nią utwory: Invisible, All Cried Out oraz Love Resurrection. Potem, w przeciągu kilku następnych lat ta Brytyjka o niesamowitym głosie, wydała siedem albumów studyjnych i cztery kompilacje, które sprzedały się w 20 milionach egzemplarzy, urodziła troje dzieci – dwie córki i syna, oraz trzykrotnie weszła w związek w tym dwukrotnie za mąż. W 2008 roku wydawałoby się zaprzestała działalności, lecz w 2013 roku powróciła z nowym albumem The Minutes, w 2016 roku wydała następny Other, na którym eksperymentuje z nowoczesnymi brzmieniami electro-pop, a w 2017 roku singiel, Reassuring Pinches, który trafił na 5. pozycję najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii.


Jej 30-letnia kariera, jak z tego wynika, jednak nie zawsze przebiegała gładko: weszła w konflikt ze swoją wytwórnią, który uniemożliwił jej nagrywanie jakichkolwiek albumów studyjnych przez osiem lat (potem zmieniła firmę), cierpiała na różne schorzenia psychiczne i musiała przejść kilkakrotnie terapię. Co intrygujące, z agorafobii wyleczył ją Elvis Costello, jej idol, który trafił swoimi argumentami do jej psychiki. Było jej to bardzo potrzebne, bo ataki fobii, które powodowały tak rozległe napady depresji maniakalnej, że unikała imprez w show-biznesie i chowała się w szafie, gdy ktoś obcy zapukał do drzwi (LINK).
 
W 2019 roku nawiązała współpracę z grupą Tears For Fears. Wystąpiła jako ich gość specjalny podczas tourne po Wielkiej Brytanii oraz Niemczech (LINK).
 
W tym roku, w okresie Pandemii COVID-19, stała się aktywna w mediach społecznościowych. Przypomniała sobie o swojej trudnej młodości. Zgodnie z duchem czasu ujawniła, iż była molestowana seksualnie przez chłopców i dziewczęta. 59-letnia piosenkarka podzieliła się intymnymi szczegółami z 47 000 obserwujących, którzy szybko zalali serią komentarzy słowami wsparcia… (LINK).

W tym samym czasie druga połówka Yazoo, czyli Vince Clarke w 2011 roku wraz z Martinem L. Gore z Depeche Mode (w którym przecież kiedyś grał), utworzył duet VCMG, a w 2015 roku rozpoczął współpracę nad wspólnym albumem z Jeanem Michelem Jarrem (LINK). Wynik można sprawdzić na płycie Electronica, która stylowo objęła ostatnie kilka dekad muzyki elektronicznej, poprzez udział w jej powstaniu kilku pokoleń artystów. Album zawiera 16 utwory różnych współpracowników, w tym oprócz i Vince Clarke są tam nagrania M83, Tangerine Dream, Gesaffelstein i Massive Attack.


Od 2017 roku Clarke jest gospodarzem The Synthesizer Show w Maker Park Radio, społecznościowej stacji radiowej non-profit nadawanej ze Staten Island w Nowym Jorku gdzie opowiada o muzyce elektroniczne, jej historii i dniu dzisiejszym (LINK). A poza kontynuuje współpracę z Andy Bellem, z którym założył w 1985 roku duet Erasure. 4 czerwca 2020 roku ogłosili wydanie swojego osiemnastego studyjnego albumu The Neon, który pojawi się 21 sierpnia 2020 roku. Oto singiel go promujący:
 


Przedsprzedaż prowadzona jest TUTAJ.
 
Muzyk mieszka z żoną Tracy Hurley (od 2004 roku) w Stanach Zjednoczonych, na Brooklynie w Nowym Jorku. Para ma syna o imieniu Oscar.

Wkrótce u nas muzyka Yazoo, oraz losy innych gwiazd cudownych lat 80-tych. Jeśli chcecie je poznać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

wtorek, 18 sierpnia 2020

Czy ktoś słyszał o koronie śmierci i ślubie zmarłych? My tak...

Od pewnego czasu zamieszczamy opis miejsc, w których toczy się życie po życiu (LINK). Dzisiaj będzie o czymś innym ale nadal w temacie, dzisiaj o znanym symbolu, jakim są korony i wieńce.

Od pradziejów funkcjonuje wieniec zwycięstwa, korona królewska i laur poety. W terminologii rozmaitych dziedzin życia zarówno korona jak i wieniec także są obecne. Mówi się o koronografii klatki piersiowej, czy wieńcach dożynkowych. Ale czy kto słyszał o koronie śmierci? A tymczasem jest to artefakt powiązany z bardzo starym zwyczajem, którym był tzw. ślub zmarłych. Przy czym nie chodzi tu o ślub z gnijącą panną młodą, jak by się niektórym wydawało. Nic z tych rzeczy. Ślub zmarłych miał swoją genezę we wczesnośredniowiecznym obrzędzie, u którego podstaw była wiara w życie wieczne. A mianowicie, gdy umierała osoba młoda, za życia nie związana z nikim ślubem, chowano ją w stroju ślubnym z wieńcem na głowie, tak jakby śmierć oznaczała ślub niebiański. Z biegiem czasu ten rytuał pogrzebowy coraz bardziej się rozbudowywał i od XVI wieku stawał coraz bardziej bogaty. Pogrzeby były coraz droższe i bardziej okazałe, aż przerost form spowodował w niektórych miejscach ingerencję władz, które wydawały formalne zakazy i przepisy, regulujące rozpasanie ówczesnego społeczeństwa.


Na okoliczność takich pogrzebów wykonywano wymyślne wieńce w kształcie korony z roślin, umieszczanych na konstrukcji metalowej, zdobionych sztucznymi lub prawdziwymi kamieniami szlachetnymi, perłami itd. Wkładano je zmarłemu na głowę lub do jego ręki, wnoszono do kościoła na poduszce przed trumną lub kładziono na niej w chwili pochówku. Po pogrzebie wieńce zamknięte w ozdobnych przeszkolonych skrzynkach, trafiały na ściany kościoła. Działo się tak aż do końca XIX wieku, póki zarządcy kościołów nie zaczęli masowo je usuwać, widząc w nich jedynie siedlisko kurzu. Skąd zatem wiemy, że istniały? Ponieważ zachowały się w niewielkiej ilości w grobowcach, do których po wiekach docierają archeolodzy lub historycy architektury, penetrując krypty i cmentarze, a także na rycinach lub obrazach dawnych mistrzów. Szczególnie sporo koron pozostało na terenie Niemiec, w Hesji, Dolnej Saksonii, Turyngii, Frankonii, w dawnych Prusach Wschodnich i Brandenburgii (a więc także w zachodnich i środkowych rejonach Polski, np.: w Kostrzynie n. Odrą lub w Toruniu). Te w rzeczywistości martwe korony często wydają się być łudząco podobne do koron ślubnych, różnią się od nich jedynie kształtem i barwnością, co zaciera granicę między życiem a śmiercią...

Ostatnio zwyczaj ten znalazł się w polu zainteresowania wielu badaczy, od etnografów po historyków sztuki. Z ich ustaleń wiadomo, iż najstarsza wzmianka pisana o wiankach grobowych pochodzi z Kolonii z XVI wieku. Zapis wskazuje wyraźnie, że chodzi o wianki złożone w grobach dziewcząt pochowanych jako dziewice (wie ein jonfer). Z tego czasu pochodzą także nagrobki z przedstawieniami zmarłych w wiankach lub koronach a ze stulecia następnego malowidła epitafijne z leżącymi na marach pannach lub młodzieńcach.

Wśród roślin, którymi przeplatano śmiertelne wieńce znajduje się głównie mirt i rozmaryn, kojarzone i symbolizujące miłość i małżeństwo oraz hyzop, bylicę boże drzewko, rutę, bukszpan, jałowiec oraz mchy. Oprócz nich do ręki zmarłym wkładano często cytrynę, która uważana była za roślinę zatrzymującą gnicie. Ukazywano ją w sztuce w scenach eksplorujących temat śmierci. Cytrynę przykłada na przykład do nosa kobieta uczestnicząca w otwarciu grobu, przedstawiona na płaskorzeźbie Wskrzeszenie Łazarza z ok. 1520 r. ze zbiorów muzeum diecezjalnego w Moguncji. Może dlatego, że silny zapach cytryny mógł zamaskować nieprzyjemną woń rozkładu?

Non omnis moriar... te słowa brzmią mocniej, gdy przywołamy ów dawny, zapomniany dzisiaj zwyczaj traktowania zmarłych z troską przynależną żywym.

Zainteresowanych tematem odsyłamy TUTAJ, gdzie można przeczytać więcej.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Isolations News 102: Autografy i pamiątki po Joy Division/Factory na aukcji, Tony - mapa i koszulka o Ianie Curtisie, Hook odsłucha Movement i sprzeda bas a Morris książkę, zmarła matka Morriseya, Durutti Column wydają, Manchester maszeruje


Na aukcji Omega Auctions (gdzie niedawno sprzedawano pamiątki Petera Hooka po Joy Division, co opisaliśmy TUTAJ) pojawiła się kartka papieru (5 x 8 cali) z autografami Petera Hooka, Iana Curtisa, Stephena Morrisa, Bernarda Sumnera, Pete'a Shelleya, Stevea Digglea (dwukrotnie), Johna Mahera, Steve Garveya (LINK). Startują od 1500 GBP, może ktoś chętny?

Na E-bay z kolei pojawiły się rzeczy powiązane z Joy Division i Factory Records. Tak też plakat wytwórni z 1979 r. podpisany przez samego Tony Wilsona (LINK),


box wydany specjalnie na 20 lecie wytwórni (LINK) i oryginalny katalog (LINK).


Wszystkie pamiątki są koszmarnie drogie, poza boksem, bo ten nie ma ceny kup teraz..


W temacie, nasz twitterowy przyjaciel Tony Costello (LINK) wyprodukował własnym kosztem koszulkę z nazwiskiem Iana Curtisa i ważnymi dla Niego miejscami. Koszulce towarzyszy własnoręcznie sporządzona mapa!

Mapą zajmie się nasz portalowy historyk, i o niej jeszcze napiszemy. Za wszystko dziękujemy Tony, drogi przyjacielu. Przypomnijmy, że Tony jest wielkim entuzjastą naszej działalności, chodził do tej samej szkoły podstawowej co Ian Curtis i całkiem niedawno nadesłał nam do publikacji unikalne zdjęcia wokalisty Joy Division z czasów szkolnych, które opublikowaliśmy TUTAJ. Thank you Tony for all, we hope to meet you in Manchester in February 2021. 

28.08. odbędzie się odsłuchanie najlepszego albumu New Order. Gdzie? Na Twitterze, z kim? z Peterem Hookiem, więcej detali na profilu basisty Joy Division i New Order (LINK).

Wyszła druga partia replik gitary Shergold Marathon 6 Petera Hooka,  wyprodukowana przez firmę Eastwood (tzw. Eastwood Hooky Bass 6 Pro). Do zakupu zachęca oczywiście Peter Hook. Instrument jest dostępny TUTAJ jeszcze przez najbliższy tydzień. Dziś kupujesz, a dostawa już w październiku. 

Przypomina się taka anegdota, gdy u mojego exszefa po pokazach garnków jednej renomowanej firmy, na drugi dzień znajoma zadała exszefowi pytanie: i co czy twoja żona w końcu zamówiła te garnki? Na co padła odpowiedź: jak jest kucharka do dupy to i garnki ze złota jej nie pomogą. Zatem lojalnie informujemy, że zakup basu wcale nie jest równoznaczny z nabyciem umiejętności gry a la Hooky...  
 
W temacie dawnych członków Joy Division - Stephen Morris wydaje kolejną książkę. W zasadzie jest to drugi tom jego pierwszej autobiografii zatytułowany Fast Foward. Teraz ruszyła przedsprzedaż a pierwsze egzemplarze dotrą do czytelników od 12 listopada. Jeśli zamówi się (TUTAJ) wcześniej, zaoszczędzi się cale 2,40 GBP. 


Mamy w kolekcji część pierwszą,  i zajmiemy się nią po zakończeniu streszczania książki Colina Sharpa.

Ten jak wiemy nie tylko przyjaźnił się z Hannettem, ale i śpiewał w jednym z pierwszych składów Durutti Column, dodatkowo  pisząc teksty na debiut Factory - minialbum A Factory Sample. Co prawda Sharp od zespołu odszedł, ale wkoło grupy ciągle coś się dzieje. Tak też 21 sierpnia pojawi się w sprzedaży pierwszy raz na winylu singiel The Durutti Column - Free From All The Chaos, który pierwotnie ukazał się na płycie CD Chronicle. Pojawi się wraz z utworem Number Three. Jednocześnie jest to pierwszy utwór w tym stuleciu tego zespołu, wydany specjalnie na w urodziny Viniego Reillyego. Edycja wyjdzie w ilości limitowanej (do 750 egzemplarzy) z okładką zaprojektowaną przez Trevora Johnsona na krystalicznie czystym winylu. Przedsprzedaż TUTAJ.

Pozostańmy w klimacie Manchesteru - branża muzyczna tego miasta 11 sierpnia wyszła na ulice w proteście przeciwko polityce rządu. Muzycy są na skraju bankructwa bo od miesięcy z powodu COVID-19 nie mają występów i dochodów. Wśród artystów pojawiły się gwiazdy zespołów New Order, Courteeners, Blossoms, Paul Heaton, Doves i the Stone Roses (LINK).  

Tymczasem rząd podwyższył kary za brak maseczki i niestosowanie się do innych zaleceń. Uczestnikom nielegalnych zgromadzeń (powyżej 30 osób) grozi grzywna do 10 000 GBP. To wszystko z powodu znacznej liczby zakażeń, szczególnie w Great Manchester (LINK).  Na razie w ten weekend ponownie otwarto salę koncertową w Albert Hall zamkniętą od marca. Co prawda nie będzie w niej występów, ale uruchomione zostanie stoisko z naleśnikami i piwem (LINK). A poza tym zatwierdzone zostały plany wyburzenia części znienawidzonego muru berlińskiego (tak mieszkańcy nazwali kawałek muru, który pozostał z jakiegoś budynku i nie pozwala na dojście do przestanku autobusowego) na ulicy Piccadilly Gardens. Będzie to początek modernizacji całej ulicy, której koszt szacuje się na ponad 2 mln GBP (LINK). Smutne to wszystko, nic tylko walnąć kilka piwek i zagryźć naleśnikiem...
Tym smutniej, że właśnie zmarła matka, ale i najlepsza przyjaciółka Morriseya, o czym poinformowano TUTAJ. Uroczystości odbędą się w Dublinie skąd pochodziła. Szczegóły wkrótce.
Poznaliśmy za to szczegóły uroczystości pogrzebowych Denise Johnson. Odbędą się one w krematorium w Manchesterze na Cmentarzu Południowym, w środę 19.08. 2020 o godzinie 13:00. Wiadomość zamieszczono w imieniu rodziny TUTAJ.


Za to nie znamy jeszcze szczegółów pogrzebu Ewy Demarczyk. Zmarła w wieku 89 lat w Krakowie, 14.08.2020. Że nie pasuje do naszego bloga? Tylko głupek nie znający albumu, którego okładkę zamieściliśmy powyżej, może tak powiedzieć. 

Ewa Demarczyk, Marek Grechuta... Kto będzie nam teraz śpiewał poezję? 

 
Wciąż pogrzebowo, choć już nie manchesterowo ani krakowsko - znany brytyjski producent Martin Birch, który pracował albumach Iron Maiden, Black Sabbath, Deep Purple, Whitesnake, Fleetwood Mac i Blue Öyster Cult, zmarł w wieku 71 lat. Więcej TUTAJ



Zatem skoro zahaczyliśmy o metal, to dostępny jest w Polsce najnowszy album Deep Purple WHOOSH! (LINK). Wersja winylowa oferowana jest dwóch kolorach.



W klimacie płyt - King Crimson oferuje dwupłytowe wydawnictwo The Elements 2020 Tour zawierające rozmaite fragmenty i całe utwory, dotąd nieopublikowane. Zestaw będzie zapakowany w etui z 24-stronicową książeczką w której znajdą się zapiski Roberta Frippa i okładki Sida Smitha. Edycja nastąpi 4 września, lecz przedsprzedaż już jest uruchomiona TUTAJ. Okładka jak widać optymistyczna - witają nas radośnie potas z chromem a inne chemiczne ścierwa wykukują zza rogu. I te kolory, ohyda po prostu.
W temacie specyficznie pojętego piękna - fani Depeche Mode mogą od dzisiaj zaopatrzyć się w koszulkę, kubek, maseczkę, torbę, trampki itd.  z motywem ulubionego zespołu (LINK). Zresztą podobnie jak New Order (LINK). Biorąc pod uwagę, że średnia wieku fanów obu zespołów oscyluje coś lekko powyżej pięćdziesiątki z niecierpliwością oczekujemy stylizowanych aparacików słuchowych, tudzież sztucznych szczęk, koniecznie z odpowiedniej wielkości dopasowanym -wodo jak i kwasoodpornym logo. 



W klimacie piękna, bowiem inaczej niż pięknym nie można nazwać powyższego plakatu, W Białych Błotach pod Bydgoszczą 28 sierpnia ruszy X edycja dwudniowego festiwalu PARZYBRODA organizowanego na cześć Jana Parzybrody i Edwarda Stachury. Wśród wykonawców Świetliki. Szczegóły TUTAJ.



O pięknie dalej - The Freuders, których doskonały album Warrior opisaliśmy niedawno TUTAJ zaprezentowali cover utworu Republiki Moja Krew.


Piosenka została specjalnie nagrana na potrzeby Mad Music Live Session, który jest międzynarodowym projektem muzycznym portalu Mad-Music.pl, gdzie różni artyści prezentują covery oraz autorskie piosenki. Zespół wkrótce wróci do nas w wywiadzie który jest w przygotowaniu. Co do wersji piosenki Republiki: Ludwiku Dorn...
Na koniec bardzo optymistycznie - według badań oczywiście naukowych, najważniejszymi członkami grup muzycznych są basiści (LINK). Podobno dlatego, że że gitara basowa podaje podstawowy rytm oraz charakterystyczny akord każdej piosenki. Okazuje się, że nasze mózgi mogą łatwiej znaleźć rytm, gdy jest grany niższym tonem. 

Ciekawe, czy Zenek Martyniuk polubi to?

My za to lubimy tutaj pisać, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy tekst - tego nie znajdziecie w mainstreamie.