sobota, 17 sierpnia 2019

Z mojej płytoteki: Clannad - Magiczny krąg



Jeśli ktoś zapyta o najważniejsze trzy albumy Clannad, czyli zespołu, który szczyty swojej popularności osiągnął w latach 80-tych, to zapewne byłyby to Magical Ring, Macalla i ścieżka dźwiękowa do bardzo popularnego, również w Polsce, serialu Robin of Sherwood.

Omawiany dziś album jest siódmym w dyskografii grupy. Historia zespołu jest doskonale opisana (warto zobaczyć choćby TUTAJ), natomiast w kontekście omawianego dziś albumu należy wspomnieć, że wokalnie udziela się na nim nie kto inny jak słynna Enya, której ten album otworzył drogę ku solowej karierze i pozwolił na stylistyczne ukierunkowanie.
Okładka albumu nawiązuje do tytułu, i bezpośrednio do tekstu piosenki Newgrange, o czym za chwilę. Z drugiej strony, zdjęcie zespołu i dane dotyczące prezentowanego nagrania. 





Dopiero koperta zawierająca winyl zdradza słuchaczom tajemnice okładki i tytułu...





Jest takie miejsce na wschodzie
Tajemniczy pierścień, magiczny krąg z  kamieni
Mówią że mieszkali tam Druidzi
Zapomniana rasa, której nikt nie zna.
 
Owalny grób z innego wieku
Sekretne linie wyryte w starożytnym kamieniu.
Bohaterscy królowie leżą i odpoczywają
Zapomniana jest rasa, której nikt nie zna.
 
Czekaj na słońce w zimowy dzień
I na promyk światła na podłodze.
Tajemniczy krąg, magiczny krąg.
Zapomniana rasa, której nikt nie zna.


Skoro już jesteśmy w temacie pora na inne utwory. Oczywiście otwarcie płyty, czyli piosenka Theme From Harry's Game została skomponowana jako temat przewodni do filmu, i osiągnęła 5 miejsce na brytyjskiej liście przebojów w roku 1982. Tym samym otworzyła zespołowi drogę do sławy... Wykonana jest w języku irlandzkim, a jej tekst może być interpretowany jako wyznanie miłości i wierności. 

Po tym wstępie wszechczasów pora na Tower Hill, utwór o samotności, izolacji... a po niej Seachrán Chairn tSiail, kolejny song w języku irlandzkim i w dodatku jest to ich tradycyjna pieśń. Opisuje ona spotkanie narratora i młodej dziewczyny podróżującej na targ w święto Marii. Po nim Passing Time,  nastrojowa ballada o przemijaniu, o tym że wygrywamy, choć częściej jednak przegrywamy... Coinleach Glas An Fhómhair,  to kolejna tradycyjna ballada irlandzka... 

Poniżej jej trzy wersje językowe, oryginał, tłumaczenie na język angielski (z TEJ strony) i nasze tłumaczenie na język polski:

Ar chonnlaigh ghlais an fhoghmhair/
On the green stubble-fields of autumn/
Na zielonych zaroślach jesieni/
A stóirín gur dhearc mé uaim/
I saw you, my sweetheart/
Widziałam cię mój ukochany/
Ba deas do chos i mbróig/
Nice were your feet in shoes/
Wyglądałeś pięknie w tych butach/
'Sba ró-dheas do leagan siubhail/
And wonderful your nimble gait/
I twój chód był cudowny/
Do ghruaidh ar dhath na rósaí/
Your hair the color of roses/
Twoje włosy w kolorze róży/
'Sdo chúirníní bhí fighte dlúith/
And your ringlets tightly plaited/
A twoje loki ciasno splecione/
Monuar gan sinn 'ár bpósadh/ 
Alas that we're not married/
Niestety nie jesteśmy małżeństwem/
Nó'r bórd luinge 'triall 'un siubhail/
Or on board ship sailing away/
Złoto odpływa na pokładzie statku/
 

Tá buachaillí na h-áite seo/ 
The boys around here are/
Chłopcy wkoło są.../
A' gartha 'gus ag éirghe teann/

Complaining and getting fired up/
Marudzący i zwalniani z pracy/
Is lucht na gcochán árd/ 

And the ones with the high-piled hair/
A ci wysoko zaczesani/
A' deánamh fáruis do mo chailín donn/    

Are making homes for my brown-haired girl/
Stawiają domy dla dziewczyny z brązowymi włosami/
Dá ngluaiseadh Rí na Spáinne/
If the King of Spain would/
Kiedy król Hiszpanii/
Thar sáile 's a shlóighte cruinn

Go abroad with his assembled men/
Pojechałby za granicę w asyście/
Bhrúighfinn féar is fásach/

I would trample pasture and wilderness/
Deptałbym pastwisko i pustynię/
'S bhéinn ar láimh le mo chailín donn
And I would be with my brown-haired girl/
Aby być z moją dziewczyną z brązowymi włosami/ 

Ceannacht buaibh ar aontaigh'/
If only my brown-haired girl and I/
I gdy tylko moja brązowowłosa dziewczyna i ja/
Dá mbínn agus mo chailín donn/

Were buying cows at the fair/
Kupimy krowy na targach/
Gluais is tar a chéad-searc/

Go and come first love/
Przyjdź i bądź pierwsza miłości/
Nó go dtéidh muid thar Ghaoth-Bearra 'nonn/

Until we go over to Gaoth-Bearra/
Jak długo nie przejdziemy przez Gaoth-Bearra/
Go sgartar ó n-a chéile/

Even if the tops of the branches were parted/
Nawet jeśli rozdzielą się wierzchołki/
Bárr na gcraobh 's an eala ón tuinn/

And the swan were separated from the waves/
A łabędź oddzieli się od fal/
Ní sgarfar sin ó chéile/

That would not separate us/
To nas to nie rozdzieli/
'S níl ach baois díbh á chur 'n mur gcionn/

And those who go against us are foolish/
A wszyscy ci przeciwko nam są głupcami/ 


Po nim I See Red jeden z jaśniejszych punktów albumu, zdaje się być hymnem - narrator nie chce żyć zgodnie ze schematami, buntuje się przeciwko tym którzy uczą go milczeć, dajac mu w zamian dobrą telewizję i rozrywki, oferując życie według schematów. Tá 'Mé Mo Shuí i znowu mamy rodzimy język, znowu jest to ballada o miłości. 

Tá mé mo shuí/
I am sitting up/
Siedzę/
Ó d'éirigh'n ghealach aréir/

Since the moon arose last night/
Odkąd księżyc wzeszedł poprzedniej nocy/
Ag cur tein-e síos-go buan/

Putting down a fire again/
Znowu gasząc ogień/
Is á fadó go géar/

And again and keeping it lit/
Tá bunadh a' tí 'na luí/

I znowu piję/
The family is in bed/
Rodzina w łożku/
Is tá mise liom féin/

And here am I by myself/
Jestem sama/
Tá na coiligh ag glaoch/

The cocks are crowing/
Koguty pieją/
'San saol 'na gcodladh ach mé/

And the country is asleep but me/
Wieś zasypia ale nie ja/ 
   
Piosenka opisuje tęsknotę za ukochanym, będącym daleko, i kończy się opisem spotkania z mądrą kobietą, która stwierdziła, że jeśli prawdziwa miłość wejdzie do serca, to pozostaje w nim już na zawsze.... 


Newgrange - piękna stylistycznie piosenka, której tekst podaliśmy powyżej... Chyba poza wstępem najlepszy utwór na płycie. Czy to jeszcze folk? Wątpię. Tutaj mamy to charakterystyczne dla genialnego brzmienia Clannad, piękna narracja, magiczny tekst, znakomity wokal i chórki... I wszechobecna nostalgia... 

Album kończą instrumentalny The Fairy Queen i Thíos Fá'n Chósta - piękny refleksyjny utwór o podróży w przeszłość, o tym że świat codziennie zatruwany jest przez złych ludzi, a nadzieją jest uczucie.

P.S. Czy ktoś zauważył, że na obwolucie albumu piosenki są błędnie ponumerowane (brak piosenki 5 na obu stronach...). Taki rarytas. Za to winyl 180 g... Ach ci Chińczycy...  

Clannad - Magical Ring, RCA 1982, producent: Richard  Dodd, tracklista: Theme From Harry's Game, Tower Hill, Seachrán Chairn tSiail, Passing Time, Coinleach Glas An Fhómhair, I See Red, Tá 'Mé Mo Shuí, Newgrange, The Fairy Queen, Thíos Fá'n Chósta.
Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 16 sierpnia 2019

Barry Hilton jeden z największych artystów Wielkiej Brytanii

Jeśliby mierzyć sukces malarza ilością sprzedanych prac i popytem na kolejne, to Barry Hilton jest jednym z największych artystów Wielkiej BrytaniiRay Loud, manager prestiżowej galerii Buckingham Fine ART, zauważył, iż na pejzaże Hiltona jest olbrzymi popyt, każdy z nich jest od razu sprzedawany, a na kolejne utworzono listę oczekujących.

Barry Hilton, a tak naprawdę Barry Hilton Pannell (agent namówił go, by skrócić nazwisko) urodził się w Manchesterze w 1941 r. Nie skończył żadnej szkoły artystycznej, pracował w przemyśle chemicznym i zajmował stanowisko, które wiązało się z wyjazdami do Europy i Ameryki Północnej, jednak cały czas malował. Po pewnym czasie zaryzykował, rzucił dotychczasową pracę i zajął się sztuką. W 1979 r. przeniósł się do Kornwalii gdzie miał możność współpracy z grupą niezwykle aktywnych artystów, co znacznie rozwinęło jego zdolności artystyczne, przede wszystkim rozpoczął malować pejzaże, a to uczyniło go jednym z najbardziej poszukiwanych artystów pracujących obecnie w Wielkiej Brytanii

Do tej pory wykonywał wiktoriańskie sceny uliczne (głównie nokturny) i pejzaże marynistyczne z ogromnymi galeonami. 

Dlaczego odniósł sukces? Może dlatego, że jego dzieła są niezwykle dramatyczne, wyrażają emocje, które podzielają widzowie, dzięki intensywnym kolorom i śmiałego użycia różnorodnych faktur. Gładkie, subtelne niebo kontrastuje z lądem namalowanym technikami impastowymi. Hilton każdą kompozycję tworzy warstwowo, aby uzyskać niezwykłe wrażenie eterycznej głębi i intensywności. Zestawia różne odcienie oddając w ten sposób raczej własne uczucia. Nie powiela także rzeczywistych krajobrazów lecz przenosi na płótno pejzaże zrodzone w wyobraźni. Gradacje faktur w dodatku zmieniają wygląd obrazów w zależności od intensywności światła, które rozprasza się padając na ciężką warstwę farby i rozkłada na reszcie płótna. Wszystko to sprawia, że kolory jego olejnych i akrylowych krajobrazów wydają się pulsować, a kontrast między światłem a cieniem cały czas zmienia się.










Malarz mieszka w pobliżu Chorley z żoną Jill. Krytycy zauważają, że jego wczesne prace przypominają twórczość innego artysty z Lancashire, Theodor’a Major’a (1908-1999) LINK, który specjalizował się w mrocznych, nastrojowych scenach ulicznych. Wydaje się, że wczesne obrazy Barry’ego Hilton’a są równie nostalgiczne, choć teraz znacznie od nich odbiegają, nawiązując do niedoścignionych dzieł wielkiego William’a Turner’a LINK.

 Należy jeszcze dodać, iż cały czas poszukuje własnego stylu, a jego ostatnie prace wskazują za zauroczenie minimalizmem (cenimy tę cechę zarówno w sztukach plastycznych jak i w muzyce czy poezji, więc co jakiś czas omawiamy kolejnego artystę, który tworzy w tym nurcie, więcej jest TUTAJ)
 
Więcej dzieł artysty można zobaczyć na jego stronie internetowej TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 15 sierpnia 2019

Kinowa jazda obowiązkowa: Threads - najbardziej depresyjny film wszechczasów


Threads to film Micka Jacksona z 1984 roku. I nie jest to zwykły film, bowiem zawiera mocne przesłanie, ale też i wątki instruktażowe. 

Akcja toczy się w Wielkiej Brytanii lat 80-tych, dwoje młodych ludzi Ruth (w tej roli Karen Meagher) i Jimmy (grany przez Reece Dinsdale'a) spotykają się na randkach za miastem, ale po jakimś czasie okazuje się, że będą mieli dziecko. Postanawiają zatem zamieszkać razem i wziąć ślub. Spotkanie rodziców, urządzanie nowego mieszkania czy w końcu wieczór kawalerski zaburzane są urywkami komunikatów z radia i telewizji o eskalacji konfliktu między USA (NATO) i Rosją.
Osią konfliktu jest Iran. I wydaje się, że to tak daleko od UK, że to grali już tyle razy, jednakże sytuacja zaognia się kiedy dochodzi do użycia broni nuklearnej... Rozpoczyna się wojna atomowa. 

Akcja filmu toczy się na dwóch płaszczyznach - z jednej strony pokazane są losy normalnych mieszkańców UK, najpierw próbujących zaopatrzyć się w zapasy, a w końcu po rozpoczęciu regularnych walk wpadających w panikę, i służb państwowych szykujących się na konflikt atomowy. Gromadzone są zapasy żywności, paliwa, wojsko postawione w stan gotowości. Przewidywane są scenariusze rozwoju wydarzeń.
Rzeczywistość jednak je bezlitośnie weryfikuje... W wyniku konfliktu nuklearnego ginie około 40 milionów ludzi, populacja UK zostaje zredukowana do zaledwie kilku milionów, choroba popromienna, głód, śmierć i przerażenie powodują, że ludzie wracają do czasów jaskiniowych...  Zaczyna się walka o przetrwanie...
Ruth wyrusza na poszukiwanie ojca swojego dziecka... Rozgrywają się dantejskie sceny, szpitale nie są w stanie obsługiwać poszkodowanych, nie ma lekarstw, prądu, wody... Ludzie plądrują domy innych, są głodni, narasta fala buntu. Inni z kolei nie zgadzają się na dokwaterowanie ofiar, w tym wszystkim szerzy się choroba popromienna, dur brzuszny i czerwonka... 


Pył powoduje ograniczenie dopływu światła, nadchodzi zima więc najstarsi i najmłodsi umierają w skrajnie niskich, niższych (nawet o 25 stopni) niż zwykle temperaturach...

Film pokazuje dni, tygodnie, miesiące a w końcu lata po wojnie... Czy Ruth urodzi zdrowe dziecko? Co stanie się z nią i z dzieckiem później? 

Warto zobaczyć film Threads, bo taka historia, choć nie może mieć pozytywnego i optymistycznego zakończenia, niesie ze sobą wiele ważnych przesłań. 

Po pierwsze, uczy jak należy postępować i czego można spodziewać się podczas wojny nuklearnej. Po drugie, pokazuje, do czego zdolny jest człowiek w skrajnie ekstremalnych warunkach. I w końcu po trzecie i najważniejsze, obraz wart więcej niż setki tekstów... W realistyczny sposób ukazuje co czeka ludzkość kiedy ktoś naciśnie przycisk i rozpocznie wojnę, w której nie będzie już zwycięzców...

A do tej chwili wcale nie musi być daleko... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

środa, 14 sierpnia 2019

Z mojej płytoteki: Lethe i Nowhere - Czernobyl - Zapiski z pól śmierci


Kończyłem liceum kiedy zmuszano nas do picia płynu Lugola, który jak się okazało, był przysłowiową musztardą po obiedzie. W naszych tarczycach dawno bowiem znajdował się promieniotwórczy jod... Katastrofa w Czernobylu z 26.04.1986 roku, mimo tego, że nie pochłonęła wielu ofiar bezpośrednio, miała (i ma) ogromne konsekwencje niszcząc zdrowie i skracając życie kilkuset tysięcy ludzi. Skażone zostały obszary kilkuset tysięcy kilometrów kwadratowych... 

Dzisiaj opuszczone miasto wygląda przerażająco - poniżej kilka zdjęć pochodzących ze strony https://allthatsinteresting.com - resztę, jak i zdjęcia z akcji ratunkowej można zobaczyć TUTAJ.




Na YouTube zamieszczona masę filmów pokazujących elektrownie i okolice dzisiaj. Poniżej jeden z nich:

Powyższe opisy mają na celu wprowadzenie do twórczości dzisiejszego bohatera - ukraińskiego zespołu Lethe i ich płyty Nowhere, wydanej w 2010 roku. 

O samym zespole niewiele wiadomo, piszą (w zasadzie pisze) o sobie, że Lethe jest jednoosobowym projektem dark/ambient/gothic i atmospheric, autora ukrywającego się pod pseudonimem StormChild z Kijowa. Ma on w dorobku jeszcze dwie inne płyty, ale posługując się informacjami ze strony, wydaje się, że od 2010 roku nic więcej nie nagrał.    

Nowhere wydana jest ciekawie, bowiem w pudełku jak do DVD, z okładką zaprojektowaną  przez ukraińskiego artystę Dymitra Mayatskiego (niestety link do jego strony już nie działa...). 
Na grafice na łodzi śmierć podpływa do reaktora elektrowni...

W warstwie muzycznej na płycie mamy 8 utworów. Wszystkie utrzymane są w mrocznej instrumentalnej konwencji. Nastrój kataklizmu potęgują powracające motywy syren alarmowych, burzy, wiatru, i komunikatów w języku rosyjskim o ewakuacji. 

Album otwiera tytułowy Nowhere w którym można doszukiwać się wpływów J.M. Jarre (pisaliśmy o nim TUTAJ). Powolnie rozkręcający się pełen nostalgii i smutku, z odgłosami burzy - czyli wersja kataryniarza z końcówki Equinox (omawianego TUTAJ). Ale nie ma naśladownictwa, jest wyraźna twórcza inspiracja. Po nim Water niezwykle smutny od pierwszych taktów... Podejrzewam, że może to być nawiązanie do okładki, słychać bowiem plusk wody, chwilami też odgłosy burzy. Po nim słuchacz eksploruje krajobrazy martwego miasta - Dead City z niezwykle ciekawym motywem przewodnim. Time z kolei mija dość szybko i przechodzi w Reflections w którym znowu słychać wodę, burzę i deszcz. Pripyat (to nazwa osiedla gdzie mieszkali pracownicy elektrowni z rodzinami) opiera się o motyw syreny, przynajmniej ja tak to odbieram, i jest chyba najbardziej mroczny. Nastrój potęgują odczytywane przez kobietę i mężczyznę i wywołujące dreszcze, komunikaty o katastrofie i ewakuacji... Dreams jest spokojniejszy, jakby już było po wszystkim, co nie zmienia faktu, że cały czas mamy do czynienia z klimatem smutku... Album kończy Rain - znowu mamy odgłos łodzi, burzy, śmierć opuszcza miasto gdzie zebrała swoje żniwo...

To na prawdę znakomita mroczna muzyka, i szkoda że Lethe od 9 lat milczy... 

Album Nowhere, jak i pozostałe wydawnictwa Lethe jest do ściągnięcia za darmo ze strony autora TUTAJ. Ukazał się nakładem małego wydawnictwa A5 Production i jest do kupienia za śmieszną cenę TUTAJ, lub można go ściągnąć ze 7 Euro na Bandcamp - TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Lethe, Nowhere, A5 Production, 2010, tracklista: Nowhere, Water, Dead City, Time, Reflections, Pripyat, Dreams, Rain.
         

wtorek, 13 sierpnia 2019

Carlos Gotay: Johan Rogers Cox fotografii

Nazywam się Carlos Gotay Martínez, urodziłem się w San Juan i obecnie mieszkam w Arecibo, w Puerto Rico. Zacząłem interesować się fotografią i malarstwem bardzo wcześnie, mój tata był artystą i robienie zdjęć było moim hobby, podobnie jak i jednego z moich starszych braci. Od 35 lat zajmuję się fotografią, kiedy miałem 14 lat nauczyłem się wywoływać czarno-białą kliszę, jak również powiększać zdjęcia w małym laboratorium w moim domu. Pracowałem przez kilka lat w laboratorium fotograficznym, była to okazja do eksperymentowania z kolorem, z efektami specjalnymi i wielokrotnym wyświetlaniem tego samego negatywu. Obecnie dzięki fotografii cyfrowej i programom graficznym znacznie łatwiej jest edytować, optymalizować kolory i tworzyć efekty specjalne. (...) przedstawiam mały wybór zdjęć, które zrobiłem w ostatnich latach podczas wycieczek do Europy,  a także zdjęcia Portoryko, Wodospadu Niagara, różnorodne tematy i efekty specjalne.
 
W taki sposób na swojej stronie internetowej TUTAJ  przedstawia się fotograf, którego prace dzisiaj chcemy pokazać. Niby nie ma na nich nic specjalnego. Ot jakieś tam chmury, pola, droga ciągnąca się po kres horyzontu, równina z samotnym drzewem, morze, fragment architektury na tle nieba, księżyc... Wszystko to, co sami może widzimy codziennie i do znudzenia. Dlaczego więc te wydawałoby się - zwykłe pejzaże - niosą w sobie ładunek jakiejś przedziwnej grozy, monumentalnej ciszy i tajemniczości? Czy nie są w tym podobne do obrazów Johana Rogersa Coxa, o których pisaliśmy TUTAJ? Trudno aż uwierzyć, że fotografie te zrobiono gdzieś w świecie, na polu, na które za chwilę wjadą maszyny, czy na drodze, po której mknie codziennie dziesiątki pojazdów. Tymczasem na zdjęciach Gotaya panuje spokój, który jest tak wszechogarniający nas, iż wydaje się, że nawet czas przystanął i czeka. Na co? To chyba już zależy od nas.
















Carlos w jednej z zakładek na swojej stronie umieścił 22 obrazy swego ojca, Héctora Gotay Velázqueza (1935-2002) LINK. Nigdy nie uczył się on malarstwa, lecz według syna był obdarzony  talentem. Na pewno akt tworzenia sprawiał mu wielką radość. Może to właśnie jest ta  tajemnica, emanująca z prac Carlosa Gotay - odwaga bycia sobą, samoakceptacja? Fotograf w  jednym z nielicznych wywiadów stwierdza, że Nie mam wielkich umiejętności fotograficznych, ale pstrykam zdjęcie każdej rzeczy, która sprawia że moje oczy stają się szczęśliwe, bo lubię próbować różnych rzeczy

I jeszcze na koniec mały akcent muzyczny. Zdjęcie Carlosa Gotay'a zdobi okładkę albumu z muzyką Schuberta, Bhramsa i Mahlera w wykonaniu Bergen Philharmonic Orchestra pod kierunkiem Luciano Berio (LINK) tego samego, który jako jeden z pierwszych dostrzegł wartość muzyki rockowej i uznał, iż jest ona naturalną kontynuacją form muzycznych rodzajem muzyki inkluzyjnej LINK czyli łączącej w sobie elementy wywodzące się z innych kultur. Tak to sztuka, muzyka poważna i rockowa łączą się w całość, którą staramy się pokazać naszym czytelnikom. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Isolations News 49: Profanacja grobu i dokonań Iana Curtisa, Antipole i ich nowy singiel, lista przebojów i rocznicowe wydawnictwo the Cure, wznowienia Factory, New Dawn Fades reinkarnacja


Kolejna profanacja grobu Iana Curtisa, miała miejsce w ubiegłym tygodniu. Tym razem ukradziono kamień z powierzchni grobu (już wstawiono nowy). Przypomnijmy, że 2008 roku skradziono napis. Naszym zdaniem istnieją głębokie obawy, czy prochy Iana są jeszcze w środku. Nie miał łatwego życia jak każdy geniusz, nie ma łatwo po śmierci. Od fana do fanatyka jak widać, istnieje bardzo krótka droga. Więcej TUTAJ.
Nasi starzy znajomi, Antipole (przeprowadziliśmy z nimi wywiad TUTAJ) opublikowali nowy singiel zatytułowany Radial Glare.


Karl Morten Dahl i Paris Alexander zapowiadają w ten sposób swój nowy album Radial Glare

Singiel można odsłuchać TUTAJ. Karl jest z nami w ciągłym kontakcie, a my kibicujemy im z całego serca.


Się porobiło, Robert Smith z the Cure publikuje listę swoich ulubionych piosenek z tat 80-tych... I jest bardzo wesoło, na liście ABC, Bowie,  Cocteau Twins i oczywiście Joy Division z ich The Eternal...  

Pełna lista TUTAJ.


Skoro mowa o the Cure, warto wspomnieć o specjalnym wydawnictwie, z okazji 40 lecia zespołu. Do zakupu DVD, CD i blue ray... Fani mają ucztę - całość dostępna od 18.10. Więcej i zamówienia TUTAJ
 
Peter Hook wspomina Iana Curtisa w audycji radiowej Matthew Parris. Całość trwa 30 minut i jest do odsłuchania TUTAJ

A my przypominamy nasze streszczenie książki Hooka i wspomnienie Iana Curtisa, które publikowaliśmy TUTAJ.
Wielokrotnie na naszym blogu opisywaliśmy i opisujemy historię Factory Records (warto zerknąć TUTAJ). Jeśli ktoś chce posłuchać audycji radiowej na ten temat to można posłuchać Virgin Radio. Audycja jest TUTAJ.
 
Skoro mowa o Factory to niespodzianka dla fanów.. Wznowienia wszystkich wydawnictw wytwórni, podzielone na dwie serie 1978-1979 i 1978-1992. Kto ma kasę niech się łapie za portfel... Ceny z kosmosu - zamówienia TUTAJ
Ukazała się książka Roba Summerfielda o Joy Division i New Order. Zapowiedź nie powala, ale kto wie? 

Całość nie jest droga i można ją zakupić TUTAJ.
Wznawiana jest sztuka New Dawn Fades o Joy Division i ogólnie historii Manchesteru. O sztuce pisaliśmy TUTAJ. Wygląda to tak:
Bilety na występy w Manchesterze, Sheffield i Londynie, oraz daty dostępne są TUTAJ. Miło, że sztuka obserwuje nasz skromny blog na TT. My ich również, przy okazji pozdrawiając.

Peter Hook dba o swój mieszek... Właśnie wypuścił wraz z bimbrownią w Manchesterze gin o nazwie Hacienda - FAC 51. No to zdrówko... 

Więcej TUTAJ.
Trwa chu**za o nazwie Joy Division remagined video. Były już zapasy w błocie, elf w Berlinie, fabryka ślimaków, panienka z Batmanem i Zorro a teraz jest ruda, której nie bardzo wiadomo o co chodzi. Nie interesuje nas zupełnie fakt, że ktoś utytułowany to wyprodukował. Premierę na żywo oglądało na YT 134 osoby...  Czy ktoś o tym pomyśli?

Panienka (czy nie było jakiejś z lepszymi nogami?) na końcu wykonuje nieskoordynowane ruchy mające być niby czymś na kształt karate.  

Karate? Proszę bardzo: Seiken trzymane źle (wystaje kciuk), garda wcale, a yoko geri kopane nietechnicznie. Profanacja nie tylko dokonań Iana Curtisa ale i sztuk walki. Wypier###ajcie. Nawet tego tutaj nie wklejamy. 

Mamy coraz gorsze zdanie o ex członkach grupy. Jak za rok sprofanują Closer przestaniemy o nich pisać i będzie to jednoznaczne ze stwierdzeniem, że Joy Division = Ian Curtis.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.