sobota, 20 kwietnia 2019

Nasz wywiad: Alek Januszewski o okładkach płyt Gardenii i ciekawych planach zespołu

Dzisiaj trzecia, i niestety ostatnia, część wywiadu z p. Alkiem Januszewskim. Wywiad nadaliśmy w częściach bowiem ładunek informacji w nich zawartych jest ogromny, poza tym ładnie nam się tematycznie podzielił. 

Tak więc część pierwszą (TUTAJ), poświęciliśmy głównie okładce singla Joy Division w wersji Tonpressu, którą projektował p. Alek. W części drugiej (TUTAJ) mówiliśmy o okładce płyty Fala, okładce albumu Siekiery i okładkach płyt Republiki i Obywatela GC. Dzisiaj część trzecie o Gardenii, ale nie tylko...  

Który z projektów wykonanych przez Pana ocenia Pan najlepiej? A jeżeli nie, to do którego z nich czuje Pan największy sentyment?

Trudno samemu oceniać swoją pracę, ale i tak to robimy, więc bez zbędnego krygowania się: Najważniejszy jest dla mnie projekt ostatni ponieważ najbardziej mnie angażuje (angażował), w tym wypadku projekt do Gardenii Czarny gotyk. Wydaje mi się, że udało się w tej grafice zawrzeć przesłanie naszej płyty. To płyta o transgresji o przejściu w inny wymiar. Hipotetyczne, wyobrażenie przejścia z życia do śmierci. Powstało wiele projektów do tej płyty ale razem z kolegami uznaliśmy że ta okładka i cały layout jest najbardziej zwięzła, oszczędna i wyrazista.
Odnośnie procesu tworzenia - czy żyje Pan ze sztuki? Czy często czuje Pan zagrożenie wynikające z braku tzw. weny twórczej? Co ostatnio Pan projektował i czym zajmuje się Pan teraz?

Nie, nie żyję z uprawiania sztuki, nawet uznając projektowanie czy tzw. design za formę sztuki użytkowej. Długie lata pracowałem w różnych agencjach reklamowych. Cieszę się, że już tego nie robię. Staram się wrócić do podstaw, do malarstwa olejnego, ale nie dla komercyjnego wymiaru tej działalności po prostu dla własnej estetycznej przyjemności. Nigdy nie obawiałem się okresów braku twórczości czy natchnienia, ponieważ są jak najbardziej naturalne w samym życiu i w działaniu. Musi nastąpić moment kiedy odczuwamy w całej wyrazistości że nie mamy nic do powiedzenia. W tym zbliżamy się do prawdy - do TAO do równowagi, braku działania, braku motywacji, braku ambicji, braku znaczenia wszelkich działań. To najważniejsze.

Ostatnio projektowałem kompilację GARDENII  pt. NEONY, TWARZE, SAMOCHODY. Mam nadzieję że ukaże się jeszcze w tym roku, jest to dla nas ważne wydawnictwo bo podsumowujące 30 lat istnienia zespołu GARDENIA.

Skąd czerpie Pan inspiracje, rozumiem że na pewno słucha Pan muzyki, czego słucha Pan teraz?

Dużo komponuję i gram na gitarze i ta działalność pochłania mnie najbardziej - rejestrowanie i realizowanie pomysłów muzycznych - zwłaszcza że nagrywamy z Gardenią nową płytę. Słucham oczywiście także innej muzyki w zależności od nastroju. Od Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu Piotra Anderszewskiego do ostatniej płyty FOALS.

Jest Pan absolwentem ASP, miał Pan kilka wystaw okładek płyt, ale także robi Pan plakaty, i to promujące różne imprezy, zatem kogo uważa Pan za najlepszego twórcę plakatu w Polsce albo czy jest ktoś, na kim się Pan wzoruje? Czy nie jest już pora na monograficzną wystawę Pana prac? Kogo z tej okazji poprosiłby Pan o napisanie wstępu do katalogu takiej wystawy i które plakaty oraz okładki jakich płyt znalazłyby się na niej na pewno?

Ostatnio zajmuję się tylko muzyką. Mało projektuję okładek (chyba że dla siebie) i jeszcze mniej plakatów. Nie wiem kogo uznać za NAJLEPSZEGO plakacistę obecnie bowiem nie śledzę tych trendów, a na ulicy widzę tylko najbardziej komercyjne produkcje plakatowe w tym filmowych. Oglądam oczywiście nowe okładki płytowe polskie i zagraniczne. Widzę jak zmieniają się estetyki i mody. Trochę jest to przeestetyzowane, dekoracyjne, eleganckie. bezosobowe i puste - ale nie chcę generalizować. Okładki płytowe to po prostu opakowania produktów, muzyka obejdzie się i bez nich w sieci.

Mam staroświeckie podejście do okładek - poza estetycznością lubię jak niosą jakiś przekaz, prowadzą dialog z muzyką,  a nie są tylko zrobionym komputerowo papierem pakowym dla Domów Centrum.

Nie planuję wystawy monograficznej, nie wiem kto miałby napisać wstęp (na pewno nie ten facet od czarno-białej Siekiery) mam wrażenie że zrobiłem za mało interesujących dla mnie okładek, żeby robić wystawę.

Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła (i robi) na mnie pierwsza płyta Gardenii. Okładka też jest bardzo ciekawa, dlaczego nie ma na niej nazwiska autora? Jak rozumiem Pan ją projektował? Jakie przesłanie chciał Pan przekazać poprzez tę okładkę?
 
Projektowaliśmy ją wspólnie, w zespole są (byli) także inni plastycy. Ta pierwsza, najważniejsza płyta dla każdego zespołu musiała wyglądem zadowolić wszystkich członków. Zaproponowałem zdjęcie (akt męski), które zrobiła moja dziewczyna Zosia K. To że na nim jestem nie miało znaczenia. Pomysł polegał na pokolorowaniu tej czarno-białej fotografii w niepokojącą mięsną tonację i zdynamizowanie zdjęcia przez obrót kadru o 90 stopni. Stojący i rzucający groźny cień nagi człowiek, przebijał  poziomym ruchem ścianę. O taki wyraz nam chodziło.
Kogo pomysłem było umieszczenie litery G na krążku?
To był mój pomysł, żeby choć trochę zróżnicować te nudne standardowe naklejki Pronitu.

Najnowsze wydawnictwo zespołu promują dwa teledyski - Czarny Gotyk i Przy twoim łóżku. To zupełnie odmienne konwencje, choć oba są o przemijaniu. Kto jest autorem scenariusza tych klipów?

To były ostatnie dni naszej sali prób w podziemiach Chwila Klubu (róg Ogrodowej i Żelaznej) cały dom szedł do rozbiórki pod nowy biurowiec. Chcieliśmy zrobić coś szybko, i wstawić teledysk anonsujący naszą płytę do sieci. Wokalista Radek Nowak miał świetny pomysł, żeby całość nagrać w klaustrofobicznej przestrzeni starej windy towarowej. Tak też zrobiliśmy i to aparatem fotograficznym - poklatkowo. Samo miotanie się ludzkich sylwetek w małej przestrzeni, nic więcej. Najważniejsza jest końcówka. Zdjęcie zespołu oprawione w ramki i pozostawione w tej windzie na zawsze, tyle czasu tu spędziliśmy, tyle godzin muzyki wypuściliśmy w kosmos…
Teledysk Przy twoim łóżku realizował młody student reżyserii Franek Kittel w ramach swoich szkolnych ćwiczeń filmowych. Wyjściowy pomysł był prosty, odegramy ten kawałek w neutralnej białej przestrzeni. Bez ilustrowania tekstu. Jedyna metafora to przykryte prześcieradłami instrumenty. Później dodaliśmy w montażu nasze stare podobizny trochę jak duchy przeszłości pojawiające się w kontraście z naszym obecnym wyglądem. To utwór o starzeniu się, przemijaniu i nieuchronności. Zdecydowaliśmy się na niego. żeby zadedykować go naszemu przyjacielowi Grzegorzowi Grzybowi - genialnemu jazzowemu perkusiście, który ćwiczył w sąsiedniej sali a zginął tragicznie w wypadku w tym czasie.

Czy cała Wasza ostatnia płyta utrzymana jest w chłodnej nostalgicznej i swego rodzaju retrospektywnej konwencji?

 
Najlepiej jak jej posłuchasz i sam ocenisz jaka to konwencja i czy to retrospektywa czy na tle innych  naszych dokonań coś nowego. Chętnie wyślę ci tę płytę jeżeli miałbyś problem z jej kupnem. Miała dobre recenzje i najważniejsze że została zrozumiana. Najpoważniejsza i najmocniejsza wypowiedź ze wszystkich naszych płyt. (dziękuję Panie Alku - jesteśmy umówieni na piwo w Warszawie)

Jakie są najbliższe plany zespołu?

Nagrywamy album z muzyką elektroniczną, zupełnie inny od wszystkiego co robiliśmy wcześniej.

Bardzo dziękujemy za pasjonujący wywiad. Wiele się dowiedzieliśmy i nauczyliśmy. 

A wy? Jeśli też, to czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Nasze wszystkie wywiady są TUTAJ

piątek, 19 kwietnia 2019

Z mojej płytoteki: Kate Bush - Hounds of Love, i wspomnienie przyjaciela

Dzisiaj płyta wyjątkowa, którą chciałbym połączyć z osobistym wpisem. Kilka dni temu minęła kolejna rocznica. 

To dzięki mojemu przyjacielowi z lat szkolnych Marcinowi  poznałem ten niesamowity album. 

Tamte czasy, dla dzisiejszej młodzieży są czymś niewyobrażalnym, nie było płyt w sklepach, a jeśli to tylko spod lady. Nakłady przedruków wydawnictw zachodnich ukazywały się w tak małych ilościach, że znikały ze sklepów w minuty. Polska muzyka pojawiała się również w dość ograniczonych nakładach, a winyl używany do tłoczenia płyt był średniej jakości. Dlatego pozostawało radio, niekoniecznie polskie, i enklawa jaką były sklepy Pewexu i komisy z płytami. To był ten drugi świat, który świecił kolorami na tle szarej komunistycznej ulicy. Niestety płyty z tych enklaw osiągały tak horrendalne ceny, że były praktycznie poza zasięgiem. Pozostawali koledzy jak Marcin, którego brat – górnik zarabiał wtedy bardzo dobrze i było go stać. Kupował płyty dziesiątkami i przywoził do domu, a ponieważ po weekendzie znowu jechał na Śląsk mieliśmy z kolegą je wyłącznie dla siebie. Je i odpowiedni sprzęt do słuchania.

Marcin mieszkał z rodzicami i bratem w ogromnym, pachnącym starością baraku. Mieli tam bardzo dużo miejsca, a wkoło domu wielki ogród. Często gdy szliśmy do Marcina zrywaliśmy owoce.

A później słuchaliśmy muzyki. Zwykle w soboty i niedziele. Rodziców i brata często nie było w domu, siadaliśmy na kanapie naprzeciwko gramofonu nad którym na ogromnym wiszącym stojaku stały płyty. Obok nich masa kaset magnetofonowych.
- Znasz to? Marcin pokazywał mi okładkę nowiutkiej płyty.

- Skąd, ale o zespole słyszałem. 

- No to posłuchamy - jest niezłe

Z głośników rozlegała się muzyka, a my siedzieliśmy, czytaliśmy teksty, oglądaliśmy okładki. Wieża stereo migała zielonymi diodami. Pierwszy raz zobaczyłem czerwony winyl na którym wytłoczono płytę Exploited - On stage, i nieudolnie zamalowane, paskiem czarnej farby drukarskiej przez komunistyczną cenzurę, fragmenty tekstów na kopertach płyt wykonawców zagranicznych. Ot choćby na płycie Pink Foyd pt. Final Cut fragment: Mr. Breznev took Afghanistan... Na szczęście farba cenzorska była tak marnej jakości, że patrząc pod światło wszystko było widać. Poza tym było przecież słychać.

Pasjonowaliśmy się okładkami; pamiętam Jethro Tull, Pink Floyd, Led Zeppelin. Pamiętam pewne zupełnie egzotyczne jak Village People czy Uriah Heep... Pasjonowały nas też efekty dźwiękowe, ot choćby dziś omawiana Kate Bush z jej Hounds of Love. Rozmowa dziewczyny z wiedźmą czy efekty w piosence Under Ice były w tamtych czasach kamieniem milowym w doznawaniu tego, co można robić z muzyką. 




Wtedy też pierwszy raz usłyszałem ludzi robotów - Kraftwerk (pisaliśmy o nich TUTAJ), a Marcin był pierwszym w naszym mieście posiadaczem płyty Republiki Nowe sytuacje (TUTAJ), której oficjalne odsłuchanie odbyło się w obowiązkowym biało-czarnym stroju fanów.

Kiedyś pokazał mi swoje wyjątkowe dzieło. Wiedziałem, że maluje i rysuje, ale zawsze traktowałem to jako kaprys i nie przywiązywałem do tego wagi.

- Pokażę ci coś wyjątkowego, popatrz to mój pierwszy komiks.

Krótka kilkuobrazkowa historyjka namalowana zwykłymi farbkami plakatowymi na kartonie. Nie pamiętam o czym, ale wiem, że robiła ogromne wrażenie swoją jakością.

- Wiesz powiem ci coś w tajemnicy, nikomu o tym jeszcze nie mówiłem, wybieram się do liceum plastycznego – powiedział wtedy.

I od tamtej chwili zacząłem to jego bazgrolenie traktować inaczej. Wtedy mnie olśniło i zauważyłem, że Marcin ma zadatki na artystę, ma duszę artysty. Jest introwertykiem, dużo czyta, słucha muzyki, ubiera się jak na zwykłego nastolatka z tamtych czasów dość dziwnie, często chodzi na przykład w zapiętej pod szyję czarnej koszuli. Jest stoikiem, z ogromnym poczuciem humoru. Stronił od ludzi a kiedy podczas naszych spotkań znosił do pokoju tektury na których namalował kolejne obrazy wiedziałem, że cały swój wolny czas spędza na tworzeniu. Poprzez te książki, muzykę, sztukę tworzył, tworzył siebie i kształtował swoją artystyczną duszę. Nie marnował czasu...

Barak zburzono, zbudowano nowe osiedle i tam rodzice Marcina zamieszkali w małym wielkopłytowym mieszkaniu. Muzyki słuchaliśmy już rzadziej, w pokoju z czerwoną kanapą, który ulokowany był zaraz przy wejściu do mieszkania. Biel ścian i metraż zabiły ducha wolności unoszącej się w baraku.

Później przyszedł czas liceum, nasze drogi zaczęły się rozchodzić, bo liceum plastyczne było w mieście wojewódzkim odległym o kilkadziesiąt kilometrów. Marcin często zostawał tam na weekendy, musiał malować i rysować prace zaliczeniowe. Na studia on wyjechał do jeszcze innego wielkiego miasta, a ja do innego. Pojawiły się miłości, nowe znajomości, obaj założyliśmy rodziny i zupełnie straciliśmy kontakt.

I kiedyś przyszedł czas wspomnień, to był jeden z takich dwóch dni w roku że ma się wolny czas, do tego stopnia, że zaczynasz przypominać sobie dawne dzieje, i wtedy przypomniałem sobie o Marcinie. I o tych wszystkich ludziach, których miałem gdzieś w pobliżu siebie przez całe swoje życie. Jesteśmy my, jak i oni, zaganiani, skupieni na swoich problemach, pracy, rodzinach umykamy gdzieś do innych ludzi, miast i miejsc, i dopiero po latach, kiedy w głowie otwiera się szufladka z jakimś tematem z przeszłości, ci ludzie razem z nim wracają.

W jedną z takich niedziel, kilka lat temu - w ostatnią niedzielę letniego urlopu, kiedy miałem czas tylko dla siebie postanowiłem odszukać Marcina, pogadać przez telefon, powspominać. Jakoś z tych wszystkich młodzieńczych znajomości tej jednej zaczęło mi szczególnie brakować. W dobie Internetu znalezienie kogoś to przecież żadna wielka sztuka.

Marcin zmarł nagle, w swojej pracowni w jeden z Wielkich Piątków kilkanaście lat temu. Był doskonale zapowiadającym się, odnoszącym pierwsze sukcesy, młodym malarzem.
Podlegam charakterystycznej nie tylko dla mnie sprzeczności. Wynika ona z potrzeby skrywania i ochrony sfery prywatnej i jednoczesnego przekonania, że właśnie w prywatności rozgrywają się te istotne dla naszego człowieczeństwa sprawy, o których chciałbym mówić. Prywatność jest nie tylko cechą, ale i treścią mojego przekazu. W prywatności zdarza się przeżywać wielkie dramaty, lecz zazwyczaj są to sprawy małe i nieważne, jak mała i nieważna wydaje się nam codzienność. Prywatność jest intymna i introwertyczna, nosimy ją ze sobą wraz z poczuciem wyobcowania i trudnością kontaktu. Daje nam ona również bezpieczeństwo przyzwyczajenia i przyjazności tego, co znajome. Są w codzienności sceny, sytuacje pozornie bez znaczenia, które jednak mogą pozostawić dojmująco silne doznanie (…)

Tyle o Marcinie, a jeśli chodzi o dzisiejszą płytę, to tylko gwoli uzupełnienia dwa nazwiska: Tennyson i Herzog. Ten pierwszy jest autorem motta, a z filmu drugiego czerpała Kate Bush - dokładnie ze sceny z Nosferatu Wampir, umieszczając fragment muzyki na stronie B dzisiejszej płyty w suicie Dziewiąta Fala (pisaliśmy o tym TUTAJ). Herzog jest też wymieniony przez autorkę w podziękowaniach na albumie... 

Zatem posłuchajmy i powspominajmy tamte minione lata, kiedy słowo muzyka na prawdę coś znaczyło.


Kate Bush - Hounds of Love, EMI 1985, producent: Kate Bush, tracklista: Running Up That Hill, Hounds of Love, The Big Sky, Mother Stands for Comfort, Cloudbusting, And Dream of Sheep, Under Ice, Waking the Witch, Watching You Without Me, Jig of Life, Hello Earth, The Morning Fog   

czwartek, 18 kwietnia 2019

Film o Joy Division No City Fun - mało kto go widział...

W 1979 r. z inicjatywy Factory Records powstał krótki film o Joy Division zatytułowany No City Fun. Podstawą scenariusza był artykułu Liz Naylor z fanzinu City Fun. Reżyserii dokumentu podjął się Charlie Salem, który wtedy miał zaledwie 20 lat. Nastoletnia Liz Naylor wraz z Cath Carroll prowadziła w tym czasie redakcję City Fun, pisma o którym już pisaliśmy TUTAJ

Obie tworzyły wtedy zespół Glass Animals  przemianowany w 1980 r. na Gay Animals, zapewne z powodu ich orientacji seksualnej. Naylor dodatkowo zajmowała się jeszcze promocją muzyki post - punkowej, głównie zespołu Ludus, którego była menadżerem.

Bohaterem filmu No City Fun (niestety nie jest dostępny w Internecie tylko znany z opisów) było  miasto Manchester. Kamera wędruje po ulicach, znajdując te fragmenty dzielnic, które najbardziej pasują do egzystencjalnych poglądów twórców obrazu: pokazywała monolityczne, wielkie bloki w Hulme, pustkowia pełne gruzów i zaparkowanych starych samochodów. Film składał się ze zdjęć blokowisk i opuszczonego centrum, które przepleciono tekstem 15-letniej Liz Naylor, nagłówkami gazet straszącymi wojną atomową i kościelnym plakatem z napisem No future with the neutron bomb (Z bombą neutronową nie ma przyszłości). Ścieżką dźwiękową były utwory pierwszej strony Unknown Pleasures.

Zdjęcie maszyny do pisania, podobno jest to kadr z filmu

Nie był to film stricte dokumentalny, Liz Naylor określiła go mianem filmu psychogeograficznego. Trwał niespełna 12 minut i został wyświetlony publicznie wraz z innymi krótkimi formami w ramach pokazu  w Scala Cinema w Londynie dnia 13 września 1979 r. W kartotece Factory otrzymał oznaczenie FAC 9 (TUTAJ). 

Interesujące są dalsze losy twórców filmu. Liz Naylor w połowie lat 80. przeprowadziła się do Londynu i kontynuowała pracę w przemyśle muzycznym jako publicysta piząc  m.in. o Sonic Youth, Sugarcubes, Big Black, Kitchens of Distinction i The Butthole Surfers. Przez pewien czas była rzecznikiem prasowym Rough Trade. W końcu założyła własną wytwórnię płytową Catcall TUTAJ. Wydawała płyty głównie subkultury tzw. riot grrrl, czyli żeńskich zespołów post-punkowych, takich jak: Bikini Kill, Huggy Bear i Sister George. W latach 90. była DJ i menadżerem. Uzupełniła także wykształcenie, bo w czasach prowadzenia fanzinu została wydalona ze szkoły. Ukończyła studia na Queen Mary University i teraz prowadzi fundację zajmującą się narkomanami i alkoholikami, która pomaga im wyjść z nałogów TUTAJ. Ma siostrę, Pat Naylor, z którą w Londynie założyła zespół Noise. Oprócz nich byli w nim: Savage Pencil (alias Edwin Pouncey) oraz Allison, Debbie i Eddie.
Liz Naylor w latach 80.
Liz Naylor teraz

Charlie Salem ukończył The University of Manchester. Ma licencjat z chemii oraz z historii i filozofii. Podobnie jak Liz Naylor przeniósł się do Londynu. Był reżyserem, pisarzem, scenarzystą i producentem, prowadził także badania internetowe nad stworzeniem nowych możliwości biznesowych na rynkach wschodzących. Zajmował się również marketingiem, więcej o jego doświadczeniu i miejscach pracy można przeczytać TUTAJ.

Salem miał pracować ponownie z Liz Naylor we wrześniu 1979 r., przy projekcie wideo zatytułowanym In search of the lost chord (W poszukiwaniu zaginionego akordu), w którym powiązano matematykę konwencjonalną z matematyką tonalną czyli muzyką, dostarczoną przez Martina Hannetta. Jednak film nigdy nie został zrealizowany z powodu  ... obaw ze strony panny Naylor w kwestii wszechprzenikającej koncepcji  produktu. Chciała wiedzieć, kiedy będziemy sprzedawać papier toaletowy, jak to skomentował po latach, co skwapliwie podał dalej portal zespołu Distractions TUTAJ. Szkoda, że tak się stało… Ciekawe co stało się ze ścieżką dźwiękową do tego obrazu? 

Czy nie macie wrażenia, że informacje o Joy Division i muzyce lat 80. są typową opowieścią szkatułkową? Ciągniemy jedną historię a z niej wynika następna i następna…

Chcecie je poznawać? Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 17 kwietnia 2019

Wytwórnie płytowe Manchesteru przed Factory Records, Martin Hannett, Rabid Records i Music Force

Niedawno pisaliśmy o The Hormones, wytwórni, na której wzorował się Tony Wilson zakładając Factory Records (TUTAJ). Ale i The Hormones nie była pierwsza. Przed nią działały Music Force i Rabid, założone przez Tosh'a  Ryan'a. Szczególnie Music Force jest interesująca, bo nie dość, że produkowała płyty pierwszych zespołów punkowych to jeszcze wprowadziła sprzedaż wysyłkową. Obie wytwórnie miały siedziby w Manchesterze. Rabid Records wydawał płyty Johna Cooper Clarke i Slaughter & the Dogs, a jego najbardziej udanym nagraniem był singiel Jilted John'a, który dostał się na brytyjskie listy przebojów po tym, gdy EMI wznowiło jego wydanie, ale już ze swoimi oznaczeniami.  Rabid chyba nie przetrwał do 1980 roku, a w dorobku doczekał się ledwie kilkunastu singli numerowanych oznaczeniem TOSH-100 i TOSH-110. Te ostatnie ukazały się w specjalnie projektowanych okładkach (wszystkie wydania można zobaczyć TUTAJ).
Zdjęcie w Rabid Records: stoją od lewej Lawrence Beadle, John Cooper Clarke i (pochylony) Martin Hannett, siedzi Tosh Ryan. 
 
Znacznie bardziej tajemnicza była działalność Music Force, założonej w 1975 r. przez Tosh'a Ryan'a i Martina Hannett'a w lokalu przy 20 Cotton Lane w Withington, gdzie Hannett zamierzał stworzyć studio nagraniowe (o Martinie Hannetcie, legendarnym twórcy Manchester Sound pisaliśmy wielokrotnie TUTAJ). Kupno nieruchomości udało się sfinansować prawdopodobnie z zysków, które obaj wygenerowali produkując ulotki reklamowe.  W każdym razie plany były poważne, mieli tworzyć, nagrywać i wydawać muzykę niezależną. 

I tak jednym z pierwszych zleceń, przy których pracował Hannett było opracowanie i nagranie w 1975 roku ścieżki dźwiękowej do widowiska grupy teatralnej agit-prop, zwanej Belt and Braces Roadshow, a następnie muzyki do animowanego filmu science-fiction All Sorts of Heroes, skomponowanej przez Steve Hopkins'a. Hannett wykonał także materiał dla Greasy Bear, zespołu złożonego z niego, CP Lee i Bruce'a Mitchella. Nas jednak zainteresował ów film rysunkowy.


Muzyka do tej dość dziwnej animacji stworzonej w Mancuni Cosgrove Hall (w którym nota bene pracował w tym samym czasie Bernard Sumner) została nagrana w 1976 r. przez Steve'a Hopkinsa i Martina Hannetta z Invisible Girls (zespołu, jak przypominamy, powstałego tylko aby akompaniować występom Johna Coopera Clarke'a oraz Pauline Murray i Nico, więcej o tym TUTAJ). 

Pochodzący z Manchesteru urodzony w 1951 roku Steve (Stephen) Hopkins był weteranem różnych grup muzycznych, w tym Gemini Zent jednego z pierwszych zespołów psychodelicznych. Z Hannettem poznał się jednak w innych okolicznościach, otóż studiował chemię na miejscowym uniwersytecie. Ciekawe jest to, że po zakończeniu swojej muzycznej kariery w 1991 roku napisał doktorat z fizyki atomowej na Open University, po czym objął stanowisko asystenta na Uniwersytetach Oxford i Sussex, a następnie nauczyciela w Manchester Photon Science Institute. W 2010 roku dołączył do zespołu Atomic and Molecular Physics na Durham University, gdzie pracował do emerytury w 2016 roku (TUTAJ). 

Animacja  All Sorts of Heroes  jest w zasadzie jedną z wersji legendy o Golemie. Oto w mieście pojawia się dziwaczny Ktoś. Przybysz (nie wiadomo czy jest to naukowiec, czy może kosmita) ma tajemniczy kuferek, w którym ukrywa niezwykłą tubkę. Z jej pomocą buduje szybko gigantyczny wieżowiec a potem konstruuje podobnego do siebie wielkiego robota. Ale jak to bywa a takich historyjkach, jego wysiłki skutecznie niweczą dwa ludziki, które najpierw niszczą wieżowiec a potem przejmują kontrolę nad robotem. Na pewno najlepszą częścią animacji jest ścieżka dźwiękowa zawierająca elementy funk 'n' soulu i jazzu, których zwykle nie kojarzy się z Hannettem. Płytę ze ścieżką dźwiękową niedawno wydała na osobnej płycie Factory Benelux, umieszczono na niej jeszcze inne utwory duetu Hannett - Hopkins (TUTAJ).

Wiedzieliście o tym? Jeśli nie, to warto było się dowiedzieć, wszak to kawał historii undergroundu

Chcecie dowiedzieć się więcej? Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

wtorek, 16 kwietnia 2019

Najnowsza książka Jona Savage'a o Joy Division - This Searing Light, the Sun and Everything Else, Joy Division the Oral History, nasza recenzja cz.1

Dotarła w końcu do nas, choć z opóźnieniem, odniosłem wrażenie że wiele osób miało ją co najmniej tydzień przed nami, mimo tego, że zamawialiśmy w przedsprzedaży. Jest w końcu a Amazon niestety nie popisał się. Cena wraz z przesyłką nie jest niska (w promocji to 17.24 GBP z tym, że normalna cena książki to 20 GBP czyli odpowiednio 86.4 i 99 PLN) dlatego oczekiwałem czegoś nadzwyczajnego.

Rzeczywiście po rozpakowaniu kartonika ukazuje się piękna okładka wzbogacana folią nałożoną techniką hot stamping. Palące słońce, światło i wszystko pozostałe rzeczywiście daje niesamowite efekty świetlne. 

Na okładce kultowe zdjęcie Hermana Vaske ze stycznia 1980 roku z Berlina, gdzie Joy Division zagrali w Kant Kino. Wewnątrz spulchniany papier (z certyfikatem FSC) i tu pierwsze rozczarowanie - jest żółty. Ci którzy mieli do czynienia z technikami drukarskimi zapewne znają triki stosowane przez wydawców (tutaj Faber and Faber) celem sprawienia wrażenia, że treści jest więcej niż na prawdę, a wszystko po to żeby utrzymać czytelnika w przekonaniu, że książka jest warta swojej ceny. 

Wydanie niestety do końca szałowe nie jest, we wkładce jak i na drugiej stronie okładki widać błędy drukarskie - białe plamki, których jest całkiem sporo zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz - przykładowe pokazane poniżej: 
Do utwierdzenia w złym wrażeniu przyczyniają się ponadto brak tzw. kapitałki (co potania koszty wydania) oraz szerokie marginesy (kto zaczął czytać wie że czyta się książkę szybko...). 

Zawartość, dzięki wspomnianym zabiegom, to 300 stron, razem 13 rozdziałów. Książkę autor zadedykował Tony Wilsonowi, który zmienił jego życie.


Jak widać zastosowano znaną z okładek płyt, ale i z poprzednich książek, (np. So This Is Permanence, o której pisaliśmy TUTAJ) czcionkę, której pochodzenie omawialiśmy TUTAJ. Podsumowując, jeśli So This Is Permanence to arcydzieło wydawnicze (płócienna oprawa, piękny biały kredowy papier, znakomity duży format, przypomnę cena to 32 GBP) i ocena to 10/10, to omawiana dziś książka uzyskuje się pod względem jakości (biorąc pod uwagę cenę) jakieś 7/10. A co z treścią? 

Spis osób rozpoczynający książkę upodabnia ją do sztuki, mamy podział bohaterów wśród których znajdują się na przykład świadkowie (są wśród nich Annik Honore czy Deborah Curtis).

Pora omówić rozdział pierwszy, bowiem będziemy na naszych forach omawiali rozdział po rozdziale, podkreślając pewne nowości w stosunku do tego co już o Joy Division wiemy. 

Zatem ogólny układ książki utrzymany jest w konwencji filmu dokumentalnego Granta Gee z 2007 roku o Joy Division, swoją drogą film dość mocno wzorował się na znakomitej książce Micka Middlesa, na której dokładne omówienie przyjdzie tutaj jeszcze czas. Zarówno w książce Middlesa jak i w filmie i w książce Savage'a zaczyna się od omówienia historii Manchesteru. W sumie nie dowiadujemy się tutaj niczego nowego poza tym co już wiemy (wiele z tych faktów zawarliśmy w naszym wpisie TUTAJ). 

Bardzo ciekawa jest wypowiedź perkusisty zespołu Stephena Morrisa, zawarta we wstępie, że Ian przestawał być nieśmiały po dwóch lub trzech Breakers Malt Liquors czyli wysokoprocentowych piwach. Biorąc pod uwagę jego wagę, wypicie trzech takich piw musiało uwalniać wszelkie pokłady śmiałości. To piwo wyglądało tak:

W pierwszym rozdziale pt. The Cities Speak, wypowiadają się m.in. Tony Wilson, Bernard Sumner czy Liz Naylor czyli skład znany z filmu dokumentalnego o zespole. Jak pisałem, rozdział dotyczy historii i opisu Manchesteru z przyległościami, do których należało np. Salford. Zatem wiadomo: pustynia, beton, przemysł, kryzys. 

Bardzo ciekawa jest wypowiedź Bernarda Sumnera w której opisuje jak na skuterze uciekał poza miasto żeby podziwiać wrzosowiska. Jego matka wyszła ponownie za mąż kiedy miał 7 lat i wraz z rodziną Bernard przeprowadził się do bloku z centralnym ogrzewaniem (o takim bloku pisaliśmy TUTAJ). Mały Bernard był tym, jak określa, błędnie zafascynowany. Opisuje jak siadał na elektrycznej suszarce do wypranych rzeczy i wyobrażał sobie że jest w saunie...

Liz Naylor (pisaliśmy o niej TUTAJ) przyznaje się, że w tamtych czasach cierpiała na głęboką depresję, przez co idealnie utożsamiała się z muzyką Joy Division

W rozdziale zamieszczono też wypowiedzi Petera Saville'a (pisaliśmy o nim TUTAJ), Paula Morleya (TUTAJ), czy basisty Joy Division Petera Hooka (TUTAJ). A o czym mówią? Nie możemy napisać wszystkiego - wszystko jest w książce do której wkrótce znowu powrócimy. 

Chcecie się o tym dowiedzieć? Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Isolations News 32: The Oppostion wydał album live z koncertu w Polsce, książki Savage'a o Joy Division, Sharpa o Martinie Hannettcie i Middlesa o Joy Division i New Order, koncert upamiętniajacy Iana Curtisa


Uwaga, bo czasu jest mało o ile w ogóle jeszcze jest. The Opposition po swoim powrocie po latach z płytą Somwhere in Between (recenzowaną przez nas TUTAJ) wydali minialbum z koncertu w studio w Radio Łódź (pisaliśmy o nim TUTAJ, a pobyt zespołu w Polsce i ich występ na festiwalu Soundedit relacjonowaliśmy TUTAJ). 

Nakład jest limitowany, zaledwie 300 numerowanych kopii, ale ale ale - to chyba tylko chwyt marketingowy, bowiem grupa na Instagramie informuje, że będzie on dostępny w sklepie zespołu w maju dla tych, którzy nie zdołają kupić w Polsce (TUTAJ). Niemniej, kto to wie? 

Tracklista: In My Eyes, Slipping In The Water, New Homes, Somewhere In Between, Very Little Glory.

A tak na marginesie, płytę kupić może każdy, ale oryginalną setlistę z koncertu w Łodzi, z autografami i dedykacją muzyków mamy tylko my. 

Warto dodać , że za przedsięwzięciem czai się SONIC czyli pan Marek Proniewicz (jeśli nas czyta grzecznie przypominamy się). 

My już kupiliśmy i oczywiście album opiszemy w dziale z Mojej Płytoteki. Kupujcie TUTAJ.


Jest z nami książka Jona Savage'a o Joy Division. Wyczekiwana i kupiona w przedsprzedaży. Przyszła w ostatni piątek...

Wszyscy ją mieli wcześniej, więc nie polecamy kupowania za szybko, bowiem w wydawnictwie Faber and Faber przedsprzedaż oznacza posprzedaż. O książce już w tym tygodniu u nas - będziemy ją opisywać rozdział po rozdziale. Łatwo nie będzie.

Taka ironia losu, bo tego samego dnia przyszła książka Colina Sharpa o legendzie Manchester sound Martinie Hannettcie.

Pisaliśmy o nim już bardzo wiele (TUTAJ) ale książka to książka. Nasze doświadczenie wskazuje, że informacje w sieci są bardzo pobieżne, no chyba że czytacie nas. Tutaj jest na poważnie i rzetelnie.
Wiecie co to jest czytanie symultaniczne? My tak - bowiem w tym samym czasie czytamy ponownie (celem odświeżenia) dzieło kanoniczne dotyczące Joy Division. Mick Middles opisał wszystko z wszelakimi detalami i jeśli ktoś myśli, że my tego nie wiemy to się myli. Napiszemy i o tej książce, ale nie wszystko na raz, wszak chcemy istnieć jeszcze kilka lat. Until the end jak śpiewał Jim Morrison z the Doors.


W sobotę 18.05.2019 roku odbędzie się koncert upamiętniający 39. rocznicę samobójstwa Iana Curtisa. Wystąpią cztery zespoły CTRL, Black Light Ascension, Lashtal i InSect, a impreza odbędzie się w Londynie w The Amersham Arms. Bilety po 7.70 GBP do kupienia TUTAJ. U nas też będzie na tę okazję coś specjalnego. 

Dzisiaj było o the Opposition, koncercie rocznicowym i trochę o naszych planach. Jeśli chcecie zobaczyć jak wcielamy je w życie czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.      

niedziela, 14 kwietnia 2019

Our interview: Very lucky for us, Peter Hook jumped up to the sound board - Stuart Argabright about Ike Yard, concert with New Order, and the unknown story of Factory America, EN and PL versions available

Ike Yard (isolations - all rights reserved)

Stuart Argabright to legendarna postać undergroundu, znany z kilku grup o których pisaliśmy, przede wszystkim z ostatniego wcielenia Black Rain (o ich znakomitej płycie Computer Soul pisaliśmy TUTAJ), a wywiad z nimi (przypomnijmy że śpiewa tam Zoe Zanias - o niej TUTAJ, dawniej z Linea Aspera - TUTAJ -  obecnie też Keluar) opublikowaliśmy TUTAJ

Ale co równie ważne, Stuart we wcieleniu zwanym Ike Yard (TUTAJ) uczestniczył w historycznych chwilach, bowiem jego grupa byłą jedyną nagrywającą album dla Factory USA (TUTAJ). 

Postanowiliśmy zapytać Stuarta o tamte czasy i okazało się, że opowieść zawiera kolejne perły, koło których znawcy muzyki undergroundowej nie mogę przejść obojętnie, myślę tutaj między innymi o Swans, Tony Wilsonie, New Order i Peterze Hooku. 

Zapraszamy na niesamowite wspomnienie...  

Stuart Argabright is a legendary musician, known from several groups we wrote about, primarily from the last his project Black Rain (we wrote HERE about their excellent Computer Soul album), and an interview with them (let us remind you that Zoe Zanias from Linea Aspera - see HERE - sings there) we published HERE. But what is important, Stuart in his project called Ike Yard (HERE) participated in historical moments because his group was the only one  recording an album for Factory USA (HERE). 

We decided to ask Stuart about those times and it turned out that there were more pearls in the story, which anybody can not pass by indifferently, I'm thinking about Swans, Tony Wilson, New Order and Peter Hook

Enjoy this amazing story ...

How did it happen that you started to record for Factory?

Jak to się stało, że zaczęliście nagrywać dla Factory?

Ike Yard (IY) spent our first year or so just playing together and making our sound. When we thought we had some good tracks from rehearsals, we made one cassette tape to be our demo- and Michael Diekmann of IY sent it over to Belgium to The Belgian Crepsecule label. And they accepted it. So we did that first Ep (Night After Night 1981) with them, got a few copies for ourselves. It was only available in NY as an 'import' so it was not really out there in the world. Only a few people really found it, but we had our start!

We continued making music, moved into having more equipment and found a rehearsal space share. It was in the (infamous) Music Building on W side and we shared time there in one room with Micheal Gira's group Circus Mort (pre - Swans) (see HERE). During this time, i was having people like SPK come from Australia to tour US and they ended up staying at my place and they ended up breaking up there on E 11th St.

IY's first show was with Suicide and Lydia Lunch's 13:13 downtown at Chase Park (poster photo below).

Ike Yard (IY) spędziło swój pierwszy rok na zgrywaniu się i wypracowywaniu brzmienia. Kiedy doszliśmy do wniosku że mamy dobre utwory z prób nagraliśmy kasetę - nasze demo i Michael Diekmann z IY wysłąl je do Belgii so wytwórni The Belgian Crepsecule. A oni je zaakceptowali. Tak więc nagraliśmy pierwszą epkę (Night After Night 1981) dla nich, zatrzymując trochę kopii dla siebie. Były dostępne tylko w Nowym Jorku jako import, tak więc nie było ich na światowym rynku. Tylko kilka osób odkryło to nagranie, ale my mieliśmy debiut!

Dalej tworzyliśmy muzykę, postanowiliśmy zakupić więcej sprzętu i znaleźć bardziej przestrzenne miejsce do prób. To był (niesławny) Music Building na wschodniej części NY które współdzieliliśmy z zespołem Micheala Giry - Circus Mort (pre - Swans) (pisaliśmy o nich TUTAJ). W tamtym czasie gościli u mnie tacy ludzie jak SPKAustralii, którzy odbywali tournee po USA - to było na ulicy E 11th St.

Pierwszy koncert IY' odbył się z  SuicideLydia Lunch's 13:13 w Chase Park (poster poniżej).


After our set - (remember this was early days for anything electronic') - Lydia asked us to be her backing band.

Next time we heard from anyone at Crepescule, it was label head Michel Duvall telling us "You are on Factory America now" ... 

 Po naszym koncercie (a pamiętajcie, że to były pierwsze dni gdy grano cokolwiek elektronicznego) - Lydia poprosiła nas o wsparcie.

Następnym razem, usłyszeliśmy od kogoś z Crepescule, której szefem był Michel Duvall, jak powiedział: Jesteście teraz Factory America...

Do you know that you were the only one band from the USA recording for Factory America?

Czy wiesz o tym, że byliście jedynym zespołem z USA nagrywającym dla Factory Ameryka?

Well, yes we knew. Also on there on various cuts, releases was the GF of Factory America head Michael Shamberg (RIP), Stanton Miranda aka Thick Pigeon.

Tak, wiedzieliśmy o tym wtedy.. Na próbach pojawili się szefowie Factory America Michael Shamberg (RIP), i  Stanton Miranda aka Thick Pigeon.

Why Factory America stopped to produce music?

Dlaczego Factory Ameryka przestała  nagrywać?

Well, for those who know history of Factory UK - or who saw 24 Hour Party People (described by us HERE), the financial situation over there in UK was a mess. Like what happened also to New Order's Blue Monday 12, our proposed COVER art cost them more then our RECORDING.

Recently i found this interview w Hooky which tells a story about those times:

Cóż, dla tych, którzy znają historię Factory UK - lub widzieli 24 Hour Party People (opisanym przez nas TUTAJ), wiedzą, że sytuacja finansowa w Wielkiej Brytanii była zła. Podobnie jak w przypadku New Order i ich singla Blue Monday, okładka kosztowała więcej niż nagranie... Ostatnio znalazłem wywiad z Hookym który wspomina tamte czasy:


We had wanted to see Joy Division play NYC and were looking forward to it. After Ian's suicide, the group came over and played a small show at TR3, a small club downtown where the cooler underground groups played. They were not very strong that time. But we understood.

Then we played with them @ Ukrainian National Home 1982 (Taras Shevenko video). Factory shot video of the night, threw our footage away apparently. By then our lineup was: Fred S Synths, Kenneth Compton Bass and vocals, M Diekmann guitar and myself Korg Ms 20 synth and vocals, syn drum, perc.

Even then we were synth oriented and i can think we influenced NO at that show. Same time, after our soundcheck we heard the sound man hates you and so when we began to play the sound levels were not right - our vocals were way down in the mix and synth was also lacking. Very lucky for us, Peter Hook jumped up to the sound board and began making a proper mix for us ! What a hero Peter.

In the song '20' (unreleased live cut included on the first IY reissue, Acute Records 2006) you can clearly hear my vocals finally come up in the mix. That show was put on by Ruth Polsky (who i believe Hooky refers to in that video interview or another one of same series). I drew the poster (attached).

We knew Ruth from Danceteria (where IY, SPK played).



Chcieliśmy zobaczyć, jak Joy Division gra w Nowym Jorku i nie mogliśmy się doczekać. Po samobójstwie Iana grupa zagrała mały show w TR3, niewielkim klubie w centrum, gdzie grały fajniejsze grupy undergrundowe. W tamtym czasie nie byli zbyt dobrzy. Ale to rozumieliśmy.

Następnie graliśmy z nimi @Ukrainian National Home 1982 (wideo Taras Shevchenko). Factory najwyraźniej odrzucili nasze nagrania z tego filmu. W tym czasie nasz skład był następujący: Fred S syntezatory, Kenneth Compton bas i wokal, M Diekmann gitara i ja Korg Ms 20 syntezator i wokal, syntezatory  i instrumenty perkusyjne.

Już wtedy byliśmy zorientowani na syntezatory i myślę, że zainspirowaliśmy New Order na tym koncercie. W tym samym czasie, po próbie, usłyszeliśmy, że jest wyjątkowo kiepskiego i kiedy zaczęliśmy grać, okazało się że wokal był bardzo niski, i nie było słychać syntezatorów.  Na szczęście dla nas Peter Hook skoczył do konsoli zaczął nas miksować! Co za bohater z tego Petera.

W utworze „20” (nagrany tylko na żywo i zamieszczony na pierwszej reedycji IY, wydanej przez Acute Records w roku 2006) wyraźnie słychać, że moje wokale wreszcie pojawiają się w miksie. Ruth Polsky (do którego, jak sądzę, nawiązuje Hooky w tym wywiadzie wideo lub innym z tej samej serii) realizował nagranie. Załączam plakat.
 

Znaliśmy Rutha z Danceterii (gdzie grał IY, SPK).

Could you please make a photo of this Ike Yard FACTA 2 record? Do you have some photos from that time? 

Czy możesz nam przesłać zdjęcia tego albumu, czy istnieją zdjęcia z tamtego koncertu i tamtych czasów? 

None exist. But we can say that Factory head man Tony Wilson came around and popped his head into the mixing room while we worked. Budget for studio time was very tight so we couldn't stop what we were doing and soldiered on to finish the mix in time.

Nie istnieją. Można powiedzieć że szef Factory Tony Wilson krążył po studio i zaglądał do pokoju realizatorskiego kiedy pracowaliśmy. Budżet na studio był bardzo niski więc długo pracowaliśmy żeby skończyć na czas.

Please describe how this album was recorded, what do you remember?
 
Czy możesz opisać w jaki sposób  realizowaliście nagrania, co pamiętasz? 

Unlike the recording of the first record (down in Soho, at Sorcerer Sound with a good engineer Greg Curry, the Factory America LP was done at a Studio Shamberg found and so there we went. To 'The Ranch' in lower mid town. Not any special or great Studio or engineer, but by then we knew what we wanted and could produce ourselves. By then we had changed over to almost totally electronic gear and sound. Fred S - Synths, Korg controller, Kenneth bass ,voc. and bass synth, MD synth and a little guitar (outro of Kino) and myself on Korg, voc., tom toms. We couldn't finish recording everything.

We never recieved any sales reports, got little press for the record. At one point when Factory America moved it's offices, there were a number of LP's found so we ran uptown and grabbed them !

We never heard from Factory America that we could continue recording with them. So with no direction from the label, we became restless.
Kenneth was involved with Madonna, who we met at The Music Building (and KC can be seen in her video for Burning Up For Your Love) Michael Diekmann formed a group that included Mirands (and Ikue Mori from DNA). I did a show with Fred S at Pyramid, moved to W Berlin by spring 1983 where i lived with (and worked a bit) with x member of DAF, Liasions Dangeruses' Christlo Haas (RIP), lived and worked a bit with Susanna K from MALARIA !. Also played with two groups there - VOOV ( mixed by Mufti from ENB) and also Nth @ W Berlin's Loft. And back in NY that fall,  went on to do The Dominatrix Sleeps Tonight big club hit of 1984 (recorded at Unique Studios where Planet Rock and all the big hits of the time were done. Arthur Baker signed Dom after hearing us mix it. Of course NO also worked with Baker and his talented partner John Robie (the synth guy of that team).
   
Photos attached above and below:


* And btw - those pics on the inner sleeve of the Factory LP - those were from u (Italian Road Signs as i recall ), attached

Stuart Argabright for Ike Yard April 4 2019

Inaczej niż podczas nagrywania pierwszej płyty w Soho, w Sorcerer Sound z dobrym inżynierem Gregiem Curry, longplay dla Factory America był nagrywany w Studio Shamberg. Niezbyt specjalne studio i nie za dobry inżynier, ale wtedy bardzo chcieliśmy nagrywać. Niemalże całkowicie przeszliśmy na elektroniczny sprzęt. Fred S - syntezatory, Korg kontroler, Kenneth bas ,śpiew  i syntezator basowy, MD syntezator i nieco na gitarze (np. w  Kino) i ja na Korgu, i śpiew. Nie mogliśmy skończyć nagrywać niczego.

Nigdy nie dostaliśmy żadnych raportów sprzedaży, czy informacji o tym co dzieje się z płytą. Gdy Factory America przenosiła swoje biura znaleziono kilka sztuk albumu, któe ukradliśmy.

Nigdy nie słyszeliśmy zaproszenia od Factory America do kolejnych nagrań. Tak więc bez wskazówek z wytwórni staliśmy się bezradni.

Kenneth związał się z Madonną, którą spotkaliśmy w The Music Building (a KC można zobaczyć w jej wideo Burning Up For Your Love). Michael Diekmann stworzył zespół w któym był Mirands (i Ikue Mori z DNA). Ja koncertowałem z Fredem S w Pyramid, przeprowadziłem się do Berlina Zachodniego latem 1983 gdzie mieszkałem z (i trochę pracowałem) którymś z członków DAF, członkiem Liasions Dangeruses' Christlo Haasem (RIP), trochę z Susanną K z zespołu MALARIA! Grałęm też z dwoma innymi zespołami - VOOV (miksowanym przez Mufti z ENB) i także z Nth. Wróciłem do NY tamtej jesieni, nagrałem The Dominatrix Sleeps Tonight wieki hit klubowy w roku 1984 (nagrany w Unique Studios gdzie nagrano Planet Rock i wszystkie wielkie hity tamtych czasów. Arthur Baker napisał Dom po tym jak nas usłyszał. Oczywisćie New Order też pracowali z Bakerem i jego utalentowanym partnerem Johnem Robie (grającym wtedy na syntezatorach).   

Załączam zdjęcia. 
Stuart Argabright z Ike Yard, 4.04.2019.

Thank you Stuart!

Podobało się? To czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Wszystkie nasze wywiady są TUTAJ.

Our interviews are HERE.