Pokazywanie postów oznaczonych etykietą surrealizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą surrealizm. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 października 2024

Niebezpieczeństwo na schodach: najbardziej surrealistyczne dzieło Pierre Roya i to na długo przed Dalim

Pierre Roy nie jest szczególnie znanym artystą. Krótko należał do grupy surrealistów skupionej wokół  André Bretona. Nominalnie należał do niej tylko trzy lata, między  1925 a 1928 rokiem. Uczestniczył w kilku jej działaniach, czasem przesiadywał z poszczególnymi należącymi do niej artystami w kawiarniach… Wziął na przykład udział w wystawie La Peinture Surréaliste, która odbyła się w Galerie Pierre Loeb w listopadzie 1925 r. i na której zaprezentowano prace Giorgio De Chirico, Hansa Arpa, Maxa Ernsta , Paula Klee, Mana Raya, André Massona, Joana Miró i Pablo Picassa. Wydarzenie to oznaczało pierwszy prawdziwy sukces Roya, podkreślony przez krytyka André Salmona w artykule opublikowanym w Revue de France. Ale Brenton nie wspomina o nim w swoim przeglądzie artystów surrealistycznych, Surrealism and Painting (1928), a przecież wtedy Roy przynależał do surrealistów. Niemniej tak już zostało. Uznane słowniki i kompendia o  surrealizmie ignorują jego twórczość a wystawy prezentujące ten nurt w sztuce go pomijają. A przecież namalował obraz, który jest najbardziej surrealistycznym dziełem, jakie kiedykolwiek powstało i to jeszcze zanim Salvador Dali zaprezentował światu swoje topniejące zegarki, które zdefiniowały pogląd czym jest sztuka surrealistyczna.


Roy wykonał Niebezpieczeństwo na schodach w 1927 lub 1928 roku, kiedy miał przynajmniej z 20 lat więcej niż artyści, którzy wtedy utworzyli grupę surrealistów. Malarz urodził się w 1880 roku (zmarł w 1950 roku), kiedy w Paryżu jeszcze nie było wieży Eiffla, a trwał fin de siècle. On sam zaczął malować pod wpływem fowizmu, ale później, być może inspirując się obrazami Giorgio de Chirico, zaczął pokazywać kompozycje zestawione z zaskakujących przedmiotów, przez co osiągnął to, co Breton uznał za sens sztuki surrealistycznej – sztuki, która zrodzona w wyobraźni autora pokazuje jego model wewnętrzny i wizualizuje to, co nie jest widoczne i osiąga dzięki nim poetycką ich świadomość.

Niebezpieczeństwo na schodach jest jak napisaliśmy już obrazem realizującym wszystkie wymagania Brentona ale jednocześnie subtelną ich korektę. Scena przedstawia zwykłe, wręcz typowe schody w przeciętnej, paryskiej kamienicy. Widzimy drzwi do mieszkania na jednym z pięter, jest poręcz, wycieraczka, nudne ściany malowane na zielono. Pewnie schody skrzypią i w powietrzu czuć kurz, jak to bywa w starym budynku… Tylko ta niepokojąca cisza i wąż, który pełznie po schodach, zupełnie jakby wychylił się z raju i teraz wpatrując się w widza czekał na kolejną, niczego nie spodziewającą się duszę, która wyłoni się z piętra poniżej.

Mamy więc na obrazie scenę, a w zasadzie jeden z tych momentów, który Freud określał mianem niesamowity, kiedy nasze irracjonalne lęki zderzają się z naszym racjonalnym umysłem przez co świadomie odrzucamy je, lecz wewnętrznie, podświadomie nadal je przeżywamy.  I z tym właśnie Roy nas konfrontuje - nierealność zderza z niewiarą, motywowaną skłonnością do rozumowego odrzucania wszystkiego co wykracza poza ogólnie przyjętą empiryczną rzeczywistość. Taka postawa jednak według artysty ściąga na nas niebezpieczeństwo, bo nie jesteśmy przygotowani na czyhające na nas zagrożenia.  

Oczywiście wąż obarczony jest znaną symboliką biblijną, jest uosobieniem zła, ale także kusiciela oferującego poznanie istoty moralnego dualizmu… Czy chcemy go zgłębić, czy jesteśmy na to gotowi? Dostajemy tę propozycję znienacka, kiedy nie spodziewamy się tego, kiedy przebiegamy zajęci dniem codziennym po schodach.
 
Obraz znajduje się w zbiorach Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Warto jeszcze dopowiedzieć kontekst powstania dzieła. Otóż w latach 1927–1928, czyli wtedy gdy Roy malował opisywaną kompozycję, Breton, który był przecież założycielem i przewodnikiem grupy surrealistów przechodził głęboki kryzys osobisty: był skonfliktowany z żoną bo zaangażował się w romans, zresztą nieszczęśliwy. Powodowało to dalsze polemiki z poszczególnymi artystami. Kulminacją tej sytuacji była czystka wśród członków grupy w 1928 roku i bezwzględny ton Drugiego Manifestu, niczym trujący jad węża. Drzwi do mieszkania Bretona przy rue Fontaine 42 były pewnie podobne do tych na obrazie Roya. A zatem, czy niebezpieczeństwem, z punktu widzenia autora dzieła był wąż, czy raczej ktoś, kto znajduje się za tymi drzwiami? 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 16 kwietnia 2024

Malarstwo wizjonerskie Didiera Mazuru

Zacząłem malować, bo usłyszałem głos powołania, na który musiałem odpowiedzieć. Ale tak naprawdę nie wiedziałam, co malować. Tak więc zacząłem w moim pierwszym szkicowniku w 1981 roku od rysunku linii powstałych w wyniku swobodnego ruchu mojej ręki. Potem kierując się spojrzeniem, nadawałem ołówkiem kształty i objętości tych splecionych linii. Ten cykl rysunków nazywał się: „Oczy otwarte”, „Oczy zamknięte” lub „Wędrująca linia”. Jednak większość z nich pozostała do około 2008 roku w formie szkiców, bo niedługo po ich wykonaniu porzuciłem je, aby poświęcić się rysunkom oraz olejom rzeźbiarskim i architektonicznym o charakterze postsurrealistycznym. Około 1987 roku w mojej pracy pojawiły się grupy kształtów o charakterze antropomorficznym, połączone nazwą: „W ossuarium snów”. W połowie lat 90. rozpocząłem serię rysunków od cykli, które nazwałem „Mekanosferą”, „Technosferą” lub „FRA”, czyli „Fragmentem”, ale także „Braterstwem”.

Około 2008 roku wróciłem do niektórych moich starych szkiców z lat 80. i mojego starego sposobu tworzenia obrazów, polegającego na swobodnym poruszaniu się dłoni po papierze. Rozpocząłem poszukiwania formy, której struktura wibrowałaby zgodnie z moim wewnętrznym ja i ujawniła mój potencjał i energię.


Aby poszerzyć pole możliwości, ostatecznie za punkt wyjścia dla moich pomysłów twórczych wybrałem chaos. Następnie odkryłem, że sposób, w jaki rozpoczynałem i wykonywałem obraz, miał decydujące znaczenie dla kierunku, w jakim podążały moje dalsze eksploracje malarskie.


Od kilku lat moją twórczość malarską rozpoczynam od refleksji nad tym, jak co będę robić dalej. Następnie, gdy akcja toczy się już w ustalonym kierunku, staram się, aby wszystko przebiegało naturalnie, tak aby efekt końcowy wyrażał witalność i energię związaną z malarstwem, bez nadmiernej troski o „dobre WYKONANIE”. W tym przypadku to „dobre wykonanie” oznacza działanie swobodne, bez roztrząsania, analizowania i osądzania. A oprócz starań o zachowanie spontaniczności jest jeszcze wewnętrzna wizja artystyczna, wynikająca z wieloletnich doświadczeń i refleksji nad malarstwem. I w twórczości chodzi o osiągnięcie równowagi pomiędzy spontanicznością gestu a intencją rozumu. Ale aby móc pozostać autentycznym, tę pracę należy wykonywać naturalnie. Rzeczywiście wydaje mi się, że jeśli chodzi o sztukę, to, co robi się zbyt świadomie, nie jest już całkowicie autentyczne w tym sensie, że nie pozwala, aby tak wykonana forma dzieła naprawdę wypłynęła z głębi naszego jestestwa. 

Ten przydługi fragment autorstwa Didiera Mazuru, francuskiego artysty, który dzisiaj gości w naszej wirtualnej galerii, pozwoliliśmy sobie zamieścić w całości, bo najlepiej wyjaśni motywy jego twórczości.





Didier Mazuru urodził się w Paryżu w 1953 roku. Zanim zaczął tworzyć prace plastyczne, najpierw robił wiele innych rzeczy: w 1969 roku rozpoczął naukę muzyki i technik improwizacji i gry na saksofonach tenorowym i sopranowym. W 1974 studiował architekturę w Ecole des Beaux Arts w Paryżu. Ale występował także jako saksofonista, co kontynuował aż do lat 80. W tym samym zaczął na dobre rysować, od 1976 roku tworzyć grafiki, bo zafascynowali go paryscy artyści działający w grupie wykonującej tzw. sztukę wizjonerską. Był to rodzaj sztuki fantastycznej, surrealistycznej, lecz w odróżnieniu od niej artyści nie przenosili na płótno czy papier kompozycji o tematyce zaczerpniętej ze snów, horrorów czy opowieści science fiction, ale abstrakcyjne. Ta forma według nich najpełniej wyrażała ich wewnętrzny pejzaż, mogła oddać ich indywidualną wizję świata wykraczającą poza to, co jest fizyczne i znane.






Mazuru jednak ukończeniu studiów architektonicznych w 1981 roku wyjechał z Paryża i w ogóle z Francji i przeniósł się do Sztokholmu. Prawdopodobnie stało się to z powodów osobistych. Kilka lat wcześniej ożenił się z Marianne Andersson, Szwedką, którą poznał w Paryżu. Porzucił wtedy architekturę i saksofon, aby całkowicie poświęcić się malarstwu i grafice. Ale stare kontakty pozostały. Pierwsze ryciny drukował w Paryżu, w warsztacie René Tazé. Także w Paryżu artysta miał swoje pierwsze wystawy: w Galerie Bernier w 1984 r. a następnie w Galerie Michèle Broutta w 1989 r. Został zauważony, w 1991 roku - Michel Random powiązał go z grupą wizjonerów w swojej drugiej książce na ten temat l'Art Visionnaire pod redakcją Philippe'a Lebauda. I tak artysta powoli rozwijał swoje umiejętności. W 2002 roku zaprzestał grawerowania a skupił się tylko na malowania i rysowaniu. Wprawdzie przez pewien czas dorabiał w Sztokholmie jako opiekun osób starszych ale cały czas tworzył i od 2012 roku robi tylko to. Jego ostatnia wystawa odbyła się na początku 2016 roku w ramach większej ekspozycji zatytułowanej Podróż do wyobraźni w Galerie Les Yeux Fertiles w Paryżu. Didier obecnie mieszka i pracuje w Sztokholmie i Paryżu.





Skoro już wiemy dlaczego tworzy i znamy jego życiorys, a także obejrzeliśmy kilka jego dzieł, możemy z czystym sumieniem polecić stronę artysty (LINK).  Zwłaszcza, że jego prace to jakby spotkanie ze znajomymi. Bo w obrazach Didiera Mazuru dostrzega się pewne elementy znane nam z prac Salvadora Dali, ale także Joan Miró czy nawet uproszczone formy z dzieł nieśmiertelnego Hieronima Boscha… 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

sobota, 13 stycznia 2024

Obrazy Jarosława Jaśnikowskiego: Witajcie w fantastycznej rzeczywistości w której działają inne prawa fizyki

Polski malarz, surrealista przedstawiciel nurtu magicznego realizmu i steampunku (LINK): Jarosław Jaśnikowski. Sam siebie nazywa Badaczem Alternatywnych Światów. I tam właśnie zaprasza nas, do fantastycznej rzeczywistości w której działają inne prawa fizyki, gdzieś, gdzie wydarzenia dzieją się poza czasem a nawet na przekór niemu.





Malarz urodził się w 1976 roku w Legnicy, do której po latach powrócił. Ale po kolei. Częste zmiany miejsca zamieszkania wydaje się, że były tym katalizatorem, który ukierunkował artystyczne aspiracje artysty. Przez cztery pierwsze lata życia mieszkał w Krotoszycach, w domu dziadków, na Pogórzu Kaczawskim. Ale potem była Legnica, mieszkanie w bloku na Osiedlu Piekary, gdzie zamieszkał gdy miał 8 lat, a wyprowadził się w wieku 27 lat. To tam zaczął malować, zdobył pierwszych przyjaciół… Zabawy z nimi i sterty przeczytanych książek pobudziły jego wyobraźnię i pomogły potem znaleźć alternatywną krainę fantazji. Mimo to zamiast do szkoły artystycznej, poszedł do Technikum Spożywczego, o kierunku Gorzelnictwo i Drożdżownictwo. Po szkole średniej nie rozpoczął studiów, postanowił sprawdzić się w biznesie i – otworzył stoisko z zabawkami w D.H Feniks na Piekarach, które przerodziło się w sieć kilku punktów. I tak pięć lat był biznesmenem, lecz w 1998 roku podjął nieudaną próbę dostania się na Wydział Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Nie zraził się porażką i w tym samym roku rozpoczął naukę w Studium Sztuk Plastycznych w Głogowie, gdzie poznał Telemacha Pilitsidisa, wybitnego głogowskiego artystę malarza, poetę , filozofa, dzięki któremu znalazł swój styl i nauczył się operować plamą barwną oraz światłocieniem. 





W 2001 roku, po ukończeniu szkoły, Jaśnikowski postanowił utrzymywać się już tylko ze sztuki - piwnicy bloku na Piekarach, tam gdzie mieszkał, w pomieszczeniu przeznaczonym na pralnie, urządził swoją pierwszą pracownię, ale także znalazł stałe zatrudnienie jako instruktor plastyki w Gminnym Ośrodku Kultury w Krotoszycach. Jednak prawdziwą zmianą na lepsze była decyzja o umieszczeniu prac w Internecie. Tam znalazł fanów swojej twórczości, polepszyła się jego sytuacja materialna, mógł przenieść się do Wrocławia, gdzie poznał swoją żonę Kasię, także malarkę…  
 
Po ślubie na kilka lat zamieszkali w starym, poniemieckim domu na Podgórzu Izerskim. W 2013 roku jednak sprzedali dom i wrócili do Legnicy. Dwa lata później w miejscowym Muzeum Miedzi artysta miał swoją wielką, retrospektywną wystawę twórczości. Można powiedzieć więc – odniósł sukces. Wystawia, ma wiernych kolekcjonerów swoich obrazów, jego obrazy podobają się. W 2019 roku na przykład wziął udział w prestiżowym Salonie Sztuki SAFADORE  we Francji, gdzie jako pierwszy artysta z Polski zdobył Grand Prix.






Jarosław Jaśnikowski
mówiąc o swoich sukcesach podkreśla że ważne jest by żyć z pasją, by mieć marzenia i je realizować, a w życiu zaczną się dziać fantastyczne rzeczy. Źródłem inspiracji są dla niego prace Salvatora Dali (LINK), Zdzisława Beksińskiego (LINK) ale przede wszystkim Wojciecha Siudmaka. Jednak to co maluje jest jego własnym, indywidualnym spojrzeniem na siebie i otoczenie. Jaśnikowski sam często o sobie mówi, że jest Opowieściomlalarzem, jednak nie uważa się za twórcę świata, który możemy oglądać na jego płótnach. Artysta mówi, że pełni tylko rolę obserwatora i kronikarza, a jego obrazy są oknami, poprzez który oglądający może spojrzeć do tej innej przestrzeni – do Świata Alternatywnego. Jaśnikowski uważa, że takich światów może być nieskończenie wiele, a badanie tego jednego, konkretnego, jest jego największą pasją.





Ta rzeczywistość, którą pokazuje w swych obrazach, jest wytworem wielkiego kataklizmu. Skutkiem czego nastąpiło rozdwojenie kontinuum czasoprzestrzennego: na część w której my żyjemy oraz na część obejmującą Alternatywną Historię. W niej Ziemia została rozbita na wiele dryfujących wysp, zawieszonych w atmosferze. Na tych skrawkach lądu ocalały tylko największe budowle, wśród nich gotyckie katedry. W rezultacie cywilizacja i technika musiała sprostać potrzebom, z których najważniejszą stało się skomunikowanie ze sobą spolaryzowanych wysepek. Dlatego ludzkość zaczęła budować parowozy, sterowce, balonoloty, samoloty i inne maszyny latające. Co ciekawe, w tym innym świecie czas i przestrzeń nie są wymiarem a raczej może są, lecz takim, który ludzie mogą swobodnie przekraczać… Ale czy tak właśnie nie jest po śmierci? Czy zatem nie ten świat tak naprawdę jest alternatywny według Jarosława Jaśnikowskiego, czy po prostu czeka na każdego z nas?
 
Czytajcie nas  - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 4 stycznia 2024

Femme fatale na obrazach Toma Bagshawa

Typ kobiety określonej jako femme fatale od dawna nawiedza kulturową wyobraźnię. Fascynacja  nim przewija się z różnym natężeniem przez kolejne style sztuki europejskiej ale swój szczyt osiąga w okresie fin de siècle, o czym świadczą dzieła sztuki symbolistycznej.

Ruch symbolistyczny w sztuce i literaturze pojawił się pod koniec XIX wieku i zajął się tematyką fantastyczną, mityczną, a nawet groteskową odsuwając na dalszy plan obrazy świata przyrody. Czemu tak się stało? Może dlatego, że okres ten naznaczony był wstrząsami społecznymi, w tym walką o prawa i wolności kobiet, takich jak prawo do głosowania (w Polsce mniej burzliwie, ponieważ prawo to kobiety otrzymały wkrótce po odzyskaniu niepodległości w 1922 roku). Nic więc dziwnego, że znaczna część sztuki symbolistycznej ukazywała przedstawienia femme fatale, eksplorując źródła biblijne i mitologiczne, aby stworzyć dzieła sztuki, które ich zdaniem korespondowały z ich własnym momentem historycznym.

Postacią femme fatale – przynajmniej w kontekście judeochrześcijańskim – jest Ewa, której akt przestępstwa w Ogrodzie Eden doprowadził do upadku człowieka. Warto w tym kontekście przypomnieć obraz Franza von Stucka Die Sünde, który w tłumaczeniu oznacza Grzech, co sugeruje, że Ewa jest praktycznie synonimem samego grzechu (o artyście pisaliśmy TUTAJ). Ewa stała się jednoznacznikiem grzechu, bo wyniku upadku sama stała się pokusą. Od tego momentu seksualność – szczególnie kobieca – nabiera niebezpiecznego wydźwięku.

Ponieważ femme fatale jest archetypem, nie jest zaskoczeniem, że pojawia się w wielu różnych kulturach i mitologiach. Tak jak Ewa sprowadza na świat grzech i cierpienie w tradycji judeochrześcijańskiej, tak samo w mitologii greckiej Pandora sprowadziła na ludzkość cierpienie, otwierając naczynie podarowane jej przez Zeusa w prezencie ślubnym z zastrzeżeniem, że nigdy nie powinna go otwierać… Ale te dwie femme fatale nie wyczerpują wszystkich kobiet wspomnianych w tradycji biblijnej i mitycznej, bo wszystkie one jako archetypowe i podobne do siebie Nie chodzi przecież o konkretną osobę ale o ale ideę, którą ucieleśnia piękną, urzekającą i niebezpieczną kobietę. Taka była także Danae oraz Pandora, Salome, Judyta, Medea, Niobe i mnóstwo innych…






Obrazy takich niebezpiecznych kusicielek tworzy mieszkający w Bath w Anglii Tom Bagshaw, ilustrator występującym pod pseudonimem Mostlywanted. Jego prace można zobaczyć w reklamach i wydawnictwach, do których zaliczają się Saatchi & Saatchi, Sony, BBC, The Daily Telegraph, Kraft, GQ, Future Publishing, Scholastic i Random House.
 





Opracował on własny styl malarstwa cyfrowego, w których kobiece portrety odgrywają kluczową rolę. Są to piękne i silne, intrygujące postacie, emanujące aurą tajemniczości. Jego cyfrowe obrazy były pokazywane w galeriach na całym świecie, m.in. w Corey Helford Gallery – Los Angeles, Roq La Rue – Seattle, Spoke Art Gallery – SF, Copro Gallery – CA, Arch Enemy Arts – PA, Last Rites i Haven Gallery – NYC, Strychnin Gallery w Berlinie, Vanilla Gallery w Japonii, The Unit London i Atomica w Wielkiej Brytanii.
 




Motywy używane przez Toma Bagshawa są lekko makabryczne lecz pozostawiają widza w krainie mrocznego piękna. Są tam elementy surrealistyczne ale także – a może przede wszystkim -  związane z memento mori. Oczywiście ukazuje nie tylko kobiety, co chcieliśmy udowodnić subiektywnie zestawionym katalogiem jego prac.
 



Ocierające się czasem o kicz obrazy Bagshawa są niezwykle sugestywne, zupełnie jakby prezentowały rzeczywiste osoby a nie wykreowane przy pomocy komputera. Tym bardziej są interesujące, jeśli odnotujemy, iż grafik jest samoukiem, choć pochodzącym z rodziny artystycznej (jego ojciec kiedyś tworzył prace plastyczne) i w college'u, w wieku 16 lat studiował projektowanie graficzne. Jednak przełomem stało się dla niego odkrycie Photoshopa.

Mroczne, nawiedzone i potężne. Takie są kobiety z obrazów Toma Bragshawa… Polecamy jego stronę, oraz oczywiście nasz blog. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.