Na nadejście roku 2019 zaproponowaliśmy naszym czytelnikom, na zabawę sylwestrową, wiązankę piosenek new romantic z lat 80-tych. Poniżej wklejamy ją i polecamy raz jeszcze:
Przyjęcie skończone
THEY KEEP CALLING ME
Blog o niedostosowaniu,
śmierci i przemijaniu,
o poezji,
mijającym czasie i o Ianie Curtisie,
o Joy Division muzyce i sztuce, która nie wróci do etapu tworzenia,
ale która jest w nas
Na nadejście roku 2019 zaproponowaliśmy naszym czytelnikom, na zabawę sylwestrową, wiązankę piosenek new romantic z lat 80-tych. Poniżej wklejamy ją i polecamy raz jeszcze:
James McNeill Whistler (1834-1904) miał barwne życie. Malował z łatwością i dużo. Tworzył w Paryżu, Stanach Zjednoczonych i w Londynie. Podlegał różnym wpływom, o czym wiele można przeczytać w dostępnych opracowaniach, bowiem Whistler znanym artystą był. Nas jednak z całej jego bogatej twórczości zainteresował cykl obrazów nazwany przez niego Nokturnami, które zaczął malować w 1871 roku. Nazwa pochodziła od miana spokojnych i nastrojowych kompozycji muzycznych, inspirowanych ciszą nocy. Malarz bowiem dopatrzył się analogii pomiędzy sztuką wizualną a muzyką: Natura zawiera elementy, kolory i kształty wszystkich obrazów, tak jak klawiatura zawiera nuty całej muzyki. Lecz artysta jest do tego stworzony, by te elementy rozpoznać i wybrać i umiejętnie zestawić, by efekt był piękny - tak, jak muzyk zbiera swoje nuty i formuje akordy, aż z chaosu tworzy wspaniałe harmonie.
Pierwszym obrazem z tej serii był Nokturn w błękicie i srebrze. Rok później powstał najbardziej znany Nokturn w czerni i złocie, spadająca gwiazda, a w kolejnych latach pozostałe. Akcję obrazów umieścił nad Tamizą, malował widoki na most Battersea i pobliskie ogrody Cremorne. Nokturny te były niczym utwory Szopena - nastrojowe i klimatyczne, a poza tym ciemne, z rojem małych kropek, które miały przypominać fajerwerki eksplodujące nad rzeką. Postacie ludzkie zaznaczył niewyraźnymi plamami, były raczej cieniami roztapiającymi się w mgle. Ogólnie mówiąc malowidła wzbudziły kontrowersje. Nie były to prace, do których przywykli widzowie i krytycy, więc seria obrazów wystawionych w Galerii Grosvenor w 1877 roku spowodowała wyjątkowo zjadliwą recenzję najsłynniejszego znawcy sztuki za jakiego po obu stronach Atlantyku uważano Johna Ruskina. W sztuce bronił prawdy zwartej w naturze i cenił narrację historyczną, wspierając twórczość JMW Turnera, a później artystów nurtu prerafaelickiego, takich jak Edward Burne-Jones i Dante Gabriel Rossetti, którzy malowali sceny mitologiczne i z ilustracje legendy arturiańskiej (o wpływie prearafaelitów na sztukę dawną i współczesną pisaliśmy TUTAJ). W porównaniu z ulubioną przez niego stylistyką malarską obrazy Whistlera były szokiem. I doczekały się jego druzgocącej recenzji. Szczególnie cena jaką zażądał artysta (200 gwinei) za płótno była policzkiem dla krytyka. W odpowiedzi Whistler wytoczył Ruskinowi proces i domagał się odszkodowania w wysokości 1000 funtów.
Proces trwał tylko dwa dni. Ruskin był zbyt chory, aby w nim uczestniczyć, ale kilku artystów, w tym Burne-Jones, stanęło po stronie Ruskina. Sąd jednak wyśmiał zarzuty krytyka i zawyrokował, że czas tworzenia dzieła nie ma znaczenia przy ustalaniu jego ceny – także niezależnie od tego, czy ława przysięgłych w pełni zrozumiała argumentację Whistlera, orzekła na jego korzyść, lecz zmieniła wysokość zadośćuczynienia. Dostał tylko 1 pensa odszkodowania. To pyrrusowe zwycięstwo kosztowało go znacznie więcej niż gdyby przegrał. Koszty sądowe spowodowały jego znaczne zadłużenie i doprowadziły go do bankructwa. Whistler sądził, że sprawa sądowa przeciwko komuś tak znanemu jak Ruskin będzie doskonałym chwytem reklamowym, że w ten sposób zwróci na siebie uwagę, rozpropaguję swoje malarstwo i publicznie je objaśni, a świat sztuki zgromadzi się wokół niego i go wesprze. Lecz wcale się tak nie stało. W 1879 roku Whistler stracił swój dom w Londynie. Po czym wyjechał i przeniósł się do Wenecji. Tam zajął się tworzeniem grafik. I chociaż żył jeszcze po tym dwadzieścia trzy lata, nigdy nie wrócił do malowania nokturnów.
Powiedzieć malarzowi, że Naturę należy przyjąć taką, jaka jest, to powiedzieć muzykowi, że może usiąść na fortepianie. To, że natura ma zawsze rację, jest mniemaniem nieprawdziwym, zarówno pod względem artystycznym, jak też przez to, że przyjmuje się jej prawdę za udowodnioną. Natura ma bardzo rzadko rację, tak rzadko, że niemal można powiedzieć, że zazwyczaj nie ma racji: co znaczy, że układ rzeczy, który ma stworzyć doskonałą harmonię, jest rzadki i zupełnie nie zwyczajny. Te słowa Whistlera i wyrok sądu otworzyły drzwi abstrakcjonistom. Ale to już zupełnie inna historia…
Jeśli chcecie ją poznać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
(w tekście słowa Jamesa McNeill Whistlera pochodzą z jego wykładu Ten o’clock wygłoszonego Londynie i opublikowanego w 1885 roku. Na polski przetłumaczył go Antoni Potocki i zamieścił w prowadzonym przez siebie piśmie Sztuka (Paryż) w 1904 roku (z. 2 i 3), przedruk w: Moderniści o sztuce, pod red. Elżbieta Grabska, Warszawa 1971, s. 80-81).
W temacie eksperymentów - grająca instrumentalny rock progresywny grupa Liquid Tension Experiment, w której grają członkowie Dream Theater, powraca z nowym albumem po 20 latach przerwy. Płyta pojawi się wiosną’21 a promuje ją powyższy klip.
Powracają też najwięksi z największych - pojawił się bowiem wstępny materiał zachęcający do obejrzenia dokumentu o Beatlesach Get Back, który realizuje Peter Jackson. Premiera filmu planowana jest na 27 sierpnia 2021 roku.
Wracają też Marillion, którzy ujawnili kilka szczegółów na temat swojego najnowszego - 19 albumu. Jego przekaz będzie pozytywny, nie będzie na nim niczego o pandemii - wywiad z zespołem powyżej.
Do zakupienia jest już płyta zespołu Nanga pt.: Cisza w bloku. Można zrobić to TUTAJ. My odkryliśmy talent Magdy o wiele wcześniej, przeprowadzając z nią wywiad TUTAJ.
To underground taki jak nasz blog. My wracamy z nowym wpisem jutro - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Pierwszą część filmu opisaliśmy TUTAJ, drugą TUTAJ. Dzisiaj ostatnia, trzecia część znakomitego dokumentu o legendarnym zespole chłodnofalowym - Minimal Compact.
Ta część zaczyna się od opisu klimatu, jaki zapanował między muzykami podczas realizacji albumu The Figure One Cuts - ostatniej płyty studyjnej zespołu. Chodziło o specyficzną atmosferę między Malką, Colinem a Rami Fortisem. Samy Birnbach wspomina, że to był cud iż mimo tego klimatu, grupa potrafiła dalej istnieć, nagrywać niemniej po realizacji tego albumu zaczęli się rozpadać. Fortis wrócił znowu do Izraela, spotkał tam swoją przyszłą żonę Naomi, a Barremu urodziło się dziecko. Publika lubiła, gdy śpiewała Malka, ale też uwielbiali wokal Fortisa, w zespole pojawiła się masa konfliktów, współpraca stała się niemożliwa...
Może dla niektórych będzie zaskoczeniem informacja, że Dali bardzo cenił matematykę. I nie sprowadzał ją jedynie do technicznej pomocy, stosując klasyczny złoty podział w kompozycji lecz odkrył w niej źródło twórczej inspiracji. Dowodem na to jest passus w jego książce: 50 Secrets of Magic Craftsmanship, z radą dla początkującego malarza: Musisz, zwłaszcza jeśli jesteś młody, używać geometrii do ustalenia zasad symetrii przy komponowaniu swoich prac. Wiem, że mniej lub bardziej romantyczni malarze argumentują, że takie matematyczne podstawy zabijają inspirację artysty, dając mu zbyt wiele do myślenia i refleksji. Ale ty nie wahaj się ani przez chwilę, lecz odpowiedz w takim przypadku, że jest wręcz przeciwnie, po prostu nie musisz myśleć i zastanawiać się nad pewnymi elementami, bo je używasz.
Parafrazując, Dalí podaje młodemu artyście gotowy przepis na dobry obraz: najpierw powinien narzucić sobie ścisłe ograniczenia geometryczne, a następnie poddać się swojej wyobraźni, a efekt będzie estetycznie harmonijny i przyjemny w odbiorze. Przepis ten Dali stosował osobiście, przykładem na to jest jego obraz Leda Atomica, w którym nic pozostawione przypadkowi: prawa stopa Gala-Ledy kończy się w jednym z pięciu punktów gwiazdy pitagorejskiej opisanych przekątnymi pięciokąta wpisanego w obwód, którego średnica ogranicza szerokość obrazu; obwód jest styczny do spodu stołka, na którym siedzi Leda, a głowa kobiety cała mieści się w środku gwiazdy. Zastosowany tu złoty podział porządkuje także proporcje Ostatniej Wieczerzy (El sacramento de la Última Cena): stół na nim dzieli obraz na dwie części. Uczniowie umieszczeni po obu stronach Chrystusa także dzielą obraz lecz w pionie. Widoczny dwunastościan w tle jest zmaterializowanym wcieleniem teorii złotego podziału.
Lubujący się w zwracaniu na siebie uwagi Salvador Dalí nie był bufonowatym pozerem. On na prawdę rozumiał wiele zagadnień z zakresu matematyki, do tego stopnia, że celowo używał je w swoich obrazach. Artysta przyjaźnił się z wieloma matematykami, takimi jak René Thom, Matila Ghyka, Thomas Banchoff, Martin Gardner. Osobiście znał Einsteina, studiował teorię względności i fizykę kwantową. Zgromadził w swojej bibliotece setki książek naukowych, utworzył prywatne muzeum w którym znajdował się nawet modelu atomu wodoru, uczęszczał na wykłady fizyki i matematyk, nawet zorganizował u siebie w 1985 roku sympozjum: Cultura y ciencia: determinismo e liberdad.
Nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Piękno jest kategorią tak uniwersalną (istniejącą, choć w obecnym wieku odrzucaną), że nie trzeba znać dokładnie pełnego znaczenia prezentowanych na obrazie treści, aby odczuć estetyczną przyjemność z nim związaną. Sztuka japońska nie jest dla Europejczyków do końca zrozumiała, bo odnosi się do skojarzeń wynikających z odmiennej kultury, niemniej zawsze fascynowała artystów naszej szerokości geograficznej, o czym już pisaliśmy TUTAJ. Po tym wstępie można się domyśleć, że bohaterem dzisiejszego tekstu jest japoński artysta, dokładnie malarz.
Kayama połączył elementy sztuki rodzimej i Zachodu, po czym wypracował własny, niepowtarzalny styl. Najchętniej malował wielkoformatowe, często ponure (a może tylko nostalgiczne?), zimowe krajobrazy, na których nie ma ludzi. Zamiast postaci ludzkich są na nich zwierzęta: wielbłądy i ptaki, żurawie i kruki, czasami konie lub żyrafy albo koty. Osobną grupę prac stanowią akty naturalnej wielkości. I ornamentalne kompozycje złożone z powtarzających się linii, wyglądające niczym wielkie, ryte na skałach, dekoracje aborygenów… Wydaje się, że zwierzęta, które namalował mają znaczenie symboliczne. A może tylko nam się tak wydaje? Może wręcz przeciwnie, po to malował zwierzęta, aby nie iść w dydaktyzm, a skupić na warstwie dekoracyjnej? Tę tezę potwierdza przyjęta technika z użyciem złota. Artysta nazwał błyszczące farby z dodatkiem metali szlachetnych „trzecim kolorem”. Wśród barw rozróżniał trzy tonacje: czyste „kolory podstawowe”, kolory ziemi (takie jak ochra i ugry) oraz kolory metaliczne. Kayama nie poprzestał na przekazanej w szkołach artystycznych umiejętności posługiwania się kolorami podstawowymi, lecz niczym dawni mistrzowie układający mozaiki w Bizancjum czy tworzący w średniowieczu malarstwo tablicowe, zauważył możliwości, które daje czyste złoto i srebro.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.