sobota, 16 marca 2019

The priest they called him: owoc współpracy Kurta Cobaina z Nirvany z Williamem S. Burroughsem - ulubionym pisarzem Iana Curtisa z Joy Division

Dzisiaj prezentujemy owoc współpracy miedzy Williamem S. Burroughsem (TUTAJ), jednym z ulubionych pisarzy Iana Curtisa z Joy Division, a Kurtem Cobainem, nieżyjącym gitarzystą i wokalistą zespołu Nirvana

Cobain wymieniał Joy Division wśród swoich inspiracji, i wcale nie wykluczamy, że fascynację Williamem S.Burroughsem nabył poprzez zainteresowanie Ianem Curtisem.

Paradoksalnie jest jeszcze wiele innych elementów łączących Cobaina z Curtisem, i wcale nie wykluczamy, że Ian Curtis bardziej fascynował legendarnego dziś muzyka Nirvany, niż wynika to z wywiadów. Ale to temat na zupełnie inny wpis. Niemniej ważny, bowiem pozwoli nieco inaczej spojrzeć na owoc współpracy Burroughsa i Cobaina.   

Burroughs nagrał wersję dźwiękową prezentowanego dziś utworu, w Red House Studios, w Lawrence, 25 września 1992 roku, a utwór napisany został przez niego w roku 1973. Dwa miesiące później Cobain dograł ścieżkę dźwiękową. Więcej o opublikowanych wersjach TUTAJ

Cobain, zafascynowany Burroughsem zaproponował mu listownie współpracę, na co poeta odpisał, przesyłając nagranie. Gitarzysta główny wątek oparł na riffie kolędy Cichej Nocy.    

A sam wiersz? Wiersz łączy obu twórców, bowiem jest o narkotykach. Poniżej prezentujemy autorskie tłumaczenie.  

"Walczcie z gruźlicą, obywatele" 
Wigilia, stary ćpun sprzedaje świąteczne działki na North Park Street.
 

Nazywają go "Kapłan".
"Walczcie z gruźlicą, obywatele" 

Ludzie pędzą, szare cienie na odległej ścianie.
Robiło się późno, bez szans na zdobycie pieniędzy.
Skręcił w boczną ulicę, a wilgotny wiatr uderzył go jak nóż.
 

Przystanek taksówek tuż przed światłami ulicy.

Wysiada chłopiec z walizką.
Dzieciak w szkolnych ubraniach, znajoma twarz, mówi Kapłan obserwując drzwi. 
"Przypomina mi coś z dawnych czasów." Chłopak, tam, w rozpiętym płaszczu, sięgający do kieszeni spodni, żeby zapłacić za taksówkę.
 

Taksówka odjechała i skręciła za róg. Chłopiec wszedł do środka budynku. 
"Hmm, tak, może" - walizka była tam w drzwiach.
 

Chłopca nigdzie nie było widać. 

Odszedł najprawdopodobniej po klucze. Muszę się się szybko uwijać. Wziął walizkę i ruszył w stronę zakrętu. 

Zrobił to. Spojrzał na walizkę. Nie wyglądała na tę którą miał chłopak, w ogóle na taką którą mógłby mieć chłopak. Kapłan nie mógł zrozumieć dlaczego jest taka stara. Stara i brudna, słabej jakości skóra była ciężka. 

Lepiej sprawdzę, co jest w środku. Skręcił w Lincoln Park, znalazł puste miejsce i otworzył walizkę. 

Dwie odcięte ludzkie nogi, które należały kiedyś do młodego człowieka o ciemnej skórze. 

Czarne włosy na nogach błyszczały w świetle przyćmionej latarni. Nogi zostały wepchnięte do walizki tak, że trzeba było dociskać kolanem z tyłu, żeby je wepchnąć.  

"Jeszce te nogi" - powiedział i szybko odszedł z walizką. Może będzie z tego kilka dolarów. 

Kupiec węszył podejrzliwie. "Coś zabawnego jest w tym zapachu." 
"To tylko meksykańska skóra". Kupiec spojrzał na sprawę z zimną niełaską.
 

Nie miał nawet pewności, czy to jest martwe, cokolwiek to było.
 

Trzy to najwięcej ile mogę dać choć i to jest za wiele. Ale ponieważ to są Święta Bożego Narodzenia, a ty jesteś kapłanem ... wsunął trzy banknoty pod stół w brudną rękę Kapłana. 

Kapłan zniknął ukradkiem w cieniu obskurnej ulicy. Trzy centy to żadna kasa. Powiedział: pamiętaj że stary zrzęda Addie kazał mi nie wracać, chyba że zapłacę trzy centy, które jestem mu winien. 
Tak, czy to nie jest pedalstwo - brak opanowania za trzy kiepskie centy.

Lekarz nie był zadowolony widząc go.

"A teraz, CZEGO CHCESZ? Mówiłem ci!"

Kapłan położył na stole trzy rachunki. Lekarz włożył pieniądze do kieszeni i zaczął krzyczeć.
"Miałem kłopoty! LUDZIE się tutaj kręcą!
Mogę stracić moją LICENCJĘ!" 


Kapłan po prostu siedział wpatrując się starymi i ciężkimi od lat ćpania oczami w twarz lekarza.
 

"Nie mogę przepisać ci recepty." Doktor otworzył szufladę i poturlał ampułkę po stole. "To wszystko, co mam w gabinecie!"
Lekarz wstał. "Weź to i WYJDŹ!" wrzasnął, histerycznie.
 

Wyraz twarzy Kapłana się nie zmienił.
Lekarz dodał ciszej: "W końcu jestem profesjonalistą i nie powinienem przejmować się takimi jak ty. "

"Czy to wszystko, co dla mnie masz? Jedna marna ćwiartka grama? Nie mógłbyś pożyczyć mi jakiejś kasy ...? "
"Wyjdź, wyjdź, bo zadzwonię po policję".
"W porządku, doktorku, idę." 


Oczywiście było zimno a do domu daleko, pokój hotelowy, obskurna ulica, pokój na poddaszu.
"Te schody", zakasłał Kapłan, podciągając się na poręczy. Wszedł do łazienki, żółte panele ścienne, kapiąca toaleta, jego zestaw schowany pod umywalką. Zapakowany w brązowy papier, wrócił z powrotem do swojego pokoju, by umieścić  każdą kroplę w strzykawce.
Zawinął rękaw. Potem usłyszał jęk zza  sąsiednich drzwi, z pokoju osiemnaście. Mieszkało tam meksykańskie dziecko, które mijał kiedyś na schodach i wiedział, że dzieciak był uzależniony, ale nigdy się nie odezwał się do niego, ponieważ nie chciał żadnych kontaktów z nieletnimi, żadnych złych wieści w jakimkolwiek języku.
 

Kapłan miał w swoim życiu dość złych wiadomości.
 

Znów usłyszał jęk, jęk, który czuł, i wiedział co on znaczy. 

"Może miał wypadek czy coś takiego. W każdym razie nie mogę cieszyć się moimi kapłańskimi lekarstwami, gdy słyszę ten dźwięk przez ścianę." Cienkie ściany, rozumiecie... 

Kapłan odłożył strzykawkę, zimny korytarz, zapukał do drzwi pokoju osiemnaście. 

"Quién es?" "To jest kapłan, dzieciaku, mieszkam obok."
 

Usłyszał, jak ktoś kuśtyka po podłodze.
 

Zamek się otworzył. Chłopiec stał tam w samych szortach, z czarnymi oczami od bólu. Zaczął mdleć. Kapłan pomógł mu przejść do łóżka.
 

"Co się dzieje synu?" 

"To przez moje nogi, señor, mam skurcze, a teraz jestem bez leku. "Kapłan widział te skurcze, jak sęki  drewna w młodych nogach, ciemne błyszczące czarne włoski.
 

"Kilka lat temu miałem wypadek podczas wyścigu rowerowego, to wtedy zaczęły się skurcze. "A teraz skurcze nóg powróciły, spotęgowane głodem heroinowym. 

Stary Kapłan stał tam, czując ból chłopca. Pochylił głowę, jakby w modlitwie, wrócił do pokoju i wziął swoją strzykawkę.
 

"To tylko jedna czwarta grama, dzieciaku." 

"Nie potrzebuję wiele, señor."
 

Chłopiec spał, kiedy Kapłan opuścił pokój numer osiemnaście.

Wrócił do swojego pokoju i usiadł na łóżku.
I wtedy uderzyło go to, niczym ciężka śnieżyca. 


Wszystkie te przećpane lata.
 

Siedział tam, doznając nieskazitelnej błogości. 

A ponieważ sam był księdzem, nie było potrzeby, aby wzywać innego.


Poniżej uwspółcześniona wersja powyższego utworu. 

Aktorzy się zmieniają, ale jeden pozostaje i żaden system polityczny nie potrafi sobie z nim poradzić. 

Narkotyki. 

   
Takie odloty tylko u  nas. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 15 marca 2019

Shadowplayers: Fakty i mity o Factory Records - cz.2 - A Factory Sample, czyli ponadludzki wysiłek

Drugi odcinek filmu dokumentalnego Shadowplayers, opisującego fakty i mity z działalności Factory Records (o detalach pisaliśmy TUTAJ) poświęcony jest pierwszemu, dziś już legendarnemu wydawnictwu wytwórni - A Factory Sample - FAC 2 (opisywaliśmy to wydawnictwo TUTAJ). 

Przypomnijmy, że był to podwójny singiel, zrealizowany w styczniu 1979 roku a zawierający nagrania Joy Division,  Durutti Column, Cabaret Voltaire i Johna DowieTony Wilson ironicznie i być może z niesmakiem stwierdza, że Factory Sample to treść bez formy. Owszem mieli kilka zespołów w wytwórni, ponadto zaprosili znakomite Joy Division, mieli też Cabaret Voltaire z Sheffield. Okazuje się, że John Dowie to rodzina Tonyego Wilsona...

Zatem można było ich wszystkich zebrać i nagrać płytę. A Factory Sample nigdy jednak nie przyniosło dochodu, ale było ciekawym doświadczeniem - przedsięwzięciem realizowanym we własnym zakresie.
Chris Watson z Cabaret Voltaire podkreśla, jak ważne dla zespołu było wykonanie nagrania równolegle do projektów realizowanych w Rough Trade. Dlatego zaproszenie zespołu do wzięcia udziału w płycie bardzo ich ucieszyło.

Peter Hook basista Joy Division zwraca uwagę, jak trudną osobowość posiadał Martin Hannett - legendarny realizator nagrań (warto przeczytać nasz wywiad z Dave Clarke z Blue in Heaven, który wspomina jak zespół nagrywał z Hannettem ich album TUTAJ). Hooky twierdzi, że bez względu na to jak długo istniałby zespół, i jak bliskimi jego członkowie byliby przyjaciółmi, po współpracy z Hannettem na pewno zespół się rozpadnie... Martin miał destrukcyjną osobowość (a może po prostu  zarządzał poprzez konflikt? - przypis isolations).

Peter Saville podkreślił ważność pierwszego wydawnictwa, które określało tożsamość wytwórni.
Bardzo ważna z punktu widzenia powstania projektu okładki płyty jest wypowiedź Tony Wilsona, który opisuje swoją wizytę u przyjaciela (zresztą perkusisty), mającego w swoich zbiorach płytę Santany - Abraxas (płyta wydana w 1970 roku). Wilson zafascynował się okładką tego albumu, wydrukowaną na tkaninie i opakowaną w plastik (można ją podziwiać TUTAJ).








Saville ponadto zwraca uwagę, że pomysł własnoręcznego wykonania okładki był bardzo udany, choć Wilson twierdzi, że proces jej przygotowywania, czyli w kolejności: pakowanie papieru w torebkę plastikową, zamykanie, gładzenie, zgrzewanie i w końcu przycinanie - wszystko to razy pięć tysięcy, wydawał się zająć kilka tygodni.

Prawda jednak okazała się bolesna, bo zajęło to 7 osobom pracującym dzień i noc cztery miesiące... 

Dali jednak radę, bo byli nakręceni mistycyzmem, czarem produkcji pierwszej płyty... 

Tak jak my jesteśmy nakręceni pisaniem naszego bloga - fanzinu. Dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 14 marca 2019

Kinowa jazda obowiązkowa: Repo Man - lepiej umierać na stojąco, niż żyć na kolanach

Film Komornik (Repo Man) z 1984 roku został zrealizowany przez Alexa Coxa i na pewno powinien spodobać się wszystkim lubiącym kino Davida Lyncha i muzykę Iggy Popa. Zresztą już od samego początku szokuje pierwszymi kadrami, kiedy to nieznana moc powoduje anihilację pewnego policjanta, chcącego zbadać zawartość bagażnika samochodu prowadzonego przez... fizyka atomowego... 
Głównym bohaterem filmu jest młody punk Otto Maddox (grany przez Emilio Esteveza) który nie bardzo wie, co zrobić ze swoim życiem. Natura buntownika sprawia, że nie potrafi podporządkować się pracodawcom i zagrzać miejsca w jakiejkolwiek pracy. Imprezuje, bawi się, i kiedy chciałby podjąć naukę i prosi rodziców o obiecane środki, okazuje się że on wszytko zapisali misji wysyłającej Biblię do Salwadoru...
W końcu daj się nabrać Budowi (w tej roli znany z filmów Lyncha Harry Dean Stanton)  - właścicielowi firmy komorniczej i przez zupełny przypadek rozpoczyna pracę komornika.  Jego zadaniem jest odzyskiwanie samochodów dłużników. Otrzymuje przy tym lekcję życia. 
Podczas jednej z akcji poznaje Leilę, dziewczynę zainteresowaną UFO, która ma całkiem dziwnych znajomych...
Jedną z kluczowych postaci filmu, jak okazuje się na zakończenie,  jest Miler (grany rzez Tracey'a Waltera)  który podczas zabawnych rozmów uświadamia Otto czym jest kosmiczna świadomość, skąd się biorą ludzie, i czym tak na prawdę są latające spodki. Ich dialogi obfitują w szereg zabawnych scen, jak i zresztą cały film...

Akcja filmu toczy się wokół poszukiwania Malibu Falcona z tajemniczym ładunkiem w bagażniku. W poszukiwania, poza komornikami, wmieszane zostają służby specjalne, gangsterzy, ale i  byli kumple Otta zażywający narkotyki i żyjący z rabunku. 

Dla jednego z nich zresztą kontakt z tajemniczą zawartością bagażnika samochodu kończy się tragicznie...
Co tak na prawdę było w bagażniku auta? Kto je odnajdzie i jak zakończy się cała ta historia? To wszystko w filmie, natomiast warto pokusić się o kilka refleksji płynących po jego obejrzeniu.


Po pierwsze film Coxa pokazuje beznadzieję lat 80 - tych, trudną sytuację młodych ludzi bez przyszłości (no future). Porusza przy tym ważny temat ewolucji światopoglądu. Gdzie są dzisiaj członkowie subkultur? Punki, metalowcy? Jak śpiewał klasyk - obrastają w tłuszcz? Film pokazuje, że bycie członkiem subkultury ma zawsze swój kres, przychodzi w końcu problem samoutrzymania, zarobienia na siebie i życia na własne konto. Oczywiście można żyć jak kumple Otta, ale czym to się kończy widzimy w filmie. 

Przy okazji młody chłopak poznaje czym jest solidarność komorników, poznaje ich kodeks i wzajemną lojalność. Ale w końcówce filmu cały ten mit upada, bowiem dowiaduje się, jak gorzko zostaje podsumowana kariera komornika, kiedy Bud w przypływie szczerości wyznaje: 11 lat harówki i co z tego mam? Gówno! 

W końcu Bud ginąc wygłasza jedną z najważniejszych kwestii filmu: Wolę umierać na stojąco, niż żyć na kolanach...
Cały film natomiast, zwłaszcza końcowa scena ukazują starą prawdę: wiara przenosi góry...   

I tym optymistycznym akcentem kończymy opis, szczerze zachęcając do jego obejrzenia, jak i do przeczytania ciekawego artykułu o kulisach kręcenia tego doskonałego filmu (TUTAJ).  

Niedługo napiszemy o kolejnym, a będzie to arcydzieło.  Nie zapomnijcie, że to dzięki nam je poznajecie, a my robimy to zupełnie za darmo. 

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 13 marca 2019

Co powinniście wiedzieć o Marinie Abramović i jej wystawie w Polsce - czy było warto?


Niedawno do Torunia przyjechała Marina Abramović. Okazało się, że to uznana artystka, mieszkająca w USA urodzona w Belgradzie w 1946 roku, w elitarnej rodzinie - Serbka.  Jej ojciec, Vojin Abramivic, żołnierz o statusie bohatera wojennego i członek elitarnej gwardii prezydenta Tito, był pracownikiem organów bezpieczeństwa, natomiast matka, Danica, była historykiem sztuki i dyrektorem Muzeum Rewolucji

Marina od najmłodszych lat zdradzała zdolności plastyczne, więc gdy ukończyła 14 lat rodzice zadbali dla niej o nauczyciela rysunku. W latach 1965-70 Abramović studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Belgradzie, a w 1972 ukończyła studia na Akademii w Zagrzebiu. W 1973 r. wzięła udział w Festiwalu Sztuki w Edynburgu, gdzie zetknęła się ze sztuką performance.

Rok 1973 był dla Abramovi
ć w zasadzie przełomowy jeszcze z innego powodu - rozpoczęła wtedy realizację jednej z najbardziej radykalnych prac, sprowadzających się do eksperymentów z negatywnymi emocjami, na które wystawiała widza poprzez narzucanie mu własnych odczuć, związanych  z bólem, obrzydzeniem i reakcjami ciała na ingerencje fizyczne. Realizowała akcje artystyczne, podczas których dokonywała samookaleczeń czy poddawała się rozmaitym innym udrękom, również psychicznym.  Kontakty, które nawiązała w tamtym 1973 r. otworzyły przed nią nowe możliwości. W tym samym roku zagrała w spektaklu Rhythm 10 wystawianym przez Museo d'Arte Contemporanea w Villa Borghese w Rzymie. Przedstawienie było pierwszym z cyklu pięciu zatytułowanych The Rhythm Series. Wreszcie: w 1973 r. wyszła za mąż za konceptualnego artystę Nešę Paripović.  Wydawało się że jej przyszłość jest stabilna lecz w 1976 r. artystka wyjechała z Jugosławii do Amsterdamu, gdzie poznała Franka Uwe Laysiepen, w skrócie Ulay, z którym związała się życiem i sztuką na kolejne dwadzieścia lat. Odtąd razem - aż do 1980 r. - Abramović i Ulay - tworzą szereg prac pod wspólnym tytułem Relation Works. Piszą poza tym manifest Art Vital, który wyznacza kierunek ich artystycznych działań. Decydują się na życie w ciągłej podróży, jak to określili w stanie tranzytu i przez następne trzy lata żyją i pracują jeżdżąc po Europie a potem także po Azji, po Indiach i Chinach, w końcu po Australii. Swoje doświadczenia rejestrują i pokazują w rozmaitych galeriach Europy: mieszkają wspólnie z aborygenami na pustyni Wiktorii czy z tybetańskimi mnichami. W Chinach  życie Mariny przybrało niespodziewany obrót, bo podczas kolejnego performance, polegającego na osobnej podróży z przeciwległych krańców chińskiego muru, para kochanków na koniec rozstaje się. W ostatnich latach Abramović przypomina o sobie coraz to rzadszymi, kolejnymi performance i próbuje zbudować centrum własnej sztuki w Nowym Yorku.
 
Reasumując - jej sztuka przepełniona jest tak masochistycznym aktami przemocy na sobie (artystka okalecza się w rozmaity sposób: kroi swoje ciało we wzór gwiazdy, leży godzinami naga na lodzie, czasze brutalnie włosy aż do krwi, siedzi przez trzy miesiące po kilkanaście godzin na krześle w galerii, zachęca widzów do ingerencji w jej cielesność), że aż zbliża się do granicy neurozy i narcystycznej próby zwrócenia na siebie uwagi. Może to dlatego, że była wychowywana przez zimną emocjonalnie matkę i obojętnego ojca, o czym sama wspomina przy każdej okazji? Trzeba też przyznać, że jej sztuka jest okazjonalna i niezwykle ulotna. Pozostają po niej tylko blednące emocje i filmy. Nic zatem dziwnego, że artystka stara się zapisać w pamięci widzów jak najmocniej, dlatego szokuje publiczność drastycznymi obrazami siebie, pokazując się ociekającą krwią i dręczoną w różnoraki sposób oraz atakując uznane tabu kulturowe aktami bluźnierstwa, nadmiernym seksualizmem, prymitywizmem zachowań. W ten sposób wciąga widzów w krąg własnych odczuć. Każdy, kto weźmie czynny udział w jakimkolwiek akcie - indywidualnym czy zbiorowym - w trakcie jej działania, staje się automatycznie częścią jej performance. Warto o tym pamiętać...
 
Sprawą dyskusyjną jest to, czy prace Mariny Abramović są zatem sztuką. Po tym, gdy już futuryści odrzucili odwieczne kryterium estetyki - piękno - sztuką jest w zasadzie wszystko, każdy akt osoby posiadającej kwalifikacje artystyczne (w tym przypadku dyplomy uczelni artystycznych). Abramović zresztą sama przyznaje, że proces jest ważniejszy niż rezultat oraz, sztuka może być tymczasowa.
 
Nie dziwmy się zatem, że przy takich poglądach na to co jest sztuką, będziemy zbliżać się coraz bardziej do tej niebezpiecznej granicy, za którą jest tylko ostateczność. I kto wie co jeszcze będziemy musieli znosić jako widzowie, aby w natłoku brutalnych informacji na tyle dać się ponieść emocjom, aby ZAPAMIĘTAĆ ulotne dzieło sztuki, istniejące tylko chwilę, tyle co grymas bólu na twarzy kobiety o ciemnych włosach i smutnych oczach, której nikt nie kochał w dzieciństwie.

Na koniec, zobaczmy jeszcze parodię twórczości Mariny Abramovi
ć autorstwa Lady Gagi, która pokazała na czym polega sztuka konceptualna :

Zresztą serbska artystka była przedmiotem żartów także innych aktorek: Cate Blanchett, czy Virginii Raffaele

Filmy z oryginalną Mariną AbramovićTUTAJ. Każdy dokument można obejrzeć płacąc jej około 60 złotych. W ogóle w tle wielkiej sztuki niepokojąco unoszą się sprawy finansowe: zaległości w stosunku do partnera (więcej o tym TUTAJ) czy roszczenia wynajętych aktorów, którzy brali udział w jej filmach (TUTAJ). Ale przecież wielka sztuka wymaga poświęcenia, więc musi kosztować. Z wyliczeń wynika, że performance kosztował Toruń ponad milion złotych. 

Czy było warto? 

Zastanówcie się i zapamiętajcie, że to my  zadaliśmy to pytanie pierwsi. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 12 marca 2019

Mieszkanie przy 364 Lower Broughton Road w Salford, które zmieniło świat muzyki

W lutym 1976 r. Studenci Institute of Technology w Bolton, Howard Trafford (TUTAJ) i Peter McNeish, przeczytali w NME recenzję zatytułowaną Nie oglądaj się, ale nadchodzi Sex Pistols! Ta publikacja zmieniła ich życie. Pożyczyli niewielkie Renault i pojechali 21 lutego do oddalonego o 200 mil  High Wycombe w hrabstwie Buckinghamshire, aby zobaczyć występ Sex Pistols wspierających Screaming Lord Sutch (więcej o tej wyprawie TUTAJ). 

Trzeba wyjaśnić, że David Edward Sutch (1940-1999), znany również jako 3 Earl of Harrow, lub po prostu Screaming Lord Sutch, był angielskim muzykiem. To on pierwszy zapuścił włosy i szokował publiczność pomysłami scenicznymi - na przykład podczas jednego z występów wynurzył się z trumny z byczymi rogami na głowie i deską klozetową na szyi, kiedy indziej podpalał włosy, a ogólnie straszył upiornymi tekstami.  Ogólnie znany był jeszcze z jednej rzeczy - nieustająco próbował dostać się do Parlamentu. Założył nawet partię: The Official Monster Raving Loony Party (Oficjalna Partia Skończonych Świrów), lecz nie udało mu się zrobić politycznej kariery. Miał rekordową liczbę przegranych w ponad 40 wyborach, od 1963 do 1997 roku.  

Wizerunek sceniczny nie uchronił muzyka przed tragicznym końcem, Sutch cierpiał na depresją maniakalną. Popełnił samobójstwo, powiesił się w dniu 16 czerwca 1999 w Londynie...
 
W każdym razie po występie Sex Pistols Trafford i McNeish, ni mniej ni więcej, tylko zaoferowali im zorganizowanie koncertu w Manchesterze, oferując wsparcie swojego zespołu w suporcie. Trafili na odpowiedni czas. Sex Pistols, którego występ w telewizji na żywo był skandalem, a jeszcze większym – okładka ich płyty z obrazoburczą podobizną królowej Elżbiety II – nie mieli wtedy innych propozycji. Ich menadżer, Malcolm McLaren, zgodził się więc na złożoną ofertę. Zobaczenie Pistolsów zmieniło wszystko – opowiadał potem Traffordzaczęliśmy zdawać sobie sprawę z tego, że takie piosenki sami moglibyśmy napisać. Problem jednak polegał na tym, że para muzyków to jeszcze nie zespół. Zaczęli więc od nazwy Buzzcocks oraz pseudonimów: Howard Trafford został Devoto a Peter McNeish: Shelley. Potem był problem ze znalezieniem basisty i perkusisty, lecz udało im się i dołączyli do nich Steve Diggle i John Maher.

Zadebiutowali na scenie ich macierzystej uczelni w dniu 1 kwietnia 1976 r., wcześniej gorliwie ćwicząc w mieszkaniu Howarda na Lower Broughton Road, próbując przygotować się w ten sposób do wsparcia Sex Pistols. Hałas z mieszkania Howarda był jednak tak denerwujący dla sąsiadów, że musieli przenieść się gdzie indziej i dalsze próby odbywali w miejscowym kościele św. Bonifacego. Nie zdołali się jednak przygotować na obiecany suport Sex Pistols i zamiast nich wystąpił miejscowy, heavy rockowy zespół Solstice.

Na wieczór 4 czerwca 1976 r. Howard zarezerwował salę w Lesser Free Trade Hall płacąc 32 funty, rozwiesił w mieście plakaty i nawet ręcznie wykonał bilety, na których błędnie wydrukował rok 1076 zamiast 1976. Sprzedał tylko 28 wejściówek, ale wśród osób, które je kupiło byli ludzie, dla których ta noc okazała się przełomowa: Morrissey, Bernard Sumner i Peter Hook, Mark E. Smith, Tony Wilson

Sex Pistols nawet jeśli byli rozczarowani frekwencją, nie okazali tego. Powrócili i dali kolejny występ 20 lipca. Buzzcocks tym razem byli gotowi. Trzy miesiące później - pomimo tego, że jest stali się dość znani - zagrali jeszcze koncert dziękczynny w kościele św. Bonifacego, w dużej mierze dla publiczności złożonej z dziewięcioletnich dzieci.

Mieszkanie przy 364 Lower Broughton Road zmieniło świat muzyki. Bo to tutaj Howard Devoto zdecydował o wyjeździe do Buckinghamshire i to tutaj zbierali się muzycy Buzzcocks aby ćwiczyć i przygotowywać płyty. 

Pierwszego singla Spiral Scratch wyprodukował im Martin Hannett tuż przed  Bożym Narodzeniem w 1976 roku. Miałem wrażenie, że Martin nie wiedział, co robi – mówi o tym potem Maher - Ale my też nie. Devoto uważał nawet że ich brzmienie było amatorskie, co potwierdziły pierwsze recenzje uznając to jednak za ich atut i dowód na niezależność. Nawet ich okładka była antysystemowa, w przeciwieństwie do wydawnictw o dużych budżetach. Zdjęcie z okładki ich pierwszej płyty płyty Spiral Scratch było wykonane zwykłym Polaroidem, a złożenie 1000 okładek i wsunięcie w nie płyt miało miejsce też na Lower Broughton Road. Trzeba dodać, że pierwsze egzemplarze sprzedały się po 99 pensów (z czego 60 pensów trafiło do zespołu) w sklepie Virgin w Manchesterze, gdzie warunkowo przyjęto 25 sztuk. W Londynie Geoff Travis przyjął do swojego sklepu Rough Trade najpierw 50, a następnie po dwóch dniach zamówił 200. "iedziałem, że mogę je sprzedać, mówił. To była sensacyjna płyta. Wkrótce kopia Spiral Scratch dotarła do Johna Peela i stała się singlem tygodnia, po czym jej sprzedaż eksplodowała za pośrednictwem sprzedaży wysyłkowej...

Minęły lata. Ubywa niemych świadków tamtych czasów, ale na szczęście dom 364 Lower Broughton Road w Salford jeszcze stoi, jeszcze go nie wyburzono, w przeciwieństwie do Lesser Free Trade Hall, który w 1997 r. został sprzedany przez radę miejską prywatnym deweloperom, którzy zachowali oryginalną fasadę, lecz całkowicie przebudowali wnętrza na hotel Radisson Edwardian.


Za to u nas nic nie będzie wyburzone. Tamte chwile i ludzie zostaną tutaj na zawsze. Jak długo ktoś nie zgra całego Internetu na dyskietkę. Dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 11 marca 2019

Isolations News 27: Nowy bootleg Joy Division, nieznane zdjęcie z Berlina opublikowane przez Davidsona, muzyka chrześcijańska a la post punk?

Ukazał się zupełny rarytas w dorobku Joy Division. Mało tego w niedzielę 3.03.2019 około 15:00 pojawił się na Ebayu, ale równie szybko został sprzedany... Mowa o bootlegu z koncertu w Lyceum z 29.02.1980, o którym pisaliśmy TUTAJ

Bootleg zawiera nagrania z próby i pełen zapis koncertu. Został wydany w bagatela... 10 kopiach. Stąd jego cena, na Ebayu kosztował około 1300 PLN plus koszty przesyłki.

SIDE A: Komakino, Heart and Soul, Incubation, Komakino, Isolation (detail), Soundcheck,  SIDE B: Isolation (instrumental), Isolation, These Days (soundboard live), Atrocity  Exhibition (soundboard live), SIDE C: Incubation, Wilderness, 24 Hours, The Eternal, Heart and Soul, SIDE D: Love Will Tear Us Apart, Isolation, Komakino, She's  Lost Control, These Days, Atrocity Exhibition.

Polujemy na ten dwupłytowy rarytas. Jak go zdobędziemy opiszemy w dziale Z mojej płytoteki.

Więcej o płycie TUTAJ.

Czy Joy Division i Alice in Chains to zespoły chrześcijańskie? pyta jakiś misiaczek na stronie poświęconej muzyce religijnej TUTAJ. 

Argumentacja na tak, jest co najmniej naciągana. Oczywiście my uważamy, że sprawa religii jest prywatną sprawą każdego człowieka, ale Joy Division nie stroniący od trawki i alkoholu, Ian mający poza żoną partnerkę, w końcu popełniający samobójstwo, Hannett podczas nagrań na koksie, to raczej dość dalekie wizje życiowe od tych zawartych w 10 przykazaniach. 

Joy Division na zlocie ruchu oazowego śpiewający: dance dance dance dance dance to the Radio Maryja

Chyba jednak nie... 
Tony Davidson  właściciel firmy TJM RECORDS oraz słynnego TJM rehearsal studios w Manchesterze opublikował powyższe zdjęcie Joy Division z Berlina. Pamięta jak opuścili studio bardzo podekscytowani i pojechali na lotnisko. 

Mark Reeder mieszkający w Berlinie został zatrudniony przez Tony Wilsona do promocji Factory w Niemczech. Na zdjęciu widzimy Roba Grettona wykonującego telefon służbowy, oraz pijącego z zespołem drinka Marka Reedera właśnie.

My też byśmy chętnie pogadali z nimi wtedy. A skoro z powyżej linkowanego religijnego tekstu wynika, że Ian Curtis może być w Niebie, to na pewno się z nim tam spotkamy. A później opiszemy to na blogu. 

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

niedziela, 10 marca 2019

Pamiątki Petera Hooka po Joy Division: co wycofano z aukcji? Czy przypadkowo?

Było, minęło chciałoby się powiedzieć... Na pewno z czasem będziemy wiedzieli kto i co, obecnie wiemy natomiast kiedy (2.03.2019) za ile, choć nie do końca. Chodzi oczywiście o sprzedaż pamiątek Petera Hooka z epoki Joy Division. W kilku postach zaprezentujemy wyczerpujące podsumowanie zwracając uwagę głównie na ceny, ale nie tylko. Skupimy się na gadżetach wyłącznie z epoki i związanych z Joy Division.

Dzisiaj jednak zacznijmy od tego, że część pamiątek została z aukcji wycofana. Poniżej ich spis i omówienie, oraz pewne specyficzne podsumowanie. 

Co wycofano:


LOT 8 - książeczki do nauki na gitarze oraz struny używane przez Hooka i Sumnera - samouczek zakupili krótko po koncercie Sex Pistols kiedy postanowili założyć zespół. Istotna pamiątka dotycząca historii grupy.
LOT 145 - taśmy Martina Hannetta (pisaliśmy o nich więcej TUTAJ) -  kolejna niesamowicie ważna dla historii zespołu pozycja. Chodzi bowiem o taśmy z prób zespołu!
LOT 146 - kolejne taśmy Hannetta - tym razem jednak nie podano ich zawartości.
LOT 147 - taśmy Hannetta z nagraniami Joy Division live!

LOT 148 - taśmy Hannetta i Roba Grettona z nagraniami Joy Division z prób w roku 1979 i nowymi numerami.


LOT 149 - taśmy Hannetta z nagrań studyjnych Joy Division z marca 1980 (czyli prawdopodobnie sesja Closer) oraz taśma Martina A.


LOT 150 - kolejne taśmy Hannetta z sesji Closer, z 30 marca 1980. Oznaczone jako Joy Division i taśmy Martina B. Listy piosenek: Heart and Soul, N4 (Europop), 24 Hours, The Eternal i Passover.




LOT 155 - znowu taśmy, tym razem zawierające konkret, bowiem kolejne utwory Joy Division: Incubation 2:51, As You Like It 1:58, Komakino 3:50. Ponadto do aukcji dołączone były dwa flexidyski Komakino FAC28.

LOT 156 - taśma Hannetta z niedzieli 29.04. 1979 podpisana jako Remiksy Joy Division. New Dawn?


LOT 157 - kolejna taśma Hannetta podpisana Joy Division Strawberry Hannett z utworami: 1. LIFT, 2. CUP, 3. From S???? to Where? i 4. Autosuggestion. Jest to prawdopodobnie zapis efektów specjalnych używanych na Unknown Pleasures, oraz dwa utwory zgodnie ze spisem.


LOT 159 - Listy miłosne Annik Honore i Iana Curtisa. Jak widzimy jest list z początku maja 1980 - Ian pisze o wyjeździe do Nowego Jorku. Listy przekazała Annik w 2006 roku. Powiedziała Hookowi, że ma z nimi zrobić co zechce. Dochód aukcji miał być przekazany na walkę z rakiem, który był powodem jej śmierci. Peter Hook twierdzi, że nigdy tych listów nie czytał....
LOT 204 -  dane z odrzutami Joy Division w postaci 4 płyt DVD... Czy są to klipy, fragmenty nagrań teledysków, a może koncertów lub prób? Tego nie wiemy.
LOT 205 - podobna historia jak powyżej, ale tutaj to już prawdziwy dym. BOWDEN VALE, REHEARSALS & ROB GRETTON INTERVIEW - BRIAN NICHOLSON. Są to cztery DVD na których zarejestrowano koncert w Bowdon Vale, wywiad z Robem Grettonem (x 2), filmy z sali prób jak i nagrania audio. Zatem skoro i audio to reszta jest plikami wideo... Coś nam to mówi? Ano popatrzmy na to:


Przygotujmy się na więcej, powyżej - to fragment filmu dokumentalnego o zespole... Fragment całości.

Podsumowując można napisać tak. 

O ile możemy wyciągnąć wnioski z tego, w jaki sposób rozpowszechniano na bootlegach nagrania z koncertów Joy Division, i jak to powiedziała Deborah Curtis, za wieloma z tych nagrań stali ludzie powiązani z Factory, (o czym mogliśmy się przekonać również po przedmiotach wystawianych na aukcji) nadchodzą wielkie czasy dla fanów. 

Naszym zdaniem, ktoś kupił powyższe pamiątki. Proszę zwrócić uwagę, że są one dla fanów bezcenne. Ktoś uzyskał dostęp i albo drogą specjalnej aukcji dla VIPów, albo w drodze bezpośredniej negocjacji kupił.

Kim był tajemniczy ktoś? Myślę że w przyszłym roku, kiedy będziemy obchodzili 40. rocznicę śmierci Iana Curtisa w pewnym muzeum, które wtedy zostanie otwarte, będziemy mogli te pamiątki zobaczyć i odsłuchać. Co więcej, będziemy mogli robić to tylko i wyłącznie tam. 

W domu przy 77 Barton Street w Macclesfield

Czego sobie i wszystkim fanom Joy Division życzę, dokonując już przymiarki do wstępnej rezerwacji biletu lotniczego do Manchesteru.  

Kolejne wnioski po aukcji pamiątek już wkrótce. Chcecie je przeczytać? Bądźcie z nami - codziennie nowy wpis. I co ważne - tego nie znajdziecie w mainstreamie.