W swojej kolekcji posiadam wiele starszych płyt, ta jest właśnie jedną z nich - ze zbiorów ojca... Breakoutów oddałem koledze, zachowując najcenniejszy album z autografami. Zachowałem również dziś omawiane wydawnictwo, ponieważ jest to płyta absolutnie ponadczasowa. To jedna z płyt, które powinny być wizytówką polskiej muzyki alternatywnej, czegoś na granicy awangardy, poezji śpiewanej i art rocka. Marek Grechuta, którego wszyscy kojarzą z późniejszymi dokonaniami, artysta który po latach stał się gwiazdą wielkiego formatu, i którego (jak wiele gwiazd) nie ominęły życiowe kłopoty, na tym albumie prezentuje zupełnie nietypowe oblicze. To oblicze pseudo hippisowskie (wśród muzyków jest Marek Jackowski - przyszły założyciel Maanamu) zmieszane z klimatem krakowskiej Piwnicy Pod Baranami i cyganerii, artystów i poetów. Jak na owe czasy, a jest to wydawnictwo z 1971 roku, cały ten koncept pięknie oddaje okładka autorstwa T. Kalinowskiego - rozszalałe burzą niebo, pioruny, tęcza a wszystko to nad kroczącym dumnie korowodem muzyków. A jest ich całkiem sporo, bo poza Markiem Grechutą (śpiew) i Markiem Jackowskim (gitara i brać), jest wśród nich Jan Kanty Pawluśkiewicz (fortepian, aranżer i kierownik muzyczny), Jacek Ostaszewski (flet i kontrabas), Eugeniusz Makówka (perkusja), Anna Wojtowicz (wiolonczela), Tadeusz Kożuch (altówka) i Zbigniew Paleta (skrzypce). W tamtym czasie wielkim rarytasem było umieszczenie przez wydawnictwo Muza winylu w kopercie, która po rozłożeniu, daje nam plakat (autorstwa Kalinowskiego i Gołąba) ze zdjęciem muzyków na pomarańczowym tle. I wszystko to za jedyne 65 PLN.
Film jest bardzo krótki, trwa zaledwie 25 minut, niestety nie jest dostępny w sieci.
Już sam początek albumu wprowadza nas w jakieś bardzo psychodeliczne klimaty - instrumentalny Widzieć więcej - jedyna piosenka na albumie autorstwa Marka Jackowskiego wskazuje, z czym będziemy mieli tutaj do czynienia. Kto by pomyślał, że kilkanaście lat później Dead Can Dance z 4AD podryfuje brzmieniowo w podobnym kierunku. Kantata z początkiem w klimacie poprzedniego utworu, z muzyką Jana Kanty Pawluśkiewicza i tekstem Jana Zycha to pogłębienie klimatu psychodeli. W zasadzie album zaczyna się na dobre tą piosenką. Piękna to mało powiedziane... Klimat lata, wieś przed burzą. A może chodzi o kontrast między wsią a miastem? O człowieka rzuconego z prowincji w zgiełk miasta, gdzie kończy swoje życie...
Korowód to mocna psychodela z tekstem Leszka Aleksandra Moczulskiego i i muzyką Grechuty. Jakże aktualny dzisiaj tekst, mimo upływu lat... No i to solo na flecie...
Album kończy piosenka Niebieski młyn z muzyką Pawluśkiewicza i słowami Tadeusza Śliwiaka. Ciekawy tekst, można z nim dopatrywać się wątków religijnych, no i jest on ponownie podsumowaniem czasów, nie tylko tamtych, ale i tych w których żyjemy...
Wszystko jakże aktualne, mimo upływu lat...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Marek Grechuta i Anawa, Korowód, producent: Z. Gajewska, Muza 1971, tracklista: Widzieć więcej, Kantata, Chodźmy, Świecie nasz, Nowy radosny dzień, Dni, których nie znamy, Ocalić od zapomnienia, Korowód, Niebieski młyn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz