niedziela, 18 września 2022

Z kasety magnetofonowej: Paradise Lost i Icon - porcja solidnego metalizowanego gotyku

 

Posiadam w zbiorach (CD i kasety) znaczną ilość płyt brytyjskiego zespołu Paradise Lost. Powyżej ułożone w kolejności chronologicznej - ich debiut (Lost Paradise, 1990) i kolejne 3 wydawnictwa. To znakomity przykład w jaki sposób od mrocznego metalu, muzyka może ulegać transformacji do świetnego gotyku, którego zalążki są już na Shades of God (1992). Wcześniejsze wydawnictwa, mimo że to metal, są również bardzo dobre. A kolejne, po dziś omawianym Icon, jeszcze lepsze.


Przypomina mi się muzyczna rewolta, jakiej dokonali the Stranglers, kiedy po punkowym La Folie (opisanym TUTAJ), kończącym się jednak zupełnie niepunkowo, stworzyli Feline (opisanym TUTAJ) - arcydzieło new romantic i w mojej opinii najlepsze ich wydawnictwo. Trudno się dziwić, bowiem zarówno metal jak i punk w klasycznej formie są, delikatnie mówiąc, ciężkostrawne. Jak mawiają mądrzy ludzie - najciekawsze rzeczy dzieją się na obrzeżach, a na takie wędruje na IconParadise Lost

Spójrzmy zatem co takiego dzieje się na albumie z 1993 roku. 

Otwiera go Embers Fire i trzeba przyznać, że nieczęsto spotyka się tak epickie otwarcia.


Upadły czas, który minął

Nieokrzesana elita pochodząca z odległych kręgów

Przymykasz oko na to, co jest "odważne"

Nie wiesz, czy było prawdą to, co mówiłeś 

Gniewne spojrzenie na ukryte marzenie 

Uszczelnia rozpalone zmysły 

Nie uciekaj od bólu 

Pragnienia, z którym się zmagasz 

Gra o władzę od środka 

Niemożliwe, abyś ją zobaczył 

Ustanowiono prawa oszustwa

Ci którzy je cenią to ci, którzy pójdą

W popiół udręczonego świata

Tylko w oku umysłu możesz zobaczyć światło 

Harmonia pęka, ciemność się budzi 

W starych oczach - kłopoty, poczuj to

Tutaj, aby zostać, wyznaczyć drogę, improwizować rozprawę sądową 

Powstrzymaj barbarzyńskie prawo

Zakładu który przegrasz, nie będziesz miał możliwości odwrócić

Widzę człowieka, który żyje i oddycha korupcją 

W kręgu, który nazywasz swoim własnym 

Nie uciekaj od bólu 

Pragnienia z którym się zmagasz 

Gra o władzę od środka 

Niemożliwe, abyś ją zobaczył 

Gniewne spojrzenie na ukryte marzenie 

Uszczelnia rozpalone zmysły 

Wszystkie pozostałości żaru

Są ponurą zimną nieistotnością 


Piosenka jest o ciemnych stronach otaczającego nas świata, ale ma pozytywne przesłanie. Znakomicie spojona jest z kolejnym, równie doskonałym Remembrance. To dopiero jest rozliczenie z wypalonymi uczuciami...

 

Ja jestem tym, do którego pójdziesz

Ty jesteś tą, od której ucieknę...

Blednąca w szarości, bezmyślna modlitwa 

Ty znajdziesz schronienie, ja nie znajdę niczego 

Zostawię twoje bezsensowne życie niedokonanym 

Oddychając swoimi dniami, moja udręka pozostaje 

Los mojej twarzy, widzieć twoją twarz

Odwracam się i biegnę, nie znajdziesz sobie  miejsca 

Czas jest ojcem w moim zepsutym umyśle

Ból echa na cichym niebie...

Pamiętasz teraz życie? 


Warto dodać, że cały album skomponował duet: Holmes (wokal, teksty) i Mackintosh (gitara, muzyka).  

Z kolejnych piosenek w zasadzie bardzo równych, jako pierwsza wyróżnia się Joys of the Emptiness. Utwór definiuje dalsze dokonania zespołu - do takich ballad bowiem w przyszłości będą często wracali. Monumentalnych, gotyckich i pełnych napięcia, bólu, cierpienia...


Oddycham a powietrze jest czyste

Zmiany, które mogłem przewidzieć 

Pieszczoty przemocy, zbliżający się niepokój

Kiedy moje ciało leżało śpiące, krwawiąc do wewnątrz i...

Płytka rozpacz, zepsute lata, których nie możesz naprawić

Wezwani tutaj, wszyscy muszą zobaczyć hipokryzję


Z wyrastających ponad wysoki poziom, warto jeszcze wspomnieć Colossal Rains i śpiewany w duecie z Denis Barnard utwór Christendom. Kto wie, czy nie inspirujący późniejsze dokonania Theatre of Tragedy (pisaliśmy o nich TUTAJ).
  

Pierwszy to znowu pełna bólu ballada:

W głębi mgły, zobaczę cię martwą

Kolosalne deszcze płyną jak bryza

Osłonięta scena, gdy ramiona zadrżą dla mnie 

Nigdy więcej nie będziesz znowu spacerować 

W żałosnym morzu bladego dźwięku 

Ciemne wody przepływają swobodnie przez ciszę snów 

Przywrócone sprzed wieków tworzenie 

Kolosalne deszcze osuszają śmiertelne duchy

Czy to może być prawdziwe 

Co ujawniają zamarznięte deszcze 

Nigdy więcej nie będziesz znowu spacerować

Drugi to swoistego rodzaju rozliczenie z Bogiem, stąd pewnie taki a nie inny tytuł albumu i jego okładka:


Niewinny, pod tą smutną zasłoną "posiadania"

Pełnia i słodycz nowo narodzonego dziecka

Jego utracony i opuszczony szacunek

Dla mojego życia i stworzenia gwiazd

Dla mojego życia jest to samo odrzucenie

Zagubiony w życiu, obwiniam cię o to wszystko

Utrata nadziei,  podła sytuacja

Przystosowanie, śmierć jest pokusą życia

Umierając powoli, obwiniam cię o to wszystko

Stawiają na straż, stoją na straży prawa, oskarżają przyszłość 

Zmartwychwstanie, surowe tony naszej pogardy dla siebie przypominają

Nie oddychaj, w zasięgu wzroku nie ma normalnego stanu umysłu


Z czasem godzina nie nadejdzie 

Dla mojego życia i stworzenia gwiazd

Dla mojego życia jest to samo odrzucenie

Zagubiony w życiu, obwiniam cię o to wszystko

Stawiają na straż, stoją na straży prawa, oskarżają przyszłość


W zasadzie tutaj wszystko powinno się skończyć, choć tak nie jest. Całość bowiem podsumowuje monumentalny Deus Misereatur, który dowodzi nam, że mamy do czynienia z autentycznie wielkim dziełem.

Czy zespół zdołał przelicytować swoimi dalszymi dokonaniami Icon

Tak. Ale o tym za jakiś czas.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

P.S. A za 6 dni będzie dokładnie 29-ta rocznica wydania Icon. A czuję się tak, jakbym kasetę kupował w małym sklepiku niedaleko starego miasta zaledwie kilka tygodni temu...


Paradise Lost, Icon, producent: Simon Efemey, Musci for Nations 1993. Tracklista:  Embers Fire, Remembrance, Forging Sympathy, Joys of the Emptiness, Dying Freedom, Widow, Colossal Rains, Weeping Words, Poison, True Belief, Shallow Seasons, Christendom, Deus Misereatur


  

sobota, 17 września 2022

Amerykański malarz Mark Ryden: Ojciec chrzestny pop surrealizmu, projektant okładek płyt i powieści Stephena Kinga

Amerykański malarz Mark Ryden (ur. 1963 r.) wraz z żoną, malarką Marion Peck, tworzą jedną z najciekawszych par artystycznych Los Angeles. Mark jest poza tym jednym z najbardziej rozchwytywanych artystów ostatnich 30 lat toteż nic zaskakującego, że w końcu  jego prace pojawiły się na naszym blogu. Ryden tworzy w stylu lowbrow, zwanym także pop surrealizmem, określany jest nawet ojcem chrzestny pop surrealizmu.

Patrząc na jego prace dostrzegamy, że czerpie inspirację ze wszystkiego, co owiane jest tajemnicą. Niczym po drugiej stronie lustra, zwykłe przedmioty nabierają u niego innego znaczenia, poddając naszym umysłom złowrogie treści od wieków kojarzące się z przemijaniem, stratą w końcu ze śmiercią. 



Jego zamiłowanie do rzeczy jest widoczne na jego zatłoczonych obrazach, które niemal pękają w szwach od detali. Od starych zabawek i modeli anatomicznych po wypchane zwierzęta i znalezione na pchlich targach stare obrazy i rzeźby. Z drobiazgową dbałością o szczegóły namalowane realistyczne kompozycje nawiązują przy tym do dzieł starych mistrzów. Jak mówi: Często mówiłem, że moją sztukę najbardziej definiuje różnorodność inspiracji. W ich poszukiwaniu inspiracji oglądam wiele przedmiotów. Zbieram dużo rzeczy i dużo śmieci. Moje studio i dom są przepełnione rzeczami. Zbieram stare książki dla dzieci, ciekawe opakowania produktów, zabawki, fotografie, modele medyczne, figurki religijne. (...) Mam też obszerną kolekcję książek o sztuce. Kocham starych mistrzów bardziej niż sztukę współczesną, więc większość moich książek dotyczy artystów takich jak Ingres, David, Bronzino i Carpaccio z zaledwie kilkoma współczesnymi, takimi jak Neo Rauch i Loretta Lux.




A do sztuki, to malowaniem obrazów zajął się dość późno. Początki jego kariery artystycznej wyznaczała ilustracja. Mark Ryden ukończył studia graficzne i wkrótce potem zaprojektował wiele okładek do płyt znanych i bardzo znanych piosenkarzy takich jak Michael Jackson (Dangerous), Red Hot Chili Peppers (One Hot Minute) i Aerosmith (Love in an Elevator). Jego prace znalazły się także na okładkach powieści Stephena Kinga

Artysta stał jednak dopiero sławny gdy Robert Williams umieścił jego obraz na okładce magazynu Juxtapoz, uważanego za oficjalny przewodnik po sztuce lowbrow. Stał się znany do tego stopnia, że i jego prace inspirowały. Tak było z mięsną sukienką Lady Gagi, która skopiowała po prostu to, co zobaczyła na obrazie The Meat Show.


Cóż jeszcze możemy dodać do tego co napisaliśmy? Jego prace są jednocześnie mistyczne i realistyczne, niewinne i upiorne. Jasne kolory i dziecięce postacie na powierzchni kryją ciemniejszą, tajemną wiedzę o sensie życia. Nie powiesilibyśmy ich w dziecięcym pokoju... Infantylne lalkowate twarze jego modelek o dużych oczach i smutnym spojrzeniu, wyrażają utratę niewinności i rozczarowanie dojrzałością. Artysta kreuje świat między życiem a śmiercią, istnieniem niewinnym i jednocześnie upiornym, połączonym wspólnym składnikiem, którym jest fantazja.





Jego obrazy znajdują się w kolekcjach muzealnych oraz prywatnych kolekcjonerów, m. in. posiada je  aktor Leonardo Di Caprio oraz prezes Nike Mark Parker. A jeśli zainteresował Cię nasz post i chciałbyś zobaczyć więcej, proponujemy stronę malarza LINK.







Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 16 września 2022

Zaprzyjaźnij się z mumiami z Palermo cz.1


W październiku 2019 roku opisaliśmy katakumby w Palermo (LINK), gdzie zgromadzono 8 tysięcy mumii, przy czym najstarsze datowane są na XVI wiek, a najmłodsza - Rosalia Lamborgini, słynna śpiąca dziewczynka z Palermo pochodzi z 1920 roku.  Padło wtedy w naszym tekście stwierdzenie, że nie ma osoby, która zwiedziłaby te katakumby bez strachu. Postanowiłem to osobiście sprawdzić wybierając się miesiąc temu na Sycylię

Palermo jest bardzo brudnym miastem, ale pełnym ciekawych zabytków, jak choćby muzeum mafii, czy katedra z grobowcami z X wieku. Ja natomiast wybrałem hotel jak najbliżej katakumb, do których miałem zaledwie 15 minut spacerem. 

Samo Piazza Capuccini to miejsce niepozorne, nie mówiąc już o budynku z podziemiami (wejście jest za rogiem zasłoniętym na poniższym zdjęciu przez budkę z kwiatami). 


Kościół obok niego cmentarz, co ciekawe niezwykle kolorowy. Nie widziałem jeszcze takiego cmentarza, wszędzie pełno pamiątek po zmarłych, ani jeden grób nie pozostawał bez zdjęcia zmarłego. Na niektórych grobach nawet zgromadzono skromne pamiątki (okulary, papierośnice, bransolety itd.). O tym może kiedy indziej, teraz o katakumbach. 

Wejście to zaledwie 3 Euro, a zwiedzania około godzinę. Osoby wewnątrz są zliczane, warto być na 9:00 bo o tej godzinie zaczynają wpuszczać i zwykle jest mało ludzi.
 

Schodzimy i jeszcze tylko tunel by wejść do podziemi.


A tam... No właśnie, nie czułem zupełnie strachu. Miejsce to wydaje się być niezwykle spokojne. Mumie wiszą na ścianach, leżą w trumnach, niektóre z nich są jeszcze zamknięte. Każda z mumii ma swój numer na małej karteczce, niektóre są dodatkowo opisane (zwykle nazwisko, imię i rok śmierci - wszystko z epoki).
 

Niektóre trumny są zamknięte, inne posiadają przejrzyste boki, albo tylko ich części. Mumie są w różnym stanie, najlepiej zachowały się stroje, niektóre bardzo wykwintne. Część mumii ma włosy, niektóre nawet skórę, jak choćby mumia Antonio Prestigiacomo z 1844 roku z czerwoną twarzą - to ślady po arszeniku zastosowanym podczas mumifikacji. 


Największe wrażenie zrobiła kapliczka ze zwłokami dzieci, malutkie trumienki a wewnątrz nich ciała - w jednej z nich bliźniaki syjamskie. Dzieci w różnym wieku, nie można się nie zamyślić...

  

Oczywiście nie brakuje tutaj wybitnych osobistości - Bartolomeo Magna II zwanym gigantem z powodu swojego wzrostu,  Giovani Paterniti (zm. 1911) - amerykański konsul z zachowaną nie tylko skórą ale i wąsami, są też mumie duchownych w tym biskupów.  Jest też słynna Rozalia, ale o niej napiszę następnym razem. Żeby te wszystkie szczegóły zobaczyć trzeba wszystko wnikliwie obejrzeć, być może dlatego zwiedziłem podziemia aż trzy razy. I być może dlatego, doceniając moje zainteresowanie,  Rozalia podczas trzeciej wizyty puściła do mnie oko... 

Oczywiście w podziemiach nie wolno filmować ale robić zdjęć, te które zrobiłem są bez użycia lampy i robione dyskretnie. W sieci oczywiście jest dużo filmów z tego miejsca, aż dziw bierze, że na miejscu można kupić tylko ubogi przewodnik i zaledwie jedną książkę...


Wracając do strachu - nie czułem go wcale, w podziemiach nie ma żadnych zapachów, jest tam bardzo dobra okienna wentylacja, a panujący mikroklimat pozwolił na zakonserwowanie mumii. Nie ma też żadnych bodźców potęgujących strach, tylko co jakiś czas odtwarzany jest komunikat o zakazie filmowania i fotografowania, celem niezakłócania spokoju tego miejsca. 

Szkoda że zaprzestano sztuki mumifikacji bo gdyby to było możliwe, chętnie po śmierci bym tam zamieszkał, i w zasadzie bez znaczenia czy w wiszącej, czy w leżącej pozycji. To rzeczywiście idealne miejsce do wiecznego odpoczynku...


My do niego jeszcze powrócimy, dlatego czytajcie nas  - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 15 września 2022

Fotografie Alaina Cornu: Kontemplacja. Harmonia. Samotność.

 Kontemplacja. Harmonia. Samotność. 

Te trzy słowa według Alaina Cornu (ur. 1966 r.) określają wszystkie jego fotografie. A robi zdjęcia od najmłodszych lat. Jego ojciec był fotografem-amatorem, który swoją pasją zaraził syna. Artysta do dziś wspomina rodzinne, wieczorne oglądanie slajdów. Potem dostał od rodziców własny aparat fotograficzny, jednak nie od razu zdecydował się tylko robić zdjęcia. W młodości interesował się malarstwem i grafiką. I wahał się czy kontynuować naukę w Beaux-Arts w Dijon czy w szkole filmowej w Paryżu. Ostatecznie zdecydował się na dwuletni kurs fotograficzny w Ecole des Gobelins w Paryżu. Po jego ukończeniu odbył roczną służbę wojskową w Fort d'Ivry sur Seine na stanowisku fotografa. A potem już była praca. Najpierw w atelier kilku paryskich fotografów (byli to: Antoine Pétin, Olivier Mauffray, Louis Gaillard) a potem już u siebie. Swoją aktywność rozdzielił na komercyjną (portrety i martwa natura) oraz czysto artystyczną (widoki paryskich dachów).






Dzisiaj nadal robi zdjęcia Paryża. Kocha swoje miasto. Z jego zdjęć bije podziw, radość i duma z bycia Paryżaninem. Jak to opowiedział w jednym z wywiadów: Kiedy w latach 80. przyjechałem na studia do Paryża, mieszkałem w pokoju na poddaszu, skąd mogłem kontemplować dachy miasta. Kilka lat temu chciałem znaleźć nowy sposób na fotografowanie Paryża – nadal tu mieszkam i tak bardzo go kocham. Więc po prostu wszedłem na dach. Dachy Paryża nie są strome, co nie zawsze zdarza się w innych miastach, więc dość łatwo jest tu wejść na dach i przesuwać się do przodu. Na dachach panuje taka sama atmosfera, taka sama jaką odnajduję, kiedy wspinam się po górach. Wreszcie cynk, z którego wykonane są dachy, jest bardzo fotogenicznym materiałem (LINK).








Dachy Paryża… Chyba żadne miasto na świecie nie otoczyło dachów domów taką estymą co Paryż. I taką legendą. Zresztą pomogli w tym artyści i poeci, a za nimi pisarze i filmowcy. Dzisiaj samo określenie dachy Paryża wzbudza pozytywne emocje. A wszystko dlatego, że w końcu XIX i potem w XX wieku na paryskich poddaszach mieszkali ci, dla których nie było miejsca niżej, byli to m.in. Vincent wan Gogh, Paul Cézanne, Bonnard, De Staël, Caillebotte. Cornu zdecydował się ukazywać Paryż u schyłku dnia: Chciałem osadzić swoją historię w nocy, kiedy miasto, niczym wielkie zwierzę biegające przez cały dzień, odzyskuje oddech i intymność. Sztuczne oświetlenie porządkuje przestrzeń i pomaga mi komponować obrazy. Historycznie Paryż był przecież pierwszym miastem, w którym w XVII wieku pojawiło się oświetlenie uliczne, co dało jej nazwę  ville lumière : miasto świateł.





I cóż widzimy na fotografiach Alaina Cornu? Wieczór lub noc. I dachy. Łączy je jedna cecha: wśród morza dachów w nocy, a więc dość ciemnych - zawsze gdzieś, na pierwszym planie, lub zupełnie dyskretnie z boku jest jakiś mocniej oświetlony punkt. Czasem jest nim okno mieszkania, w którym nikt nie śpi, a czasem podświetlony gmach publiczny, jaśniejący niczym zorza… Najczęściej jest nim Bazylika Sacree Coeure….





I dachy także są różnorodne: mamy dachy kamienic, kościołów a wśród lasu średniowiecznych przypór, domów samotnie stojących na obrzeżach miasta i stłoczonych wielopiętrowych kamienic i ulegamy fascynacji… Poprzednie cykle Alaina przedstawiały drzewa, kamienie, zamglone pola, okna, ściany, drzwi i ulice. Ale skąpane w miękkim świetle cynkowe dachy, szczyty i kominy nabierają nowego wymiaru i stają się niewyczerpanym źródłem inspiracji. I to inspiracji na wyciągnięcie ręki. Alain nie musi aby tworzyć odbywać dalekich podróży. Wystarczy, że wejdzie na dach swojego domu….


Wszystkie (lub prawie wszystkie) prace Alaina Cornu znajdują się na jego stronie internetowej LINK.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.