Enigma była maszyną szyfrującą prawie nie do złamania. Ale mimo to, udało się odkryć tajny kod i odczytać wyprodukowane z jej pomocą teksty. Ale jest księga, której treści nie można odcyfrować od dziesiątków lat. Chodzi o tzw. manuskrypt Wojnicza (Voynicha) napisany w języku, który nie został jeszcze rozszyfrowany, ilustrowany dziwacznymi rysunkami.
Manuskrypt Wojnicza zawdzięcza swą nazwę polskiemu kolekcjonerowi i antykwariuszowi Michałowi Wojniczowi, którego życiorys mógłby stanowić kanwę dobrego filmu. Urodzinowy na Żmudzi w szlacheckiej rodzinie pieczętującej się herbem Habdank najpierw ukończył studia chemiczne na Uniwersytecie Moskiewskim. Następnie, w 1885 roku, mając dwadzieścia lat, został socjalistą, członkiem organizacji Proletariat. Aresztowany przez carską policję i osadzony w Warszawskiej Cytadeli został skazany na zesłanie na pracę w kolonii karnej na Syberii. Podobno miał okazję poznać tam młodego Józefa Piłsudskiego i nauczyć się władać aż 18 językami. Potem uciekł z wygnania, przedarł się do Londynu i… zaczął robić karierę antykwariusza. W 1898 r. otworzył własny sklep na Soho Square. W 1904 r. Michał otrzymał obywatelstwo brytyjskie i przyjął swoje nowe oficjalne imię i nazwisko: Wilfrid Michael Voynich (Wilfrid był jego konspiracyjny pseudonimem). Szczęście w tej dziedzinie nie opuszczało Wojnicza. W 1912 r udało mu się pozyskać zespół ksiąg od zakonu jezuitów, którzy dyskretnie sprzedawali zasoby biblioteki z willi Mondragone we Frascati, aby pomóc zrównoważyć deficyt finansowy, z którym borykali się od około 1904 r. Wśród trzydziestu zakupionych tomów Voynich odnalazł małą, dziwną książeczkę. Po jej otwarciu pokazały się odręcznie narysowane obrazy, symbole zodiaku i opisy, w dziwnym, obcym języku…
Średniowieczny z wyglądu rękopis składał się pierwotnie z 272 stron na dwustronnie zapisanych, welinowych kartach o formacie 15 na 22,5 cm, z których do dnia dzisiejszego pozostało 136. Śladem po nich są jedynie puste miejsca w numeracji. Nie wiadomo, co mogły zawierać. Co więcej – nikt nie wie o czym w ogóle opowiada manuskrypt. Ani autor księgi, ani język, jakim się posługuje nie są znane, składa się z mieszanki liter łacińskich, cyfr arabskich i innych nieznanych znaków.
Nic dziwnego, że od początku księga stała się przedmiotem zainteresowania wielu badaczy. Najpierw starano się podważyć jej średniowieczną genezę, lecz manuskrypt był wzmiankowany w kilku spisach bibliotecznych, na ich podstawie wśród poprzednich właścicieli wymienia się m. in.: Świętego Cesarza Rzymskiego Rudolfa II (1576–1612), który kupił rękopis go za 600 złotych dukatów jako dzieło samego Rogera Bacona – angielskiego franciszkanina i filozofa. Prawdopodobne cesarz nabył go od angielskiego astrologa Johna Dee (1527–1608) i po latach przekazał rękopis Jacobusowi Horcicky de Tepenecz (zm. 1622). Przekonanie to jest oparte na inskrypcji widocznej tylko w świetle ultrafioletowym na folio 1r. Inskrypcja ta brzmi: Jacobi de Tepenecz. Potem książka dostała się do biblioteki jezuitów. W 1969 roku kodeks został przekazany do Biblioteki Beinecke przez H. P. Krausa, który kupił go od Ethel Wojnicz, wdowy po antykwariuszu. W tej chwili manuskrypt znajduje się w bibliotece Uniwersytetu Yale.
Przez wiele lat lingwiści próbowano badać książkę. W latach 50. ubiegłego wieku, manuskrypt został przebadany przez zespół kryptografów z NASA, pod kierownictwem Williama F. Friedmana. I choć nie udało im się rozszyfrować tekstu, postawili wstępną hipotezę. Według nich treść manuskryptu zawiera sensowny tekst w którymś z języków europejskich, który został jednak celowo ukryty za pomocą szyfru, szczególnie szyfru polialfabetycznego, którego rozkodowanie jest znacznie bardziej skomplikowane, niż w przypadku prostego szyfru. Przełomem stało się ostatnie dwadzieścia lat. W latach 2009-2011 na Uniwersytecie w Arizonie metodą datowania radiowęglowego udowodniono, że rękopis jest autentyczny i powstał między 1404 a 1438 rokiem. Manuskrypt miał powstać z polecenia czy też na potrzeby Marii z Kastylii, królowej Aragonii (1416-1458). Po tym, gdy poszczególni naukowcy stawiali tezę o azjatyckiej proweniencji pisma (lingwista Jacques Guy), semickiej (egiptolog Reiner Hanning), lingwista dr Gerard Cheshire uznał, że dokument został napisany wymarłym językiem protoromańskim. Podobno nawet przetłumaczył kilka zdań i uznał, że zawiera rozmaite porady: seksualne, wychowania dzieci i psychologii oraz przepisy na preparaty ziołowe.
Choć nie jest to dużo, jest to jednak istotny początek. Wiadomo już, że manuskrypt Wojnicza jest napisany w języku staro-hebrajskim, a tekst ściśle powiązany jest z ilustracjami. Teraz brakuje tylko specjalisty znającego dobrze historię średniowiecza, zagadnienia związane z alchemią i rękopisami oraz posługującego się biegle językiem hebrajskim. O tym i o całym procesie odcyfrowywania Grzegorz Kondrak opowiedział w udzielonym jakiś czas temu wywiadzie (LINK).
Każdy, kto spróbować swoich sił, może bez przeszkód otworzyć manuskrypt. W 2020 roku w Yale całą książkę zdygitalizowano, czym dodano do cyfrowej bazy danych Uniwersytetu. Jeśli ktoś chciałby ją obejrzeć, wystarczy wpisać w Google Yale University Library Digital Collections Cipher Manuscript. A Wojnicz? Wyjechał do Nowego Jorku i tam zmarł na raka żołądka w 1930 roku. Żona przeżyła go o 30 lat...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz