środa, 28 lutego 2024

Stephen Morris: Record, Play, Pause - książka perkusisty Joy Division i New Order cz.4. Rodzina Stephena zawsze wiedziała jak dobrze się bawić

 

W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ).

Drugi rozdział nosi tytuł: Dom i zagranica. Na wstępie autor opisuje swoje zmagania ze szkołą Mrs Berrington's Preparatory School for Boys and Girls. Już wtedy ujawniły się zdolności do innowacji Stephena: chciał pisać lewą ręką, co było zakazane, czytać od tyłu, chował się na przerwie przed nauczycielką. Kiedy szkoła zmieniła profil i stała się szkołą tylko dla dziewczyn, innowacyjność Stephena została poddana próbie, jednak nie zdecydował się na noszenie spódniczki. Wtedy też zaczął grać na instrumentach - najpierw na tamburynie a później, kiedy ten się zepsuł - na trójkącie. W 1963 roku autor zaczął uczęszczać do Christ Church Primary School.


Szkoła była dla dziewcząt i chłopców. Jednej rzeczy w niej nienawidził: codziennego obowiązkowego picia mleka. Tzn.  był to napój mlekopodobny, bardziej smakował jak woda, nawet szpaki nie były nim zainteresowane a on obawiał się żeby nie wypić jakiś kijanek lub innych żywych organizmów które mogły w nim żyć (tak przynajmniej mówili w szkole jego koledzy). Zgłaszał się zatem na ochotnika żeby przynosić mleko do klasy a po drodze pozbywał się swojego.

Jego problemy w szkole wynikały z faktu, że zawsze starał się wykonać zadanie jak najszybciej. Nie lubił matematyki, jedna pomyłka gdzieś podczas liczenia owocowała złym wynikiem, zatem po co się męczyć? Uwielbiał czytać książki. Jedna z nich  Alana Gardnera pt. The Weirdstone of Brinsingamen była jego ulubioną (to horror fantasy dla dzieci).

Także bardzo kiepsko grał w piłkę. Codziennie w szkole śpiewali hymn. Cały czas sobie żartował, kiedyś stracił wzrok i wylądował u lekarza. Tracił go w najbardziej nieoczekiwanych chwilach, więc poddano go serii badań. Podejrzewano jakieś sprawy związane z mózgiem. 

Najbardziej uwielbiał wakacje - te pięć tygodni pozwalało mu wyrwać się z gabinetu ojca i spędzić czas z rodziną. Ojciec zabierał ich na ciekawe wycieczki. Morris znowu popisuje się niesamowitym poczuciem humoru - wspomina że podczas jednej z takich wycieczek mama zwymiotowała mu na głowę, co podsumowuje stwierdzeniem, że jego rodzina zawsze wiedziała jak dobrze się bawić. Jeździli z roku na rok w coraz bardziej egzotyczne miejsca np. francuskie miasto Dinard.


Pewnej nocy podczas takiej wycieczki rozchorował dostał wysokiej gorączki i miał halucynacje. Zachorował na różyczkę i poddano go izolacji w pokoju hotelowym. Miał okno z widokiem na plażę, dochodziły go odgłosy zabawy, nikt go nie odwiedzał, jedzenie zostawiano na tacy, a on liczył statki wypływające i odpływające z zatoki. W końcu rodzice po kilku piwach wpadli na pomysł jak go uwolnić z izolatki. Przebrali go i wynieśli do samochodu, po czym cała rodzina udała się do domu w UK.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz