Okazuje się, że istnieją zdjęcia Iana Curtisa na których jest on typowym, młodym i roześmianym chłopakiem. Choćby te pokazane powyżej, opublikowane na Twitterze przez użytkownika o nicku Jake Rudth (LINK).
Kevin Cummins, legendarny fotograf Joy Division przyznał, że próbował uchwycić taki obraz zespołu, który by narzucał klimat cichej kontemplacji. W wywiadzie dla The Telegraph z 2014 roku Cummins wyjaśnił: Robiłem
zdjęcia z uwagą. Postanowiłem, że nigdy nie będę fotografował Iana z
uśmiechem, ponieważ nie chcieliśmy, żeby tak wyglądał. To była
manipulacja medialna. Chcieliśmy, aby wyglądali jak bardzo poważni
młodzi ludzie, wizualnie onieśmielający (pisaliśmy o tym TUTAJ).
Warto zapytać, czy kreowanie tego wizerunku trwa do dzisiaj? A jeśli tak to jaki jest jego cel? Obejrzyjcie Control i 24 Hour Party People (TUTAJ), skonfrontujcie z relacjami naocznych świadków i wyciągnijcie wnioski... Albo... zaglądajcie do nas, my to zrobimy za Was, w dodatku kompletnie za darmo!
Znakomite dzieło, czyli sztuka Briana Gormana o Manchesterze i Joy Division, zatytułowane New Dawn Fades (opisane TUTAJ) otrzymało nominację do nagrody Salford Star (TUTAJ). Brian musi wygrać, o czym poinformowaliśmy go na Twitterze, gdzie obserwujemy się wzajemnie. Joy Division to marka, ciekawe kiedy władze Macclesfield to zrozumieją i udzielą Hadarowi Goldmanowi zgody na otwarcie muzeum Iana Curtisa w jego domu? (Czytaj TUTAJ).
W łeb przychodzi ochota sobie pierdolnąć kiedy czyta się, że jakieś raperskie dzieciaki nazwały swój album Joy Division...
Ja wiem, że Peter Hook opisał w swojej książce Unknown Pleasures, czyli Joy Division od Środka (recenzowaną przez nas TUTAJ) perypetie z firmą produkującą gadżety erotyczne, a nazywającą się jak kultowy zespół z Manchesteru. Bo chyba nie zespół mieli na myśli Mały Esz & Proceente używając nazwy do cytuję: wypuszczenia mixtape na znanych bitach - cokolwiek by to nie oznaczało... (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
W łeb przychodzi ochota sobie pierdolnąć kiedy czyta się, że jakieś raperskie dzieciaki nazwały swój album Joy Division...
Ja wiem, że Peter Hook opisał w swojej książce Unknown Pleasures, czyli Joy Division od Środka (recenzowaną przez nas TUTAJ) perypetie z firmą produkującą gadżety erotyczne, a nazywającą się jak kultowy zespół z Manchesteru. Bo chyba nie zespół mieli na myśli Mały Esz & Proceente używając nazwy do cytuję: wypuszczenia mixtape na znanych bitach - cokolwiek by to nie oznaczało... (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz