W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division.
W czasie wojny ojciec Stephena pracował przy konstrukcji samolotów. Był zdolnym konstruktorem, rozumiał działanie różnych rzeczy. Nie wiadomo jak to się stało, bo przed wojną był sprzedawcą. Przed wojną też, w 1936 roku, był w Niemczech oglądać olimpiadę. Wstawał do pracy o 6:30 rano, wracał wieczorami. Siadał wtedy przy kominku i wypijał 4 kieliszki whiskey Gold Label i wypalał 2 papierosy. Matka mówiła do niego Cliff a on, za jej plecami, nazywał ją smokiem. Mama Stephena działała w terytorialsach (ATS). Pracowała w jednym z zakładów tekstylnych, których w mieście było pełno. Miał 3 lata, kiedy urodziła mu się siostra. Gdy został podczas jej pobytu z ojcem, ten raczył go gotowanymi jajkami - jedyną rzeczą, którą umiał ugotować. Spowodowało to pojawienie się na jego skórze wysypki alergicznej. Zabrano go do szpitala i zobaczył pierwszy raz siostrę.
W ich domu na dole mieściły się dwa pokoje, podobnie jak na górze, te jednak były sypialniami a w jednym nich mieściło się biuro ojca. Najprościej zatem byłoby jedną sypialnię zaadaptować dla dzieci. Ale proste rozwiązania nie są typowe dla rodziny Morris. Mama z córką zamieszkała w jednej sypialni (ta była wcześniej biurem ojca), a Stephen miał mieszkać z ojcem w drugiej. Kumple śmiali się z niego, że pewnie jest tak, bowiem boi się ciemności. Najbardziej w ich pokoju lubił kominek gazowy, przy którym przesiadywał. Wkrótce też odkrył książki. Czytał Edgara Alana Poe, i dla równowagi P.G. Wodehousea.
W niedzielę po kościele Stephen był wdrażany w rodzinny biznes, pomagał ojcu pakować towar i broszury reklamowe. Z czasem zaczęli je sami produkować. Kiedy je ciął słuchał radia. Niedzielne popołudnia były nudne, wszystko było pozamykane i sklepy i puby. Raz w miesiącu odbywała się parada z muzyką. We środy sklepy zamykano szybciej i trzeba było o tym pamiętać, bo można było nie mieć nic do zjedzenia na obiad. W drugiej połowie czerwca wszystko było zamknięte przez dwa tygodnie, a mieszkańcy obchodzili święto patrona miasta św. Barnaby (wakacje Barnaby, które trwały aż dwa tygodnie). Jedyną rozrywką ojca były mecze piłkarskie i mitingi lekkoatletyczne. Grał też w drużynie i czasem na mecze zabierał syna.
Tak kończy się pierwszy rozdział książki.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz