środa, 8 maja 2024

Stephen Morris: Record, Play, Pause - książka perkusisty Joy Division i New Order cz.10. Stephen wybiera perkusję

  

W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ), rodzinne wycieczki (TUTAJ) i pierwsze single w kolekcji Stephena (TUTAJ). W następnym wpisie przedstawiliśmy pierwsze instrumenty z kolekcji Stephena i opisaliśmy jego fascynację the Beatles, jak i amerykańską TV (TUTAJ). W kolejnym (TUTAJ) męczarnie na kursie tańca i fascynację obserwatorium Jordell Bank, oraz kompletnie inne, niż rodziców, zainteresowania kinowe. W kolejnym (TUTAJ) lekcje gry na klarnecie i pierwsze zakupy płytowe. W kolejnym (TUTAJ) pierwsze koncerty i fascynację Davidem Bowie.

Ponieważ dom rodzice Stephena bardzo mu się uważnie przyglądali pierwsze eksperymenty narkotykowe zaczęli w domu Phila. Pili wtedy alkohol z wodą i zrobili sobie jointy z haszyszu. Te zaczęły się rozwijać podczas palenia. Ponieważ nic na nich zadziałało zapalili kolejnego. Smakował jak kapcie zrobione z dywanu. Wtedy zaczęli się histerycznie śmiać. Stephen nigdy sobie nie wyobrażał, że jest się w takim błogim stanie. Chcieli zapalić kolejnego, ale postanowili odłożyć na następny raz i wywietrzyć mieszkanie. Ponieważ pod wpływem narkotyków muzyka brzmiała zupełnie inaczej, niż kiedy jest się trzeźwym, Stephen w końcu odkrył jazz i kupił pytę Charlie Parkera.


Kupił wtedy też gitarę i podręcznik do nauki gry, bo powrócił pomysł założenia zespołu. Zaczął też chodzić na lekcje gry. Te jednak były nudne i poranił sobie palce. Z kolegami postanowili razem grać, szukali nazwy. Rozważali Axiom Kinetic Truths', czy The Sunshine Valley Dance Band. Ta druga wygrała. Próbowali w domu Phila pijąc duże ilości piwa. Ponieważ Stephen grał bardzo źle postanowili że zostanie perkusistą. Nie miał pojęcia o graniu, wtedy słuchał dużo Van der Graaf Generator, zwłaszcza albumu Bert którego był wielkim fanem. 

 

Lubił patos i dramatyzm ich muzyki, był to progrock. Nie tak kapryśmy jak Genesis, czy skomplikowany jak u King Crimson. Później śledził też solowe dokonania Petera Hammilla. Najważniejsze jednak było to, że uczył się gry na perkusji od ich perkusisty - Guya Evansa, choć miał dość skomplikowany sposób gry. Zatem znalazł sobie inną inspirację - był to Keith Moon - perkusista the Who, których Stephen zobaczył live. Z czasem zaczął też przysłuchiwać się Moe Tucker z Velvet Underground. Nawet Ringo Starr miał zdaniem Stephena kilka dobrych solówek. Obserwował też Top of the Pops, ale tam wszyscy perkusiści grali bardzo podobnie. Niestety w tamtym czasie nie miał możliwości zakupu perkusji. Czytał więc wiele wywiadów z perkusistami, dowiedział się dużo o technice gry. Gra wymaga bycia oburęcznym i koordynacji. Postanowił to wyćwiczyć, angażując z czasem nogi. 

C.D.N. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.        
               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz