czwartek, 7 marca 2019

Joy Division i zespoły Factory w Moonlight Club w Londynie, 4.04.1980: relacja z fanzinu It's Different For Grils

Kontynuując serię relacji fanów z koncertów Joy Division prezentujemy opis ich występu, który miał miejsce 4 kwietnia 1980 r. w Moonlight Club w Londynie, zamieszczony w fanzinie It's Different For Grils redagowanym przez Garry'ego M. Cartwright z Sheffield.

Wykonali tam rzeczywiście, tak jak jest w opisie, 5 piosenek (setlista jest TUTAJ). Tego wieczoru Ian Curtis nie czuł się dobrze, musiał przerwać występ i wyjść na zaplecze. Stało się tak dlatego, że tego samego dnia muzycy dali z siebie wszystko wspierając The Stranglers w Rainbow. Po pięciu utworach (Transmission, A Means To An End, Twenty Four Hours, Day Of The Lords i Insight) wyczerpany Ian Curtis musiał zejść ze sceny i partię wokalu ostatniej piosenki przejął grający na gitarze basowej, Peter Hook.

Poniżej można zobaczyć oryginalny skan pisma, publikowany TUTAJ, jego transkrypcję w języku angielskim i tłumaczenie w języku polskim.


JOY DIVISION/THE DURUTTI COLUMN/JOHN DOWIE/X-O-DUS Moonlight Club, West Hampstead 4/4/80
 
This was a Factory Records presentation, and just to emphasize the point, acting UC (and occasional roadie) was Tony Wilson. What we got first vas X-O-Dus, a reggae band. At first I thought they were a bit bland, also a bit nervous. However, they soon warmed up, and so did the audience, eventually managing to create an atmosphere. As was the case with the rest of the people appearing onstage tonight, their set was curtailed prematurely through lack of time. I would have liked to hear more of their supple rhythm as live (lyrics relatively free of the usual clichés about Rastafarianism as well) although I don't know if I could listen to them too much on record. 
 
I've already seen John Dowie live and found him very enjoyable. Tonight was good but some his material just made one groan-abit of a cop-out because he is talented enough to make you really laugh. A measure of his talent is that most of his material stands up well to repeated listening’s. Tonight he was accompanied by an acoustic guitarist and used familiar material such as 'Dilemma' and  'Des O`Connor' and a lot of unfamiliar stuff- mainly about being up in heaven (where you get shows like 'Andrew Lloyd-Webber Superstars!) His act relies a lot on his expressions and gesticulations but holds up well on record despite this (especially on the 'Another Close Shave. E.P.) 
 
I've not heard much of the Durutti Column which tonight consisted of just Vin Reilly on electric guitar plus pre-recorded backing track... The set started a bit shakily - early on the audience was on the whole a bit lukewarm, and a power failure didn't exactly help *utter*. However, these difficulties wore overcome, the result being occasically flat and ordinary but mainly very uplifting. The nearest comparison. I could make would be with the instrumentals played by John Martyn, but who needs comparisons anyway? It certainly has made me want to investigate 'The Return Of The Durutti Column' further.

Plenty of praise has boon heaped upon Joy Division already, so all you have to do is consume - attend their gigs, buy their record and wear their badges. Actually they really are that good, so the critical backlash must only be a matter of time.
 
Live the lyrics don't have as much impact as on record. It is the guitar that dominates, economical and with an intensity which is sometimes frightening plus a rhythm section that's really solid. 

I don't like Ian Curtis's voice ouch but visually he's the most arrogating portion to watch, clutching the microphone as though his life depended on it. First number was 'Transmission', followed by two new songs, (the second of which was recently aired on John Peel's programs.) Then it was 'Day Of the Lords' and 'Insight' after which Ian had to be helped offstage (They had been supporting "The Stranglers" at "the Rainbow" not much earlier on in the evening, and that must have taken its toll, though it never showed during those five songs.) The rest of the group carried on, playing 'Interzone' with the bassist taking over the vocals, then that was it due to lack of time though I doubt that the rest of the group could have carried on much longer anyway.
 
4_4_1980_5
JOY DIVISION / THE DURUTTI COLUMN / JOHN DOWIE / X-O-DUS Moonlight Club, West Hampstead 4/4/80
 
Była to prezentacja Factory Records, i dla podkreślenia tego, pełniącym obowiązki (i okazjonalnym  pracownikiem technicznym) był Tony Wilson. Pierwszy był X-O-Dus, zespół reggae. Na początku byli trochę mdli i nieco nerwowi. Wkrótce jednak rozgrzali się, podobnie jak publiczność, więc w końcu zdołali stworzyć atmosferę. Tak jak w przypadku reszty pojawiających się dziś na scenie, ich występ został skrócony przedwcześnie z powodu braku czasu. Chciałbym usłyszeć więcej, ich gibkiego i żwawego rytmu (teksty były w miarę wolne od zwykłych stereotypów na temat rastafarianizmu), chociaż nie wiem, czy mógłbym wysłuchać całej ich płyty.
 
Widziałem już Johna Dowiego na żywo i przekonałem się, że umie wprawić w dobry nastrój. Dzisiejszy wieczór był dobry, ale niektóre z jego utworów były po prostu jednym wielkim jękiem, co było wymówką, bo jest wystarczająco utalentowany, by naprawdę śmieszyć. Miarą jego talentu jest to, że większość jego kawałków da się słuchać wielokrotnie. Dziś wieczorem towarzyszył mu gitarzysta akustyczny i wykorzystał znane materiały, takie jak Dilemma Des O`Connor oraz wiele nieznanych rzeczy - głównie o byciu w niebie (gdzie można zobaczyć takie występy jak Andrew Lloyd-Webber Superstars!) Jego występ w dużej mierze opiera się na ekspresji i gestykulacji, ale pomimo tego wychodzi całkiem nieźle (zwłaszcza na EP-ce Another Close Shave).
 
Nie słyszałem zbyt wiele z występu Durutti Column, który dziś składał się tylko z Vin Reilly grającego na gitarze elektrycznej plus nagrany podkład... Ten występ zaczął się troszkę trzeszczeć - na początku publiczność była zdystansowana, a występowi nie pomagała  awaria zasilania. Jednak trudności zostały przezwyciężone, a rezultat, choć był czasami nieczysty i pospolity, był ogólnie bardzo podnoszący na duchu. Najbliższe porównanie jakie mogę zrobić to ze sposobem gry Johna Martyna, ale kto tak na prawdę potrzebuje porównań? Z pewnością ta gra sprawiła, że chciałbym dokładniej zapoznać się z The Return Of The Durutti Column.


Mnóstwo pochwał wypowiedziano już na cześć Joy Division, więc trzeba tylko ich konsumować, uczestniczyć w koncertach, kupować płyty i nosić odznaki. W rzeczywistości reakcje są na prawdę dobre więc te krytyczne są tylko kwestią czasu.
 
Teksty na żywo nie robią tak dużego wrażenia jak na płycie. Najbardziej dominuje gitara, która jest tak oszczędna i intensywna, że czasem przeraża, a sekcja rytmiczna to jest coś naprawdę porządnego.

 
Nie lubię głosu Iana Curtisa, ale wizualnie trzeba mu przypisać pełne prawo do występu, bo trzyma mikrofon, jakby od tego zależało jego życie. Najpierw Transmission, a po nim dwa nowe utwory (z których drugi został niedawno wyemitowany w programach Johna Peela). Potem był Day Of the Lords i Insight po którym Ian musiał skorzystać z pomocy poza sceną (nieco wcześniej tego wieczoru byli supportem dla The Stranglers w Rainbow i choć stało się to na początku wieczoru, to musiało odcisnąć swoje piętno, choć nie ujawniało się podczas tych pięciu piosenek.) Reszta grupy kontynuowała występ, grając  Interzone z basistą, który przejął wokal, co było spowodowane brakiem czasu, choć wątpię, by reszta grupy mogła wytrzymać dłuższe granie.


Tyle z fanzinu. A teraz kilka słów refleksji. Ponoć wszyscy byli tacy pomocni i zafrasowani stanem zdrowia wokalisty Joy Division. A jednak w słowach piosenki Lost Boy, zespołu Durutti Column (której tłumaczenie zamieściliśmy TUTAJ), napisanej po śmierci Iana Curtisa, tkwi dość gorzkie ziarno prawdy. Machina show-biznesu pełna ekspertów pchała wokalistę do morderczego wysiłku. 

Najgorsze jednak jest to, że w obawie przed sprawieniem jej zawodu, Ian Curtis z pełną świadomością się jej poddał.

Koncert pojawił się na bootlegu Factory by the Moonlight, który wkrótce opiszemy w dziale Z mojej płytoteki.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz