środa, 12 maja 2021

Z mojej płytoteki: Tangerine Dream - Exit, czyli echa Zimnej Wojny

W ostatnią sobotę coś mnie naszło, żeby zupełnie przypadkowo odpalić Exit, szesnasty album zespołu Tangerine Dream. I zaczęło się. Do dziś nie opuszcza odtwarzacza. I mimo faktu, że album nie uzyskuje maksymalnych ocen, mało tego wielu fanów uważa go za jeden ze słabszych w dorobku grupy, moim zdaniem broni się i przetrwał próbę czasu. Jest znakomity, a klimat czasów Zimnej Wojny pod wpływem której powstał, jest na nim oddany w sposób zupełnie niepowtarzalny. 

Zakupiłem album wiele lat temu, na wyprzedaży w jednym z marketów. Świat zwariował, takie arcydzieła za grosze, porzucone w jakimś koszu.


Wewnątrz znajdziemy zdjęcia wybranych albumów z bogatej dyskografii zespołu i znakomity komentarz Marka Prendergasta, napisany w Londynie w listopadzie 1993 roku. 

Podkreśla w nim unikalność dokonań grupy, wielkie show, jakimi w tamtym czasie były jej koncerty. Nawiązuje do faktu, że zespół był pomysłem Edgara Froese, który z kolei był protegowanym samego Salvadora Dali. Do tworzenia zainspirowali ich Beatlesi, a grupa z początku, czyli roku 1969,  miała charakter czysto eksperymentalny (dowodzi tego choćby ich debiut - album Alpha Centauri). Trwało to do czasu ustabilizowania się składu (Froese, Franke i Bauman) i podpisania kontraktu z Virgin, muzycznie stabilni odnieśli wtedy sukces albumem Phaedra z 1974 roku (do dziś inspirującego wielu muzyków). 

Do klasyki przeszły płyty takie jak Rubycon, Stratosfear (pisaliśmy o nim TUTAJ) czy Encore. Po tym ostatnim, zespół opuścił Baumann (1978 rok) aby zacząć karierę solową. Zastąpił go berliński organista i ekspert od samplingu Johannes Schmoelling, który dołączył do pozostałej dwójki na historyczny koncert po komunistycznej stronie dawnego Muru Berlińskiego w styczniu 1980. Jego zainteresowania nieco komercyjnym stylem, wniosło do muzyki zespołu nieco dziwacznej automatyki, widać to na takich albumach jak Logos, White Eagle, czy Hyperboea (lata 1982-1983).

I automatyka ta jest słyszalna również na Exit.


Album otwiera genialny Kiew Mission, ktoś napisał w jednej z recenzji, że Rosjanka odczytująca tytuły piosenek ma bardzo seksowny głos. Ta piosenka jednak w jakiś sposób przyprawia o dreszcze. Po niej Pilots of Purple Twilight - rzeczywiście mechaniczny i automatyczny. Choronzon nadal trzyma rytm, ale posiada do tego piękny motyw przewodni. Może to ten właśnie utwór powinien mieć tytuł Piloci Purpurowego Zmierzchu? Tytułowy Exit nieco zwalnia, ale wszystko znowu wraca do rytmu w Network 23. Album kończy Remote Viewing. To jakby powrót do wcześniejszych dokonań zespołu. 

Nie może być inaczej - 6/6 za ponadczasowość. A my nie żegnamy się z Tangerine Dream, jak i z muzyką elektroniczną.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.




Tangerine Dream - Exit, Virgin, 1981, producenci: Edgar Froese, Christopher Franke. Tracklista: Kiew Mission, Pilots of Purple Twilight, Choronzon, Exit, Network 23, Remote Viewing.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz