wtorek, 4 października 2022

Bezcielesna kobiecość: rzeźby Karen LaMonte

Akt kobiecy jest chyba najwcześniejszym wyobrażeniem plastycznym postaci ludzkiej, jeśli weźmiemy pod uwagę ceramiczne figurki tzw. Wenus z okresu paleolitu i młodszych epok kamiennych. W wiekach następnych postać nagiej kobiety stała się metaforą piękna… Aż amerykańska rzeźbiarka Karen LaMonte (ur. 19967 r.) postanowiła przedstawić kobiecość bezcielesną. A w zasadzie esencję kobiecości. To ulotne, kruche wrażenie piękna, które pozostaje w naszej pamięci, nawet wtedy, gdy związana z nim osoba przemija. Jak to uczynić? LaMonte pokazuje po prostu damskie suknie, draperie i delikatne muśliny zachowujące kształt noszących je istot, dające złudzenie ciała, którego w nich już nie ma…. Te niezwykłe twory plastyczne wykonuje w dodatku z lanego szkła. Nie są to, co trzeba dodać, rzeźby modelowane ludzką ręką, a odciski z formy odzianych ciał, które potem ca pomocą rozmaitych technik, w tym na wosk tracony, stają się tym czym są. Niektóre przywołują niezwykły klimat, nic zaskakującego zatem, że są nazywane przez nią Nokturnami, a powstały z inspiracji twórczością Jamesa Abbota McNeilla Whistlera o którym pisałam TUTAJ oraz nokturnowymi kompozycjami muzycznymi Johna Fielda i Fryderyka Chopina.





Niezwykle zmysłowe skupiają naszą uwagę właśnie na tym co stanowi istotę kobiecości - na strojach, które podkreślają piękno ciała ukrywając jednocześnie jego niedostatki. Na strojach które pozostają, podczas gdy ciała starzeją się, więdną, kurczą, wreszcie odchodzą. U artystki wszystkie stroje zdają się opływać jedynie to co młode i piękne. Nie ma tu miejsca dla obszernych sukien pań w starszym wieku czy łachmanów staruszek. Nie tylko czas dla kobiet jest nieubłagany, także oczy patrzących na nie ludzi, którzy odwracają wzrok od tego, co nie jest doskonałe…





Rzeźby LaMonte ukazywały najpierw ubiory i kształty świata Zachodniego, ale wraz z upływem czasu zaczęła szukać inspiracji w innych kulturach i ideałach piękna. Japonia zaintrygowała ją złożonością kimona, które różniło się znacznie od europejskiego czy klasycznego stylu układania draperii, którego stosowała w swoich rzeźbach. Zafascynowała ją także japońska koncepcja piękna kobiecych kształtów, a dokładniej brak tych tradycyjnych cech idealizowany w kulturach zachodnich. W 2007 roku LaMonte wyjechała więc na siedmiomiesięczne stypendium do Kioto gdzie uczyła się szyć, ozdabiać i nosić kimono. 


Po zakończeniu stypendium osiadła w czeskiej Pradze. Przywiozła tam ze sobą aż 250 kimon. I rozpoczęła poszukiwania tej innej formy kobiecości, takiej, która nie jest oparta na kształcie,  ale której źródłem jest szata i delikatne ruchy bezcielesnej postaci. Tworząc nowe rzeźby działała pod wpływem japońskiego ideału Wabi-Sabi, filozofii opisującej naturalny upływ czasu i nietrwałość piękna, akceptację tego, że gdy coś się zepsuje to naprawa także może być piękna z powodu dostrzeganych wad. Jest to pogląd znacznie bardziej łaskawy dla kobiet, niż pogoń za wieczną młodością obecnej kultury pop naszej cywilizacji.



Artystka wraz z mężem mieszka nadal w Pradze, wiele wystawia i ciągle tworzy. Na pewno jeszcze nas zaskoczy nowymi formami. O czym na pewno napiszemy. Na razie zachęcamy do śledzenia artystycznych planów rzeźbiarki, miejsc wystaw zamieszczonych na jej stronie TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz