Ze wszystkich form sztuki wizualnej ostatniego stulecia najtrwalszą formą stał się kolaż. Wszystkie nurty XX wieku - surrealizm, futuryzm, kubizm, dada, sytuacjonizm nie mogły się obejść bez niego. A i teraz trudno wyobrazić sobie sztukę internetowo-cyfrową bez kopiuj+wklej. Czemu tak się dzieje? Odpowiedzi na to pytanie jest mnóstwo. Tyle samo, co bombardujących nas zewsząd bodźców plastycznych. Kolaż świetnie wpisuje się w tę naszą współczesną sytuację, pozwala nam dostrzec przekaz, a jednocześnie przez fragmentaryzację użytego obrazu oddziaływać na nas intensywniej i szybciej.
Takie są właśnie prace Paula Citroena, a w szczególności najbardziej z nich znana - Metropolis (Miasto moich urodzin) z 1923 roku. Jest to tętniąca życiem wizja współczesnego miasta, która łączy kilkaset fragmentów zdjęć wyciętych z pocztówek i gazet. I mimo wycinkowości, jest w tej kompozycji nieskończona głębia perspektywy, w której ginie nasz wzrok. Kolaż został pokazany na inauguracyjnej wystawie Bauhaus i wykorzystany przez László Moholy-Nagy jego rewolucyjnej książce z 1925 roku, Malerei, Photographie, Film. Była to praca na tyle sugestywna, że reżyser Fritz Lang zapożyczył zarówno tytuł, jak i nastrój dzieła do swojego filmu Metropolis z 1927 roku.
Nie jest to jedyny kolaż Citroena. Na szczęście miał on zwyczaj wykonywać im zdjęcia, co je uchroniło przez zniszczeniem i pozwoliło po wielokroć zaistnieć ponownie w formie publikowanych reprodukcji. Wiele z tych fotografii znajduje się obecnie w instytucjach kultury jako dzieła sztuki, w tym w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, a było to szczególnie istotne podczas wojny...
Paul Citroen (1896-1983), znany artysta, popularny malarz, nauczyciel sztuki i Żyd, przyjaźnił się z Henri Friedlanderem. Henri, również Żyd, urodzony we Francji i pracujący w Holandii jako typograf i grafik, ożenił się z Marią Heleną Bruhn, Niemką. Paul został ostrzeżony przez policjanta, że ma zostać aresztowany 28 sierpnia 1942 r. i schronił się u Marii, która ukrywała go na strychu swojego domu w Wassenaar w Południowej Holandii przez ponad sześć miesięcy. Autoportret Paula Citroena, datowany na listopad 1943 r., za tło ma strych, gdzie malarz się ukrywał.
Maria, nauczycielka gimnastyki, od 1931 r. mieszkała w Holandii. W 1940 r. wyszła za Henriego lecz takie małżeństwa nie były uznawane wtedy w Niemczech z racji wprowadzonego prawodawstwa tzw ustaw norymberskich. Henri także ukrył się zaraz na początku wojny, najpierw poza domem, ale po dwóch miesiącach wrócił do swojej żony, zrobiła mu ona kryjówkę w szopie na podwórzu gdzie doczekał końca wojny. Aby odwrócić uwagę niemieckich władz i miejscowych kolaborantów, Maria udawała sympatyczkę Hitlera i udzielała w swoim domu lekcji gimnastyki Niemkom a także uczyła gimnastyki w szkołach w Wassenaar i Bloemendaal. Dzięki swoim dochodom zdołała utrzymać męża i innych uciekinierów przechowywanych w jej domu, w tym działacza ruchu oporu Paula Guermonpreza i jego żydowską żonę Trude Jalowetz.
Co działo się w tym czasie z Paulem Citroenem, jego rodzicami, żoną i córką? Nie wiadomo, lecz w 1945 powrócił na przedwojenne stanowisko profesora rysunku i malarstwa w Academie voor Beeldenden Kunsten w Hadze.
Maria i Henri Friedlanderowie wyemigrowali do Izraela. Henri kontynuował tam nauczanie i nadal zajmował się w typografią. Wykładał w Hadassah-Brandeis Apprentice School of Printing oraz Akademii Sztuk i Projektowania Bezalel w Jerozolimie. Zaprojektował popularny hebrajski krój czcionek dla maszyn do pisania. W 1971 Henri Friedlander otrzymał Nagrodę Guttenberga – najwyższą nagrodę w typografii. Zmarł w 1996 roku w wieku 92 lat.
A Citroen? Znał realia niemieckiej sztuki nowoczesnej, urodził się przecież w Berlinie i studiował w słynnym Bauhaus w Weimarze, gdzie zetknął się z najważniejszymi artystami swoich czasów, m.in. z Johannesem Ittenem, László Moholy-Nagy, Paulem Klee i Wassily Kandinskym. Stał się w wyniku tego kronikarzem, kolekcjonerem i propagandystą sztuki nowoczesnej tak dalece, że gdy w 1928 roku osiadł w Holandii w 1933 wraz z Charlesem Roelofszem założył na wzór Bauhausu w Amsterdamie Nieuwe Kunstschool. I był tam nauczycielem od 1935 roku do 1960, z przerwą podczas wojny. Przede wszystkim tworzył portrety: malowane i w formie zdjęć. Dlaczego właśnie portrety? Czy w ten sposób chciał zatrzymać czas? Obdarzyć swoje modele wiecznością? Skonfrontować widza z konkretnym człowiekiem? A może po prostu chciał ich mieć wszystkich wokół siebie... Realistycznie odtworzonych, bez żadnych modernistycznych sztuczek. Takich, jakimi byli. Zmarł w 1983 roku w wieku 87 lat.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz