We wstępie autor podkreśla, że narkotyki pojawiały się w całym okresie twórczości zespołu, od Hamburga gdzie wspomagali się amfetaminą poprzez LSD w epoce Revolver i Peppera, a kończąc na ciężkich narkotykach. Książka nie ma na celu propagowania narkotyków a wręcz ma być przestrogą dla wszystkich tych, którzy chcą ich spróbować.
Pierwszy rozdział zaczyna się od spotkania młodego pisarza Roystona Ellisa z Georgem Harrisonem w czerwcu 1960 roku. Harrison z kolegami z koledżu sztuk pięknych Lennonem Sutcliffem, w towarzystwie młodszego McCartneya tworzą zespół nazywany Beetles albo Beatles. Są właśnie po występach jako zespół akompaniujący w Szkocji. Harrison mieszka sam i zaprasza Ellisa do siebie. Ten jest nie dość że biseksualistą, to jeszcze eksperymentuje z narkotykami. Jest zwolennikiem wolności seksualnej. On nauczył Harrisona jak narkotyzować się za pomocą inhalatora firmy Vick, którego używa się w zapaleniu górnych dróg oddechowych.
Kiedy w roku 1959 wprowadzono możliwość zakupu benzedryny jedynie na receptę, uwaga artystów skierowana została na cannabis (marihuanę). Lennon wspomniał że to Ellis poczęstował ich benzedryną pierwszy raz. Wcześniej palili tylko papierosy i pili alkohol, kiedyś też palili herbatę. Nie mieli doświadczeń z narkotykami mimo tego że przez port w Liverpoolu przemycano narkotyki. Harrison za młodu oglądał film o trębaczu uzależnionym od heroiny, wiedział też o uzależnieniu Franka Sinatry, dlatego miał negatywny stosunek do heroiny. Natomiast palił papierosy mimo tego że to było w jego wieku zabronione.
Wszyscy Beatlesi palili, Lennon zaczął palić w wieku 15 lat, w czasie Hamburga pili alkohol i zażywali tabletki. Ciocia Mimi paliła, palił też ojciec pierwszej żony Lennona, mało tego zmarł na raka. W 1997 roku u Harrisona zdiagnozowana raka gardła a muzyk obwinił nałóg. Z powodu palenia już jako nastolatek miał żółte palce co od razu demaskowało jego nałóg w oczach nauczycieli. Paul McCartney zaczął palić w podobnym wieku.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz