o Joy Division muzyce i sztuce, która nie wróci do etapu tworzenia,
ale która jest w nas
niedziela, 12 maja 2024
Z mojej płytoteki: Faith No More i Angel Dust - inteligentne oblicze alternatywnego metalu
Jakiś czas temu opisywaliśmy losy muzyków z zespołu Faith No More (LINK). W naszej ocenie ich szczytowym osiągnięciem jest album Angel Dust, choć wydane po nim King For A Day... Fool For a Livetime, czy Album of The Year są również na przyzwoitym poziomie. Warto poznać kilka faktów o zespole, które w specjalnym wydaniu Deluxe Edition przytoczył, nieżyjący od kilku lat, brytyjski dziennikarz muzyczny Malcolm Dome.
Na wstępie dowiadujemy się, że po drugim albumie zespół pożegnał dawnego wokalistę i do grupy dołączył Mike Patton. Pojawił się poprzednik dzisiejszego wydawnictwa, album The Real Think, ale dopiero na prezentowanym dziś albumie zespół osiągnął szczyt swoich możliwości i zabrzmiał jak nikt wcześniej. Przytoczona jest wypowiedź perkusisty zespołu Mike Bordina, który powiedział, że zespół uważano za grający w stylu funk - trash, ale w rzeczywistości FNM nie poddawał się żadnej kategoryzacji. Nie byliśmy nawet zaangażowani w klikę bohemy, bo byliśmy bandą głupców – facetów z zgniłymi włosami, dredami, którzy palili trawkę i mieli to w du##e. Lubiliśmy uderzyć w czuły punkt, nie zadając się z żadną kliką czy grupą.
Producentem Angel Dust był Matt Wallace, który dystansował się od brzmienia albumu The Real Thing uważając je za cienkie i przekompresowane (mimo że dobrze przyjęło się w MTV i stacjach radiowych). Starał się żeby Angel Dust brzmiała pełniej i bardziej naturalnie. W zasadzie nie używał kompresji. I tak rzeczywiście jest, bowiem pierwszą rzeczą która zwraca uwagę przy odsłuchaniu, jest niesamowicie świeże brzmienie, mimo że album powstał ponad 30 lat temu...
Mike Patton wspomina, że poprzednie wydawnictwo było jakby wykonaniem pewnego zobowiązania, bowiem FNM nie mieli wokalisty. Ale Angel Dust to już pełnowymiarowy album, który stworzyli wspólnie. Wymieniali się taśmami z piosenkami i tak powstawały coraz to ich lepsze wersje.
Billy Gould, basista zespołu, wspomina że kiedy słuchał wcześniejszych płyt FNM miał duży ubaw, bo słychać było niedociągnięcia warsztatowe. Z czasem zespół stawał się coraz lepszy i rzeczywiście na Angel Dust grają doskonale. Jak mówi basista: nie tak prymitywnie i jest to obraz postępu.
Na albumie pojawia się wiele dziwnych dźwięków, są tam fragmenty gry orkiestry symfonicznej, śpiewająca brazylijska wokalistka, zapowiedź lotu z lotniska w Rio De Janeiro i wiele innych... Przed napisaniem Caffeine Patton poddał się eksperymentowi - nie spał kilka nocy, a piosenka Land of Sunshine powstała z życzeń z ciasteczek... Inny utwór z kolei powstał z fragmentów piosenek Franka Sinatry, a jeszcze inny został znaleziony gdzieś na ulicy - ktoś napisał go na kartce papieru którą Patton ukradł. Ale nie tylko Patton jest autorem tekstów, pisali je też współpracując z nim Bottum (piosenka Be Aggressive) i Gould (Everything Is Ruined).
Do specjalnego wydawnictwa dołączone są bonus tracki, koncert z Monachium z 1992 roku, i outtakes z nagrywania płyty. W zasadzie poza kiepskim i przekrzyczanym Malpractice, reszta jest bardzo dobra. Mimo upływu tylu lat muzyka z albumu brzmi ciągle niezwykle dobrze i nie ma na niej żadnych pogłosów.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Faith No More, Angel Dust, producent: Matt Wallace, Rhino 1992, tracklista:Land Of Sunshine, Caffeine, MidLife Crisis, RV, Smaller And Smaller, Everything's Ruined, Malpractice, Kindergarten, Be Aggressive, A Small Victory, Crack Hitler, Jizzlobber, Midnight Cowboy, Easy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz