Znane obrazy kryją w sobie tajemnice, o czym lubimy pisać na naszym blogu. Tak jest z czołowymi dziełami Leonarda da Vinci (jest o nich TUTAJ) i tak jest z Dziewczyna z Perłą (z ok. 1665) Vermeera, która od wieków wzbudza zachwyt. Jednak mimo sławy, jaką się otacza, stosunkowo niewiele o tym obrazie wiemy, zresztą jak i o samym Vermeerze. Dlatego w 2018 roku powołano projekt badawczy The Girl in the Spotlight gdzie pod kierunkiem Abbie Vandivere, konserwatora z Mauritshuis (gdzie znajduje się obraz), pracuje grupa międzynarodowych naukowców.
Vermeer używał aż dwóch rodzajów białych pigmentów ołowiowych, aby uzyskać delikatną przejrzystość i płynne przejścia odcieni skóry, oświetlonej pełnym światłem do partii pozostających w cieniu. Ponadto stwierdzono, ponad wszelką wątpliwość, że reszta malatury zawierała surowce pochodzące z całego świata: z Anglii, Meksyku i Ameryki Środkowej, a potencjalnie z Azji lub Indii Zachodnich. Duże pasma niebieskiego materiału na turbanie dziewczyny są malowane ultramaryną, wykonaną z mielonego lapis lazuli, pigmentu tak rzadkiego, że historycznie używano go do wizerunków Matki Boskiej. Ultramaryna wydobywana w północno-wschodnim Afganistanie, po pozyskaniu była transportowana przez góry i dopiero wysyłana do Europy. Z tego powodu ultramaryna była wtedy, w XVII wieku, najdroższym pigmentem, droższym niż złoto.
Vermeer użył również cynobru na ustach i skórze dziewczyny uzyskanego z owadów gatunku Dactylopius coccus (koszenili, służących dzisiaj do produkcji barwnika żywności) żyjących na krzakach opuncji figowych w regionie Andów i Meksyku. Zbiera się stamtąd same samice owadów, które po wysuszeniu i zmiażdżeniu przetwarza się w szkarłatno-karminowy barwnik.
Tak więc odkryto wiele, poza jednym – nadal nie wiadomo kim jest portretowana dziewczyna. Portret namalowany został, tak samo jak i pozostałe płótna, w domu Marii Thins, teściowej Vermeera, u której mieszkał z żoną Cathariną i ich 11 dziećmi. Przypuszcza się, że mieszkańcy tego zatłoczonego domu w Delft również mu pozowali. Idąc tym tropem, z dużą dozą pewności przyjmuje się, że jest to portret Marii, najstarszej córki Vermeera. Uważa się że pozowała mu również do Alegorii malarstwa (1668). Jeden z uczonych, Benjamin Binstock, postawił nawet w swojej książce Vermeer's Family Secrets (2008) śmiałą tezę, że Maria była utalentowana malarsko i pomagała ojcu jako jego asystentka, ale także malowała własne obrazy…
Czy tak jest, czy nie, może kiedyś dowiemy się. Brak wiedzy o tym, kim jest młoda kobieta na obrazie nie przeszkadza przecież w odbiorze dzieła. A jest w nim coś, co fascynuje kolejne pokolenia widzów, coś tajemniczego a jednocześnie uniwersalnego. Turban, pochylona głowa, cień na twarzy sprawia, że nie wiemy dokładnie jak modelka wyglądała, nie znany nawet koloru jej włosów. Przez to dziewczyna z perłą Vermeera staje się kameleonem, bo to czego nie widzimy, możemy sobie wyobrazić. Takie przedstawienia określa się w Holandii niderlandzkim słowem tronie oznaczającym typ, który bardziej dotyczy przedstawienia emocji lub typu postaci niż rzeczywistej osoby.
Źródło ilustracji: LINK i LINK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz