Wszyscy znają Edwarda Hoppera. Ma on wielu naśladowców, a jego wpływ na sztukę współczesną jest bezsporny (pisaliśmy o tym wielokrotnie TUTAJ). Tymczasem on sam inspirował się pracami artysty, który nie odniósł sukcesu.
Martin Lewis zmarł w zapomnieniu w 1962 r. Był imigrantem z Australii, który stworzył ryciny ukazujące życie codzienne Nowego Jorku. Próbował od 1900 r. sił jako samodzielny artysta, lecz czasy Wielkiego Kryzysu przerwały dobrą passę lub raczej odebrały mu szansę na sukces. Stał się mentorem i nauczycielem Edwarda Hoppera, który właśnie u niego nauczył się podstaw wykonywania akwafort. I przejął od starszego kolegi nie tylko to, bo gdy spojrzymy na prace Lewisa widzimy podobny, beznamiętny styl obserwatora, który staje paradoksalnie się przekaźnikiem emocji. Martin doskonale uchwycił zgiełk wielkiego miasta i ponury krajobraz metropolii. Pomiędzy ogromnymi, architektonicznymi, kubicznymi bryłami kręcą się zapracowani ludzie. Są oni samotni tą miejską samotnością, w której mieści się poczucie wyobcowania, wykluczenia i porażki… Nie ma tu miejsca na marzenia. Zamiast tego widzimy wyizolowane jednostki, które nawet w tłumie nie nawiązują ze sobą kontaktu… Zresztą spójrzmy na kilka grafik Lewisa:
Dzisiaj ryciny Lewisa są coraz bardzie popularne i biją rekordy na aukcjach. Prawie po 50-ciu latach od śmierci artysty odbitka Shadow Dance (na zdjęciu powyżej), została sprzedana za sumę 50.400 $ w Nowym Jorku, ustanawiając rekordową cenę za pojedynczą pracę tego twórcy. Aż trudno uwierzyć, że raptem kilkanaście lat wcześniej nie było chętnego ani na żadną jego odbitkę, ani nawet na ich serię. U nas jednak można je zobaczyć za darmo. A więcej prac Martina Lewisa znajduje się TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz