czwartek, 9 stycznia 2020

Z mojej płytoteki: Nico - The Blue Angel - sople których nie jest w stanie stopić jakiekolwiek lato

Płytę Nico - the Blue Angel z 1985 roku przedrukował i przetłoczył nasz rodzimy Tonpress i tak też stałem się jej posiadaczem. Pamiętam, że miałem z nią podobny problem jak z the Idiot Iggy Popa (pisaliśmy o tej płycie TUTAJ) z powodu dość archaicznego brzmienia. 

To były czasy kiedy słuchałem Joy Division a z rodzimych produkcji zdzierałem Czarną Płytę Brygady Kryzys (TUTAJ) i albumy Republiki (TUTAJ). Zatem omawiane dziś wydawnictwo kompletnie do nich nie pasowało. 

W 1991 roku, kiedy ukazał się film fabularny the Doors, (o zespole, który od lat lubiłem - warto zobaczyć TUTAJ) zapoznałem się bliżej z osobowością Nico (krótko zresztą po jej śmierci z powodu ataku serca, która miała miejsce w 1988 roku). Osobowością ukazaną w obrazie Oliviera Stone'a powiedzmy sobie dość niejednoznacznie... Wtedy ponownie odkryłem omawiany dziś album, tzn. nie tyle piosenki, co ich historię i klimat w jakich powstawały.
Wśród autorów bowiem znajdują się takie gwiazdy muzyki jak Bob Dylan, Lou Reed, Jim Morrison z wspomnianego the Doors. Dla wielu z nich była muzą, kochanką, mało tego była członkiem the Velvet Underground. Omawiana dziś płyta to jakby album z fotografiami z każdego z tych okresów jej życia.
Na dość skromnej okładce wydawnictwa czytamy o tym wszystkim w posłowiu Sandry Robertson (w tłumaczeniu Jerzego Rzewuskiego), poznając przy okazji genezę nazwy albumu:


Kim jest Nico? Dziewczyną, która przyjechała do Nowego Jorku, śpiewała w klubie o nazwie całkiem stosownej - Błękitny Anioł, i mieszkała razem z 17-letnim kompozytorem piosenek Jacksonem Brownem.... 

Prawdziwy początek legendy Nico zbiega się jednak z zaproszeniem jej do zaśpiewania wraz z the Velvet Underground w psychodramach Warhola Exploding Plastic Inevitable, zaliczających się do gatunku multi-media show. Te zdarzenia były świadectwem talentu pieśniarki do wokalnej improwizacji wraz ze "Strusią Gitarą" Lou Reeda i morderczą altówką Johna Cale'a. 

Kiedy składaliśmy do kupy ten album pewni cynicy mówili, że powinniśmy wydać go szybko na wypadek, gdyby Nico miała się stopić jak lodowe sople. Ja natomiast wątpię, czy jakiekolwiek lato byłoby w stanie dokonać tej sztuki...   

I jeszcze taka ciekawostka z podwórka Joy Division. Autorem zdjęcia na okładce jest nikt inny jak sam Kevin Cummins (TUTAJ)... 
Do moich ulubionych piosenek na tym albumie należą na pewno Femme Fatale, niesamowita ballada wprowadzająca nas w klimat, All Tomorrows Parties - jedna z lepszych piosenek Velevet Underground, Chelsea Girls - niesamowicie dołujący i The End  - wersja diametralnie inna od tej jaką serwowali the Doors.

Zatem warto sprawdzić, czy sople są rzeczywiście nie do stopienia i posłuchać płyty artystki nietuzinkowej, która na zawsze wpisała się w historię undergroundu.



Nico - the Blue Angel, Tonpress 1987, tracklista: Femme Fatale, All Tomorrows Parties, I'll Keep It With Mine, Chelsea Girls, Janitor Of Lunacy, Heroes, One More Chance, Sixty Forty, Waiting For The Man, The End.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz