wtorek, 21 stycznia 2020

Robert Kenton Nelson: narracyjny idealizm

Robert Kenton Nelson swój styl określa jako narracyjny idealizm. Jego odważne, wielkoformatowe prace są tak trójwymiarowe, jak pozwalają na to dwa wymiary. Przedmioty i postacie ujęte są na nich w sposób plastyczny wzmocniony przez głębokie i mocne cienie. Staram się namalować absurdalne pojęcie ideału. Gdy coś jest zbyt idealne, staje się wtedy trochę niewygodne. A ja to lubię.

Pamiętacie horror zatytułowany Żony ze Stepford w reżyserii Bryana Forbesa? O małym miasteczku amerykańskim, którego mieszkanki są idealne - doskonale prowadzą dom a ich wygląd jest tak samo  nieskazitelny. Właśnie takie kobiety portretuje Nelson. O perfekcyjnej figurze, doskonale ubrane i uczesane, zawsze na wysokich obcasach, zajęte tymi codziennymi, drobnymi sprawami, podczas których stają się jeszcze piękniejsze i bardziej zmysłowe. Stoją, opierając ręce na biodrach, siedzą w fotelu pochłonięte przerzucaniem stron książek czy magazynu, sznurują but, patrzą przez okno, szydełkują, szyją wyciskają ketchup na kanapkę…. W pewien sposób uczestniczymy w podglądactwie, które podobnie jak u Hoppera jest także znakiem firmowym Nelsona…  Tak samo u nich jak u Louise Dahl-Wolfe i Granta Wood w pracach Nelsona staje czas a ciche narracje, które się toczą, wywołują poczucie cichego spokoju.









Skąd taki styl? Otóż urodzony w 1954 r. w kalifornijskiej Pasadenie malarz już w dzieciństwie fascynował wielką sztuką. Wielką nie tylko z racji wartości artystycznych ale także z powodu jej rozmiarów. Jego wujem był bowiem znany autor murali pochodzenia meksykańskiego, Roberto Montenegro, bliski przyjaciel Diego Rivera i Fridy Kahlo, po którym Nelson otrzymał imię. Jednak jego droga do sztuki była długa. Najpierw próbował sił jako muzyk, grał na saksofonie i pianinie w klubach, potem pracował przez 18 lat jako grafik i ilustrator. Następnie na początku lat 90. postanowił zrealizować swoje marzenie z dzieciństwa. Zawsze chciałem nauczyć się malować, nigdy nie malowałem, więc poszedłem i kupiłem farby. Od tego czasu maluję – wyjaśnił.


Artysta bawi się granicami perspektywą, celowo redefiniując krawędzie obrazów i eliminując istotne części modela. W ten sposób jego prace zyskują uniwersalizm - Jeśli odetniesz komuś głowę, pozbawisz go jego oczu i stanie się on Każdym (…) Ktoś kiedyś poprosił mnie o akt, więc namalowałem damskie buty i pończochy u stóp łóżka (LINK).  Właśnie to co niewidoczne, pozostawia margines dla wyobraźni, która dopowiada to, co chcielibyśmy zobaczyć, a czego tak naprawdę nie ma.

Prace Nelsona wystawiane są w Pasadena Museum of California Art, Plus One Gallery w Londynie i pięciokrotnie trafiały na okładkę magazynu The New Yorker. Artysta tworzy obrazy lecz również jak jego wuj - murale oraz mozaiki. Wszystkie skąpane w stylistyce lat 30. XX wieku, wyobrażają postacie, krajobraz i architekturę, zanurzone, w świetle przeszłości namalowane tak gadko, iż nie widać żadnego pociągnięcia pędzla...

Wszystkie jego prace możemy podziwiać na jego stronie TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz