sobota, 1 sierpnia 2020

Jeszcze raz o tatuażach Joy Division z mojej kolekcji

Kilka razy pisaliśmy na naszym blogu o tatuażach z Joy Division (TUTAJ) i udzielaliśmy też rad jak wybrać dobry salon, i czym kierować się przy dzia(r)łaniu. 

A skoro temat cieszy się dość dużym powodzeniem, a w dodatku jest lato, pora gdy wielu z nas decyduje się na zrobienie tatuażu, dzisiaj wracamy do tematu - tym razem prezentując dwa kolejne dzieła jakie powstały na mojej skórze przez miniony rok. Przy okazji zapoznamy czytelników z techniką pracy tatuażysty - a wybór tego ostatniego jest podstawą. Ci najlepsi są na pewno przeciążeni więc warto poczekać, i co ważne, zapłacić nawet niemałą kasę, by za to cieszyć się efektem i mieć pamiątkę z której jesteśmy dumni po kres swoich dni. 

Od czasu moich poprzednich dzieł, opisanych TUTAJ do rękawa doszły dwa elementy. Zdjęcie Iana Curtisa, wykonane na jednym z ostatnich koncertów Joy Division w Factory Records, oraz logo use hearing protection. Zatem pora na szybką fotorelację z salonu. 

Najpierw odbywa się wizyta robocza, na której przedstawiamy artyście wizję projektu, i ustalamy termin - no i najważniejsze  - cenę. Po odczekaniu w kolejce przychodzi TEN dzień. Tatuażysta w pierwszej kolejności odwzorowuje ze zdjęcia kontury, co stanowi podstawę projektu.  




Następnie projekt przeniesiony zostaje na kalkę - to specjalna kalka która odciśnięta zostanie na ciele i stanowi szkic dzieła. 




Jak widać w moim przypadku nastąpiło od razu połączenie z pozostałymi fragmentami rękawa.

Artysta daje nam czas żeby wszystko dokładnie przeanalizować i obejrzeć w lustrze. 

Po akceptacji zaczyna się dzia(r)łanie. Nie należy to do przyjemności, zwłaszcza pod koniec, kiedy ma się uczucie jakby ktoś przypalał nas żelazkiem.







Tatuażysta zmienia końcówki na raz węższe, innym razem szersze, używa specjalnej wody z płynem zapobiegającym krwawieniu. Ten tatuaż który pokazany jest na zdjęciach robi się około 6 godzin z niewielkimi przerwami.




W końcu mamy upragnione dzieło w pełnej krasie - opłacało się czekać i nieźle zapłacić. Ale gentlemani nie rozmawiają o pieniądzach...
 


Kilka miesięcy później dodaję logo Factory - use hearing protection autorstwa samego Petera Saville'a. Tym razem jednak to krótka piłka, a cena to jakaś jedna piąta powyższego projektu. Ten tatuaż wykonuje inny artysta - ale z tego samego salonu.





Ten sam artysta, który wykonywał pulsara z Unknown Pleasures widocznego obok. 

Jest jeszcze trochę miejsca, no i trzeba wykończyć rękaw. Ale na razie spokojnie czekam na odpowiedni czas, kiedy będę w 100 % przekonany w jakim kierunku iść dalej. Na pewno wtedy o tym znowu napiszę. 

Jeśli chcecie o tym przeczytać, czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz