wtorek, 8 czerwca 2021

Czarodziejki na obrazach Andrei Kowch

Jeśli potraktujemy malarstwo tak samo jak opisującą nasz świat literaturę, to pochodząca z Michigan Andrea Kowch (ur. 1986 r.) swobodnie cytuje na swoich obrazach krajobrazy znane z prac Andrew Wyetha (warto zobaczyć TUTAJ). I nie tylko umiejscawia akcję wśród pszenicznych pól i prerii Środkowego Zachodu Stanów Zjednoczonych, lecz zanurza nas w atmosferze niesamowitości niczym z filmów Hitchcocka.  Jej wydawałoby się urocze, ciepłe scenki, rozgrywające się w kuchni, czy właśnie na polach, noszą w sobie coś tajemniczego, coś, co czai się pod powierzchnią, niczym głębia ciemnego stawu pod kruchym lodem. 

Oczywiście obrazy Andrei Kowch są realistyczne. To nie ulega wątpliwości. Ale już ich znaczenie wykracza poza zwykłą chęć zarejestrowania wiejskiego pejzażu. Bohaterami jej prac są kobiety. I nie są to te wyemancypowane, zimne istoty, jakie obecnie są tak modne, lecz inicjatorki i kreatorki życia we wszystkich jego przejawach. Panują one nad światem udomowionym i dzikim, który poddaje się im, wchodząc za nimi do wnętrza domów. Bo oto na kolana kobiet wdrapują się króliki, ptaki, wrony i przepiórki siadają na ich rękach a ćmy, pasikoniki i motyle garną się i zdobią ich odzienie. 









Czy widzieliście film Czarownice z Eastwick - The Witches of Eastwick (1987) – w doborowej obsadzie Jacka Nicholsona, Cher, Susan Sarandon i Michelle Pfeiffer (o filmie pisaliśmy TUTAJ)? Tam także bohaterkami są kobiety, a magia którą dysponują jest najpotężniejsza… Tak samo jest u Andrei Kowch. Jej czarodziejki także wydają się panować nad wszystkim, co je spotyka. I na każdym z obrazów zachowują pewny siebie spokój… nawet gdy doświadczają tragedii, pożaru domu, skutków przemijania czy nawet śmierci… Marzycielskie i surrealistyczne emanują ponadczasową ludzką nadzieją, wykraczającą poza codzienną rutynę, by zasugerować, że dzieje się coś więcej niż widzimy – subtelnie łączą świat widzialny z niewidzialnym, pozazmysłowym.






Artystka na swoim blogu oraz w wywiadach chętnie opowiada o sobie, wyjaśniając kim są kobiety z jej obrazów. Otóż wszystkie istnieją naprawdę, są jej przyjaciółkami, kuzynkami. A natchnieniem dla jej prac są dzieła malarzy renesansu oraz Andrew Wyetha. Nic zatem dziwnego, że jej ulubionym obrazem jest portret Ginevry Benci pędzla Leonarda da Vinci (jedyny obraz renesansowego mistrza znajdujący się w Stanach Zjednoczonych) (LINK).


Inspiracją jej dzieł jest również muzyka. Wśród ulubionych zespołów i gatunków umieściła: Depeche Mode, Pink Floyd, Arcade Fire, Interpol, Dave Gahan, U2, The Cranberries, REM, Pet Shop Boys, The Cure, Dolores O'Riordan, Eurythmics, Enigma, Delerium, Sacred Spirit, Loreena McKennitt, Shawn Colvin, Coldplay, The Smiths, Simple Minds, OMD, The Romantics, Morrissey, muzykę alternatywną lat 80. i 90., new wave / dark wave lat 80., muzykę klasyczną i nie tylko. Pod tym ostatnim pewnie mieści się jeszcze kilka grup, w tym także te omówione przez nas. 




Warto zaglądać na blog artystki (LINK)  a także zatrzymać się gdy napotkamy jej obraz w sieci. Jest w nich coś, co napawa optymizmem, pomimo wszystko… Pomimo kruchości i eteryczności owej nadziei…

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz