wtorek, 7 listopada 2023

Fotografie Stefanii Gurdowa: Lalki w teatrze życia

Opowiemy teraz historię emancypantki, która utrzymywała siebie i swoją córkę prowadząc prywatny zakład. A zaczynała raptem trzy lata po tym, gdy w Polsce przyznano kobietom prawa wyborcze (stało się to, jak przypominamy 28 listopada 1918 roku). Stefania Gurdowa, bo to o niej mowa, to mało znana, ale znakomita artystka. Fotografie jej autorstwa odkryte na strychu jednej z kamienic w Dębicy, niewielkim miasteczku koło Krakowa, stały się sensacją.   Ponad tysiąc szklanych negatywów uwieczniło portrety dawnych mieszkańców Dębicy i okolic z okresu międzywojnia. Ta ilość i wysoki poziom zdjęć skłonił do poszukiwań informacji o ich twórcy.

 





Artystka z domu rodziny Czerny urodziła się w 1888 roku w Bochni. Córka kapelmistrza orkiestry salinarnej w Bochni, grającego czasem po weselach z Cyganami i klezmerami, prowadziła samodzielne studia fotograficzne u Władysława Gargula, właściciela zakładu fotograficznego. Tam też poznała Annę i Elżbietę Gurdówny, także przyuczające się do zawodu fotografa i ich brata, za którego wyszła za mąż. Mimo, że małżeństwo dobrze prosperowało (mąż był elektrykiem i o prestiżu materialnym świadczył fakt posiadania automobilu), nie było udane. Po kilku latach wspólnego życia odeszła, zabierając z domu jedynie maleńką córeczkę Zosię i wiedeńskie pianino (sama grała na cytrze).
 





Osiedliła się w Dębicy, gdzie w latach 1921–1937 prowadziła własny zakład fotograficzny, z oddziałami w Mielcu, Ropczycach i Brzesku. Stefania musiała być niezwykle przedsiębiorcza, bo nie dość, że sama utrzymywała się, to jeszcze zatrudniała pracowników, na przykład Feliksa Adama Czelnego, który został jej zięciem a później zdobył uznanie dokumentując zniszczony wojną Wrocław.
 



W końcu lat 30. Stefania przeniosła się na Śląsk, gdzie prowadziła zakłady w Dziedzicach i Myszkowie. Podczas okupacji zostały jej skonfiskowane przez Niemców a ona podobno w 1942 roku trafiła do obozu Auschwitz, gdzie przetrwała do zakończenia wojny. Mimo tragicznych doświadczeń zdążyła wysłać swoją córkę Zofię i wnuczkę do Francji. Po zakończeniu wojny powróciły do Polski, choć na stałe nie pozostały w kraju. Po wojnie jej córka Zofia otworzyła w Roubaix zakład fotograficzny. A Stefania Gurdowa nie odzyskała już swoich zakładów. Mieszkała w Łodygowicach koło Żywca, gdzie pracowała w spółdzielni fotograficznej. Została pochowana w grobie rodziny Kubiców, która opiekowała się nią przed śmiercią. Po jej śmierci zbiór fotografii zachowany w jej domu został wyrzucony... Pozostały jedynie fragmenty jej dorobku artystycznego. Trzeba było równo 70 lat aby w 1998 roku robotnicy przeprowadzający prace remontowe domu przy ul. Sienkiewicza w Dębicy znaleźli zakurzone i pokryte sadzą kartonowe pudła. Oczyszczenie ich zawartości trwało długo. A następnie każdą z klisz skanowano i poddawano komputerowej obróbce.
 


I tak z każdej kliszy spoglądają na nas poważni mieszkańcy Dębicy i jej okolic. Upozowani niczym lalki w teatrze życia odgrywające swoje role. Tylko w oczach widać starannie ukrywane emocje, jakieś napięcie, oczekiwanie, poddanie się konwencji,  wynikającej z ich statusu społecznego, stroju, wieku.  I tak widzimy, ucznia, staruszkę, atletę, chłopa, żyda, gospodynię, kawalera, dziewczynę… Po wielu latach, pokazane na nowo na wystawie zdjęcia znalazły swoje imię, niektórzy mieszkańcy rozpoznali na nich swoich krewnych czy nawet siebie samych. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz