piątek, 24 maja 2024

Ten album warto znać: Tem(pi)el - MMXIII - nostalgiczny szwedzki postrock

 

Jeśli spojrzeć na nasz bardzo stary wpis TUTAJ w którym prezentowaliśmy koncert znakomitej Anny von Hausswolff, to okazuje się, że producent jej debiutu pt. Ceremony, Filip Leyman też miał ambicje muzyczne zakładając w Göteborgu z Albertem af Ekenstamem zespół Tem(pi)el

Jak podkreślają (TUTAJ) Filip Leyman szukał projektu, w którym miałby pełną swobodę artystyczną. Jednocześnie jego marzeniem było tworzenie muzyki, która powstawałaby w połączeniu nowoczesnej technologii – syntezatorów, automatów perkusyjnych i samplerów – z instrumentami akustycznymi i klasycznym instrumentarium. 

Tak też jest na znakomitym albumie MMXIII, z 2013 roku.  Albert af Ekenstam, gitarzysta między innymi Sumie Nagano, współtworzący z Leymanem miał bardzo podobne zainteresowania muzyczne. Poszukiwał także możliwości rozwijania własnych pomysłów. Projekt dojrzewał i ewoluował przez dwa lata. Do zespołu w międzyczasie dołączyła artystka Love Hultén, której niezwykłe pomysły wizualne stały się ważną częścią Tem(pi)el.

Podczas sporadycznie powtarzających się, ale sprawnie realizowanych sesji studyjnych, muzyka stopniowo rozwijała się w undergroundowym studiu Filipa Leymana. W zaskakująco naturalny sposób szybko przekształciła się w odmianę post-rocka, w którym gatunki elektroniczne spotykają się z ciężkim, głębokim rockiem. Można określić to słowami Rene Descartesa: Kraina niedźwiedzi, wśród skał i lodu.

Niestety mimo tworzenia znakomitej muzyki, dzieło MMXIII jest jedynym w dorobku zespołu, a szkoda...

Album zaskakuje różnorodnością, jest krótki i zawiera tylko 7 piosenek. Pobrzmiewają w nim echa Swans, Cocteau Twins, czy elektroniki Tangerine Dream, jest melodyjny i chwilami dość mocno rockowy. Niemniej nie brakuje w nim nostalgii. 

Na otwarcie Departure - typowo postrockowy, prosty riff zostaje mocno rozbudowany o okraszony solówkami. Napięcie narasta.. Expedition wprowadza świetny klimat. W tle pobrzmiewa Dif Juz. Przechodzi w pewnym momencie na pierwszy plan i jak brzmi! Desolate to początkowo elektronika, słychać Tangerine Dream do którego dołącza perkusja. Ciekawe... Gitary wracają na Disclosure, utwór rozkręca się leniwie, ale po chwili znowu brzmi niczym stare, dobre 4AD. Escape trzyma poziom, będąc jednocześnie jednym z najbardziej nostalgicznych utworów na albumie. Brzmienie gitary w tej piosence staje się znakiem firmowym albumu. Relief znowu wolno się rozkręca a całość kończy Transcendence - klimatami ponownie (przynajmniej na początku) zahaczając o elektronikę rodem z  Tangerine Dream. A później znowu ściana gitar.

Reasumując, ciekawa muzyka, zmuszająca do myślenia bogactwem klimatów i pejzaży. Szkoda że nic więcej nie nagrali...

  

Tem(pi)el - MMXIII, Kning Dics, 2013, tracklista: Departure, Expedition, Desolate, Disclosure, Escape, Relief, Transcendence.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz