Artystka weneckiego renesansu Marietta Robusti wywołała ostatnio poruszenie w świecie historii sztuki. Choć przypisuje się jej tylko kilka prac, a wyjątkowo interesujący jest jej Autoportret z Madrygałem z 1578, w zbiorach Galerii Uffizi, we Florencji, to autorstwo i tego obrazu i innych budzi wiele wątpliwości. A kim była renesansowa malarka?
Marietta Robusti była najstarszą córką malarza Jacopo Robustiego, który bardziej znany jest jako Tintoretto. To po nim odziedziczyła przydomek la Tintoretta. Urodziła się pomiędzy 1555 a 1560 rokiem w Wenecji we Włoszech, gdzie spędziła całe swoje życie i zmarła w 1590 roku. Kiedy Marietta urodziła się jej ojciec był nadal kawalerem i miał około trzydziestu sześciu lat. Pochodziła z dość przypadkowego związku, jej matka była niemiecką, nieznaną z imienia prostytutką. Dziewczynką, według deklaracji, postanowił od razu zająć się ojciec, zatrzymać ją przy sobie, nawet gdyby miał zamiar się ożenić, jak to zrobił później. Po kilku latach od urodzin Marietty malarz poślubił córkę swojej protektorki, Faustyny Episcopi, młodszą od siebie o dwadzieścia sześć lat, która Mariettę wychowywała razem ze swoimi dziećmi. Tintoretto był do córki bardzo przywiązany, zabierał ją wszędzie, a przede wszystkim trzymał ją przy sobie w warsztacie, ubierając jak chłopca.
W Wenecji w tym czasie było kilka malarek, ale na ogół były to wdowy po malarzach, które w obliczu trudności finansowych utrzymywały warsztat męża. W przeciwieństwie do nich Marietta sama zaczęła malować, z wzmianek wiadomo, że namalowała portret ojca i jego szwagra, co pokazuje, że była w rodzinie akceptowana, bo inaczej szwagier nie chciałby jej udziału w malowaniu dzieła. O troskliwości ojca świadczy także fakt, że otrzymała doskonałe wykształcenie, zwłaszcza muzyczne, do tego stopnia, że na przypisywanym jej autoportrecie, namalowała się z arkuszem nutowym w jednej ręce i przed szpinetem. Wiemy, że pobierała lekcje gry na ty instrumencie i na klawesynie, a źródła poświadczają, że była utalentowana wokalnie. Wiemy to stąd, że według relacji współczesnych podczas malowania śpiewała, co dla jej klientów było wielką atrakcją. O czym to wszystko świadczy? O tym, że na przekór narracji dzisiejszych feministek w naszej cywilizacji europejskiej kobiety były zawsze traktowane jeśli nie na równi, to z wielką czułością, oczywiście jeśli miały to szczęście, że przyszły na świat w normalnej rodzinie, złożonej ze zwyczajnych, niepatologicznych osób.
Marietta wyszła za mąż za Marco Augustę, jubilera czy złotnika, którego wybrał lub zaakceptował jej ojciec. Według przekazów ojciec nie chciał, aby wyprowadziła się z domu i małżonkowie zamieszkali w domu malarza. Jej wiek w chwili zamążpójścia – 26 lat – w tamtym czasie uważany był już za dojrzały ale z tego co zachowało się, jej związek był szczęśliwy, lecz krótki. Pięć lat później zmarła podczas porodu…
Dlaczego o niej piszemy? Aby pokazać prawdziwy los kobiety, która wiedziała czego chce i otoczona miłością potrafiła realizować swoje pragnienia. A po drugie, mimo, że jej spuściznę można policzyć na palcach jednej ręki, wywarła wpływ na twórczość innych malarzy. Odtąd artystki czy damy odtąd chętnie portretowały się przed instrumentem, podkreślając swoje muzyczne talenty. W ten sposób namalował swój wizerunek Sofonisba Anguissola w 1561 a w 1577 roku Lavinia Fontana.
Z kolei malarze romantyczni w XIX wieku, tacy jak Léon Cogniet i Eleuterio Pagliano, uważali ją za swoją muzę.
W 1846 roku Cogniet namalował obraz: Tintoretto malujący swoją zmarłą córkę, a w 1861 roku Pagliano namalował podwójny portret Tintoretta z córką. Na obu Marietta pokazana jest jako muza.
Jeden z krytyków sztuki dokładnie przeanalizował trzymane przez Mariettę nuty. Są na niej słowa Pieśni madrygałowej Philippe’a Verdelota. W języku włoskim jest tam napisane Madonna per voi ardo, czyli Moja pani, dla ciebie płonę. Utwór ten został wydrukowany w Wenecji w 1533 roku. Mamy więc rzadki przywilej posłuchać tego samego utworu, którego słuchał Jacopo Robusti zwany Tintoretto i jego córka Marietta.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz