poniedziałek, 19 marca 2018

Kinowa jazda obowiązkowa: Wojna Światów Szulkina - film wcale nie o Marsjanach

Są takie filmy które stanowią kanon kinematografii. Wracam do nich nie tylko z sentymentu i tęsknoty za doskonałą grą aktorską, ale również z tęsknoty za czasami, kiedy polskie kino było czymś inspirującym, nastawionym na pobudzenie myślenia widza. Niewątpliwie czteropak wydany jako zestaw płyt DVD z filmami Piotra Szulkina to takie właśnie kino. Dzisiaj napiszę o Wojnie Światów, filmie który w czasach w jakich przyszło nam żyć nabiera specjalnego znaczenia.
 
Minęło ponad 30 lat od czasu jego realizacji (film miał premierę w Polsce w 1983 roku), wielu aktorów już nie żyje, niemniej wizja Szulkina jest jak najbardziej aktualna. Nie zamierzam streszczać dokładnie filmu (streszczenie można przeczytać na przykład TUTAJ) , być może zachęcę do zakupienia płyty, chcę natomiast zwrócić uwagę na coś o czym zapominają piszący w internecie streszczenia tego dzieła.
 
Prawdą jest, że film pokazuje najazd Marsjan na Ziemię. Jednak jest to tylko tłem dla rzeczywistej fabuły, którą moim zdaniem jest rola mediów, a dokładnie rola w kreowaniu rzeczywistości. Pozwolę sobie zacytować kilka dialogów z książki Piotra Szulkina stanowiącej podstawę scenariusza filmu. Główny bohater, grany przez znakomitego Romana Wilhelmiego, jest znanym prezenterem telewizyjnym. Na samym początku, po przybyciu Marsjan, aparat represji w towarzystwie gości z innej planety porywa mu żonę i dewastuje mieszkanie. Wkrótce po tym odbywa się ważna rozmowa z Dyrektorem stacji telewizyjnej w której Idem prowadzi swój popularny show. 

Przyszedłem… - powiedział zgaszonym głosem Idem.
-Widzę – dyrektor obojętnie pochwalił się swoją sprawnością.
-Przyszedłem, abyś nie fatygował swego goryla…
-To za mało – skonstatował skromnie dyrektor.
-Czego chcesz jeszcze?
-Czyżbyś się zmęczył niezależnością? A może chciałbyś bym ci rozkazywał i nagradzał za lojalność…. Czy nie tak? – wyglądało na to, ze dyrektor ma dziś swój dobry dzień.
-Może – odpowiedział Idem.
-Jakże to jest niemoralne, prawda? A ja chcę od ciebie czegoś więcej.
-Czego?
-Chcę abyś dalej sam pisał swoje teksty.
-Po co? – Idem naprawdę był zaskoczony.
-To proste, umiesz to robić, trafiasz w gusta widzów.
-Żeby trafić do ludzi nie można zapominać o rzeczywistości.
-Słusznie, i rzeczywistość jest taka, jaką ją widzą w telewizji. A ty pomagasz im w to wierzyć – wytłumaczył dyrektor tonem, jakim mało pojętnym dzieciom tłumaczy się zasady jedzenia widelcem.
-W co mają dzisiaj uwierzyć? – spytał Idem jak dziecko, które ma już wszystkiego dość.
-Mówiłeś coś o… ruchu drogowym. Nie chcę ci sugerować, ale to jest dobry pomysł.
-W co jeszcze mają uwierzyć?
-Ty myślisz że wsadzę ci palec w tyłek i będę tobą podrygiwał jak kukiełką, a potem dam ci za to cukierka. Takich kukiełek mam na kopy. Ty masz być inny. Musisz sam wiedzieć, co masz robić. Chcę od ciebie spontaniczności, zapału, wiary…
Idem milczał.
-Może potrzebuję cukierka – powiedział po chwili.
-A co jest twoim cukierkiem? – uśmiech na twarzy dyrektora stał się wyraźniejszy.
-Ty wiesz…
-Nie wstydź się, powiedz…
Idem opuścił wzrok.
-Żona. Oddaj mi ją.
Dyrektorowi w uśmiechu odsłoniły się zęby.
-Słyszałem że cię porzuciła. Współczuję ci… Jest piękną kobietą. Chyba będziesz musiał jej płacić  alimenty, nie?
-Jesteś łajdakiem.
-Każdy jest łajdakiem – stwierdził pobłażliwie dyrektor przysuwając się do Idema. Mówi się że aby coś dostać, trzeba bardzo chcieć. To nieprawda. Aby coś dostać, trzeba się bardzo bać. Czy ty się już wystarczająco boisz, aby dostać cukierki?

 
Powyższy dialog ma na celu skłonienie „niezależnego” prezentera do kłamliwego wyjaśnienia widzom, że za zwiększoną ilością wypadków drogowych nie stoją Marsjanie, łaknący coraz więcej krwi Ziemian. Ale to mniej ważne. Powyższy dialog polecam wszystkim tym, którzy wychwalają „obiektywizm” i „niezależność” dziennikarzy.  Forma skrępowania nie musi być tak brutalna, niemniej szantaż cały czas z pewnością jest metodą obowiązującą w świecie mediów…
 
Iron Idem ulega szantażowi, oddaje krew, sam pisze entuzjastyczne sprzyjające władzy komentarze do swojego programu. Nie wie, że jego żona dawno nie żyje… Medialna iluzoryczna rzeczywistość zawładnęła prezenterem. Pojawia się nawet w jego snach. Jedną z najbardziej szokujących scen filmu jest sen o spowiedzi Idema. Tak opisuje ją Piotr Szulkin:

Stał we wnętrzu ogromnego pustego kościoła…
Podszedł wolnym krokiem do konfesjonału i bojąc się unieść głowę przyklęknął przy kratce. Milczał,  chciał prosić i u słyszeć odpowiedź. Ale nie wiedział już, jak prosić…  A może nie wiedział już o co mógłby prosić… Podniósł głowę, zza kratki wyciekał cichy, zjadliwy chichot. Wstał, otworzył raptownie drzwi konfesjonału. W środku stał duży telewizor, na jego ekranie zbliżenie twarzy Irona Idema w peruce patrzyło prosto w oczy Idemowi, stojącemu przed konfesjonałem.
 
-Grzeszysz… - powiedział kpiąco ekranowy Iron Idem, po czym wybuchnął śmiechem, cynicznym, wyzywającym, głośnym śmiechem. Idem uciekł, goniony urągliwym chichotem twarzy na szklanym ekranie, który wydawał się tak mały w ogromie kościoła, a jednocześnie potrafiący wypełnić  całą tę przestrzeń swoim rechotem.”    

Film obnaża fałsz mediów, manipulację, kłamstwo. Fałsz polegający nie tylko na kreowaniu „faktów” medialnych (jak choćby scena z wybuchem bomby i pomstującymi po odlocie Marsjan matkami) ale też na odpowiednim doborze narracji, tak aby zawsze być na topie. Okazuje się, że media wyczuwają nastroje i Marsjanie, kiedy przestają już być wielkimi przyjaciółmi Ziemian których opuszczają, stają się natychmiast pierwszymi wrogami. Idem natomiast, zmuszony szantażem do fałszywej miłości wobec najeźdźców, okazuje się być teraz pierwszym wrogiem, bo przecież sprzyjał Marsjanom… Jakże przewrotna retoryka… A wszystko tylko w jednym celu.
Niech przemówi sam Idem:

„Jeden z fotelików skrzypnął i przekręcił się.  Siedział w nim dyrektor. Uśmiechnął się. Jednak brak ci wyczucia… - powiedział współczująco.
-Nic z tego nie zapamiętają. Szkoda. Na co ty liczyłeś? Zapomniałeś za co oni nas kochają…?   Za to, że tworzymy im fikcję…

 
Minęło 30 lat. Szczęśliwie jeszcze nie zabrali nam Internetu, dzięki któremu wielu ludzi, myślących niezależnie, potrafi samemu wytworzyć sobie obraz rzeczywistości. Jeszcze nie zabrali…     
 

Na koniec dodam, że tak mistrzowski obraz musi iść w parze z mistrzowską muzyką Józefa Skrzeka... Ale o tym napiszę w osobnym tekście. 

Piotr Szulkin - O bi, o ba, Wydawnictwo Alfa, 1984
Telewizja Polska - Piotr Szulkin, 4xDVD, Arcydzieła Polskiego Kina, 2009. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz