środa, 14 sierpnia 2019

Z mojej płytoteki: Lethe i Nowhere - Czernobyl - Zapiski z pól śmierci


Kończyłem liceum kiedy zmuszano nas do picia płynu Lugola, który jak się okazało, był przysłowiową musztardą po obiedzie. W naszych tarczycach dawno bowiem znajdował się promieniotwórczy jod... Katastrofa w Czernobylu z 26.04.1986 roku, mimo tego, że nie pochłonęła wielu ofiar bezpośrednio, miała (i ma) ogromne konsekwencje niszcząc zdrowie i skracając życie kilkuset tysięcy ludzi. Skażone zostały obszary kilkuset tysięcy kilometrów kwadratowych... 

Dzisiaj opuszczone miasto wygląda przerażająco - poniżej kilka zdjęć pochodzących ze strony https://allthatsinteresting.com - resztę, jak i zdjęcia z akcji ratunkowej można zobaczyć TUTAJ.




Na YouTube zamieszczona masę filmów pokazujących elektrownie i okolice dzisiaj. Poniżej jeden z nich:

Powyższe opisy mają na celu wprowadzenie do twórczości dzisiejszego bohatera - ukraińskiego zespołu Lethe i ich płyty Nowhere, wydanej w 2010 roku. 

O samym zespole niewiele wiadomo, piszą (w zasadzie pisze) o sobie, że Lethe jest jednoosobowym projektem dark/ambient/gothic i atmospheric, autora ukrywającego się pod pseudonimem StormChild z Kijowa. Ma on w dorobku jeszcze dwie inne płyty, ale posługując się informacjami ze strony, wydaje się, że od 2010 roku nic więcej nie nagrał.    

Nowhere wydana jest ciekawie, bowiem w pudełku jak do DVD, z okładką zaprojektowaną  przez ukraińskiego artystę Dymitra Mayatskiego (niestety link do jego strony już nie działa...). 
Na grafice na łodzi śmierć podpływa do reaktora elektrowni...

W warstwie muzycznej na płycie mamy 8 utworów. Wszystkie utrzymane są w mrocznej instrumentalnej konwencji. Nastrój kataklizmu potęgują powracające motywy syren alarmowych, burzy, wiatru, i komunikatów w języku rosyjskim o ewakuacji. 

Album otwiera tytułowy Nowhere w którym można doszukiwać się wpływów J.M. Jarre (pisaliśmy o nim TUTAJ). Powolnie rozkręcający się pełen nostalgii i smutku, z odgłosami burzy - czyli wersja kataryniarza z końcówki Equinox (omawianego TUTAJ). Ale nie ma naśladownictwa, jest wyraźna twórcza inspiracja. Po nim Water niezwykle smutny od pierwszych taktów... Podejrzewam, że może to być nawiązanie do okładki, słychać bowiem plusk wody, chwilami też odgłosy burzy. Po nim słuchacz eksploruje krajobrazy martwego miasta - Dead City z niezwykle ciekawym motywem przewodnim. Time z kolei mija dość szybko i przechodzi w Reflections w którym znowu słychać wodę, burzę i deszcz. Pripyat (to nazwa osiedla gdzie mieszkali pracownicy elektrowni z rodzinami) opiera się o motyw syreny, przynajmniej ja tak to odbieram, i jest chyba najbardziej mroczny. Nastrój potęgują odczytywane przez kobietę i mężczyznę i wywołujące dreszcze, komunikaty o katastrofie i ewakuacji... Dreams jest spokojniejszy, jakby już było po wszystkim, co nie zmienia faktu, że cały czas mamy do czynienia z klimatem smutku... Album kończy Rain - znowu mamy odgłos łodzi, burzy, śmierć opuszcza miasto gdzie zebrała swoje żniwo...

To na prawdę znakomita mroczna muzyka, i szkoda że Lethe od 9 lat milczy... 

Album Nowhere, jak i pozostałe wydawnictwa Lethe jest do ściągnięcia za darmo ze strony autora TUTAJ. Ukazał się nakładem małego wydawnictwa A5 Production i jest do kupienia za śmieszną cenę TUTAJ, lub można go ściągnąć ze 7 Euro na Bandcamp - TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Lethe, Nowhere, A5 Production, 2010, tracklista: Nowhere, Water, Dead City, Time, Reflections, Pripyat, Dreams, Rain.
         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz