czwartek, 11 listopada 2021

Obrazy Georgea Tookera: Ludzie w trudnych momentach ich egzystencji

Metro jest najbardziej znanym obrazem Georgea Tookera (1921-2011). Artysta ukazał na nim ludzi zamkniętych w labiryncie korytarzy. Ze słowem metro zazwyczaj kojarzą się nam tłumy ludzi. W ścisku trudno o izolację, a tymczasem na prezentowanym obrazie ludzie są wyobcowani, każda postać wydaje się być samotna, jakby zagubiona w podziemiach… Bo nie widać wyjścia z plątaniny przejść, a cienie krat dodatkowo pogłębiają wrażenie klaustrofobii, która towarzyszy widzowi oglądającemu tę pracę. 

I takie to właśnie jest malarstwo Tookera. Ukazuje ludzi w dość specyficznych okolicznościach, w chwilach słabości i smutku, w trudnych momentach ich egzystencji - w zbiorowisku pacjentów na sali szpitalnej, wśród wielu anonimowych urzędników w wielkiej sali obsługi, przed okienkiem jakiejś instytucji, w korytarzu kolejki miejskiej, w poczekalni… Wszędzie tam, gdzie stajemy się anonimowi, obcy, traktowani bezosobowo i szorstko. Obrazy te przedstawiają  przysłowiowych zwykłych ludzi ale w sposób, który nadaje im rys nadprzyrodzony, odrealniony, po prostu magiczny.  Obecnie twórczość Tookera sytuuje się w nurcie nazwanym realizmem magicznym, choć sam autor nie lubił takiej klasyfikacji swojej sztuki. Swoje formy kształtował wzorując się na mistrzach renesansu. Szczególnie na malarstwie Pierra Della Francesca oraz Andrea Mantegny.







Ale to tylko jedna strona dorobku Tookera. Zarówno jego życie jak i tematyka prac ulegały zaskakującym przemianom. Zresztą, jeśli spojrzymy na czas w jakim działał, to musimy zauważyć, że nie szedł za modą, nie uległ fascynacji sztuką Pablo Picassa czy Jacksona Pollocka. I nie spieszył się…  Pierwszą monografię na temat jego malarstwa napisano gdy ukończył 65 lat, a ostatecznie został doceniony gdy osiągnął 87, wtedy otrzymał National Medal of Arts. Ale Tooker nie zwracał uwagi na takie rzeczy, był zbyt pochłonięty własnym życiem. W sztuce chciał ukazać metafizyczny wymiar istnienia, obejmujący ciało i dusze odtwarzanych postaci, stąd jego naśladownictwo sztuki renesansu. Apogeum takiego postrzegania świata nastąpiło po śmierci jego partnera, Williama Christophera, w 1973 roku. Malarz opuścił ostatecznie Nowy Jork, osiedlił się w Vermont, w domu który wspólnie wybudowali i… przeszedł na katolicyzm, po czym zaangażował się życie swojej parafii w Windsor. Namalował misterną, siedmioczęściową pracę Siedem sakramentów która została zainstalowana w kościele w 1981 roku. Jest to dość oryginalne dzieło. Składa się wielu części, niczym średniowieczny penaptyk, a każda z nich przedstawia jeden z sakramentów, oczywiście we współczesnym ujęciu. Klęczący pokutnik w części  Paenitentia (Pokuta) to autoportret Tookera. Cztery lata później namalował 14 obrazów Drogi Krzyżowej. Żaden amerykański kościół katolicki nie ma bardziej i monumentalnych obrazów niż ta skromna parafia.


Nie tylko skomplikowanym życiem przypomina co niektórych malarzy renesansu, także używanymi technikami. Używał tempery, choć potem odszedł od tego. Podobnie jego sztuka ewoluowała, jego wczesne prace emanowały egzystencjalnym niepokojem i strachem, lecz później nastąpiły lata walki o własny styl i artystyczną tożsamość. U schyłku życia starał się ukazać i spersonalizować tajemnicze stany zachwytu, sennych majaków i uczucia piękna…


Był niewątpliwie jednym z outsiderów, nie spełniając oczekiwań współczesnych sobie krytyków. Był zarówno za daleko w tyle za czasami, w których przyszło mu żyć, jak i daleko przed nimi.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz