sobota, 12 listopada 2022

Body Worlds Gunthera von Hagensa: dlaczego nie warto?

Zapoznaliśmy naszych czytelników z niezwykłymi miejscami, w których można poczynić dłuższą refleksję nad życiem i śmiercią. Jednym takich miejsc są na przykład podziemia kościoła kapucynów w Palermo (LINK), gdzie znajduje się ponad osiem tysięcy mumii… Do tej tradycji - przechowywania i ekspozycji ciał - podobno nawiązuje obwoźna wystawa Body Worlds, która od października tego roku aż do roku przyszłego pokazywana jest w Poznaniu oraz w Warszawie (LINK). Można na niej zobaczyć tzw. Plastynaty, czyli odpowiednio spreparowane ciała ludzkie. Technika, którą w ich przypadku zastosowano polega ujmując rzecz ogólnie na usunięciu z organizmu tłuszczu i wody oraz na nasączeniu zwłok odpowiednimi polimerami. W efekcie nie zachodzi proces rozkładu, a tkanki zachowują kolor, kształt i jędrność. Metodę tę opracował  Niemiec Gunther von Hagens




 

Twierdzi on, że to co pokazuje ma wymiar naukowy, bo widz będzie mógł z bliska przekonać się jak wygląda człowiek w środku, zapozna się naocznie z komponentami z których każdy z nas jest zbudowany, popatrzy na nerki, serce, jelita, żołądek, na  wątrobę z nowotworem, na płuca palacza, a nawet mózg trawiony przez chorobę Alzheimera - ba, w kolekcji jest nawet kobieta w stadium ciąży, z otwartym brzuchem, w którym znajduje się jej dziecko… Część trupów jest powyginana i upozowana w scenki rodzajowe, w sytuacje z życia codziennego: zmarli grają w szachy, uprawiają sporty, wreszcie splatają się w miłosnym uścisku.




Wystawa reklamowana jest jako element naukowego obrazu świata. W anonsach do jej obejrzenia zachęcają różni celebryci, proces plastynacji porównywany jest do dzieła sztuki jakim jest obraz Rembrandta Lekcja anatomii doktora Tulpa. Ale jak to bywa w przypadku tak kontrowersyjnych inicjatyw, jest w tym wszystkim pewne ale, i to więcej niż jedno, które zakłócają odbiór wystawy. Przede wszystkim mimo zapewnień autora ekspozycja nie ma charakteru naukowego, jest projektem całkowicie komercyjnym. Świadczy o tym miejsce gdzie jest pokazana. Nie jest to wszak instytut badawczy czy sala uczelni. Być może stąd wzięło się zresztą użyte porównanie do tematyki obrazu Rembrandta. Lekcja doktora Tulpa nie jest jedynie artystycznym zapisem uniwersyteckich zajęć, ale widowiskiem jakich bywało wiele w ówczesnej Europie, w których za odpowiednią opłatą można było wziąć udział w sekcji zwłok. Ten rodzaj rozrywki, równie naukowy co publiczna egzekucja miał na celu dostarczyć mocnych wrażeń każdemu, kto mógł dać organizatorowi kilka guldenów.  Krojone na obrazie Rembrandta ciało należało do niejakiego Adriaana Arisza,  złodzieja płaszcza, którego jako recydywistę skazano na karę śmierci. A skąd pochodzą trupy Gunthera von Hagensa? Przecież każdy z nich miał i ma jakieś nazwisko… Wszystkie mumie w Palermo są zidentyfikowane, dociekliwi mogą zapoznać się z historią życia każdego zmumifikowanego nieboszczyka. A w przypadku wystawy? Według zapewnień von Hagensa ciała pochodzą z dobrowolnych darowizn, wszyscy za życia wyrazili zgodę na plastynację i udostępnienie siebie po śmierci…  Ale kilka lat temu rozeszły się pogłoski jakoby zwłoki do laboratorium Hagensa trafiały nielegalnie. Twierdzi tak na przykład Swietłana Kreszetowa z Nowosybirska w Rosji, której ojciec Borys zmarł w szpitalu. Kobieta sądziła, że jego prochy pochowała, ale była w błędzie… Niejasności jest dużo więcej. Śledztwo przeprowadzone w 2002 roku wykazało, że 56 ciał z Syberii zamiast do kremacji trafiło do ośrodka Hagensa. Głośny był zarzut sprowadzenia nielegalnych zwłok nie tylko z Rosji, ale z podejrzanych źródeł w Kirgizji i Chinach, gdzie chodziło rzekomo o ciała więźniów łagrów i więzień. Ze względu na brak znamion popełnienia czynu przestępczego sprawa została umorzona, ale czy dało się dokładnie wyjaśnić wątpliwości? Powołana w październiku 2003 r. komisja parlamentarna w Kirgistanie badała oskarżenia, jakoby ​​von Hagens nielegalnie otrzymał i splastynował kilkaset zwłok z więzień, zakładów psychiatrycznych i szpitali w tym kraju, niektóre bez wcześniejszego powiadomienia rodzin. Wezwany von Hagens zeznał, że otrzymał dziewięć zwłok ze szpitali w Kirgistanie, lecz żadne nie zostały wykorzystane na wystawę Body Worlds i że nie był zaangażowany ani odpowiedzialny za powiadamianie rodzin… Komisja musiała z braku dowodów na tym zakończyć swoje badania. 

W styczniu 2004 r. niemiecki Der Spiegel doniósł, że von Hagens pozyskał zwłoki straconych więźniów w Chinach, lecz niemieccy prokuratorzy odmówili postawienia zarzutów. Sprawą pochodzenia  zwłok dłuższy czas zajmował się dziennikarz Christian Schulz. Jego zdaniem podobno z Kirgistanu do laboratorium von Hagensa przyjęto 30 ton mięsa, czyli 488 ciał zmarłych osób, 44 cześć i ciał i 10 płodów (za: Jarosław Molenda Mumie. Fenomen kultur, Warszawa 2006).

Spoglądając na zdjęcia z wystawy Body Worlds, nie można oprzeć się wrażeniu, że ciało ludzkie jest przez Gunthera von Hagensa traktowane przedmiotowo, jest dla niego takim samym tworzywem co dla rzeźbiarzy kamień czy drewno. Hagens kroi zatem trupy na plasterki, rozcina czy wręcz bawi się nieboszczykami jak manekinami. Kiedyś już w podobny sposób traktowano ludzkie ciało, także jako tworzywo. Było to ponad 70 lat temu. Według relacji więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie skóra ludzka była tam używana jako materiał do produkcji przedmiotów użytkowych, w tym opraw książek, rękawiczek, torebek, portfeli i abażurów.  Po śmierci więźniowie trafiali na stół laboratoryjny, gdzie przed skremowaniem usuwano im złote zęby, narządy wewnętrzne, które wysyłano jako pomoce naukowe studentom niemieckich akademii medycznych oraz skórę. Zachowały się dokumenty świadczące o tym, że Heinrich Himmler urządził swój górski dom… meblami z ludzkich kości. Niektórzy historycy powątpiewali czy była to prawda czy też są to propagandowe powojenne wymysły. Ale całkiem niedawno Muzeum w Auschwitz zakupiło na aukcji album ze zdjęciami oprawiony w ludzką skórę, który mógł zostać wykonany w obozie (LINK).   Na pewno w hitlerowskim przemyśle wykorzystywano ludzkie włosy. Świadczy o tym tajny rozkaz niemieckich władz skierowany do komendantów obozów koncentracyjnych 6 sierpnia 1942 roku. Oswald Pohl, główny administrator, informował w nim, że włosy ludzkie przerabiane są na  filc. Podawał też, że z włosów kobiecych wytwarza się przędzę włosianą na skarpety dla załóg okrętów podwodnych. W styczniu 1943 roku nakazano władzom wszystkich obozów koncentracyjnych dostarczanie ludzkich włosów większej liczbie niemieckich firm. W efekcie, jak pisze badający tę sprawę dziennikarz brytyjskiego Independent, Tony Paterson: Tekstylia produkowane przez niemieckiego giganta, firmę Schaeffler, zawierały włosy co najmniej 40 tys. więźniów przetrzymywanych i zabijanych w niemieckich obozach (LINK).

Co łączy interesującą wystawę Body Worlds którą obejrzało na świecie tyle milionów widzów z ponurymi ekscesami nazistów? Stosunek do ludzkiego ciała czy może coś głębszego? W 2004 roku Gunther von Hagens kupił hektar ziemi i budynki po Państwowym Ośrodku Maszynowym w Sieniawie Żarskiej na zachodzie Polski. Planował tam w w ciągu dwóch lat zatrudnić do 10 pracowników i zainwestować do 300 tys. euro przy składowaniu i naprawie wyposażenia wystawowego oraz aparatury technicznej. Potem zamierzał w powstałym zakładzie wykańczać sztucznymi preparatami i farbami ludzkie i zwierzęce eksponaty. Docelowo dałby miejsca pracy dla 200 osób, a koszt przedsięwzięcia wyniósłby 10 mln euro. A potem w przeciągu 10 lat w Sieniawie jego zespół preparowałby i plastynował zwierzęta. Pełnomocnikiem w przedsięwzięciu został jego ojciec, Gerhard Liebchen  (Hagens przyjął nazwisko żony). Z ustaleń prasowych okazało się, że  Gerhard Liebchen  w czasie wojny prześladował Polaków, był aktywistą hitlerowskiej NSDAP. Jako numer SS 374 728 trafił do jednostki nr 10/111 w Gnieźnie, której przewodził Jürgen Stroop, przyszły kat getta warszawskiego. Wojenny ślad Gerharda Liebchena urywa się w tym okresie. Wiadomo, że w 1942 roku został na krótko mianowany dowódcą gnieźnieńskiej jednostki SS. Był także odznaczony za organizowanie Selbschutzu w Zbąszyniu, gdzie przejął zrabowany polski majątek. Po wojnie ukrywał się, mieszkał w NRD. W 2005 roku poznański oddział Instytutu Pamięci Narodowej poinformował, że prokuratorzy zbadają wojenną działalność Liebchena w Polsce. Za przynależność do SS nic mu już nie groziło ze względu na przedawnienie, ale niektórzy informatorzy podawali, że Liebchen wysłał do obozów koncentracyjnych ok. 60 Polaków, co byłby już  zbrodnią ludobójstwa…  Od wojny jednak minęło tyle lat, że nie znaleziono materialnych dowodów, sam Liebchen zmarł, postępowanie umorzono… (LINK). 

Interes w Sieniawie Żarskiej jednak nie wypalił. Pomimo biedy i skrajnego bezrobocia ostatecznie mieszkańcy miejscowości opowiedzieli się przeciwko lokalizacji takiego zakładu. Anatom uznał, że nie jest jeszcze czas na takie przedsięwzięcia w Polsce i wycofał się. Rzeczywiście, 17 lat temu żyło więcej osób, które doskonale pamiętały niemiecką okupację. Pointę dopisało samo życie. Kilka lat temu Doktor śmierć, jak sam się chętnie nazywa von Hagens, zapadł na chorobę Parkinsona. To zastopowało jego pomysły. Ale show must go on a raczej die Show muss weitergehen. Podobno swoje ciało przeznaczył do plastynacji. Ma po śmierci witać widzów swojego cyrku plastynacji (LINK).

Póki co, ekspozycja Body Worlds czeka na amatorów wrażeń, mamy nadzieję, że po przeczytaniu naszego tekstu będzie jednak ich mniej. Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz