niedziela, 17 grudnia 2023

Z mojej płytoteki: Calla i Scavengers, dobry amerykański underground ze stajni Swans


Swego czasu w naszym Empiku zaopatrywaniem w płyty CD (to było przed reaktywacją popularności winyli) zajmował się bardzo miły chłopak, wielki fan amerykańskiej wytwórni Young God Records. A skoro Michael Gira, to wiadomo, na półkach roiło się od produkcji w szarych papierowych kartonikach - znaku rozpoznawczym większości produkcji Swans z tego okresu. Wtedy można było w ciemno brać wszystko co sprowadzał i tak było też w przypadku dziś opisywanej - drugiej płyty (z 2001 roku) amerykańskiego (niby) indierockowego zespołu Calla
 
Zespół powstał w Nowym Jorku w 1997 roku i tworzyli go Aurelio Valle (gitara, wokal), Sean Donovan (bas, instrumenty klawiszowe, programowanie) i Wayne B. Magruder (perkusja, programowanie). Sami muzycy przyznają, że cała historia jednak zaczęła się jeszcze wcześniej bo w 1993 roku, gdzie w Teksasie Valle i Magruder zaczęli razem występować w zespole o nazwie Factory Press (ciekawe czy to aby przypadek?). Zespół przeniósł się do Nowego Jorku w 1995 roku, nagrywając The Smoky Ends of a Burnt out Day z producentami Kid Congo Powersem i Mattem Verta-Rayem. Jednak w 1997 roku zakończyli działalność, a album został wydany dopiero na początku 1998 roku, kiedy to Valle i Magruder rozpoczęli nowe muzyczne przedsięwzięcia. Przede wszystkim współpracowali z Bowery Electric, Main i Windsor for the Derby (ich znakomity album opisaliśmy TUTAJ). W 1997 roku do zespołu dołączył Sean Donovan z Teksasu i tak narodziła się Calla.


W 1998 r. nagrali pierwsze demo (4 piosenki), które wzbudziło zainteresowanie brukselskiej wytwórni Sub Rosa, która w 1999 r. wydała pierwszy album zespołu. Debiut Calli, zatytułowany po prostu Calla, został dość dobrze przyjęty przez krytykę. Zespół zaczął koncertować, zgrał się na żywo, zainteresował się nim Michael Gira, który podpisał kontrakt z grupą dla Young God Records. Tak doszło do wydania Scavengers.

Na płycie w wersji CD (na YT jest też wersja poszerzona) znajduje się 10 piosenek, z czego jedna - ostatnia, to cover U2. Teksty napisał Valle a muzykę skomponowali wspólnie. Na płycie udziela się też sam Michael Gira (śpiewa w chórkach w jednej piosence), który dodatkowo ją zrealizował.

Na początek Fear Of Fireflies - znakomity start albumu...

Na zewnątrz przed tobą
Do kogo jeszcze możesz podejść?
Wracaj za mną
Powinieneś to być, lub mógłbyś to być ty

Mój strach przed ogniem ponownie mnie osłania
Ogień jest wciąż nade mną
Morze świetlików
Poruszaj się w ciemności
Śledzenie śladów
Rozpraszanie się
Podążanie za mną
Czarny kot, petarda, strzelaj
Mógłbyś, powinieneś to być ty

Mój strach przed ogniem ponownie mnie osłania
Nade mną ogień
Morze świetlików
Poruszaj się w ciemności
Śledzenie śladów
Rozpraszanie się
Podążanie za mną 

Jest to jednocześnie jeden z najlepszych utworów albumu. Po nim robi się nieco sennie, leniwie. Hover Over Nowhere to piosenka o leniwych podróżach, być może o surfowaniu nocami po sieci... 

Najedź kursorem na nigdzie
Super satelita
Czuwa nad tobą i mną

Traffic Sound jest o jakiejś szalonej wycieczce samochodem, rozkręca się i wnosi dużo psychodelicznych klimatów. Tijerina podobnie, jest w klimacie psychodeli, nieco przypomina Radiohead (Gira udziela się tutaj w chórkach). Leniwie się rozkręca, ale za to przechodzi w świetne zakończenie.

 

Myślę, że wracam do domu
Będzie bezpieczniej, jeśli będę trzymać się blisko domu

Gdybym mógł
Gdybym tylko mógł

Oddałbym wszystko
Wiesz, że zrobiłbym to, gdybym tylko mógł

To wszystko wystarczy, żeby mnie udusić
Drażnij mnie i odseparuj

To wszystko wystarczy, ale dla mnie nie wystarczy
To wszystko wystarczy, ale dla mnie nie wystarczy
To wszystko wystarczy, ale dla mnie nie wystarczy

Przepraszam za niedogodności
To tylko dlatego, że tracę cierpliwość
Zadzwoń do mnie, Sophio
Kiedy to wszystko się skończy i pospiesz się


Slum Creeper podobnie wolno się rozkręcający - to piosenka o zmęczeniu w związku, prowadzącym w końcu do rozstania. The Swarm zdaje się być piosenką o jakiejś religijnej mistyczce i jej objawieniach. Mayzelle to eksperymentalny utwór instrumentalny - przypomina nieco współczesną wersję Revolution No.9 the Beatles.


Love Of Ivah to kolejne smutne wyznanie po rozpadzie związku:

Mam nadzieję, że nigdy cię nie zobaczę w innym życiu

Napięcie w tej piosence wolno rośnie, to kolejny jasny moment albumu. A Fondness for Crawling to następny eksperyment instrumentalny. Całość kończy Promenade  - cover U2. Mimo że jest dość udany, świat Padlinożerców zbytnio by nie ucierpiał, gdyby Calla go pominęła... 

Reasumując, Calla to nie jest muzyka prosta do zaszufladkowania. Niektórzy twierdzą że to indiercok, naszym zdaniem zespołowi na tym albumie bliżej do Velvet Underground, niż do typowego brzmienia indie. Gdyby Velvets grali dziś, mogliby stworzyć coś w podobnym stylu. Kto wie?   


Calla, Scavengers, realizacja: Calla i Michael Gira, YGR 2001, tracklista: Fear Of Fireflies, Hover Over Nowhere, Traffic Sound, Tijerina, Slum Ereeper, The Swarm, Mayzelle, Love Of Ivah, A Fondness for Crawling, Promenade.

 

4 komentarze:

  1. Wspaniała płyta. Mam ich wszystkie albumy, ale to właśnie "Scavengers" uważam, za ich artystyczny szczyt. Szkoda, że dziś mało kto pamięta o tym zespole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna zgoda. Krąży opinia że jeszcze debiut jest warty uwagi. A później już coraz słabiej. Zapoznam się z debiutem i pewnie pojawi się u nas. Tymczasem pozdrawiamy właściciela zaprzyjaźnionego bloga, który jest u nas w polecanych i który odwiedzamy regularnie.

      Usuń
    2. Tak, debiut jest najbardziej awangardowy i eksperymentalny. Ja jeszcze lubię ich trzeci album, a później to już zrobiło się bardziej standardowo i indie rockowo. Nie są to złe płyty, ale w porównaniu z tymi dwoma pierwszymi to brak im ambicji i odwagi wytyczania nowych szlaków. Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam równie serdecznie.

      Usuń
    3. Sprawdzimy. Wzajemnie pozdrawiamy

      Usuń